To moi rodzice kupili naszym synkom dziecięcy basen ogrodowy. Uznali, że skoro zabieramy ich na wakacje dopiero w sierpniu, to urządzą im przed domem namiastkę kąpieliska. Siedmioletni Bartek i rok od niego młodszy Kacper uwielbiają się pluskać, więc byli zachwyceni prezentem. Z otwartymi buziami patrzyli, jak dziadek z moim Pawłem montują całą konstrukcję, a potem napełniają ją wodą przy pomocy ogrodowego węża. I byli bardzo niezadowoleni, gdy dowiedzieli się, że mogą wskoczyć do basenu dopiero następnego dnia.
Kompletnie nie rozumieli
– Ale dlaczego, tato, dlaczego? – dopytywał się Kacperek.
– No właśnie, przecież wszystko jest gotowe! – zawtórował mu Bartuś.
– Bo woda jest jeszcze zimna jak lód. Jak teraz do niej wskoczycie, to dostaniecie anginy i zamiast się kąpać, traficie na tydzień do łóżka. Chcecie tego? – dopytywał się mąż.
– Nie, pewnie, że nie! – zakrzyknęli zgodnym chórkiem.
– W takim razie cierpliwie poczekajcie do jutra, aż się nagrzeje od słońca i gorącego powietrza.
– No dobra, jak mus to mus – westchnął młodszy syn.
– No właśnie. Ale po śniadaniu nie damy się już zatrzymać. Wskoczymy do basenu żeby nie wiem co – zapowiedział stanowczym głosem starszy.
– A wskakujcie i siedźcie tam choćby do obiadu – włączyłam się do rozmowy.
W głębi duszy cieszyłam się, że chłopcy będą mieli zajęcie, a my z mężem będziemy mogli zająć się pracą. Następnego dnia nie musiałam wyciągać synów z łóżek. Sami wstali i stawili się w kuchni na śniadaniu. Zjedli po kanapce, popili kubkiem kakao i pędem ruszyli do ogrodu. Dzień zapowiadał się bardzo ciepły, więc byłam przekonana, że rzeczywiście nie wyjdą z wody do południa.
– No, wreszcie mamy spokój.
– Jesteś tego pewna? Bo mnie się wydaje, że jednak nie – odparł, patrząc w stronę tarasu.
Odwróciłam się. W drzwiach stali nasi synowie. Mieli bardzo zawiedzione miny.
– Co się stało? Dlaczego się nie pluskacie? – zdziwiłam się.
– Bo basen jest zajęty – mruknął Bartek.
– Zajęty? Przez kogo? – zdziwiłam się.
– Przez Azę i Wezyra. Kąpią się w najlepsze. I dla nas brakuje miejsca – wyjaśnił Kacper.
Ruszyliśmy z mężem do ogrodu
Nie mogliśmy uwierzyć, że nasze dwa grzeczne i posłuszne wilczury, ot tak po prostu taplają się w basenie. Przecież do tej pory nigdy nie robiły niczego bez pozwolenia. Nawet na spacerze nad rzekę czekały na komendę zanim rzuciły się z radosnym szczekaniem do wody. Wszyscy sąsiedzi pytali z zazdrością, jakim cudem udało się nam je tak świetnie ułożyć. A tu nagle taka samowolka.
– Aza, Wezyr, do mnie! – krzyknął mąż, gdy stanęliśmy przy basenie.
Psy przerwały harce, zamarły na moment, a potem wystrzeliły z wody jak z procy. Otrzepały się porządnie, fundując nam przy okazji chłodny prysznic, i usiadły. Mąż zrobił groźna minę.
– Co wy najlepszego wyrabiacie! To nie jest basen dla was, tylko dla Bartka i Kacpra. Zrozumiano? Jak to się jeszcze raz powtórzy, to inaczej porozmawiamy. A teraz marsz na swoje miejsce! – zakończył lekcję wychowania.
Psy pospuszczały pyski na kwintę, stuliły uszy i posłusznie ruszyły w stronę swoich bud. Chwilę później leżały w ich cieniu i chrapały w najlepsze. Tamtego dnia nie pozwoliliśmy chłopcom wskoczyć do basenu, bo po wizycie Azy i Wezyra woda była czarna jak smoła. A gdy ją spuściliśmy okazało się, że na dnie leży gruba warstwa błota. Gdy to zobaczyłam to aż się za głowę złapałam, bo nie zdawałam sobie sprawy, ile ziemi mogą nanieść dwa psy. Zanim to wszystko posprzątaliśmy, zanim umyliśmy basen i ponownie napełniliśmy wodą, było już bardzo późno.
– Ale jutro już na pewno się wykąpiemy? – dopytywał się przed snem Kacperek.
– Nie możemy się już doczekać – zawtórował mu Bartek.
– Na pewno, na pewno. Aza i Wezyr już wiedzą, że mają się trzymać od basenu z daleka – uspokoił ich mąż.
Następny dzień zaczął się dokładnie tak samo
Chłopcy sami wyskoczyli z łóżek, zjedli po kanapce, popili kakao i podekscytowani ruszyli do ogrodu.
– Tylko nie szalejcie za bardzo i pilnujcie się nawzajem! – krzyknęłam za nimi.
Byłam przekonana, że tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem i będziemy mieli z mężem spokój do obiadu. Nie minął jednak kwadrans, gdy znowu pojawili się w drzwiach.
– Co się stało? Psy znowu siedzą w basenie? – zdenerwowałam się.
– Nie… Leżą obok, pod krzakiem – odparł Kacperek.
– To dlaczego się nie kąpiecie? – zdziwiłam się.
– Bo nie możemy… Aza jest taka smutna, i Wezyr też… Chyba im przykro, że nie mogą wskoczyć do wody i się ochłodzić. A przecież mają taką długą i gęstą sierść. Na pewno jest im bardzo gorąco – westchnął Bartek.
– Nie martwcie się, poradzą sobie. Psy potrafią świetnie dostosować się do warunków pogodowych – machnęłam ręką.
– A jak nie? Mówię ci, mają jęzory na wierzchu i dyszą jak ten stary parowóz, który widzieliśmy na wycieczce w Bieszczady. Aż żal patrzeć… Nie możemy się kąpać, kiedy one tak cierpią – tłumaczył dalej starszy syn.
– To co, może mamy im też basen kupić? – odezwał się mąż.
– A możecie? Naprawdę? To byłoby super! – Kacperek aż podskoczył.
– No nie… To miał być taki żart – zmieszał się mąż.
– A dlaczego żart? Na pewno są baseny dla psów – Bartek chwycił tablet i zaczął przeglądać internet. Minutę później na jego buzi pojawił się szeroki uśmiech. – A nie mówiłem, są! Sami zobaczcie! – krzyknął.
Zerknęliśmy z Pawłem na ekran
– No, rzeczywiście… I to w różnych rozmiarach – przyznał mąż.
– Dla Azy i Wezyra trzeba kupić ten największy, żeby miały dużo miejsca i mogły się zanurzyć – ciągnął synek.
– A widziałeś, ile taki basen kosztuje? – znowu włączyłam się do rozmowy.
– My się z Kacprem dołożymy. Ja mam pięćdziesiąt złotych, które dostałem od babci na imieniny. A Kacper rozbije swoją skarbonkę. Prawda? – spojrzał na brata prosząco.
Ten skinął głową.
– Mówicie poważnie? – nie dowierzałam.
– No… Tak nam żal Azy i Wezyra. Musicie kupić ten basen. A nasze pieniądze zaraz przyniesiemy – odparł Bartek i zanim zdążyliśmy coś odpowiedzieć, pędem ruszył na górę.
Młodszy syn poszedł w jego ślady.
– I co na to powiesz, kochanie? – spojrzałam na męża.
– Że czeka nas spory, niespodziewany wydatek – odparł.
– A martwi cię to? Bo mnie jakoś nie…
– Mnie też nie… Powiem więcej, chętnie zapłacę za ten basen. Bo jestem dumny, że mamy takie mądre i dobre dzieci – uśmiechnął się.
Już wcześniej okazywali serce. Ale teraz?
Wprost pękam z dumy! Synowie wrócili do nas po kilku minutach i uroczyście wręczyli nam swoje oszczędności. Kacperek w torebce, bo w skarbonce miał same drobniaki. Chwilę później basen dla psów był już zamówiony.
– No, teraz możecie już się spokojnie pluskać – uśmiechnął się mąż.
Synowie spojrzeli po sobie, a potem wbili w nas wzrok.
– Nie możemy – mruknął Kacper.
– A to dlaczego? – zdziwiłam się.
– Oj mamo, nie wiesz? Bo Azie i Wezyrowi będzie smutno. Poczekamy aż też się będą miały gdzie kąpać – wyjaśnił.
Już wcześniej, podobnie jak mąż, byłam z nich dumna. Ale po tym, co usłyszałam, to myślałam, że z tej dumy pęknę. Przesyłka przyszła po dwóch dniach. Synowie cieszyli się, jakby to był prezent dla nich. Z wielkim zaangażowaniem pomagali mężowi zmontować i napełnić basen. Kiedy wszystko już było gotowe, Paweł zawołał nasze psy. Przybiegły natychmiast i usiadły, czekając na rozkazy.
– Aza, Wezyr. To dla was. Tu możecie się chłodzić. Kiedy tylko chcecie – powiedział, wskazując na basenik.
Wilczury zamerdały ogonami, a potem odbiły się od ziemi jak piłki od ziemi i wylądowały w wodzie.
– No to co Kacper, teraz kolej na nas? – Bartek spojrzał na brata.
– Taaak! Wreszcie, bo już nie mogłem się doczekać – uśmiechnął się i razem ruszyli w stronę swojego basenu.
Chwilę później pluskali się radośnie, przekrzykując się nawzajem. Od tamtego czasu minęły dwa tygodnie. Dni są bardzo gorące, więc synowie siedzą w basenie właściwie od rana do wieczora. Aza i Wezyr też rzadko wychodzą ze swojego. A Paweł i ja? Patrzymy na nich z coraz większą zazdrością i zastanawiamy, czy nie kupić trzeciego basenu. Tym razem dla nas. Myśleliśmy o jacuzzi ogrodowym, ale jak zobaczyliśmy ceny, to nam ochota przeszła. Chyba więc zdecydujemy się na basenik. Taki najprostszy, nadmuchiwany. O pływaniu w nim nie ma mowy. Ale można się przynajmniej zanurzyć i ochłodzić…
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”