Od ponad trzydziestu lat nasze drogi się przecinają. Żyjemy w niewielkiej mieścinie, gdzie ciężko uniknąć wpadnięcia na siebie podczas robienia sprawunków czy wizyty u lekarza, a ona jeszcze bez przerwy śmiga z jednego końca na drugi, zupełnie jakby miała w tyłku motorek! Ewa uważa, że łączy nas przyjaźń. Ja z kolei, kiedy tylko o niej pomyślę, to zapominam, jak się oddycha… Ile to już było okazji, żeby wreszcie dać jej do zrozumienia, aby dała mi święty spokój?! W głowie ułożyłam sobie nawet całe tyrady!
Nie odstępowała mnie
– Przestań ingerować w moje życie – powinnam stanowczo oświadczyć. – Skup się na własnych problemach! Nie węsz w moich rondlach, nie praw mi morałów i nie plotkuj o innych, gdy powierzam ci w sekrecie jakąś informację.
Czasami jedna uwaga wystarczy, bym poczuła się fatalnie. Słyszę wtedy na przykład: „Czemu jesteś taka naburmuszona? Kiepsko wyglądasz! Co z twoimi włosami, przerzedzają się? Jesteś jakby bardziej łysa niż kiedyś…”.
Od razu się kurczę, wtulam w siebie i chcę zapaść się pod ziemię. Niedawno jeszcze rzuciła, że wyglądam jak stary szmato-ścierak! W mgnieniu oka tak właśnie zaczęłam o sobie myśleć. Ona wie, jak wbić mi szpilę i zniszczyć poczucie własnej wartości. Jest w tym prawdziwym ekspertem!
Póki mój ukochany towarzyszył mi na tej ziemskiej drodze życia, kontakty z Ewą były dużo luźniejsze. Owszem, widywałyśmy się, ale głównie poza domem, średnio raz czy dwa razy w ciągu miesiąca. Patrząc przez pryzmat faktu, że obie dzieliłyśmy życie z tym samym mężczyzną, to i tak całkiem sporo.
Ewa była jego pierwszą żoną, ja tą ostatnią… Pomijając nas dwie, Jurek zdążył poślubić jeszcze jedną kobietę i zakręcić się wokół dwóch kochanek, choć żadna z tych przygód nie przetrwała dłużej niż kilka tygodni.
Doradzała jak zdobyć jej męża
Ewa odegrała kluczową rolę w tym, że Jurek stracił dla mnie głowę. To ona nas sobie przedstawiła, a później krok po kroku instruowała mnie, co robić, aby nasza relacja nie ograniczyła się tylko do kilku randek zakończonych w sypialni. Znała go na wylot, jak nikt inny. Wiedziała, co mu sprawia przyjemność, jak go oczarować, dogodzić mu i usidlić niczym muchę wpadającą w sieć pająka.
Choć byłam już grubo po trzydziestce, to z mężczyznami nie miałam za dużo do czynienia. Można by rzec, że moje doświadczenie ograniczało się do paru przypadków – jeden facet, z którym o mało co nie stanęłam na ślubnym kobiercu, jeden, z którym łączyło mnie coś więcej niż przyjaźń i jeden kumpel, którego darzyłam sympatią…
Jak na współczesne realia, to chyba niezbyt imponujący wynik, co? Gdyby nie pomoc mojej kumpeli Ewy, to chyba kompletnie nie wiedziałabym, jak się odnaleźć w relacji z Jurkiem.
– Postępuj zupełnie inaczej niż ja wtedy, a facet będzie twój – wyjaśniała. – Gdy zamiast w porze obiadowej zjawi się na kolację, i to dzień później, nie odzywaj się słowem… Zero obrażania się, kłótni czy pretensji. Żadnego wypytywania. Po prostu uśmiechnij się i okaż radość, że w ogóle przyszedł!
– Zwariowałaś?! – zdziwiłam się. – Jak można tak postąpić? Nie, chyba nie podołam…
– Zależy ci na zdobyciu mężczyzny? – dociekała. – No to zapamiętaj sobie, że to najlepsza metoda. Gwarantowany sukces!
Ostrzegał mnie
Brałam u Ewuni prywatne lekcje z różnych dziedzin – od sztuki miłosnej, przez kulinaria, aż po dobór garderoby i wychwalanie Jurka przy ludziach. Nauczyła mnie też przyrządzać jego ukochane kopytka ze skwarkami. Spełniałam każde jego życzenie, zanim jeszcze zdążył o nim pomyśleć! Nic dziwnego, że zapragnął tego na zawsze. Poprosił mnie o rękę. Ewunia twierdziła, że to głównie jej zasługa i powinnam być jej za to wdzięczna. I byłam, bo darzyłam Jurka ogromnym, prawdziwym uczuciem.
Mój mężczyzna zawsze przestrzegał swoich reguł i unikał tematu swoich eks-dziewczyn, ale pewnego dnia złamał tę zasadę. Akurat rozmawiałam przez telefon, kiedy zadzwoniła Ewa. Pogadali sobie przez moment, a potem Jurek zwrócił się do mnie z pytaniem:
– Jesteś pewna, że dobrze postępujesz?
– Ale o co chodzi?
– Ewa wtrąca się w nasze życie. To może się dla ciebie źle skończyć!
– Dlaczego tak sądzisz? – byłam zdziwiona.
– To przebiegła manipulantka! Nie znasz jej prawdziwego oblicza. Jest przebiegła i bezwzględna.
Zastanawiam się, jaki ma teraz cel…
– Wobec mnie jest sympatyczna.
– Rób, jak uważasz, ale mnie w to nie mieszaj. Nie przepadam za trójkątnymi układami, a już na pewno nie z eks-żonami. Ostrzegam cię, miej się na baczności!
Zignorowałam jego słowa
Ewa wciąż mi coś doradzała. Muszę szczerze przyznać, że zazwyczaj te sugestie były trafne, ale zawsze brały pod uwagę wyłącznie dobro Jurka! Moje potrzeby się w ogóle nie liczyły.
– No i co z tego, że w twoim ulubionym serialu są teraz najważniejsze odcinki i chcesz je obejrzeć? Akurat wtedy Jerzy ogląda mecz! Przecież możesz nadrobić powtórką, nic ci się nie stanie… – ciągle słyszałam to samo. Innym razem gadała:
– Zdaję sobie sprawę, że wędkarstwo to nie twoja bajka. Ja też z początku wzbraniałam się przed wyprawami z moim Jureczkiem nad wodę. No i zobacz, jak to się skończyło! Przygruchał sobie jakąś laskę i koniec, po małżeństwie! Lepiej już szykuj prowiant do koszyka, schłodzone piwo, jakieś mazidło na komary, weź kocyk i… no wiesz, udawaj, że ci się podoba i nie nudzisz się za bardzo!
– Łatwo ci mówić! Ja po dwóch godzinach mam ochotę wyć z nudów!
– Dasz radę, przebolejesz jakoś – powiedziała, lekko potrząsając ramionami. – No i koniecznie okazuj zachwyt nad każdym okazem, jakiego twój Jurek z wody wyciągnie, jakby co najmniej złowił jakiegoś gigantycznego suma!
To się źle skończyło
Jerzy nabawił się paskudnej choroby przez te cholerne ryby. Ukrywał przede mną, że od samego poranka ma mdłości, ciarki przechodzą mu po plecach, a łeb mu pęka. To musiały być pierwsze objawy grypy, które już wtedy dawały mu popalić. Trzeba było kisić się pod pierzyną, odpoczywać i pocić w łóżku, a nie sterczeć na tej kładce, w tej wilgotnej i przeraźliwie zimnej pogodzie.
Miał pecha z łowieniem ryb. Przez nieuwagę stracił niezwykle delikatny, niepowtarzalny spławik, który bardzo sobie cenił. Zdecydował się po niego wskoczyć do wody, sięgającej mu niemal do pach. Tamtego dnia panował siarczysty ziąb. Mimo że słońce świeciło na niebie, porywiste podmuchy lodowatego wiatru przeszywały na wskroś. Jeszcze tego samego wieczora Jurek stracił kontakt z rzeczywistością, bo dopadła go wysoka temperatura. Przez ponad dwa tygodnie leżał właściwie nieprzytomny.
Zdrowie nie wracało. Gorączka wciąż rosła i opadała, dokuczały mu nieustanne problemy z oddychaniem, brał płytkie wdechy i wydechy, a serce szalało i dudniło nawet przy najmniejszym wysiłku. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje.
Niecałe pięć tygodni minęło od czasu, gdy Jurek zachorował i odszedł z tego świata. Gdyby nie pomoc Ewy, pewnie i ja bym tego nie przeżyła. Śmiało mogę stwierdzić, że ocaliła mi życie. Przez blisko sześć miesięcy była ciągle przy mnie. Czasem nocowałyśmy u mnie, innym razem u niej…
Zajmowała się wszystkim
Zawsze gotowa do pomocy, brała na swoje barki każdy codzienny kłopot. Bez jej wsparcia nie potrafiłam zrobić nawet jednego kroku. Z biegiem czasu Ewa przejęła całkowitą kontrolę nad moim życiem. Po pewnym okresie nawet moi bliscy zostali przez nią odsunięci na dalszy plan.
– Niech pani da spokój z tymi zmartwieniami – przekonywała moją matkę. – Po co pani tu jechać? Toż to kawał drogi, a ja i tak jestem na miejscu, mam wszystko pod kontrolą. Jakby działo się coś niepokojącego, od razu pani powiem. Na ten moment daję radę.
Ewa podjęła decyzję odnośnie tego, jaki pomnik nagrobny ufundować Jerzemu i jak zagospodarować jego osobiste przedmioty. Wpadła też na pomysł, by w każdą rocznicę jego odejścia zapraszać do nas przyjaciół na wspominkowe spotkania. Minęły trzy lata, zanim zauważyłam, że w trakcie tych wszystkich wizyt to właściwie Ewa odgrywa rolę pani domu i sprawia wrażenie, jakby to ona była owdowiałą żoną.
Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, ogarnęła mnie nagła furia i ogromny smutek. Wkurzyłam się, że ta kobieta tak się u mnie rządzi, a zasmuciłam, bo nie daje mi zapomnieć o przeszłości i wrócić do normalności.
Że przez tyle czasu zmuszała mnie do noszenia żałoby po mężu, a potem pozbywała się wszystkich barwnych ubrań, przez co po prostu przywykłam do czarnych, brązowych i fioletowych ciuchów, w których zawsze wyglądałam staro, ponuro i okropnie. Że cały pokój jest zawieszony zdjęciami Jerzego, przez co czuję się niepewnie, bo nawet jakbym czasem miała jakieś pikantne i niegrzeczne sny, to od razu mam wyrzuty sumienia.
Omotała mnie
Ewa czasem mi dokucza, wypominając: „Dlaczego nie potraktowałaś poważnie jego problemów zdrowotnych? Ja bym zrobiła wszystko, co w mojej mocy, żeby go uratować! Momentami myślę, że lepiej byłoby, gdybyśmy się nigdy nie spotkali!”.
Kiedy tylko pomyślę, że Ewa ponownie mnie odwiedzi i zacznie gadać jak najęta, albo wpadnę na nią gdzieś niechcący i nie wypada mi wtedy umykać, dostaję dreszczy! Jednocześnie współczuję jej, ponieważ oprócz mnie w zasadzie nie ma żadnych bliskich osób.
Nie ma żadnych relacji z krewnymi. Jest kompletnie samotna, a jeśli ją wyrzucę, to zostanie sama jak palec. Może liczyć tylko na siebie. Ma o dziesięć lat więcej ode mnie, nie cieszy się popularnością wśród ludzi, a facetom kojarzy się raczej z kaktusem niż z kobietą. Jestem pewna, że nie uda jej się zawrzeć nowych znajomości!
„Ciężko się z nią dogadać, bywa agresywna, podła, doprowadza mnie do białej gorączki – chodziło mi po głowie. – Ale czy mam prawo ją zgnębić? Może powinnam zagryźć zęby i przymknąć na to wszystko oko?”. Jej rude loki za każdym razem przywodzą mi na myśl słowa Jerzego: „Miej się na baczności, to prawdziwa lisica. W końcu sama się o tym przekonasz!”.
„Ewo, powiedz, czy choć odrobinę mnie lubisz? – mam ochotę ją zapytać. – A może jestem dla ciebie jak kosz na śmieci, do którego wrzucasz swoje brudy? No dalej, nie owijaj w bawełnę…”. Tylko po co mam pytać, skoro i tak nie usłyszę od niej szczerej odpowiedzi? Bo wtedy poczuje się urażona. Niczym prawdziwy lis, czuwa pod moimi drzwiami, żebym przypadkiem nie dała nogi…
Hanna, 42 lata
Czytaj także:
„Eks uważał, że mam za małe ambicje jako księgowa. Wzięłam się w garść i teraz to on będzie nosił mi kawę do gabinetu”
„Rodzina myślała, że na emeryturze to już tylko seriale i cmentarz. Po sześćdziesiątce odkryłam prawdziwe uroki życia”
„Moja przyjaciółka wciskała mi kity jakich mało. Udawała, że może zdobywać szczyty, choć jej facet już dawno był na dnie”