„Facet, który mi się podoba, widział mnie w potwornie żenującej sytuacji. Teraz ze wstydu nie umiem spojrzeć mu w oczy”

zawstydzona kobieta w biurze fot. Adobe Stock, Alliance
„Kabina jest dość duża i pomiędzy sedesem, a drzwiami jest spora odległość. W odruchu paniki, poderwałam się z miejsca, ze spodniami w kostkach rzucając się do klamki. Nie zdążyłam. Drzwi się otworzyły i wtedy nasze oczy się spotkały...”.
/ 25.03.2022 21:18
zawstydzona kobieta w biurze fot. Adobe Stock, Alliance

Może kto inny na moim miejscu potrafiłby obrócić tę sytuację w żart, ja jednak jestem na to zbyt nieśmiała. I z upokorzenia płonę.

Czuję się okropnie. Nie wiem, gdzie oczy podziać. Był moment, kiedy chciałam zapaść się pod ziemię. Albo jeszcze lepiej uciec i nie wrócić już do pracy. Ale przecież nie mogę sobie na to pozwolić. Nie wiem, co robić, a jednocześnie czuję, że w tej sytuacji niewiele już zrobić można. Stało się. Facet, za którym wprost szaleję, zobaczył mnie w najgorszej możliwej ze wszystkich żenujących sytuacji: zobaczył mnie na… sedesie. Ze spuszczonymi spodniami. Dosłownie.

Wiem, że takie wyznanie może kogoś pobudzić do śmiechu. Ale mnie naprawdę nie jest wesoło. I nawet nie mam się komu pożalić…

Pracujemy w jednej firmie. Kamil dołączył do nas niedawno i jest zastępcą dyrektora naszego działu. Ja – asystentką tego dyrektora. Jest przystojnym facetem, więc od razu wpadł mi w oko. Wiem, że i ja jemu się podobam. Podobałam. Teraz to już nie ma znaczenia. Bo co myśli facet, który flirtuje z kobietą i nagle jest świadkiem jej wstydu i żałosnej paniki. Przecież już zawsze będzie mnie widział przez pryzmat tamtej sytuacji!

A szło mi tak dobrze… Wprawdzie ja jestem tylko szeregowym pracownikiem, a on należy do kasty menedżerskiej, jednak jestem ambitna, studiuję ekonomię, znam świetnie dwa języki i wiadomo, że za kilka lat się wybiję. Inaczej patrzy się na dziewczynę z intelektualnym potencjałem i na dodatek pracowitą, zdolną, no i ładną. A inaczej na... kogoś kto się zbłaźnił.

Rywalizowałam o niego z Karoliną

Zdawałam sobie sprawę, że Kamil zwrócił na mnie uwagę. Była wprawdzie jeszcze Karolina, menedżerka, ale ona nie miała „władzy” nade mną. Jednak zawsze dawała mi do zrozumienia, gdzie według niej jest moje miejsce. Ośmielała się nawet czasem traktować mnie wyraźnie z góry. 

Pamiętam pierwsze po przyjściu Kamila do firmy spotkanie u dyrektora. Miało być kilku szefów działów. Karolina ubrana w jeden z tych swoich obcisłych kostiumików i ostre szpilki wyglądała zabójczo i doskonale o tym wiedziała.

Kilka osób już czekało w salce, w której odbywały się spotkania. Salka przylega do gabinetu mojego szefa i sekretariatu, w którym pracuję. Spotkanie jeszcze się nie zaczęło. Drzwi były uchylone, więc widziałam co nieco. Karolina „przykleiła” się do Kamila (mieli robić razem jakiś projekt) i głośno się śmiała z jakichś jego dowcipów. Jednocześnie od czasu do czasu zerkała, czy ja to widzę. Normalnie klasyczne babskie zagrywki. Ale też dość prymitywne.

Cóż, widać nie ma znaczenia – przedszkole czy firma – te same triki są wykorzystywane. I chyba działają na facetów. Na tych jeszcze w rajstopkach, jak i na tych już w garniturach. Kamil też trochę zaczynał mnie wkurzać. Skoro ta małpa mu się podoba…

Małpa wyszła na chwilę z salki i podeszła do mojego biurka. Kamil stał w drzwiach i rozmawiał z jeszcze jednym menedżerem.

– Alu, mogłabyś nam zrobić kawy? – poprosiła Karolina swoim przesłodzonym głosikiem, w którym wyraźnie brzmiał protekcjonalny ton.

Niestety, nie mogłam jej odmówić. W końcu taka moja rola. Przecież wiadomo było, że nie mogę jej powiedzieć: „Wypchaj się sianem”.

– Idiotka – mruknęłam pod nosem, odwracając się do szafki, na której stał ekspres i filiżanki.

I wtedy usłyszałam głos Kamila:

– Pomogę ci, będzie szybciej. Zaraz zaczynamy, a mamy niewiele czasu.

I ku mojemu zdumieniu (żałowałam, że nie mogę widzieć wyrazu twarzy Karoliny) podszedł do szafki i zabrał wielką tacę z filiżankami.

– Rany, ależ to ciężkie – stwierdził i uśmiechnął się do mnie tym swoim olśniewającym uśmiechem.

A ja ładnie podziękowałam mu za pomoc, po czym zabrałam się raźno do nastawiania ekspresu. Kiedy po chwili wkroczyłam do salki spotkań z dzbankiem kawy i ciastkami, filiżanki były już rozstawione. „Uroczy z niego facet” – pomyślałam; w końcu naprawdę wcale nie musiał tego robić.

Potem wpadaliśmy czasem na siebie po pracy. Któregoś dnia nawet podwiózł mnie na uczelnię, gdy miałam jakieś zajęcia po południu. Czasem wysyłał mi żartobliwy, niezobowiązujący mail, czasem zatrzymywał się na chwilę przy moim biurku i wymienialiśmy drobne uwagi na temat „co tam, panie, w polityce” albo w filmie. Okazało się, że oboje uwielbiamy kino i na dodatek mamy podobny gust filmowy. Bywało, że widziała nas przechodząca obok Karolina. No i wtedy jej mina mówiła sama za siebie. A ja triumfowałam w duchu.

Skąd mogłam wiedzieć, że ta idylla wkrótce się skończy, i to z takiego idiotycznego powodu!

Koniec! Wszystko przepadło...

Toalety dla pań i panów są w naszym biurowcu oddzielne, wiadomo. Ale ostatnio była jakaś awaria i jedna z nich została wyłączona z użytku. Śmialiśmy się, że koedukacyjnie będzie jeszcze fajniej… Tego feralnego dnia było bardzo dużo spotkań. Miałam mnóstwo pracy i głowę zawaloną myśleniem o trzech rzeczach naraz. Wypiłam chyba ze trzy kawy tego ranka i musiałam polecieć do toalety. U mojego szefa trwało spotkanie.

Pobiegłam do kibelka i zapomniałam zamknąć drzwi kabiny na zasuwkęKiedy już się rozsiadłam, stało się to najgorsze… Jeszcze teraz, gdy o tym myślę, cała się czerwienię. Ktoś wszedł do toalety i skierował się od razu do pierwszej – mojej – kabiny. Usłyszałam znajome pogwizdywanie i wstrzymałam oddech. To był Kamil. Widocznie on też musiał wyjść „na chwilę” ze spotkania.

Kabina jest dość duża i pomiędzy sedesem, a drzwiami spora odległość. W odruchu paniki, poderwałam się z miejsca, z tyłkiem na wierzchu i spodniami w kostkach rzucając się do klamki. Nie zdążyłam. Drzwi się otworzyły i wtedy nasze oczy się spotkały. Matko, to było straszne!

Kamil wybąkał tylko „przepraszam”, zatrzasnął z powrotem drzwi, ale nie skorzystał z sąsiedniej kabiny. Po prostu uciekł z toalety.

Przez chwilę chciałam się rozbeczeć, ale jakimś cudem opanowałam się. Uszy mi płonęły i czułam, że chyba już nigdy nie wyjdę z tego przeklętego wychodka. Czułam złość i obrzydzenie do całej tej sytuacji. Po chwili dotarło do mnie, że między mną a Kamilem to już koniec. Już nigdy nie ośmielę się zastosować żadnej z kobiecych sztuczek, żadnego spuszczania wzroku i trzepotania rzęsami. Nigdy nie będzie już między nami tych uroczych żarcików, niedopowiedzeń, aluzji. Jedyna aluzja, która zawsze już wisieć będzie między nami, to aluzja do tej żałosnej sytuacji, w której mnie widział.

Od tamtej chwili unikamy się. A kiedy się widzimy, pośpiesznie rzucamy „cześć” i szybko się mijamy.

Zaczęłam rozglądać się za inną pracą. Boję się, czy on czasem nie wygadał się przed kimś. To byłoby już straszne. A gdyby jeszcze Karolina… Nawet nie chcę o tym myśleć. Czasem mam nadzieję, że jego reakcja wynika z delikatności. Że wie, jak mi głupio, ale nie może po prostu udawać, że niczego nie widział. Najgorsze, że za późno na obrócenie wszystkiego w żart.

Czytaj także:
„Moja żona miała wypadek, od kilku miesięcy jest w śpiączce. Kocham ją, ale to, że nie może mówić, jest mi na rękę”
„Nie wierzyłam w żadne duchy czy nawiedzone domy. Swoją ignorancję prawie przypłaciłam życiem”
„Mam męża i dzieci, ale wciąż wzdycham do licealnej miłości. Wystarczy jedno słowo, a rzucę dla niego wszystko”

Redakcja poleca

REKLAMA