Stałam przy oknie w kuchni, trzymając w dłoni kubek zimnej herbaty, i patrzyłam na świat, który zdawał się żyć świętami. Balkon naprzeciwko migał kolorowymi światełkami, na chodniku dzieci ciągnęły rodziców w stronę straganów z choinkami, a powietrze pachniało piernikami. U mnie w domu było inaczej. W mieszkaniu panował chłód – nie tylko ten z nieogrzanych kaloryferów, ale ten głębszy, który wnikał w serce, gdy wiedziałam, że tym razem nie dam rady.
Czułam smutek
Julia, moja dziesięcioletnia córka, siedziała przy biurku i rysowała. Obrazek, jak co roku, przedstawiał świąteczny stół, na którym piętrzyły się potrawy, a my wszyscy byliśmy razem – szczęśliwi, uśmiechnięci. Jak miałam jej powiedzieć, że w tym roku to wszystko będzie tylko na rysunku? Kuba biegał po mieszkaniu z kocem udającym pelerynę Świętego Mikołaja. Był pełen energii, wierzył w magię świąt, w listy do Mikołaja i to, że pod choinką zawsze znajdzie coś dla siebie.
Spojrzałam na kuchenny stół. Leżały na nim rachunki, które już dawno przestałam liczyć. Moja głowa była pełna obaw, serce ciężkie, a portfel prawie pusty. W lodówce zostało trochę mleka i makaronu. Zawsze jakoś sobie radziłam, ale tym razem było inaczej. Wiedziałam, że nie dam rady zapewnić dzieciom ich ukochanych pierogów, o prezentach nawet nie wspominając.
Czułam w gardle znajomy ucisk – ten, który zawsze pojawiał się, gdy miałam zawieść Julię i Kubę. Myślałam o tym, jak im to powiedzieć, ale każde słowo, które układałam w głowie, wydawało się niewystarczające. W końcu usiadłam przy stole, schowałam twarz w dłoniach i zadałam sobie pytanie, które krążyło w mojej głowie od tygodni: jak wytłumaczyć dzieciom, że w tym roku świąt po prostu nie będzie?
Dzieci czekały na Święta
– Mamo, a kiedy ubierzemy choinkę? – zapytał Kuba, wbiegając do kuchni z peleryną z koca zarzuconą na ramiona.
Wyglądał, jakby właśnie szykował się do ratowania świata, ale tym razem to ja potrzebowałam ratunku.
– Jeszcze nie teraz, kochanie – odpowiedziałam, próbując zabrzmieć spokojnie.
Kuba wzruszył ramionami i zniknął w swoim pokoju. Julia, jak zwykle, słyszała wszystko. Zeszła do kuchni z kartką w ręku.
– A prezenty Mikołaj przyniesie? – spytała, podając mi swój rysunek.
Spojrzałam na kolorowy obrazek. To było nasze mieszkanie – z choinką, migoczącymi lampkami i wesołymi twarzami.
– Jeszcze nie – wymamrotałam, gładząc ją po głowie. – Ale... zobaczymy.
– W tym roku zrobisz sernik, prawda? – jej oczy zabłysły nadzieją, ale czułam w nich pytanie, którego nie umiała zadać na głos.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Julia zawsze wierzyła, że dam radę, że mama jest niezłomna, że wszystko się ułoży. Tym razem jednak nie mogłam wykrzesać z siebie nawet cienia tej pewności.
– Porozmawiamy później – powiedziałam szybko, chowając się za stos rachunków na stole.
Julia spojrzała na mnie, jakby widziała więcej, niż chciałam jej pokazać. Zanim zdążyłam coś dodać, odwróciła się na pięcie i wróciła do swojego pokoju.
Porozmawiałam z córką
Wieczorem, gdy Kuba już zasnął, usiadłam na łóżku Julii. Czytała coś, ale gdy tylko mnie zobaczyła, odłożyła książkę i spojrzała pytająco. Wiedziałam, że nie mogę dłużej odkładać rozmowy.
– Julka, mogę z tobą chwilę porozmawiać? – zapytałam, głos lekko mi drżał.
– Jasne, mamo. Coś się stało? – oparła głowę na dłoniach, jakby szykowała się na coś poważnego.
Przytaknęłam, czując, jak ciężar narasta.
– Wiesz, czasem... czasem Święty Mikołaj musi bardziej pomóc dzieciom, które mają naprawdę ciężko – zaczęłam ostrożnie, unikając jej wzroku.
– My chyba nie mamy ciężko, prawda? – przerwała mi. – Przecież zawsze jakoś dajesz radę.
Te słowa zabolały bardziej, niż chciałam przyznać. Uśmiechnęłam się słabo, próbując zebrać myśli.
– W tym roku może być inaczej, kochanie – powiedziałam cicho. – Czasami jest tak, że nawet mama nie daje rady ze wszystkim naraz.
Julia zmarszczyła brwi. Widziałam, jak próbuje to zrozumieć, ale coś w jej oczach mówiło, że nie chce tego przyjąć.
– To znaczy, że nie będzie prezentów? Ani choinki? – zapytała, a w jej głosie zabrzmiała nuta paniki.
– Jeszcze nie wiem, jak to wszystko zrobimy – odpowiedziałam, kładąc jej rękę na ramieniu. – Ale postaram się, żeby święta były... wyjątkowe, nawet jeśli będą wyglądać trochę inaczej.
– Inaczej? Jak inaczej? – Pochyliła się w moją stronę. – Nie chcę innych świąt, mamo.
Nie miałam odpowiedzi. Tylko uścisnęłam ją mocno, czując, że słowa zawodzą. Gdy w końcu wyszłam z jej pokoju, czułam, jak ciężar tej rozmowy przygniata mnie jeszcze bardziej. Julia miała rację – zawsze dawałam radę. Ale czy w tym roku naprawdę mogłam to obiecać?
Nie mogłam tego słuchać
Następnego dnia, przygotowując w kuchni herbatę, usłyszałam, jak Julia i Kuba rozmawiają w ich pokoju. Głosy były przyciszone, ale wyraźnie słyszałam niepokój Julki i pytania Kuby, jak zwykle zadawane z dziecięcą bezpośredniością.
– Myślisz, że Mikołaj w tym roku przyjdzie? – zapytał Kuba. – Mama jest jakaś smutna, może się na nas obraził?
– Nie wiem – odpowiedziała Julia. W jej głosie było coś, co ścisnęło mnie za serce. – Ale wiesz, Mikołaj ma dużo dzieci do odwiedzenia. Może do nas przyjdzie później albo... wcale.
– Wcale? – Kuba podniósł głos, jakby nie mógł uwierzyć. – Przecież byłem grzeczny! Naprawdę!
Próbowałam im wytłumaczyć
Julia próbowała go uspokoić, ale widać było, że sama nie do końca w to wierzy. Nie wytrzymałam. Otarłam ręce w kuchenny ręcznik i weszłam do ich pokoju.
– Dzieci, musimy porozmawiać – powiedziałam, starając się brzmieć spokojnie, choć w środku trzęsłam się ze zdenerwowania.
Julia spojrzała na mnie z poważnym wyrazem twarzy, a Kuba wciągnął pelerynę Mikołaja głębiej na ramiona, jakby to miało go ochronić przed tym, co usłyszy.
– W tym roku nasze święta będą wyglądały trochę inaczej – zaczęłam ostrożnie.
– To znaczy jak? – spytał Kuba.
– Pójdziemy na specjalną kolację wigilijną, gdzie wszyscy są mile widziani, niezależnie od tego, ile mają – powiedziałam, próbując nadać temu ciepły ton.
Julia zamrugała szybko, a Kuba wybuchnął:
– Nie chcę iść do obcych ludzi! Chcę zostać w domu i czekać na Mikołaja!
– Kuba... – próbowałam go uspokoić, ale już zaczął kręcić głową.
– To dlatego, że byłem niegrzeczny, prawda? Dlatego Mikołaj nie przyjdzie! – wykrzyknął, a jego głos załamał się w połowie.
Julia spojrzała na mnie z wyraźnym żalem.
– Czyli jesteśmy biedni, tak? – zapytała wprost.
To było jak cios. Na chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.
– Nie jesteśmy biedni – powiedziałam w końcu. – Po prostu... w tym roku musimy zrobić wszystko trochę inaczej. Ale obiecuję wam jedno – nadal będziemy razem, a to jest najważniejsze.
Kuba rzucił pelerynę na podłogę i wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami. Julia spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Mama zawsze daje radę – szepnęła.
Zostałam sama w tym pokoju, czując, że jej słowa brzmią bardziej jak oskarżenie niż pochwała.
To było takie trudne
Kiedy wieczorem Kuba w końcu wyszedł z pokoju, siedziałam w kuchni, obracając w palcach łyżeczkę. Był naburmuszony, ale głód wygrał z obrażeniem się na cały świat. Julia trzymała się na dystans, jakby bała się znowu ze mną rozmawiać.
– Kuba, mogę ci coś opowiedzieć? – zapytałam, kiedy usiadł przy stole.
Spojrzał na mnie z podejrzliwością, ale nie odpowiedział. Julia usiadła obok niego, nadal milcząc.
– Kiedy byłam w waszym wieku, też miałam święta, które były inne – zaczęłam. – Byłyśmy z babcią same, bez choinki, bez prezentów. Mieszkałyśmy wtedy w takim małym mieszkaniu, gdzie ledwo było ciepło. Ale w Wigilię babcia powiedziała, że idziemy na kolację.
Kuba spojrzał na mnie nieufnie.
– I co, było fajnie? – zapytał sceptycznie.
– Było inaczej – przyznałam. – Ale wiesz, co pamiętam najbardziej? To, że ludzie tam byli dla siebie mili. Każdy się czymś dzielił, nawet jeśli miał niewiele. Babcia zawsze powtarzała, że święta to nie rzeczy, tylko to, co mamy w sercu.
– Ale ja nie chcę miłych ludzi – rzuciła Julia, krzyżując ramiona na piersi. – Chcę nasze święta.
Chciało mi się płakać
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale szybko je powstrzymałam.
– Julka, rozumiem. Też bym chciała, żeby było jak zawsze. Ale czasem trzeba się cieszyć tym, co mamy. W tym roku to będzie coś nowego, ale obiecuję wam, że postaram się, żebyśmy nadal byli razem i żeby było wyjątkowo.
Kuba spuścił głowę, a potem, zupełnie niespodziewanie, zapytał:
– A my tam musimy coś dać? Bo my nie mamy nic.
Zamurowało mnie. Właśnie wtedy zrozumiałam, jak bardzo ta sytuacja dotknęła także jego.
– Wiesz co, Kuba? – uśmiechnęłam się przez łzy. – Czasem wystarczy dać uśmiech. Albo opowiedzieć komuś, co się fajnego wydarzyło w tym roku. I to już jest dużo.
– To ja mogę coś opowiedzieć – mruknął, skubiąc palcami krawędź stołu.
Julia nie odezwała się, ale w jej spojrzeniu zauważyłam cień zrozumienia. Wszyscy byliśmy zmęczeni, ale ten wieczór był krokiem naprzód.
Liczy się wspólny czas
W kolejnych dniach w mieszkaniu panował dziwny spokój. Julia milczała więcej niż zwykle, a Kuba chodził po kątach, zajmując się swoimi zabawkami. Atmosfera była ciężka, choć starałam się robić wszystko, by jakoś podnieść nastrój.
– Mamo, mogę powiesić gwiazdki na oknie? – zapytała Julia, podchodząc do mnie z garścią wyciętych z papieru ozdób, które zrobiła kilka dni wcześniej.
– Oczywiście, kochanie – odpowiedziałam, choć głos mi lekko drżał. Te gwiazdki zawsze były symbolem naszego domu w czasie świąt.
Julia z zapałem zaczęła kleić je taśmą do szyby. Patrzyłam na nią z ukradkowym podziwem. Mimo wszystko, nadal próbowała wprowadzić trochę magii.
Kuba tymczasem podszedł do mnie z pytaniem, którego się obawiałam.
– Mamo, a list do Mikołaja to dotarł? – zapytał poważnym tonem.
– Na pewno dotarł, skarbie – odpowiedziałam, pochylając się, by ucałować go w czoło.
– To dlaczego jesteś smutna? – dodał, a ja przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Czasem dorośli martwią się różnymi rzeczami, ale to nie znaczy, że Mikołaj o was zapomni – powiedziałam, starając się, by brzmiało to przekonująco.
Wieczorem, kiedy dzieci zasnęły, usiadłam przy stole z ostatnimi rachunkami. Wiedziałam, że Wigilia spędzona poza domem była jedynym wyjściem, ale wciąż miałam wątpliwości. Czy dzieci zrozumieją? Czy nie będą czuły wstydu?
Wzięłam do ręki gwiazdkę, którą Julia zostawiła na stole. Wzór był prosty, zrobiony jej dziecięcą ręką, ale w tej ozdobie było coś więcej – nadzieja, której mi brakowało. Może nie mogłam im dać choinki, pierogów ani prezentów, ale mogłam dać coś innego: wspólny czas, bliskość i tę odrobinę ciepła, której tak bardzo teraz potrzebowaliśmy.
Kiedy zasypiałam, postanowiłam, że zrobię wszystko, by dzieci zobaczyły w tych świętach coś wyjątkowego. Nawet jeśli nie będą wyglądały jak te z ich marzeń.
Beata, 38 lat
Czytaj także: „Do łóżka wzięłam o 30 lat starszego pryka z pełnym portfelem. Mam gdzieś zasady, zagryzę zęby, a moje konto spuchnie”
„Córki myślały, że jestem staruchą bez mózgu. Nie pomogły mi w potrzebie, więc zmieniłam testament”
„Zięć burzył nasze rodzinne tradycje. Gdy wymyślił Kanary na święta, miałam ochotę zrobić z nim to, co z karpiem na Wigilię”