Mokra nawierzchnia al. Ujazdowskich mieni się w świetle latarni. Zerkam na zewnątrz, siedząc na tylnym siedzeniu taksówki. Z bramy uczelni wyskakują trzy rozbawione, czarujące i piękne studentki. Chciałabym mieć w sobie tyle luzu co one, perspektywę wielu wolnych od trosk lat, mnóstwo naiwnych oczekiwań odnośnie do facetów oraz uczuć.
Co roku mamy ten sam pokój
Kierowca taksówki parkuje tuż obok głównego wejścia do hotelu. Wysiadam z pojazdu, stawiając stopy bezpośrednio na puszystym czerwonym dywanie. Pracownik ochrony z uśmiechem otwiera mi drzwi i kłania się uprzejmie. Chłopak hotelowy pędzi w moją stronę, aby pomóc mi z bagażem. Pani z recepcji wita mnie ciepło. W tym miejscu wszyscy mnie doskonale kojarzą.
– Czy pan Marchez już się zjawił? – pytam.
– Jeszcze nie.
Dostaję klucz do naszego apartamentu na samej górze. Jak co roku, w środku roi się od kwiatów, a szampan stoi w lodzie. No i te owoce i czekoladki, wszystko jak należy.
Raz w roku Denis ma możliwość skorzystania z dłuższego urlopu w pracy. Dodatkowo otrzymuje przyzwolenie od żony na spędzenie tych paru dni ze mną. Nigdy nie mogłam pojąć, co nią kieruje, gdy wyraża na to zgodę. Zresztą Denis nigdy nie wspomina o swojej żonie, a ja wystrzegam się zadawania niepotrzebnych pytań. To moja dewiza, którą kieruję się od lat. W przeszłości popełniłam błąd, pytając za dużo i w mgnieniu oka nasza miłość legła w gruzach.
Poznałam go na konferencji
Gdzie on się podziewa? Niecierpliwię się coraz bardziej. Przecież samolot z Lozanny już dawno powinien być na miejscu. Czekam w naszym luksusowym apartamencie, który powoli zaczyna mnie przytłaczać swoim przepychem i pustką. Ale lada moment mój ukochany tu dotrze. Wpadnie jak burza, porzuci okrycie gdzieś w kącie, przytuli mnie mocno. Nie będziemy tracić czasu na zbędne powitania czy czułe słówka. Od razu zamkniemy się w sypialni, żeby nareszcie dać upust temu gwałtownemu pragnieniu.
Pocałunki zastąpią tęskne westchnienia, a namiętność splecie się z moimi łzami szczęścia. Kiedy emocje nieco opadną i znów będziemy w stanie składać zdania, nadejdzie pora na nieskończone rozmowy i snucie planów na ten nasz kolejny cudowny tydzień we dwoje.
Moje pierwsze zetknięcie z Denisem miało miejsce w Lozannie, na dość standardowym biznesowym spotkaniu. Nie przykuł wtedy mojej uwagi w jakiś szczególny sposób – po prostu jeden z wielu mężczyzn biorących udział w rozmowach. Później nadeszła następna odsłona negocjacji i tym razem to on zawitał do Warszawy. Dwa dni intensywnej pracy, a po nich weekend, w trakcie którego miałam mu zaprezentować uroki naszej stolicy.
Chciał zwiedzić miasto
Skoro już miałam auto, wpadłam na pomysł, żeby zrobić mu wycieczkę po Warszawie. On jednak nie był zainteresowany tradycyjnymi atrakcjami turystycznymi jak pałac w Wilanowie czy park Łazienkowski. Zamiast tego zapragnął zobaczyć na własne oczy miejsca ważne dla historii narodu żydowskiego. Okazało się, że jego dziadek pochodził z niewielkiej miejscowości Lubartów i zginął na terenie warszawskiego getta.
Po zakończeniu spotkania, gdy nadszedł czas pożegnania, Denis zapytał, czy miałabym ochotę spotkać się z nim przy okazji jego kolejnej wizyty. Przyznam, że trochę mnie tym zaskoczył. Nasz kontrakt biznesowy został już podpisany, więc nie widziałam potrzeby kolejnego spotkania w sprawach służbowych.
– Jasne, bardzo chętnie – odparłam.
Wiadomo, że w takich sytuacjach zawsze pada takie stwierdzenie i zazwyczaj do ponownego spotkania i tak nie dochodzi. To tylko taka uprzejma wymiana zdań na pożegnanie.
Pojawił się znowu
Denis zadzwonił jednak do mnie do pracy z prośbą o poświęcenie mu dwóch wieczorów, bo chciał wybrać się do teatru, odwiedzić kilka fajnych restauracji i klubów. I tak oto, po kwartale, ponownie witałam go na lotnisku.
Wybraliśmy się na obiad do nowo otwartej knajpki w japońskim stylu. Blask świec odbijał się w jego spojrzeniu, a ja czułam już delikatny szum wina w głowie…
– Nie spodziewałam się, że tak prędko znów się tutaj zjawisz. Masz jakiś konkretny powód? – zdobyłam się na odwagę, by o to spytać. – Istnieją bardziej fascynujące metropolie niż Warszawa.
– W zasadzie to często dokądś wyjeżdżam – powiedział, pogrążając się w zadumie. – Jedynie wtedy zyskuję odrobinę wytchnienia. Telefony milczą, żona nie zmusza mnie do wbicia się w garnitur i nie wyciąga przemocą na dobroczynną galę, nie muszę też pod presją lecieć na jeden wieczór do znajomych mieszkających w Monako. No i przez dwa dni mam spokój od domowych sprzeczek. Poza tym Polska bardzo mi się podoba. Ty zresztą również… Coraz bardziej, nawet bardziej, niż bym sobie tego życzył.
Byłam szczęśliwa
Tego wieczoru pierwszy raz nocowałam u Denisa. W apartamencie za dwa i pół tysiąca złotych za noc, w tym samym, w którym teraz z niecierpliwością wypatruję jego powrotu. Bez nadmiernych pytań i gadania. Bez składania przyrzeczeń i rozmyślań o przyszłości. Dwójka dorosłych osób zaplątanych we własne życiowe zawirowania spotkała się na moment. I tyle.
– Nie jestem w stanie zbyt wiele ci obiecać – rzucił na do widzenia. – Mam zobowiązania, ale planuję to zmienić. Jeśli tymczasem zadowolisz się okruchami szczęścia, którymi mogę cię obdarzyć, obiecuję traktować cię jak prawdziwą królewnę.
W ciągu ostatnich trzech lat, choć formalnie nadal byłam singielką, miałam świadomość, że parę razy do roku czeka mnie ogromna dawka radości. Ale nie zawsze było kolorowo. Nieraz zdarzały się łzy i rozpacz, a innym razem latałam w obłokach po długiej rozmowie przez telefon. Bywało tak, że kiedy kompletnie nie dawałam rady, to wsiadałam w samolot i leciałam do Lozanny na jedną noc. Nawet krótkie, dwugodzinne spotkanie z Denisem w pokoju hotelowym sprawiało, że wszystko nabierało znacznie piękniejszych barw.
Obiecał mi złote góry
Moje myśli przerywa dźwięk komórki. Jestem przekonana, że to Denis.
– Słucham? – odbieram, przeczuwając, że stało się coś ważnego.
– Beatka? Beatka, to ty? – dobiega mnie z daleka ukochany głos.
– No przecież wiesz, skarbie… Czekam, aż przyjdziesz.
– Jeszcze nie opuściłem Lozanny. Nie chciałem wracać do ciebie bez załatwienia pewnej sprawy. Odbyłem bardzo długą rozmowę z moją małżonką i teraz mam pewność, że nie wyrazi zgody na rozwód. A raczej wyrazi, jeśli będę nalegał, ale wtedy mogę wylądować na bruku. Sporo ci ostatnio obiecałem i nie dam rady tego zrealizować. Moja wina. Jeżeli się zgodzisz, aby wszystko pozostało po staremu, będę u ciebie za jakieś cztery godziny. W przeciwnym razie uszanuję to, co postanowisz.
Nastała przejmująca, nieprzenikniona cisza. Myśli wirują w głowie, język stał się odrętwiały. Gorące krople łez znaczą ścieżki na twarzy.
– Beatko… Odezwij się, proszę.
W głowie mam kompletną pustkę, nie potrafię sklecić ani jednej logicznej myśli.
Wszystko legło w gruzach
– Daj mi znać, czy mam wsiąść w samolot i przyjechać.
– Nie! – mój własny głos brzmi obco, jakby wydobył się z zaciśniętego gardła wbrew mojej woli. – Nie przyjeżdżaj, Denis. Nie chcę cię już nigdy oglądać na oczy.
Zakończyłam rozmowę telefoniczną i poczułam nagły przypływ ulgi. „Żegnaj, mój wymarzony książę. Taki scenariusz był nieunikniony” – powoli wracam do rzeczywistości i porządkuję myśli. Jednak ścisk w gardle i bolesne kłucie w okolicach serca stają się trudne do wytrzymania. Już w tym momencie. Co przyniesie przyszłość?
Odebrał po kilku sygnałach.
– Halo, Denis?
– Słucham, kochanie.
– Wiesz… Okłamałam cię. Chciałabym, żebyś do mnie przyleciał. Choćby ta noc miała być naszą ostatnią.
– Obiecuję, że przylecę. Zostanę na kilka dni i zrobię wszystko, by ci to zrekompensować. Moja królewno.
Beata, 30 lat
Czytaj także:
„Szukałem szczerej miłości, ale kobiety widziały we mnie tylko wypchany portfel. Żeby sprawdzić Julię, udawałem biedaka”
„Nie mam rodziny, więc szef myśli, że może mnie wykorzystywać. Letnie podróże oglądam w przewodnikach turystycznych”
„Zamieszkałam na wsi, by słuchać śpiewu ptaków, a nie wrzasku sąsiadów. Zamiast koguta budzi mnie kłótnia o schabowe”