„Dzieci chciały zgarnąć spadek, choć jeszcze nie jestem w grobie. Będą w szoku, gdy po mojej śmierci otworzą testament”
„Nie chciałam, żeby po mojej śmierci walczyli o majątek, więc jeszcze za życia podzieliłam wszystko sprawiedliwie. Myślałam, że docenią moje starania, że będą się wspierać i cieszyć tym, co dostali. Byłam przekonana, że podjęłam najlepszą decyzję”.

- Redakcja
Całe życie pracowałam na to, żeby moim dzieciom niczego nie brakowało. Nie byliśmy bogaci, ale staraliśmy się z mężem zapewnić im spokojne dzieciństwo i dobry start w dorosłość. Kiedy odszedł, musiałam przejąć wszystkie obowiązki – i te domowe, i te związane z firmą, którą prowadziliśmy razem. Było ciężko, ale wiedziałam, że nie mogę się poddać.
Chciałam, by mieli dobrze
Adam, Kasia i Marek byli wtedy jeszcze młodzi, każde miało swoje marzenia i plany. Chciałam, żeby wyrośli na ludzi zaradnych, samodzielnych, potrafiących zadbać o siebie. Wydawało mi się, że dobrze ich wychowałam, że nauczyłam ich uczciwości i odpowiedzialności.
Z biegiem lat wszystko zaczęło się układać. Adam jako najstarszy przejął dom rodzinny, Kasia dostała oszczędności, a Marek zajął się firmą, którą latami budowałam. Nie chciałam, żeby po mojej śmierci walczyli o majątek, więc jeszcze za życia podzieliłam wszystko sprawiedliwie.
Myślałam, że docenią moje starania, że będą się wspierać i cieszyć tym, co dostali. Byłam przekonana, że podjęłam najlepszą decyzję, ale kiedy zobaczyłam ich miny i usłyszałam pierwsze wyrzuty, zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie popełniłam wielkiego błędu.
Nie minęła doba, a zamiast spokoju i ulgi, poczułam ciężar, jakiego nie czułam od dawna. Bo jak to możliwe, że troje dorosłych ludzi, którzy dorastali w jednym domu, patrzy teraz na siebie jak na wrogów?
Nie spodziewałam się wdzięczności, ale liczyłam na rozsądek. Zawsze mieli silne charaktery, ale wierzyłam, że są na tyle dojrzali, by zrozumieć, że każdy dostał coś wartościowego.
Mieli do mnie żal
Adam pierwszy zaczął mieć pretensje. Wszedł do kuchni bez słowa, rzucił klucze od domu na stół i oparł się o blat z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Mamo, możemy porozmawiać?
– Oczywiście, synu. Coś się stało?
– Ten dom to nie jest prezent, tylko kula u nogi – spojrzał na mnie z wyrzutem. – Wymaga remontu, ogrzewanie ledwo działa, dach przecieka. Myślisz, że mnie stać na to, żeby go utrzymać?
Nie wyglądał na wzburzonego, raczej rozczarowanego.
– To jest dom, w którym dorastałeś. Myślałam, że ci na nim zależy.
– A ja myślałem, że jeśli już coś dostanę, to będzie to coś, co mi pomoże, a nie jeszcze bardziej obciąży.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo do kuchni weszła Kasia. Wystarczyło jedno spojrzenie na jej twarz, żeby wiedzieć, że jest wściekła. Trzasnęła torebką o stół i usiadła naprzeciwko Adama, krzyżując nogi i patrząc na mnie z wyraźnym wyrzutem.
– To ja już powiem od razu, żeby nie było niedomówień – zaczęła ostro. – Uważam, że mnie oszukałaś.
Zaskoczyła mnie
– Przecież dostałaś oszczędności, to były pieniądze odkładane przez lata…
– I co ja z nimi zrobię? – przerwała mi od razu. – Pieniądze się wydaje. A dom i firma mogą przynosić zyski przez lata. Adam może go sprzedać, wynająć, cokolwiek. Marek ma firmę, która będzie zarabiać. A ja? Mam wydawać, aż się skończy?
Spojrzałam na Adama, ale on tylko rozłożył ręce.
– Nie chciałam, żebyście mieli do siebie pretensje – powiedziałam spokojnie. – Każdy z was dostał coś wartościowego.
Wtedy do kuchni wszedł Marek. Nawet się nie przywitał, tylko oparł się o futrynę, z założonymi rękami, jakby czekał na swoje pięć minut.
– Jak rozumiem, rozdzieramy szaty, bo mama nas skrzywdziła? – prychnął z ironią. – No błagam.
Kasia rzuciła mu ostre spojrzenie.
– Łatwo ci mówić, skoro wyszedłeś na tym najlepiej. Firma to inwestycja, z której będziesz miał zyski do końca życia.
Marek westchnął teatralnie i przewrócił oczami.
– Firma to ciężka praca, droga siostrzyczko. I to, że mama mi ją zapisała, nie oznacza, że cokolwiek mam za darmo.
– Przynajmniej masz coś, co zarabia.
– A ty masz gotówkę. Nie musisz się martwić, czy wypali czy nie.
Kłócili się
Widziałam, że ta rozmowa nie prowadzi do niczego dobrego. Stali naprzeciwko siebie, jakby byli obcymi ludźmi, a nie rodzeństwem, które razem spędziło dzieciństwo.
– Dość – powiedziałam stanowczo. – Naprawdę myślicie, że podjęłam tę decyzję, żeby was skrzywdzić?
Zapadła cisza. W ich spojrzeniach widziałam niepewność, ale i upór. Każde uważało, że to ono dostało mniej. Wtedy pierwszy raz poczułam, że może naprawdę zrobiłam coś nie tak. Że może podział, który miał być sprawiedliwy, zamiast zbliżyć ich do siebie, tylko ich podzielił.
Nie mogłam na to patrzeć. Trójka moich dzieci, które powinny się wspierać, stała naprzeciw siebie jak przeciwnicy w sądzie. W ich oczach widziałam żal i rozgoryczenie, a w ich słowach – wyłącznie wyrzuty. Coś we mnie pękło.
– Usiądźcie – powiedziałam, ale nikt się nie ruszył. – Powiedziałam: usiądźcie.
Mój głos musiał zabrzmieć wystarczająco surowo, bo w końcu zajęli miejsca przy stole. Adam oparł łokcie na blacie, Kasia skrzyżowała ręce na piersi, a Marek odchylił się na krześle i patrzył w sufit, jakby już stracił zainteresowanie całą sprawą.
Miałam tego dość
– Posłuchajcie mnie uważnie – zaczęłam spokojnie, choć w środku czułam narastającą złość. – Podzieliłam majątek, bo nie chciałam, żebyście kiedyś się o niego kłócili. Chciałam, żebyście mieli poczucie, że każdy dostał coś wartościowego, żebyście mogli ruszyć do przodu bez obciążeń. Nie przyszło mi do głowy, że zamiast podziękować, zaczniecie się oskarżać.
– Bo to nie jest sprawiedliwe – wtrąciła Kasia.
– A co według ciebie byłoby sprawiedliwe? – spojrzałam na nią uważnie. – Żebym sprzedała wszystko i podzieliła pieniądze na trzy części? Żeby nikt niczego nie miał na własność, tylko wszyscy zaczynali od zera?
Zacisnęła usta. Wiedziała, że to nie miałoby sensu, ale i tak nie zamierzała przyznać mi racji.
– Nie o to chodzi… – zaczęła, ale przerwał jej Adam.
– Przestań. Wiem, że pieniądze łatwo wydać, ale kto ci broni zainwestować? Możesz kupić mieszkanie i je wynająć. Możesz otworzyć własny biznes. Nie jesteś dzieckiem, musisz myśleć o przyszłości.
Nie słuchali mnie
Kasia spojrzała na niego z oburzeniem.
– Łatwo ci mówić, bo dostałeś dom!
– Który wymaga kapitalnego remontu – wtrącił Adam. – A ciebie nie interesuje, że ja będę musiał włożyć w niego mnóstwo pieniędzy?
– Nie kłóćcie się – westchnęłam. – Naprawdę nie o to mi chodziło.
Spojrzałam na Marka, który do tej pory nie wtrącał się do rozmowy.
– A ty? Masz coś do powiedzenia?
Marek wzruszył ramionami.
– Nie zamierzam brać udziału w tej farsie. Kasia jest zazdrosna, Adam przesadza, a ja mam na głowie prawdziwą odpowiedzialność.
– Naprawdę uważasz, że masz gorzej niż my? – Kasia uniosła brwi.
Marek zaśmiał się cicho.
– Firma to nie skarbonka, do której wrzuca się pieniądze i wyjmuje więcej. Muszę nią zarządzać, pilnować finansów, podejmować decyzje. To nie jest gotówka w kopercie, którą można wydać na wakacje.
– I jesteś pewien, że to takie obciążenie? – Kasia wbiła w niego spojrzenie. – Gdybyś nie chciał, mógłbyś ją sprzedać i mieć jeszcze więcej niż ja.
Straciłam cierpliwość
– Dość! – uderzyłam dłonią w stół, a oni zamilkli. – Nie zamierzam siedzieć tutaj i słuchać, jak się kłócicie. Jesteście dorośli. Moja decyzja zapadła i nie zmienię jej. Jeśli wam się nie podoba, to macie problem nie ze mną, a ze sobą nawzajem.
Zapadła cisza. Patrzyli na siebie z niechęcią, jakby byli sobie zupełnie obcy. To bolało mnie najbardziej.
– Czy naprawdę nie widzicie, do czego to prowadzi? – zapytałam spokojnie, choć w środku aż się we mnie gotowało. – Zamiast się wspierać, próbujecie się wzajemnie okraść.
Adam zacisnął usta, Kasia odwróciła wzrok, a Marek tylko wzruszył ramionami.
– Nie dramatyzuj, mamo – powiedział lekceważąco. – Każdy chce dla siebie jak najlepiej.
– Nawet kosztem rodziny? – Spojrzałam na nich po kolei. – Jeśli nie potraficie się dogadać, to może żadnemu z was nic się nie należy.
W pokoju zapadła cisza. Pierwszy odezwał się Adam.
– Co masz na myśli?
Wzięłam głęboki oddech.
– Jeśli jeszcze raz usłyszę, że próbujecie walczyć o coś, co dostało się innym, zapiszę wszystko na dom dziecka.
Ich twarze pobladły. Wreszcie zwrócili uwagę nie tylko na siebie, ale i na mnie. Nie byłam pewna, czy to strach, czy gniew, ale w ich oczach widziałam jedno – szok.
– Mamo, chyba żartujesz… – Adam jako pierwszy odzyskał głos.
– Nie możesz tego zrobić! – Kasia aż się zerwała z miejsca. – To nasze!
Nie dowierzali
Marek wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, jakby czekał, aż się zaśmieję i powiem, że tylko ich straszę. Ale ja byłam śmiertelnie poważna.
– Właśnie udowodniliście, że nie zasługujecie na to, co wam dałam – powiedziałam spokojnie. – Kłócicie się jak obcy, kombinujecie, jak wydrzeć więcej, zamiast cieszyć się tym, co macie. Skoro pieniądze są dla was ważniejsze niż rodzina, to może powinny trafić do tych, którzy nigdy nic nie mieli.
– To niesprawiedliwe! – Kasia rzuciła mi spojrzenie pełne wyrzutu. – Całe życie na to pracowałaś, a teraz chcesz oddać obcym?!
– Skoro własne dzieci nie potrafią tego docenić, to tak.
Marek odsunął się od ściany, na której się opierał.
– To szantaż.
– Nie, synu – spojrzałam mu prosto w oczy. – To nauczka.
Zapadła cisza. Widziałam, jak w ich głowach ścierają się gniew, szok i strach. Nie powiedzieli już nic. Wyszli po kolei, jeden po drugim, zostawiając mnie samą.
Usiadłam w fotelu i patrzyłam w okno. Wiedziałam, że ta rozmowa ich nie zmieni od razu. Ale miałam nadzieję, że da im do myślenia. Może nie wszystko jeszcze było stracone.
Maria, 68 lat
Czytaj także:
„Smród z podwórka był nie do wytrzymania. Sądziłam, że to niechlujny sąsiad, ale sprawa była bardziej śmierdząca”
„Charakterek mojej przyszłej teściowej wróżył kłopoty. Szybko przekonałam się, do czego jest zdolna”
„Na Dzień Wagarowicza dostałam prezent od ojca. Okazało się, że nie tylko mojej mamie dał swoje nasionko”