Olę poznałem na forum internetowym. Na szczęście też mieszkała w Łodzi. Cieszyłem się, bo od pierwszej wymiany zdań poczułem jakieś wibracje tworzącej się więzi. Później połączyły nas zainteresowania, poczucie humoru, gust. To cud, że ktoś tak niesamowity znajdował się ledwie kilka kilometrów ode mnie!
Poczułem zawód, który… zbagatelizowałem
Niestety, kiedy zaproponowałem spotkanie, odpisała, że jest zajęta. Podobnie tydzień później i przy trzeciej próbie. Prosiłem, nalegałem, niemal błagałem, nie wiedząc, czemu nie chce się ze mną zobaczyć. Aż wreszcie się zgodziła.
Spotkaliśmy się w spokojnej kawiarni, oboje zestresowani. Wydawała się zupełnie inna, niż się spodziewałem, czegoś mi w niej brakowało. Nie iskrzyło między nami tak samo jak na odległość. Ale gdy po drugim i trzecim spotkaniu nadal nękało mnie to samo wrażenie niedopasowania, braku czegoś ważnego, uznałem, że nie ma sensu ciągnąć tej farsy. Widać w realu nie iskrzyło tak jak na łączach, co szczerze wyznałem.
Kobieta, którą miałem za Olę, zaskoczyła mnie wtedy. Zamiast się obrazić, westchnęła i nagle jakby się rozpogodziła, a przynajmniej mina zdradzająca zmieszanie i jakąś sztuczność zniknęła z jej twarzy.
– Mówiłam jej, że to się nie uda, nie jestem, do cholery, aktorką – mruknęła. Potem wyjaśniła.
Naprawdę miała na imię Monika. Ola była jej siostrą i to z nią korespondowałem w necie. Niestety, Olka cierpiała na chorobliwą nieśmiałość, pracowała w domu i rzadko kiedy miała do czynienia z ludźmi inaczej niż przez internet. Dlatego przekonała siostrę, żeby spotkała się ze mną w jej imieniu. Chciała nadal ze mną pisać, a ja nalegałem na spotkanie.
Rozmawialiśmy przez zamknięte drzwi
Szok minął szybko. Nie czułem się urażony, oszukany, raczej poruszony i wzruszony. Wymyśliła tę intrygę, bo jej na mnie zależało. A zatem mój instynkt się nie pomylił: gdzieś tam wciąż czekała na mnie kobieta, z którą rozumiałem się idealnie, która była dla mnie stworzona!
Po prostu… bała się wyjść i zobaczyć się ze mną twarzą w twarz. Była jak ślimak w skorupie lękający się świata.
– Oszukałyśmy cię, przepraszam – kajała się Monika. – Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mieć z nami nic wspólnego, pewnie uznałeś nas obie za stuknięte. Przyzwyczailiśmy się w rodzinie do dziwactw Olki, ale inni zawsze mają z tym problemy.
Wstała, żeby wyjść z restauracji. Wtedy się ocknąłem i ją zatrzymałem.
– Mimo wszystko chciałbym poznać Olę. Jeśli to możliwe. Proszę.
Monika uśmiechnęła się ciepło.
– Miałam nadzieję, że to powiesz.
Tak, tym razem iskrzyło
Tak oto udałem się za nią do mieszkania, które dzieliła z nieśmiałą siostrą, i spotkałem się z Olą w mocno osobliwy sposób: mówiłem do zamkniętych drzwi jej pokoju. Prosiła, żebym nie wchodził do środka, i uszanowałem jej życzenie. Usiadłem wsparty o framugę i gadaliśmy równie naturalnie jak przez neta. Nie minęło dużo czasu, a śmialiśmy się jak starzy znajomi.
Nie miałem żadnych wątpliwości. Znalazłem moją wymarzoną kobietę, choć wciąż jeszcze nie spojrzałem jej w oczy. Podejrzewałam, że określenie „chorobliwa nieśmiałość” nie oddawało całości problemu.
Ola musiała cierpieć na jakąś fobię społeczną. Ale ja jeden to nie tłum. Od tamtej pory odwiedzałem Olę regularnie, zajmując moje stałe miejsce pod jej drzwiami. Kiedy musiała wyjść do toalety, chowałem się w kuchni i czekałem, aż znów zgrzytnie zamek u jej drzwi.
Monika znosiła moją obecność z anielską cierpliwością, karmiąc mnie i pojąc. Sprzyjała mi, bo liczyła na to, że dokonam cudu i wywabię księżniczkę z wieży.
Trzy tygodnie trwało, zanim udało mi się przekonać Olę do spotkania twarzą w twarz. Usiedliśmy po dwóch stronach stołu, ona zasłaniała się dłońmi i przez całą godzinę ani razu nie spojrzała mi w oczy. Napisałem jej później, że wcale mi to nie przeszkadzało i że wyglądała uroczo.
Stopniowo ośmielała się coraz bardziej
Patrzyłem z fascynacją, jak otwiera się na mnie niczym rozkwitający raz na stulecie kwiat. Musiałem gryźć się w język i być cierpliwy jak buddyjski mnich, by nie zawstydzać jej komplementami, które cisnęły mi się na usta.
Monika była w szoku, gdy pewnego dnia wróciła do mieszkania i zastała nas siedzących razem na kanapie. Olka się zaczerwieniła i drgnęła, ale… nie uciekła. Kolejne tygodnie przyniosły dalsze przełomy.
Złapaliśmy się za ręce. Położyła mi głowę na ramieniu. Nawet wybraliśmy się na spacer. Było to co prawda po północy i przeszliśmy się tylko kawałek, ale uwierzyłem, że odtąd może być już tylko łatwiej. Radość okazała się przedwczesna.
W mojej firmie szef świętował urodziny wraz ze wszystkimi pracownikami, wydając eleganckie przyjęcie w sali bankietowej. Problem w tym, że nieopatrznie wygadałem się przed kolegami, że spotykam się z niesamowitą kobietą, i teraz wszyscy nalegali, żebym ją przyprowadził.
Kompletnie sobie tego nie wyobrażałem. Ola? W sali pełnej ludzi? Wśród głośnej muzyki? Zapomnij, człowieku! Postanowiłem jednak, że zapytam. Tak czy inaczej mówiłem jej przecież o wszystkim. Zawsze byłem z nią szczery.
Przestała odpowiadać na moje maile
Niby ucieszyła się z zaproszenia, ale widziałem po jej minie, że odmówi. Umykała wzrokiem bardziej niż zwykle.
–To zły pomysł… Pewnie i tak wolałbyś tańczyć z koleżankami niż ze mną…
– Skąd, wolałbym tańczyć z tobą.
– Nawet jeśli nie umiem?
– Nawet. Inne kobiety mnie nie interesują. Kocham ciebie.
Poniewczasie zdałem sobie sprawę z tego, że wyznałem jej to po raz pierwszy. Zapomniałem na chwilę o powściąganiu języka, no i stało się. Olka zawstydziła się w mgnieniu oka. Spojrzała na mnie, otworzyła usta, a potem uciekła do swojego pokoju. Próbowałem ją z niego wyciągnąć, przepraszałem pod drzwiami za to nagłe wyznanie, ale nie odpowiadała. Zupełnie jakbyśmy wrócili do punktu wyjścia.
Powiedziałem Monice, co zaszło, i poprosiłem, by miała oko na siostrę. Sam wysyłałem Oli dziesiątki wiadomości. Wszystkie pozostały bez odzewu. Nadszedł dzień imprezy firmowej, a Ola nadal milczała jak zaklęta. Wbiłem się w garnitur i udałem na miejsce imprezy w nastroju dalekim od zabawowego. Martwiłem się.
Dostosowałem się do jej lęków
Przez tych kilka dni nie narzucałem się Oli, nie przychodziłem do jej domu z obawy, że tylko bardziej ją wystraszę.
Wiedziałem, że popełniłem błąd; poruszaliśmy się przecież do przodu wolnym tempem, małymi kroczkami, dostosowanymi do jej nieśmiałości i lęków. Lecz byłem przekonany, że dokonała ogromnych postępów, że znaleźliśmy się na granicy przełomu. I dlatego wszystko popsułem!
Spędziłem na imprezie pół godziny, odpowiadając półsłówkami na zaczepki kolegów, zastanawiając się, co powinien zrobić w sprawie Oli. Nagle pojawiła się Monika. Zerwałem się na nogi, wystraszony, i podbiegłem do niej. Uśmiech na jej ustach mówił jednak, że Elizie nic się nie stało, bo taka była moja pierwsza myśl.
– Co ty tu robisz? – zapytałem.
– Och, nic takiego. Przyprowadziłam ci kogoś do towarzystwa – wskazała w stronę wejścia. – Przełamywała się długo, ale… oto i ona.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przy drzwiach stała Ola! Wyglądała zjawiskowo w dziewczęcej sukience, w kapelusiku z woalką, uroczą i praktyczną, bo kryjącą twarz, nawet gdy kuliła ramiona i wbijała wzrok w podłogę, a torebkę ściskała przed sobą jak tarczę. Zbliżyłem się do niej z uśmiechem. Wyciągnęła z wahaniem dłoń, którą ująłem.
Wreszcie i ona to powiedziała
– Naprawdę chciałaś tu ze mną przyjść? Sama z siebie? – zapytałem.
– Oczywiście, bo… no, wiesz.
Wymamrotała coś cicho. Nachyliłem się ku niej i raz jeszcze wyszeptała:
– Bo ja też cię kocham.
Ostatecznie nie spędziliśmy na przyjęciu dużo czasu. Nie od razu Kraków zbudowano, a Ola nadal czuła się w tłumie jak osaczona sarna. Zwłaszcza tłumu tak zainteresowanego jej spłoszoną osobą.
Napiliśmy się wina i zatańczyliśmy dwa wolne tańce, do których umiejętności taneczne nie były potrzebne. Wtulała się we mnie i kołysaliśmy się do rytmu. Potem odwiozłem ją do domu. Poprosiła, żebym został, i całą noc rozmawialiśmy, leżąc na kanapie. Pocałowaliśmy się wtedy po raz pierwszy.
Wiem, że dla wielu facetów to byłoby nieznośne, ślimacze tempo. Wiem, że mało który miałby cierpliwość, by ośmielać kogoś takiego jak Ola, kawałek po kawałku, każdego dnia. Ale ja sam nigdy nie byłem szczęśliwszy. Dla niej mógłbym poświęcić nawet wieczność.
Czytaj także:
„Syn z synową zaprzęgają nas do opieki nad wnukiem, a sami wybywają na wakacje. Jestem za stary, by biegać za kilkulatkiem”
„Rzuciłem ciężarną narzeczoną kilka dni przed ślubem. To był początek nieszczęść, których nigdy sobie nie wybaczę”
„Kiedy ciężko zachorowałam, mąż znalazł sobie kochankę. Nie tolerował tego, że nie mam siły się malować i sprzątać domu”