„Dla Rafała wakacje, samochód i nowe mieszkanie były ważniejsze, niż moje pragnienie bycia mamą. W końcu było za późno”

Kobieta, która nie może mieć dzieci fot. Adobe Stock, Srdjan
„Rafał ani słowem nie wspomniał o ślubie, a i mnie – co spostrzegłam z żalem – jakoś przestało na tym zależeć. Musiałam więc robić dobrą minę do złej gry, ale w głębi duszy cierpiałam. Żałuję, że nie zawalczyłam o siebie, gdy jeszcze był na to czas”.
/ 13.03.2022 06:11
Kobieta, która nie może mieć dzieci fot. Adobe Stock, Srdjan

Kiedy zakochałam się w Rafale, myślałam, że teraz w moim życiu wszystko szybko się potoczy: weźmiemy ślub, będziemy mieli dziecko, a może nawet dwójkę. Mój wybranek uzmysłowił mi jednak, w jakim jestem błędzie. Owszem, pragnął założyć rodzinę, ale na pewno nie w najbliższym czasie, bo najpierw chciał się czegoś dorobić i pojeździć po świecie.

– Z maluchem nie ma mowy o podróżach – tłumaczył mi. – A ja chciałbym zwiedzić z tobą wszystkie kontynenty!

Nie mogłam nie przyznać mu racji: dalekie podróże z maluszkiem nie należą do najwygodniejszych. Tymczasem mój biologiczny zegar tykał coraz głośniej. W końcu trzydziestka na karku to nie przelewki. Pora się decydować.

– Będziemy podróżować, jak dziecko podrośnie – przekonywałam Rafała.

Jednak on wiedział swoje. Bo o ile jeździć po różnych krajach mogliśmy później, to już mieszkać we troje w jego małej kawalerce – niekoniecznie. A na nic większego na razie nie było nas stać.

– Najpierw mieszkanie, potem rodzina – stwierdził i znów, choć niechętnie, musiałam się z nim zgodzić.

Zacisnęłam zęby, przecież on zawsze ma rację

Pragnęłam dziecka, ale równie ważne było dla mnie, żeby je mieć z kimś, kto pragnie go równie mocno jak ja. Nie wyobrażałam sobie, żebym mogła odstawić tabletki i zajść w ciążę bez wiedzy i pełnej radości zgody Rafała. Nie o szantaż mi przecież chodziło, tylko o miłość.

A on, owszem, nie odżegnywał się od rodzicielstwa, ale odsuwał je na później, podobnie zresztą jak ślub ze mną. Musiałam więc robić dobrą minę do złej gry, gdy koleżanki dopytywały, kiedy wreszcie mój facet mi się oświadczy, i odpowiadać, że na wszystko przyjdzie czas. Chociaż przecież ja miałam go coraz mniej.

Oboje powoli wspinaliśmy się po szczeblach kariery. Ja podpisałam umowę o pracę na czas nieokreślony, Rafał dostał w swoim biurze projektowym awans i wyższą pensję.

– Wreszcie możemy sobie pozwolić na kredyt i większe mieszkanie – oznajmił mi pewnego dnia bardzo z siebie zadowolony, wznosząc toast lampką wina.

Ucieszyłam się, bo pomyślałam, że oto zaczynają się spełniać moje marzenia. Zanim jednak miało do tego dojść, musieliśmy załatwić w banku kredyt, a potem znaleźć odpowiedniego dewelopera, podpisać z nim umowę i cierpliwie czekać prawie półtora roku, aż wybuduje nasze upragnione mieszkanie.

Wreszcie nastąpił ten dzień. Z radości tańczyłam po trzech pustych pokojach, planując na głos, jak urządzimy sypialnię, w jakich kolorach będzie salon i pokój dla dziecka. Rafał jednak miał na ten temat trochę inne plany. Najmniejszy pokój przeznaczył na swój gabinet.

No cóż, rozumiałam go. Często do nocy ślęczał nad rysunkami, więc potrzebował miejsca dla siebie. Ten pokoik należał się bardziej jemu niż dziecku… Do tamtej chwili Rafał ani słowem nie wspomniał o ślubie, a i mnie – co spostrzegłam z żalem – jakoś przestało na tym zależeć.

Jestem romantyczką i nie w głowie było mi zmuszanie ukochanego do wyznań. O tupaniu nogą czy płaczu nie było też mowy, a on był realistą i wolał skoncentrować się na swojej karierze niż na planowaniu rodziny. Nie mając specjalnego wyboru, postanowiłam brać życie takim, jakie jest. Rafałowi to odpowiadało, bo kiedy skończyliśmy meblować mieszkanie, zaczął przebąkiwać, że przydałby się nowy samochód.

„Na ślub nie ma, na auto jakoś się znajdzie” – pomyślałam ze smutkiem, ale co miałam zrobić? Sama sobie kupić zaręczynowy pierścionek? Czekałam więc cierpliwie na swoją kolej i w końcu nadszedł dzień, o którym marzyłam w skrytości ducha.

Rafał miał już wszystko, na czym tak mu zależało: przestronne mieszkanie, lepsze stanowisko w pracy, szybki samochód, teraz więc wreszcie mógł się skupić na mnie. Tamtego zimowego dnia wszedł do domu z poważną miną i ogromnym bukietem róż. Wiedziałam, co się święci.

– Moniko, wiesz, że cię kocham. Czy zostaniesz moją żoną? – zapytał przejęty.

Ze łzami w oczach wyjąkałam „tak” i rzuciłam mu się w ramiona.

Po ślubie z zapałem zaczęliśmy się starać

Kiedy leżeliśmy wieczorem na kanapie, planując nasz ślub, Rafał zaproponował, żebyśmy zaraz po podróży poślubnej zaczęli starania o potomka.

– Pewnie dla ciebie jestem mało romantyczny, ale tak naprawdę chcę ci dać poczucie bezpieczeństwa – powiedział, przytulając mnie mocno.

– I za to właśnie cię kocham – wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.

Na koniec zażartowałam, że moim zdaniem ślub może się odbyć nawet jutro, bo tak strasznie chcę mieć dziecko. Wkrótce po ślubie, który odbył się, tak jak zaplanowaliśmy, jeszcze zimą, Rafał uroczyście zakomunikował mi, wyrzucając tabletki do kosza, że koniec z antykoncepcją.

Byłam wtedy chyba najszczęśliwszą kobietą na świecie… Wiedziałam, że teraz już nic nie stanie mi na przeszkodzie, żebym została mamą. Uśmiech niemal nie schodził mi z twarzy. Nie zdziwiłam się, kiedy pierwszy miesiąc starań o dzidziusia nie zakończył się sukcesem. Nie dramatyzowałam również, gdy kolejne nie przyniosły oczekiwanego efektu. Jednak po roku zaczęłam się naprawdę niepokoić.

Chodziłam do najlepszych w naszym mieście specjalistów i wszyscy jak jeden mąż twierdzili, że nie widzą żadnych powodów, dla których nie miałabym zostać mamą. Rafał dzielnie mnie we wszystkim wspierał, wiedząc, jakie to dla mnie ważne. Długo starałam się robić dobrą minę do złej gry… Długo. Ale w pewnym momencie straciłam zapał.

Gdy minęły kolejne miesiące, a ja wciąż nie byłam w upragnionej ciąży, zaczęłam myśleć, że być może los tak chciał. Że pisany nam inny scenariusz niż bycie rodzicami. W którymś momencie nie wytrzymałam, pękłam i zwierzyłam się Rafałowi ze swoich przeczuć, obaw i lęków.

– Co ty opowiadasz! – przerwał mi. – Zawsze tak bardzo chciałaś mieć dziecko, nie możesz się teraz tak łatwo poddać – stwierdził i od tej chwili jeszcze bardziej zwiększył swoje wysiłki w sypialni.

Nie wiem, na jakiej podstawie wierzył, że nam się uda. Ale on właśnie taki był…Jak coś sobie zaplanował, to nie było siły, żeby to się nie ziściło. Udało mu się z karierą, mieszkaniem w ładnej dzielnicy, drogim sportowym samochodem – to uznał, że tak samo będzie z potomkiem, na którego jego zdaniem przyszedł wreszcie czas.

Dziecka nie było. Słowo „rozwód” pada częściej

Rafała wyzwania mobilizowały, więc i teraz starał się z entuzjazmem i zapałem. A na mnie przeszkody działały odwrotnie. Popadłam w apatię, na nic nie miałam siły ani ochoty. Już pogodziłam się z myślą, że nie będę mamą, a on ojcem, czym doprowadzałam go do złości.

– Może i dobrze, przynajmniej nasze dziecko w wieku nastoletnim nie będzie miało niedołężnych rodziców – mówiłam, bo uważam, że w naszym wieku jest już trochę za późno na malucha.

Teraz kłóciliśmy się coraz częściej. Rafał denerwował się, że zupełnie straciłam wiarę, ja – że on uparcie obstawał przy tym, że ciąża jeszcze może się nam przydarzyć. Podczas awantur coraz częściej padało słowo „rozwód” i bardzo możliwe, że różnica zdań na ten temat między nami w końcu do niego doprowadzi.

Czasem, kiedy wypiję o jeden kieliszek wina za dużo, żałuję, że dużo wcześniej nie zbuntowałam się przeciwko apodyktyczności Rafała. Może nie żylibyśmy teraz w pięknym mieszkaniu, otoczeni ładnymi przedmiotami.

Nie spędzalibyśmy wakacji na Majorce, nie myśleli o zakupie drugiego samochodu dla mnie, ale bylibyśmy szczęśliwą, pełną rodziną – a nie dwojgiem zagubionych ludzi, którzy nie wiedzą, czy się jeszcze kochają. Mogłam zawalczyć o siebie.

Czytaj także:
„Praca w służbach odebrała mi męża. Maciek nadal żyje, ale mężczyzna, którego kochałam, umarł z pierwszym dniem pracy”
„Mąż wścieka się, bo syn nie pomaga mu ratować biznesu. Jak zobaczy, kogo wybrał na narzeczoną, chyba dostanie zawału”
„Przez 30 lat nie poznałam mężczyzny, który zawróciłby mi w głowie tak, jak Norbert. W końcu poczułam motylki w brzuchu”
 

Redakcja poleca

REKLAMA