„Facet mnie podrywał, bo chciał tylko zapomnieć o zmarłej żonie. Miałam być chusteczką na otarcie łez po jej stracie”

Para po 60. fot. iStock by Getty Images, tomazl
„Byłam głęboko przekonana, że wszystko się powiedzie. Prosiłam go usilnie, żeby to on zamieszkał ze mną. Wiedziałam, jak wygląda jego dom. W garderobie cały czas wisiały ubrania jego nieżyjącej żony, bo podobno nie miał siły się ich pozbyć”.
/ 19.09.2024 13:15
Para po 60. fot. iStock by Getty Images, tomazl

Z czasem pogodziłam się z tym, że moje życie upłynie w samotności. Jednak okazało się, że los miał dla mnie inny plan.

Niektórzy koją smutki za pomocą czekolady, a ja wybieram pływanie. Taki nawyk mam od małego i przywykłam już, że wskakując do wody, pozbywam się wszelkich trosk. Dlatego za każdym razem, gdy dopada mnie stres, kieruję swe kroki na pływalnię. O godzinie 8:00 otwierają obiekt i o tej porze nigdy nie ma tam zbyt wielu ludzi. Dzięki temu mogę do woli rozkoszować się wodą i ciszą, które mam tylko dla siebie.

Dręczyło mnie poczucie samotności

Nigdy nie przypuszczałam, że na starość będę zdana tylko na siebie. Dwie dekady temu, gdy mój związek małżeński legł w gruzach, pochłonięta byłam opieką nad dwójką dorastających dzieci. Wtedy znalezienie nowego partnera nie zaprzątało mi głowy, brakowało mi na to energii. Dałam sobie spokój, wycofałam się; miłość poszła w niepamięć.

Pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, pojawiła się znów w moim życiu. Jakieś pięć lat wstecz, podczas samotnego wyjazdu, los zetknął mnie ze Zbyszkiem. Uwielbiam podróże, więc wybrałam się sama, a on pojechał, by odzyskać równowagę po stracie ukochanej żony – dzieci namówiły go na tę wycieczkę. Na tym wyjeździe się zaprzyjaźniliśmy. Zbyszek okazał się fantastycznym towarzyszem – niezwykle bystrym i oczytanym człowiekiem.

Uwielbiał snuć przeróżne opowieści, co było dla mnie jak powiew świeżego powietrza po relacji z małżonkiem, który nie należał do zbyt wylewnych osób. Jako że oboje jesteśmy z tej samej miejscowości, zaczęliśmy umawiać się na spotkania. Sporo mi mówił o swojej nieżyjącej już żonie; można było zauważyć, że darzył ją ogromnym uczuciem. Ponoć zmarła na jego rękach z powodu zatoru w płucach. Ogromnie przeżywał jej stratę i przez długi czas dręczyły go wyrzuty sumienia, mimo że nie był w stanie jej uratować.

W końcu pokochałam Zbyszka

Żywiłam nadzieję, że ja również staję się dla niego kimś wyjątkowym. Nie wywierałam presji, starałam się być subtelna i wyczulona na najdrobniejsze gesty świadczące o jego uczuciu. Powoli przedstawiał mnie swoim przyjaciołom, następnie synom, którzy podobnie jak tata zrobili na mnie wrażenie sympatycznych i dobrze ułożonych.

Jego synowie sądzili zgodnie, że tata powinien być wdzięczny losowi za spotkanie kobiety takiej jak ja. Kogoś, kto pomógł mu wyjść z dołka i obsesyjnego rozpamiętywania śmierci żony. Zbyszek bowiem, oprócz chwil, gdy tryskał energią i chęcią do życia towarzyskiego, miał skłonność do wpadania w przygnębienie i zamykania się w sobie. Dopiero po jakimś czasie poznałam istotny powód takiego zachowania – było nim opłakiwanie zmarłej.

Jedna osoba radzi sobie z utratą bliskiego stosunkowo szybko, inna zaś zmaga się z tym latami. Wydawało mi się jednak, że Zbyszek jest gotowy na nowe uczucie, bo powiedział mi wprost, że mnie potrzebuje... Kiedy pewnego razu wspomniał, że może nadszedł czas, abyśmy zamieszkali pod jednym dachem, poczułam niesamowitą radość! Kompletnie zignorowałam uwagi koleżanek, które sugerowały, że mogę być jedynie lekarstwem na jego złamane serce. Miałam pełną świadomość, że jako wdowiec będzie wspominał i wywyższał swoją nieżyjącą żonę, którą przecież tak mocno kochał. Wiedziałam też, że muszę znaleźć w sobie dużo siły, żeby porównywać się z tym ideałem.

Rywalizowałam z duchem zmarłej żony

Byłam głęboko przekonana, że wszystko się powiedzie. Prosiłam go usilnie, żeby to on zamieszkał ze mną. Wiedziałam, jak wygląda jego dom. W garderobie cały czas wisiały ubrania jego nieżyjącej żony, ponieważ – jak mówił – brakowało mu sił, żeby je posegregować i przekazać ubogim albo najzwyczajniej się ich pozbyć. Jej fotografie były poustawiane dosłownie w każdym kącie. Nie miałam ochoty żyć w takich warunkach.

Posiadałam własne, piękne mieszkanie, w którym nie brakowało przestrzeni dla Zbyszka. Potrzebował jedynie chęci, by ją wypełnić. Moja garderoba zaczęła stopniowo zapełniać się jego ubraniami, a on sam coraz częściej zostawał u mnie na noc. Mimo to odnosiłam wrażenie, że nie cieszy się całym sobą z faktu, iż jesteśmy parą. Sprawiał raczej wrażenie, jakby traktował nasze wspólne chwile niczym pewien rodzaj eksperymentu...

Każdego dnia miałam wrażenie, jakbym brała udział w jakimś wyścigu, w którym muszę pokonywać jedną przeszkodę za drugą. Niestety, nawet najprostsze czynności sprawiały mi problem. Choćby przygotowanie porannej kawy – zastanawiałam się, czy będzie mu tak samo smakować jak ta, którą parzyła jego żona. Za każdym razem, gdy stawiałam przed Zbyszkiem kubek, przyglądałam się uważnie jego twarzy, szukając oznak zadowolenia lub uśmiechu. Jednocześnie obawiałam się dostrzec na niej smutek i tęsknotę za przeszłością. Ta nieustanna rywalizacja z jego zmarłą żoną zaczynała mnie przerastać i odbierać siły.

Czasami odnosiłam wrażenie, że ona wygrywa tę naszą małą rywalizację. Przykładowo, gdy Zbyszkowi w przypływie emocji zdarzało się nazwać mnie jej imieniem. Ja jakby nigdy nic uśmiechałam się, ale widziałam że krępuje go ta wpadka. I nagle dotarło do mnie, że ze strachu przed kolejną pomyłką zaczął zwracać się do mnie jakoś tak... bezosobowo. Mimo że próbowałam robić dobrą minę do złej gry, to gdzieś tam w środku zaczęłam się zastanawiać, czy podołam. Myślałam sobie: „I po co mi to wszystko? Czy tak źle mi było w samotnym życiu?”.

Przyjaciółki nie były przekonane do nas

Ostatnimi czasy zaczęłam słyszeć od moich koleżanek, że związanie się z facetem po przejściach to trochę jak trafienie szóstki w totka. Niby się udaje, ale raczej rzadko.

On już swoje przeżył i teraz raczej szuka jakiejś pociechy, a nie partnerki, z którą chciałby budować coś na poważnie. Bo jego serce i tak zostało tam, na tym cmentarzu, wraz z żoną.

– Słuchaj, kochana, po co miałby się pakować w nowy związek? W tym wieku i tak nic nowego już nie stworzycie. Nie będziecie mieć wspólnych dzieciaków ani nie postawicie razem domu – powiedziała mi koleżanka. – Wybacz, że jestem taka bezpośrednia, po prostu nie chcę patrzeć, jak się zawiedziesz.

Tak naprawdę zgadzałam się z nią, chociaż liczyłam również na to, że po prostu fajnie będzie kroczyć u boku Zbyszka aż do końca swoich dni. Nie otwierać oczu każdego poranka samotnie w łóżku. Nie pomyślałam tylko o tym, że on być może zamarzy o tym, żeby w jego łóżku leżał ktoś inny niż ja...

Odkąd zamieszkaliśmy razem, zdążyłam się przyzwyczaić, że Zbyszek często się wycofuje i zamyka w sobie. Bywały momenty, kiedy to nie sprawiało mi przykrości, ale zdarzały się też chwile, w których odczuwałam wielki ból. Szczególnie bolesne było to w dniu moich urodzin, gdy w końcu wyznał mi, że dokładnie w ten sam dzień pochował swoją żonę. Wtedy zrozumiałam, że nie powinnam oczekiwać kwiatów ani prezentów, bo ten dzień na zawsze pozostanie dla niego czasem żałoby i smutku.

Tego pamiętnego popołudnia mój świat nagle runął. Wyszłam na zakupy i zobaczyłam go, jak idzie przez miasto pod rękę z obcą kobietą. Uśmiechał się do niej czule, komplementował, promieniał radością... Poczułam się, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce! Jakoś pogodziłam się z faktem, że muszę konkurować ze wspomnieniem jego zmarłej żony, ale z kolejnymi, nowymi partnerkami?! Nie, tego było już za wiele! Nie miałam na to ani siły, ani najmniejszej chęci!

Później mówił, że to koleżanka z dawnych lat

Ale miałam tego po dziurki w nosie. Nawet jeśli to przyjaciółka z dawnych czasów, to ewidentnie uważa, że ma do niego jakieś prawo po dziś dzień! Poznałam ją i spojrzała na mnie w taki sposób, że od razu zrozumiałam, o co chodzi. Niby stała z boku, ale jej wzrok krzyczał: „Jak będę chciała, to go zgarnę, bo już kiedyś był mój!”.

Zdecydowałam, że nadszedł czas, aby zakończyć mój związek ze Zbyszkiem. Wspominałam już wcześniej, że nie przepadam za rywalizacją i wolę podchodzić do życia na luzie, tak jak do pływania – ma być przyjemnością, a nie ciągłym stresem. Szczególnie teraz, gdy mam już 63 lata i pragnę delektować się każdym dniem, jaki mi jeszcze został. W związku z tym, poprosiłam Zbyszka, żeby się spakował i znalazł sobie inne mieszkanie.

– Uważam, że relacja pomiędzy nami podąża w złym kierunku – oznajmiłam mu. – Raczej nic z tego nie wyjdzie, bo brakuje mi pozytywnych wrażeń w naszym związku.

Nie sprzeciwił się, bez emocji spakował swoje rzeczy, a przy pożegnaniu wspomniał, że ma nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi. W ten sposób tylko utwierdził mnie w przekonaniu, które miałam od jakiegoś czasu: byłam mu potrzebna, żeby mógł poukładać sobie swój wewnętrzny świat, a gdy mu się to udało, po prostu poszedł w swoją stronę, aby związać się z jakąś inną kobietą.

Taką, która nie skojarzy mu się z tym okresem przejściowym pomiędzy żałobą a powrotem do normalności. Tygodnie mijały, a Zbyszek nawet nie raczył zadzwonić. Strasznie mnie to zabolało, ale stwierdziłam, że z czasem rany się zabliźnią. Cóż, po raz kolejny zostałam sama jak palec i poradzę sobie.

Ale mnie zaskoczył

Wyszłam z basenu po pokonaniu jeszcze jednej długości. Młode osoby zaczęły tłumnie przybywać, więc atmosfera robiła się coraz bardziej ożywiona. Mój upragniony relaks dobiegł końca. Podpłynęłam do drabinki i wdrapałam się po niej na skraj basenu. Mając wciąż na oczach okulary pływackie, początkowo nie rozpoznałam wysokiego mężczyzny, który pojawił się tuż przede mną. Dopiero kiedy je zdjęłam, ze zdziwieniem spostrzegłam, że to Zbyszek!

– Domyślałem się, że tu będziesz – rzucił luźno, zupełnie jakbyśmy widzieli się zaledwie przed chwilą, po czym… zaproponował wypicie kawy. – Beatko, może dajmy sobie jeszcze jedną szansę? – wypalił bezpośrednio chwilę później.

Następnie uczciwie nakreślił mi, jak on postrzega całą sytuację. Ku mojemu zaskoczeniu dowiedziałam się, jak często podczas naszego związku to ja przywoływałam wspomnienia… mojego byłego męża!

Wielokrotnie nawiązywałam do jego zachowań, upodobań czy niechęci. Przypominałam sobie, jaki był kiedyś, co wtedy robił, a czego unikał.

– Od waszego rozstania upłynęło przecież znacznie więcej czasu niż od momentu, gdy moja żona odeszła z tego świata. Wydawać by się mogło, że to wystarczająco długo, by pozbierać się po stracie – tłumaczył mi łagodnie Zbyszek. – Nigdy nie miałem pretensji o to, że przywołujesz wspomnienia o nim, choć przyznam szczerze, że nie było to dla mnie zbyt przyjemne. Odnosiłem wrażenie, jakbyś nas ze sobą zestawiała – wyznał szczerze.

On naprawdę miał rację

„Poprzedni partner nadal gdzieś siedzi w mojej duszy. Czy to jednak oznacza, że nie jestem gotowa na nową relację? Absolutnie nie!” – przyszło mi na myśl. – „Być może podobnie jest z żałobą po stracie żony u Zbyszka? Jeśli on sam mówi, że pragnie dać nam jeszcze jedną szansę, mimo wszystkich naszych wspólnych doświadczeń, to chyba...”.

Dajmy sobie szansę – popatrzyłam prosto w jego oczy, chwytając go za dłoń.

On zaś złożył na niej pełen szacunku pocałunek. Od dwóch lat jesteśmy parą, a sześć miesięcy temu stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Mogę śmiało stwierdzić, że przy Zbyszku odnalazłam prawdziwe szczęście. Coraz mniej myślę o poprzednim związku małżeńskim, a gdy mój mąż napomknie o swojej zmarłej małżonce, reaguję uśmiechem i za każdym razem mówię to samo:

– Była naprawdę niezwykła.

Owszem, ona była, a ty jesteś! – pada odpowiedź z ust mojego męża.

Beata, 63 lata

Czytaj także:
„Mąż i teściowa ciągle mnie porównują do jego byłej żony. Nawet obrusa na stole nie umiem położyć tak dobrze jak ona”
„W wieku 60 lat chciałam znów poczuć motyle w brzuchu. Dzieci przeganiały wszystkich adoratorów, bo jestem za stara”
„Żona zostawiła mnie dla młodszego. Czuję się upokorzony, więc zabiorę jej przy rozwodzie nawet dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA