„Facet miał plan idealny: na wyjazd kochanka, na co dzień żona i zero dowodów. Wreszcie sam sobie strzelił gola”

Zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Rido
„Gość spojrzał na mnie zdziwiony i spytał, o co chodzi. Doszłam do wniosku, że całe te szkolenia to jedna wielka lipa! Te kontakty do hoteli są fikcyjne. Trzeba przyznać, że miał niezły plan, ale jakoś udało mi się dokopać do prawdy”.
/ 22.06.2024 19:30
Zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, Rido

Przeglądając historię rachunku bankowego, potakiwałam nieznacznie, wsłuchując się w historię opowiadaną przez panią Weronikę.

– Proszę spojrzeć – widać wyraźnie płatności realizowane w Lublinie, a przecież mąż akurat przebywał na kursie w stolicy. To oczywiste, że ktoś nieuprawniony posługiwał się jego kartą!

Kobieta nie miała wątpliwości, iż doszło do kradzieży.

Nie wydawała się naiwna

Pani Weronika snuła przy mnie dalsze domysły na temat tej sprawy:

– Według mnie to on wcześniej zgubił tę kartę, tylko nic o tym nie wspomniał. Proszę zerknąć na poprzednie zestawienia transakcji.

– I co na to małżonek? – padło kolejne pytanie.

– Podobno w ogóle nie zorientował się, że karta przepadła. Mamy parę kart, a z tej firmowej prawie nie korzysta. A przynajmniej tak twierdzi.

Na jej miejscu od razu wpadłabym na pomysł jakichś skoków w bok albo tajemniczych wypraw z kolegami. Pracując jako prywatny detektyw, widziałam już niejedno, ale też nauczyłam się, że można się nieźle naciąć na tym, co widać na pierwszy rzut oka.

– Zawiadomiliście policję?

– Ja chciałam, ale Antek stwierdził, że sam to załatwi, bo na pewno doszło do jakiejś pomyłki. Ale kasa zniknęła, więc o jakiej pomyłce mówimy?!

– I jest pani w stu procentach pewna, że mąż faktycznie był w tych miejscach? – wolałam się upewnić. – Najpierw we Wrocławiu, potem dwa razy z rzędu w Poznaniu, a na koniec w Gdańsku? Nic innego pani nie przychodzi do głowy?

Pani Weronika niedbale machnęła ręką.

– Bierze mnie pani za jakąś naiwną? – parsknęła. – No jasne, że od razu chciałam jakichś papierów na potwierdzenie. Dziwiło mnie, czemu Antek woli to załatwić bez policji. No ale dał mi paragony z hoteli, kwity z knajp i jakieś świstki, że zaliczył szkolenia. Sam prowadzi firmę, więc często musi gdzieś jeździć na kursy, żeby dobrze trzymać się na rynku.

W końcu złapałam trop!

Ten człowiek faktycznie mógł być czysty. Tylko czemu nie chciał odzyskać kasy? Łącznie z konta wyparowało grubo ponad siedem tysięcy złotych. Normalny człowiek by oszalał, jakby go tak oskubali.

– Przez przypadek wpadłam na te przelewy – oznajmiła klientka. – Niechcący kliknęłam wyciąg z banku, w którym mąż prowadzi firmowe konto. Zanim dotarło do mnie, że to jego, zobaczyłam, co się wydarzyło.

Cóż, nie byłam taka głupia. W rzeczywistości zapewne ta klientka chciała sprawdzić męża. Przed momentem wspomniała, że ostatnio coś często jeździ na różne kursy.

– Kontaktowała się pani z organizatorami tych szkoleń? – zapytałam.

– Owszem – odparła. – Dostałam zapewnienie, że Antek faktycznie brał udział w zajęciach. Zaczynam się martwić, bo nie wiem, co mam o tym sądzić.

– Byłaby pani w stanie zrobić dla mnie kopie tych papierów? – machnęłam ręką w stronę wyciągów bankowych.

Skinęła głową na znak zgody. Kompletnie nie wiedziała, jak wytłumaczyć postępowanie swojego męża i jego zaskakująco lekceważące podejście do tego, że z rachunku bankowego wyparowała przecież całkiem pokaźna kwota pieniędzy. Kolejnego dnia wzięłam pod lupę wszystkie dokumenty. No i faktycznie, z zebranych informacji wynikało, że facet był dokładnie tam, gdzie twierdził, że przebywa. Jednak coś wydawało się być na rzeczy.

Te pensjonaty, knajpy, ośrodki konferencyjne. Istnieje możliwość, że ktoś rzeczywiście ukradł mu kartę, a on na starcie tego nie dostrzegł. Ewentualnie kasa znikała z jego konta w odmienny sposób, dajmy na to przez podrabianie przelewów. Facet miał w końcu sporo szmalu, te kilka kafli nie było dla niego jakimś wielkim kłopotem. Mimo wszystko powinien zgłosić tę sprawę policji.

Zrobiłam zestawienie rachunków i transakcji

Było tego naprawdę sporo, bo mąż pani Weroniki robił mnóstwo przelewów, ale nie przy pomocy karty płatniczej, tylko przez bankowość elektroniczną. Przy okazji dostrzegłam pewną prawidłowość – te domniemane kradzieże miały miejsce dokładnie w czasie, gdy pan domu był poza miejscem zamieszkania. Pani Weronika przeoczyła ten fakt, będąc zestresowana całą sytuacją, a na dodatek uspokojona alibi męża. Z drugiej strony musiała mieć jakieś wątpliwości albo przeczucie, że coś jest nie tak, bo ostatecznie wynajęła prywatnego detektywa.

Dokładnie przestudiowałam papiery. Nie ma co liczyć na to, że porządny hotel ot tak, podczas rozmowy telefonicznej, przekaże informacje o swoich gościach bez polecenia prokuratora, ale nie zaszkodzi przejrzeć to, co jest ogólnodostępne, łącznie z witryną w sieci. Wszystkie obiekty wyszczególnione na fakturach rzeczywiście działały. Z niezadowoleniem zerknęłam na paragon, a ściślej mówiąc na cyfry numeru telefonu, po czym przeniosłam wzrok na zakładkę z danymi kontaktowymi i nagle...

Eureka! W końcu znalazłam jakiś trop. Coś tu było nie tak. Postanowiłam zadzwonić.

– Bardzo przepraszam – odezwałam się, gdy tylko usłyszałam głos z recepcji. – Jestem detektywem prowadzącym prywatne śledztwo...

– Niestety, ale nie możemy podawać żadnych danych na temat naszych klientów – natychmiast mi przerwał facet po drugiej stronie słuchawki.

Coś mi tu nie grało

– Zdaję sobie z tego sprawę – powiedziałam. – Ale nie o to mi chodzi. Próbuję dowiedzieć się, czy w waszym hotelu używacie konkretnego numeru telefonu. I czy pojawia się on na rachunkach dla gości.

– Takie dane mogę przekazać – odetchnął z ulgą pracownik recepcji.

Kiedy skończyłam rozmowę, to wzięłam się za wydzwanianie do innych hoteli. W każdej z nich słyszałam w słuchawce coś podobnego, gdy pytałam o telefony.

– Kochanie, chciałabym przedstawić ci naszego gościa – rzuciła moja klientka, gdy tylko jej mąż przekroczył próg domu po pracy.

Siedziałyśmy akurat w salonie ich przestronnej willi.

Ta pani jest prywatnym detektywem.

Facet zrobił wielkie oczy, a potem rzecz jasna spytał, o co chodzi. Tego ranka pani Weronika zwróciła się do mnie z prośbą, żeby osobiście zdemaskować kłamstwa jej męża.

– Przepraszam, ale ja przez zdenerwowanie mogę stracić wątek i zacznie mnie przedstawiać jako idiotkę. W tym jest świetny – tłumaczyła.

Przystałam na to. Takie przysługi również są częścią pracy prywatnego detektywa.

– Szanowny panie – zaczęłam. – Z przykrością muszę oznajmić, że oszukiwał pan swoją małżonkę.

– Jak pani śmie?! – oburzył się, próbując przykryć zmieszanie i strach oburzeniem. Nie raz już byłam świadkiem podobnych reakcji u przestępców złapanych na gorącym uczynku.

– Niech pan usiądzie i posłucha mnie uważnie – powiedziałam powoli i stanowczo, akcentując każde słowo. – Dokładnie przeanalizowałam pana wyciągi z konta i sprawdziłam pochodzenie wszystkich transakcji.

– Ale Weronika kontaktowała się z nimi już jakiś czas temu…

– Ja również – weszłam mu w słowo. – I dowiedziałam się, że te całe kursy to jedno wielkie kłamstwo! Numery do hoteli są fikcyjne. Pewnie po to, żeby uniknąć sytuacji, w której ktoś z obsługi poplącze się w zeznaniach i wbrew regulaminowi zdradzi informacje o pobycie gościa.

Kłamstwo szybko wychodzi na jaw

Facet nie odezwał się ani słowem.

– Zdradzisz mi, co robiłeś w tym Lublinie? Na tych niby szkoleniach? – kobieta zwróciła się do niego, ledwo panując nad złością.

– Zaraz, to musi być jakaś pomyłka... – pan Antek próbował się tłumaczyć, ale małżonka weszła mu w słowo.

– No to może pani detektyw się tym zajmie, co? To chyba nie problem, zgadza się?

– Oczywiście – odparłam. – Tyle że to oznacza kolejne zlecenie. No i dodatkową opłatę.

– Naturalnie, rozumiem – moja klientka potwierdziła ruchem głowy. – Ale jeżeli Antek sam z siebie nie będzie chciał wyznać prawdy…

Dobra, wystarczy! – mężczyzna nie wytrzymał. – Opowiem o wszystkim! Ale tylko w cztery oczy. Może ta pani już sobie pójdzie?

Pani Weronika popatrzyła na mnie z nieznacznym, melancholijnym uśmiechem, w którym dało się dostrzec lekką nutkę satysfakcji.

– W porządku, ale mówię ci kochanie, jak tylko nabiorę podejrzeń, że coś kręcisz, od razu dzwonię do tej pani. Sama widzisz, jak dobrze sobie radzi.

Skinęłam głową na pożegnanie i opuściłam pomieszczenie.

Okazało się, że już kolejnego dnia przed południem znowu zadzwoniła do mnie pani Weronika. Ale to już zupełnie nowe zlecenie i całkiem inna opowieść.

Alina, 34 lata

Czytaj także:
„Wyszłam za mąż z rozsądku i przez lata żyłam z ludźmi, którzy mną pomiatali. W końcu powiedziałam dość”
„Byłam już żoną, kochanką i partnerką. Czekałam, aż jakiś facet w końcu okaże się niespodzianką, a nie rozczarowaniem”
„On dawał mi wygodne życie, ja ofiarowałam mu swoje młode ciało. Zero uczuć, zero emocji – tylko czysty biznes”

Redakcja poleca

REKLAMA