„Dziewczyna kumpla traktowała go jak piąte koło u wozu. Przypomniała sobie o nim, gdy potrzebowała tatusia dla dziecka”

ojciec fot. iStock by Getty Images, Sarah Mason
„Sylwia urodziła Kubę niespełna siedem miesięcy od pamiętnej schadzki z Bartkiem. Wiem, że niekiedy poród następuje przed planowanym terminem, ale Kubuś zdecydowanie nie wyglądał na wcześniaka”.
/ 15.07.2024 13:15
ojciec fot. iStock by Getty Images, Sarah Mason

Nasza przyjaźń z Bartkiem sięga jeszcze czasów szkolnych. Połączyły nas wtedy zbliżone zamiłowania, dzięki czemu od razu złapaliśmy dobry kontakt. Od tamtego momentu byliśmy nierozłączni. Nic się nie zmieniło, gdy wkroczyliśmy w dorosłość. Mimo że wybraliśmy inne ścieżki edukacji i zatrudniliśmy się w różnych miejscach, nigdy nie brakowało nam chwili, aby się zobaczyć, porozmawiać i w razie czego podać sobie pomocną dłoń w trudnych momentach.

Kiedy on miał kłopoty, to przylatywał do mnie. Nawet laski, z którymi wtedy chodziliśmy – a zmieniały się one jak w kalejdoskopie – akceptowały fakt, że jesteśmy nierozłączni i stanowimy zgrany duet. Byłem pewien, że nic nie zdoła zburzyć naszej zażyłości.

Sylwia go omotała

Ale dwa lata temu mój kumpel Bartek zakochał się w Sylwii. I wtedy zaczęły się schody. Nie powiem, fajna była. No i potrafiła to bezlitośnie wykorzystać. Ledwie rzuciła okiem, posłała uśmiech, odgarnęła swoje długie, jasne loki, a gość już był cały jej. Mówię z własnego doświadczenia, bo jak ją zobaczyłem, to też mnie zatkało. Chciałem nawet do niej zagadać, ale z miejsca dała mi jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru marnować czasu na kolesia, który haruje na etacie i jeszcze spłaca kredyt za kawalerkę. Szukała kogoś, kto spełni każdą jej zachciankę o jakiej tylko pomyśli.

Zrezygnowałem z podrywów bez żadnego rozczarowania, ponieważ nie przepadam za takimi paniusiami. Bartka to jednak nie odstraszyło. Dziewczyna tak zawróciła mu w głowie, że zdecydował się o nią zabiegać. Z marnym efektem, gdyż był przecież takim samym przeciętniakiem jak ja.

Mimo że Sylwia nim gardziła, kpiła z niego i niemalże na jego oczach pakowała się do auta jakiegoś gościa z kasą, on chodził za nią jak piesek i skomlał chociaż o chwilę pogawędki, ponieważ na nic innego nie mógł mieć nadziei.

Nie mogłem na to patrzeć

Strasznie przykro mi się robiło, kiedy widziałem, że mój kumpel daje się tak upokarzać. W końcu to chłop, a nie jakaś wycieraczka czy worek treningowy. W pewnym momencie pomyślałem sobie: „dość tego” i zdecydowałem, że muszę z nim pogadać od serca.

Mówiłem mu, że Sylwia to podstępna i sprytna laska, której chodzi wyłącznie o kasę. Przypomniałem mu, jak okropnie się wobec niego zachowuje oraz z jaką liczbą facetów miała do czynienia. Ale to nie pomogło. Zamiast mnie wysłuchać i na chłodno to przeanalizować, Bartek stanął murem za swoją dziewczyną.

– Mylisz się. Sylwia to porządna i bardzo delikatna kobieta. Po prostu trochę się zagubiła w życiu. Ale niedługo znajdzie odpowiednią ścieżkę – upierał się przy swoim.

– Oczywiście, jak tylko to zrobi, od razu zmieni zdanie o tobie i uzna cię za prawdziwego bohatera. Wpadnie ci w objęcia i spędzicie razem resztę życia w krainie wiecznej szczęśliwości – parsknąłem śmiechem, kompletnie zaskoczony naiwnością Bartka.

– Mówię ci, stary, właśnie tak będzie! I radzę ci przestać obrażać Sylwię, bo inaczej zapomnę, że się przyjaźnimy – ostrzegł mnie.

Odniosłem wrażenie, że nie żartował, dlatego od tego momentu trzymałem język za zębami. Nie zamierzałem zaprzepaścić naszej przyjaźni. Mogłem jedynie liczyć na to, że w końcu zorientuje się, jak bardzo jest głupi. Upływały kolejne tygodnie i miesiące, a Sylwia wciąż nie wpadała Bartkowi w ramiona.

Myślałem, że zmądrzał

Miałem nadzieję, że mój kumpel wreszcie otrząśnie się z zauroczenia tą jędzą. I faktycznie, z biegiem czasu jego wielka miłość jakby trochę ostygła. Coraz częściej gadał, że czas rozejrzeć się za jakąś nową dziewczyną. I gdy już myślałem, że lada moment zmądrzeje, wydarzyło się coś okropnego.

Któregoś dnia zadzwoniłem do Bartka z propozycją wypicia u mnie piwa. Miał wpaść o szóstej, ale niestety się nie pojawił. Próbowałem się też do niego dodzwonić, bezskutecznie. Zadzwonił dopiero następnego dnia rano.

– Hej, gdzie się podziewałeś? Miałeś totalną amnezję odnośnie do naszego spotkania? Wypadałoby chociaż rzucić słówko, że nie wpadniesz! Dobrze wiesz, że nie cierpię samotnego picia! – przyczepiłem się do kumpla.

– Sorry, byłem zajęty randką u Sylwii. Zadzwoniła tak nagle i poprosiła, żebym wpadł do niej na małą kolacyjkę. No sam wiesz… Nie wypadało mi jej spławić… – tłumaczył się podekscytowany.

– Serio? I co było dalej? Wpadła ci w ramiona, krzycząc: „Ocal mnie, mój wybawco?” – zażartowałem, skrycie zgrzytając zębami.

– Dokładnie tak było! I nawet nie waż się nic dodawać! Zapamiętaj sobie po prostu, że od dzisiaj tworzymy parę – burknął i się rozłączył.

Nie wierzyłem własnym uszom

Myślałem intensywnie, co mogło sprawić, że Sylwia tak diametralnie zmieniła swoje nastawienie. Przez długi czas traktowała Bartka jak irytującego natręta, a tu nagle zapałała do niego gorącym uczuciem?

Wiem, że dziewczyny potrafią być kapryśne, ale ona? W życiu! Zbyt dobrze ją znam, żeby dać się nabrać. Coś mi tu nie grało, miałem przeczucie, że za tą całą historią kryje się jakaś tajemnica.

Przemilczałem swoje obawy, gdy rozmawiałem z przyjacielem. Zdawałem sobie sprawę, że i tak niczego by to nie zmieniło, ponieważ noc z Sylwią pozbawiła go resztek zdrowego rozsądku, które zdążył odzyskać. Udawałem więc, że cieszę się jego szczęściem, choć w głębi duszy czekałem na rozwój sytuacji. Przeczuwałem, że sekret nagłego uczucia Sylwii wkrótce wyjdzie na jaw.

Mniej więcej osiem tygodni po tym wydarzeniu nastąpił prawdziwy szok. Bartek odwiedził mnie i oznajmił, że Sylwia spodziewa się dziecka.

– Wie przynajmniej, kto jest ojcem? – wyrwało mi się, choć nie powinienem był tego mówić.

– Jak to kto? No ja! Pamiętasz tę kolację, kiedy do mnie zadzwoniła? Niedługo zostanę tatą! Potrafisz to sobie wyobrazić? – jego twarz rozjaśnił uśmiech.

Szukała frajera

Kiedy to do mnie dotarło, nogi się pode mną ugięły. W jednej chwili wszystko zrozumiałem. Ta laska zaszła w ciążę z jakimś bogaczem, z którym kręciła, a teraz rozpaczliwie szuka jakiegoś frajera, który będzie udawał ojca dzieciaka. Bo tamten zwiał, gdzie pieprz rośnie i zostawił ją na lodzie.

Masz pewność, że to faktycznie twoje dziecko? – zagaiłem delikatnie.

– No jasne! Skoro Sylwia tak mówi, to tak musi być! Tylko nie wciskaj mi kitu, że się wahasz, bo inaczej…

– Jasna sprawa, bo wyleci ci z głowy, że trzymamy sztamę – wtrąciłem, kończąc jego myśl.

Nie miałem wątpliwości, że ta laska bezczelnie próbuje mu wcisnąć kit z tym ojcostwem, ale byłem bezradny. Zdawałem sobie sprawę, że do Bartka nie dotrze żadne logiczne wytłumaczenie. Doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie znowu zaczaić się w krzakach i obserwować, co się wydarzy. Mówiąc precyzyjniej – odliczać, ile miesięcy minie od momentu, gdy się poznali, do przyjścia dzieciaka na świat…

Sylwia wprowadziła się do mieszkania Bartka. Kumpel robił, co tylko mógł, by zaspokoić jej zachcianki. Ganiał od sklepu do sklepu, szukając łóżeczka, wanienki i wózka. Tak się zaangażował, że nawet nie mógł wygospodarować chwili na spotkanie ze mną.

Uważał, że jest idealna

Nasze rozmowy ograniczały się głównie do pogaduszek przez komórkę. Temat oczywiście koncentrował się wokół Sylwii i dziecka. Słuchając, jaka to cudowna z niej kobieta i jak stworzą razem pełną miłości rodzinę, aż dostawałem mdłości. Ale wciąż trzymałem gębę na kłódkę. Z anielskim spokojem czekałem na narodziny potomka Sylwii. Wtedy będzie można udowodnić całe to oszustwo.

Sylwia urodziła Kubę niespełna siedem miesięcy od pamiętnej schadzki z Bartkiem. Wiem, że niekiedy poród następuje przed planowanym terminem, ale Kubuś zdecydowanie nie wyglądał na wcześniaka. Znalazłem w sieci, że waży ledwo nieco powyżej kilograma i przez parę tygodni musi przebywać w specjalnym inkubatorze, gdyż nie potrafi jeszcze sam oddychać. Tymczasem ten bobas ważył blisko trzy i pół kilo oraz nie wymagał żadnej pomocy przy oddychaniu. Już po trzech dniach Sylwia mogła zabrać go do mieszkania.

Byłem przekonany, że Bartek otworzy oczy i zorientuje się, że jego wybranka bezwstydnie wmawia mu ojcostwo. On jednak wciąż pozostawał ślepy na prawdę! Jakby tego było mało, bez wahania przyjął dziecko jako swoje, a na dodatek przez komórkę ciągle nawijał, jak bardzo je uwielbia i jest z niego dumny.

Miałem rację

– Serio nie masz żadnych wątpliwości? Na Twoim miejscu chociaż zrobiłbym test na ojcostwo – nie mogłem dłużej milczeć.

– Rany, znów zaczynasz?! Stary, daj już spokój z tymi podejrzeniami! Kubuś jest moim dzieciakiem, a Sylwia to cudowna, porządna laska. Wiem, że nie znosisz przegrywać, ale zaakceptuj w końcu, że to ja miałem rację! – uciszył mnie zdecydowanym tonem.

Nie byłem w stanie patrzeć, jak coraz bardziej pogrąża się w tym bałaganie. Sprawa dotyczyła nie tylko dziecka. Intuicyjnie wiedziałem, że za pół roku – czyli po upływie terminu, w którym Bartek może jeszcze złożyć pozew o zanegowanie ojcostwa, a matka jest zobowiązana poddać się testom – przestanie być dla niego czuła i kochana. Zostawi mu dzieciaka i jak kiedyś, poleci do bogatych kolesi. A Bartuś będzie rwał włosy z głowy i dumał, czemu był tak ślepy.

Udało mu się mnie wyciągnąć na chrzciny. Zgrywałem podekscytowanego dzieckiem (w ogóle nie był podobny do Bartka), a potem w łazience wziąłem do woreczków trochę włosów z grzebienia i szczotki – jego oraz dzieciaka. Kolejnego dnia oddałem materiał do analizy DNA. Sam za to zapłaciłem, ale dla ziomka zrobi się wszystko!

No i stało się – po niecałych dwóch tygodniach czekania w końcu przyszły wyniki. Zero niespodzianek, wszystko wyszło tak, jak myślałem: Bartek w żadnym wypadku nie może być tatą małego Kubusia. Teraz pozostało mi tylko przekazać mu tę wiadomość…

Nie uwierzył mi

Nie chciałem, żeby Sylwia była przy tej rozmowie, dlatego zaprosiłem kumpla do siebie do domu. Na wszelki wypadek zaopatrzyłem się też w zgrzewkę browarów, tak na pocieszenie dla niego, jakby chciał się napić i zapomnieć o wszystkim.

Liczyłem na to, że gdy minie pierwszy szok i przemyśli tę informację, doceni moją dbałość o jego los oraz pomyślność. Sądziłem, że bez zwłoki uda się do sądu i wystąpi z wnioskiem o podważenie swojego ojcostwa. Zamiast tego czekała mnie nieprzyjemna niespodzianka. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy wręczyłem mu kartkę z rezultatami testów. Przez dłuższy czas wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi na papierze.

– O czym ty mówisz? – zdołał w końcu wydusić z siebie.

– To twarde dowody na to, że twoja śliczna Sylwia robi cię w konia! Kuba nie jest twoim dzieckiem.

– Że co? Skąd ci to przyszło do głowy? Jak to możliwe?

– Gdy byłem na chrzcinach Kuby, to po cichu zebrałem parę włosów. Od ciebie i od małego. Jak sam możesz zobaczyć, w laboratorium nie mieli cienia wątpliwości – dumnie wypinałem pierś.

– Co ty sobie wyobrażasz?! Czemu się mieszasz?! – cały dygotał.

Bartek był wściekły

– Stary, ja tylko chciałem dobrze. Serio masz zamiar zajmować się nie swoim dzieciakiem? Przecież stać cię na to, żeby spłodzić własne. I to z jakąś porządną dziewczyną…

– Stul pysk w końcu! Nie prosiłem się, żebyś mi pomagał! I słuchaj uważnie. Masz zapomnieć, że kiedykolwiek się kumplowaliśmy! Mam cię dość! Skończony z ciebie gnojek! – wydarł się, po czym opuścił pomieszczenie, z hukiem zatrzaskując drzwi.

W życiu nie podejrzewałbym, że tak zareaguje. To już osiem tygodni, odkąd się ostatni raz widzieliśmy. Zero kontaktu ze strony Bartka. Próbowałem do niego dzwonić i pisać, ale kompletnie mnie ignoruje. Zupełnie jakbyśmy nigdy nie byli kumplami. Niepokoję się o niego, bo słyszałem od wspólnych znajomych, że już teraz zostawia dzieciaka pod opieką Bartka i znika z domu na całe wieczory, a czasem nawet na całą noc.

Nie dała rady nawet sześciu miesięcy od momentu, kiedy dziecko przyszło na świat! Chyba wyrzucę z głowy słowa, które Bartek wykrzyczał mi prosto w twarz. Mimo wszystko wybiorę się do niego z wizytą i po raz kolejny postaram się przemówić mu do rozsądku. Zostało jeszcze odrobinę czasu, żeby wykaraskał się z tej beznadziejnej sytuacji. Wprawdzie niezbyt dużo, ale zawsze coś. Byleby tylko miał na to ochotę…

Igor, 24 lata

Czytaj także:
„Bałem się wpuścić syna za kółko po tym, co się stało. I słusznie, bo chłopak okazał się nieodpowiedzialnym smarkaczem”
„Pojechałem za granicę na ogórki. Pracodawca mnie oszukał, więc w ramach zapłaty wziąłem sobie jego córkę”
„Pragnąłem ognia w związku, a ugrzęzłem w rutynie. Dopiero choroba żony uświadomiła mi, ile mógłbym stracić”

Redakcja poleca

REKLAMA