Kiedy wróciłem do domu, od razu wyczułem, że coś nie gra. Mama tłukła garami w kuchni, ojciec przycupnął z gazetą w kącie i udawał, że czyta, a siostra, mijając mnie, przeciągnęła wymownie kantem dłoni po szyi. Cholera, czyżby się wydało, że zamiast na korki, chodzę się wspinać na sztuczną ściankę? Jeśli tak, to matula da mi popalić… Wymykałem się właśnie z talerzem do swojej dziupli, gdy zatrzymał mnie jej głos:
– Piotrek, może ty byś pojechał ze mną do dziadka?
Trochę mnie przytkało
– A… ale w jakiej intencji? – zapytałem. – Przecież nie ma dziś urodzin ani nic takiego.
– Podobno źle się czuje, dzwoniła jego sąsiadka. Trzeba mu zawieźć obiad, zrobić zakupy, takie tam. Pomożesz mi?
Trochę się wkurzyłem i nawet nie dlatego, że miałem inne plany. Ale, do diabła, nie może tak być, żeby cała rodzina truchlała na myśl o spotkaniu ze starym diabłem! To kompletne wariactwo!
– Przygotuj mi wszystko – zdecydowałem w jednej chwili. – Pojadę sam.
Ojcu aż gazeta z ręki wypadła – może mu się łyso zrobiło, że sam nie zdobył się na takie bohaterstwo?
– Naprawdę? – mama nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. – Piotruś, tylko nie nawywijaj tam nic, dobrze?
– Ja?! Spoko, mamuśka!
Nawet mnie zaczęło rajcować to wszystko, bo, prawdę mówiąc, chyba nigdy nie byłem z dziadkiem sam na sam. Czułem się trochę jak święty Jerzy idący na smoka albo nawet Batman przed ostateczną rozgrywką z Jokerem…
Z miejsca wygarnął mi prawdę między oczy
Po obiedzie mama wręczyła mi torbę z prowiantem dla dziadka oraz pieniądze, na wypadek, gdyby trzeba było coś dokupić. Biedna, strasznie skołowana była, pewnie nie wiedziała, co czuć – ulgę, że ominęła ją wątpliwa przyjemność spotkania z ojcem, czy wyrzuty sumienia. Na szczęście autobus akurat podjechał, gdy przyszedłem na przystanek, więc nie miałem za wiele czasu na zastanawianie się nad słusznością swojej decyzji. Dziadka zobaczyłem już z daleka. Krzątał się po podwórku i wcale na chorego nie wyglądał, chyba że na nadpobudliwość. Za pomocą łopaty do odśnieżania zapędzał kury sąsiadki w kąt pod płotem, łapał je i wyrzucał z szerokim zamachem ponad ogrodzeniem na drugą stronę.
– Dzień dobry! – przywitałem się.
– Piotruś? – spojrzał zaskoczony. – A co ty tutaj robisz, jak babcię kocham?
Odstawił łopatę, przyjrzał mi się uważnie i dodał z sarkazmem:
– Jeśli chcesz, żebym cię ratował z rąk szalonego fryzjera, to widzę, że i tak za późno. Już ci krzywdę zrobił.
Cały on. Niby stary i ślepy, ale już zauważył, że mam wygolony nad uchem zawijas. Taki właśnie jest, zawsze potrafi coś miłego człowiekowi powiedzieć. Nie dałem się sprowokować, spytałem grzecznie o zdrowie, bo ponoć coś szwankuje, a ten jak nie ryknie:
– To już smarknąć nie można, żeby szpiedzy nie donieśli? Te, sąsiadka, kur swoich lepiej pilnuj, nie mnie! – zakrzyknął w stronę płotu, a potem stwierdził, że skoro już jestem, to może bym wszedł. – Chyba że tylko rzucisz torbę i uciekniesz, bo na odważnego nie wyglądasz. Po kim zresztą, po ojcu, tym gryzipiórku?
Przyznam szczerze, trochę się cykałem, tym bardziej że uzmysłowiłem sobie, że wieki całe nie byłem w tym domu. Ostatni raz chyba po babcinym pogrzebie. Nooo, sporo się zmieniło… Teraz było widać, że mieszka tu samotny mężczyzna. I to nie byle jaki! Jakby wierzyć pozorom, to sam Długi John Silver!
– Co się tak gapisz? – dziadek bezceremonialnie wepchnął mnie do środka. – Myślałeś, że siedzę dalej w tych serwetkach i obrusach jak jakiś gliniany krasnoludek? Właźże, człowieku!
Rozejrzałem się dookoła – myślałby kto, że dziadek pływał pod wszystkimi banderami świata, a nie tylko promem do Szwecji i z powrotem! Jakieś maski indiańskie, dziwaczne rękodzieło, egzotyczne zdjęcia na ścianach pozawieszał.
– A ciebie to już nie stać na nowe spodnie, tylko w ojca gaciach latasz? – dziadek szarpnął mnie za szlufkę. – Spadają ci i masz majtasy na wierzchu.
– Tak się nosi – burknąłem.
Co za upierdliwy cymbał!
Przyszła mi do głowy koszmarna myśl: to on wykończył babcię. Ledwo przeszedł na emeryturę, już się, biedaczka, pochorowała. A teraz załatwi nas. Mama ma początki nerwicy, ojciec zapada się w sobie na samo wspomnienie tego tyrana. Rozpakowałem obiad, bo łaskawie zgodził się zjeść, pod warunkiem że będę mu towarzyszył. Chyba mu się zdawało, że przyjechałem go otruć! Zapytałem, co z tym zdrowiem, przecież sąsiadka chyba nie ubzdurała sobie, że się źle czuł, a dziadek stwierdził bez śladu obciachu, że… udawał. Z nudów.
A poza tym obok stała jej synowa w przezroczystym szlafroku, to co, popatrzeć już nie wolno? Skąd miał wiedzieć, że stara wariatka złapie za telefon i zacznie obdzwaniać rodzinę? Beznadziejny przypadek. Dłubałem bez zapału w buraczkach, bo ileż razy dziennie można jeść ten sam obiad, i myślałem o smutnej ludzkiej egzystencji. Jak już się zestarzeję i szajba mi kompletnie odwali, nie wiem, co zrobię...
– O czym tak dumasz? Proch już wymyślono, nie natężaj się.
Miałem go spytać w odwecie, czy te maski afrykańskie kupił w Ystad, ale właściwie, co się będę z koniem kopać? Posiedzę chwilę i znikam.
– A ty, Pietrek, co właściwie zamiarujesz w życiu robić? – spytał nagle.
Przypomniałem mu, że kończę liceum, a potem wybieram się na farmację.
Czasy są ciężkie, a to pewny zarobek
Co jak co, ale ludzie zawsze chorują.
– No co ty, marzysz o tym, żeby być pigularzem?! – zdziwił się.
Zaraz tam „marzę”! Ale czy warto w ogóle tłumaczyć dziadkowi? Jest gorszy niż policjant śledczy i wszystko, co powiem, może być użyte przeciwko mnie. Coś tylko bąknąłem na odczepnego.
– Dupa jesteś, Piotruś, nie chłop! – wypalił. – Mężczyźni w naszej rodzinie to awanturnicy i zdobywcy, a nie pigularze! Nie dla ciebie miejsce za ladą w aptece!
– Tata pracuje w skarbówce – przypomniałem mu, ale tylko machnął ręką, jakby odganiał uprzykrzoną muchę.
– Mąż twojej matki nie jest z naszej rodziny! Mój dziad był powstańcem, ojciec jednym z pierwszych lotników, a ja sam pływałem po wszystkich morzach świata, zanim twojej babce się nie ubzdurało, że to niebezpieczne. Zmusiła mnie, cholera, żebym się przesiadł na prom!
Walnął pięścią w stół i ciągnął dalej, że był głupi, bo wciąż szedł na kompromisy i co dziś z tego ma?
– Ledwo poszedłem na emeryturę, żona umarła! – perorował. – A teraz jeszcze się dowiaduję, że mój jedyny wnuk spędzi żywot na robieniu czopków!
Poderwał się od stołu, wyszedł do pokoju obok i trzasnął drzwiami, zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu. Na dobrą sprawę to zdumiewające, jak mało wiem o rodzinie ze strony mamy! Nawet nie potrafię rozstrzygnąć, czy staruszek mówił prawdę, czy robił mnie w balona… Powstaniec? Lotnik? Kto jeszcze? O czym jeszcze mi nie powiedzieli?
– Masz! – dziadek wyszedł z pokoju i wetknął mi do ręki małą kasetkę. – To dziennik twojego pradziadka, poczytaj sobie, zanim popełnisz życiowy błąd i dasz z siebie zrobić babę. Nie później niż za tydzień masz tu być z powrotem i dobrze ci radzę, żeby nic z tej kasetki nie zginęło.
I wypchnął mnie za drzwi
Zawołałem, żeby mi podał kurtkę, ale straszny dziadunio tylko się zaśmiał i stwierdził, że pora się hartować. Później, już w autobusie, wyjąłem spod bluzy kasetkę i patrzyłem na wygrawerowanego na niej niewprawną ręką orła i jakieś znaki, których nie rozumiałem. Rozsądna część mnie ostrzegała, żeby trzymać się z daleka od jej zawartości. Układanie się z dziadkiem i czerpanie od niego pomysłów wydawało mi się podejrzane. Ale z drugiej strony, faktycznie, farmacja nie była spełnieniem moich marzeń. Być może zainspiruję się i znajdę w życiu prawdziwą pasję?
Jednak gdy tylko wszedłem do domu i zdałem relację mamie, pomknąłem do swojego pokoju, krzycząc ze schodów, żeby nikt mi nie przeszkadzał, bo muszę się uczyć.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”