„Dziewczyna mojego syna jest od niego 8 lat starsza. Kto to słyszał, żeby dorosła kobieta spotykała się ze smarkaczem!”

Mój syn związał się ze starszą kobietą fot. Adobe Stock, Catherine Murray
– I nie zamierzam się dowiadywać! Niech sobie będzie chodzącym ideałem, aniołem, nie chcę byś się z nią spotykał. Nic dobrego z tego związku nie wyniknie. Już się przez nią kłócimy, oto najlepszy dowód…
/ 02.09.2021 15:31
Mój syn związał się ze starszą kobietą fot. Adobe Stock, Catherine Murray

Ta kobieta opętała mojego syna. Sprawiła, że zdanie matki przestało się dla niego liczyć!

Nie zwierzył się, ale odgadłam, że w jego życiu wydarzyło się coś ważnego. Marek był inny, inaczej chodził, patrzył, nawet mówił, nie były to jakieś spektakularne zmiany, ale matka po prostu czuje takie rzeczy.

Bywał już wcześniej zakochany, jednak to było coś innego

I momentalnie wzbudziło moją podejrzliwość – matki już tak mają, są jak policjanci.

No ale skoro aż trzy miesiące zwlekał z wyznaniem, że kogoś poznał, coś musiało być z tą panną nie tak. Tylko co? Moja wyobraźnia szalała. Obawiałam się, że syn ulokował uczucia w dziewczynie fatalnej, która ściągnie mu na głowę kłopoty. Jakie? Wszelakie!

Wróciłam z aerobiku wykończona; Talia ostro dała nam w kość na ostatnich zajęciach w sezonie. Byłam zmęczona, ale wyluzowana. W wieku 48 lat odkryłam, że ćwiczenia fizyczne relaksują mnie i nastawiają pozytywnie do świata. Pewnie dlatego mój syn właśnie ten moment wybrał, by wreszcie zacząć rozmowę, na którą czekałam.

– Mamuś, chciałbym z tobą pogadać… o Nataszy. To dziewczyna, którą niedawno poznałem…

– Niedawno? Kpisz chyba! – prychnęłam. – Kim ona jest, u licha, że od trzech miesięcy ją ukrywasz?

– Nie ukrywam… – wzruszył ramionami, ale spłonił się lekko.

Oho!

– Więc skąd te pąsy? O co chodzi, pali, pije, zmaga się… z jakimiś innymi nałogami, problemami? Rzuciła szkołę? Jest nielegalną imigrantką? Tylko, błagam, nie mów mi, że jest z tobą w ciąży!

– Jezu, mama… – pokręcił głową – mogłabyś pisać scenariusze telenowel. Natalia skończyła szkołę, pracuje, nie jest w ciąży, nie pije, nie pali i w ogóle preferuje zdrowy tryb życia…

– Jak to pracuje? – przerwałam mu, tknięta złym przeczuciem. – Nie studiuje jak ty? Nie poznałeś jej na uczelni?

– No… nie złożyło się, bo nie mogło, choć też wybrała AWF, ale… spotkaliśmy się i zaczęliśmy gadać gdzie indziej, kiedy była, hmn, po pracy… Bo ona… – plątał się, wreszcie wydusił z siebie – ona skończyła studia jakiś czas temu.

– Aha. To ile lat jest od ciebie starsza? Piętnaście, dwadzieścia? Oszalałeś?! Zadajesz się z kobietą, która mogłaby być moją koleżanką…?

– Bez przesady. Wiekowo dzieli nas zaledwie osiem lat.

– Zaledwie?! Toż to niemal pokolenie. Kiedy ona szła do pierwszej klasy, ciebie jeszcze na świecie nie było! Kiedy ty nadal chodziłeś do podstawówki, ona już studiowała.

– Okej, ale spójrz na to z innej perspektywy. Kiedy ona skończy 80 lat, ja będę sobie liczył 72. Mała różnica, przyznasz, oboje będziemy staruszkami.

– A ja już będę w grobie! Też mi pocieszenie. Poza tym, ty chyba nie zamierzasz się z nią… żenić? Nie zgadzam się! – wzięłam się pod boki i spojrzałam na niego surowo.

Jak wtedy, gdy wymyślił, że wytatuuje sobie na piersi imię aktualnej bogdanki. I miałam rację! Zadurzenie minęło jak przeziębienie, szybko, a on by został z tym idiotycznym tatuażem na zawsze. Teraz też się nie myliłam.

Może osiem lat to mało, obiektywnie patrząc, ale z punktu widzenia matki to przepaść!

On dopiero co skończył pierwszy rok studiów. Tak się cieszył, gdy udało mu się dostać na fizjoterapię, i potem, gdy dzielnie zaliczył obie sesje. A ja cieszyłam się razem z nim! Pamiętam, że do egzaminu z anatomii kuł jak dzięcioł. I zdał bez poprawki, za pierwszym podejściem! Puchłam z dumy. Dlatego nie pozwolę, żeby zmarnował sobie życie przez jakieś niestosowne romanse, które będą odciągać jego uwagę od nauki.

– To dorosła kobieta. Pewnie myśli na serio o założeniu rodziny, dzieciach, wiciu gniazdka, a ty… ty jesteś jeszcze smarkaczem.

– Dziękuję ci uprzejmie – obruszył się. – Piękne masz o mnie zdanie.

– Prawdziwe. I skończymy już ten temat. Miłość miłością, ale spójrz na to realnie. Z tej mąki nie będzie chleba. Zanim ty dojrzejesz do małżeńskich i ojcowskich obowiązków, ona zdąży spotkać kogoś odpowiedniejszego. Nie komplikuj jej życia i nie pozwól by ona ograniczała ciebie.

– Niczego jej nie komplikuję! Ja ją rozśmieszam i daję jej szczęście, przynajmniej taką mam nadzieję. Staram się jak mogę, bo jest wspaniała, po prostu cudowna, nawet nie wiesz, jak bardzo! – piał peany na jej cześć. – I wcale mnie nie ogranicza, wręcz przeciwnie, wspiera mnie, zachęca, pomaga w nauce. Daj jej szansę, zobaczysz, polubisz ją, bo nie sposób jej nie lubić. Jesteś przeciwna, bo nie wiesz kim jest…

– I nie zamierzam się dowiadywać! Niech sobie będzie chodzącym ideałem, aniołem, nie chcę byś się z nią spotykał. Nic dobrego z tego związku nie wyniknie. Już się przez nią kłócimy, oto najlepszy dowód…

– Chyba na to, że jesteś uprzedzona. Wybacz, mamo, ale zawiodłem się na tobie. Spodziewałam się zastrzeżeń, ale nie aż tak gwałtownego weta.

Skończył rozmowę, ale nie skończył z tą… kobietą

Byłam bardzo rozczarowana i zmartwiona. Opętała go, sprawiła, że zdanie matki przestało się dla niego liczyć. Już samo to wystarczało, bym czuła do tej osóbki głęboką antypatię. Mąż pocieszał mnie, że Marek wyleczy się z tej miłostki tak jak z innych.

A jak się nie wyleczy, to widać owa tajemnicza Natasza była mu przeznaczona. Też mi pocieszenie! Nosiło mnie z nerwów. W domu miejsca sobie nie mogłam znaleźć, więc sprzątałam jak szalona, by zwalczyć stres. Ale nic nie działało tak dobrze jak ćwiczenia z Talią. Jej aerobik czynił cuda!

Toteż miło zaskoczył mnie informacyjny e-mail od instruktorki, że w sierpniową sobotę o jedenastej odbędą się wakacyjne warsztaty. Talia mówiła nam o nich wcześniej, ale nie zamierzałam skorzystać. Trzy, cztery godziny zamiast jednej…? Bałam się, że kondycyjnie polegnę.

Jednak sprawa z tą całą Nataszą tak mnie wzburzyła, naładowała tak negatywną energią, że musiałam się jej pozbyć. Choćby dla dobra domowników. Warczałam nie tylko na Marka; odpryski mojej złości uderzały także w męża i córkę.

Sama czułam, że przesadzam, zachowuję się nazbyt emocjonalnie, nie musieli mi tego wytykać ani wysyłać do… ginekologa! – bo zdaniem mojej bezczelnej córuni wszystkiemu winne było nadciągające klimakterium, a nie wielce niestosowny romans jej brata. Pięknie!

Stawiłam się punktualnie; w szkole na sąsiednim osiedlu, gdzie Talia wynajęła salę gimnastyczną.

Nasz dom kultury na czas letni zawieszał działalność

Przybyła dwudziestka pań, z różnych grup, w różnym wieku. Zapowiadało się ciekawie, choć ciężko… Uff… Po czterech godzinach ćwiczeń – z półgodzinną przerwą w środku – zapomniałam niemal, jak się nazywam, co dopiero o złości na jakąś kobietę.

Rozgoryczenie wyparowało wraz z potem. Zmęczenie wzięło górę nad emocjami. Podpierałam się nosem, ale byłam dumna z siebie, że dałam radę, a to pozwoliło mi z nadzieją spojrzeć w przyszłość. – Jakoś to będzie, jakoś się ułoży… – mamrotałam, wycierając ręcznikiem kark i dekolt. Inne panie powoli zbierały się już do domu. Instruktorka czekała aż wyjdą, by zamknąć salę.

– Fajna mantra… – uśmiechnęła się do mnie, siadając obok na ławeczce.

– Zaraz znikam, ale muszę najpierw ciut odsapnąć.

– Spokojnie – znów się uśmiechnęła.

Miała bardzo ładny uśmiech, w ogóle była ładna, naturalna blondynka o kręconych włosach, brzoskwiniowej cerze, delikatnych rysach, drobnej choć umięśnionej sylwetce. Obserwując ją, nie potrafiłam określić, ile ma lat; wyglądała młodziutko, choć delikatne zmarszczki smutku w okolicach oczu i maleńkie bruzdki goryczy przy ustach sugerowały, że swoje zdążyła przeżyć. Ciekawość wygrała z manierami.

– Pani Talio, przepraszam za wścibstwo, ale ile pani ma lat?

– 28 – odparła.

– Ach… Tyle samo co… – urwałam, a potem zdobyłam się na odwagę i szybko, nim się rozmyślę, zapytałam: – Proszę wybaczyć obcesowość, ale co taką kobietę jak pani mogłoby pociągać w dużo młodszym mężczyźnie, chłopaku niemal. Pytam, bo mój syn zadurzył się… no, w kobiece… – zaczerwieniłam się i wzruszyłam bezradnie ramionami, licząc na jej domyślność i zrozumienie.

– Zamiast w… dziewczynie, tak? Potaknęłam.

Talia westchnęła, długo milczała, wreszcie odparła:

Hmn, tak się składa, że mój pierwszy facet, rówieśnik, na wieść o ciąży zwinął żagle. Potem wiele lat byłam związana z kimś sporo starszym od siebie. Wspaniały tancerz, znacznie gorszy człowiek, który wpędził mnie w kompleksy, zafundował brak pewności siebie. A teraz kocha mnie młodszy mężczyzna i uważam, że jest najdojrzalszy z nich. Bycie dorosłym i odpowiedzialnym nie zależy od metryki. Bardziej od wychowania, za co powinnam podziękować jego rodzicom. Choć skłamałabym mówiąc, że nie robi na mnie wrażenia jego spontaniczność, entuzjazm, młodzieńczość. To on uświadomił mi, ile osiągnęłam. Sprawił, że znowu się uśmiecham, no i dzięki niemu na powrót uwierzyłam w miłość! Pojawił się nagle, przyszedł po zajęciach, po jakiś drobiazg, którego zapomniała zabrać jego mama. Zaczęliśmy rozmawiać i tak się zaczęło. Mam nadzieję, że będzie trwało… Czy to pani wystarczy?

Spojrzała na mnie, jej twarz jaśniała.

Naprawdę kochała tego... chłopca

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc znowu zachowałam się jak wścibska baba.

– Nie wiedziałam, że jest pani mamą?

– Nie jestem… – uśmiech zniknął. – Poroniłam. Ale mogę mieć jeszcze dzieci… – dodała, a ja się zawstydziłam.

– Przepraszam! – poderwałam się spłoszona, unikając jej spojrzenia. – Już się wynoszę. Dziękuję za rozmowę, teraz mam większą jasność, do widzenia.

– Przyjdzie pani za tydzień? – powstrzymał mnie jej głos.

Obróciłam się, spojrzałam dziewczynie w oczy.

– A chciałabyś Talio, żebym przyszła?

Kiwnęła głową.

Talia to zdrobnienie od Natalii, tak? A czy ktoś nazywa panią Nataszą?

Znowu potaknęła, z powagą.

– To była komórka… ten drobiazg, którego zapomniałam…

Kiedy zaczęłam się domyślać, że to ona?

Gdzieś podświadomie od początku wiedziałam. Ta sama uczelnia, ta odmiana, która nastąpiła u Marka krótko po poznaniu Talii. I co? Nadal ją lubiłam i podziwiałam, jakby instruktorka Talia i nieznajoma Natasza były dwiema różnymi osobami. Jedna była dzielną młodą kobietą, a druga – ukradła mi syna. Chyba pora zmienić punkt widzenia!

To od Nataszy dowiedziałam się, jakim cudownym facetem jest Marek. Udało mi się. Przecież nie wychowuje się dzieci dla siebie, ale dla świata. Powinnam się więc cieszyć, że ten świat go docenił i… pokochał. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA