„Dostarczałem pizzę na wieczór panieński. Pijane druhny zmusiły mnie do tańczenia i rozbierania się przed panną młodą”

Tańczyłem na wieczorze panieńskim fot. Adobe Stock, lumenphotos
„Kilka minut później stałem w rozpiętej koszuli przed ożywionymi młodymi kobietami, które krzyczały, żebym zdjął koszulę i spodnie. Zastanawiałem się, w co ja, do cholery, dałem się wrobić”.
/ 26.04.2022 05:32
Tańczyłem na wieczorze panieńskim fot. Adobe Stock, lumenphotos

Gdybym tamtego wieczoru nie przezwyciężył wstydu i nie podjął trudnej decyzji – dziś nie byłbym w miejscu, w którym jestem.

Odwaga otworzyła mi drogę do spełnienia marzeń

To był ostatni czwartek, kiedy obowiązywał mój karnet na zajęcia. Od przyszłego miesiąca musiałem zawiesić treningi, bo lekarz przepisał mamie droższe leki i nie wystarczało już na moje hobby.

– Stary, straszna szkoda – zmartwił się Kajetan, koleś, który osiem lat temu uratował mnie przed zadawaniem się z nieciekawym towarzystwem i wprowadził do świata tańca. – Pogadam z właścicielami szkoły, może ci obniżą stawkę albo skredytują zajęcia przez miesiąc, co?

– Nie – pokręciłem głową. – To nie jest kwestia miesiąca. Mama w końcu musi mieć operację, a potem rehabilitację; odkładam każdą złotówkę. Sorry, że was zostawiam w środku treningów, ale nie mam wyjścia... Cześć, ludzie! Naprawdę będzie mi was brakowało!

Podczas tej rozmowy jeszcze starałem się jakoś trzymać, ale w domu niemal się rozpłakałem.

Uwielbiałem taniec!

Zaczynałem od ulicznego hip-hopu. Nigdy nie zapomnę, jak Kajetan pierwszy raz zabrał mnie na skwer, daleko od moich znajomych, którzy zajmowali się głównie popalaniem trawki, piciem piwa i rzucaniem z ławki chamskich tekstów w stronę przechodzących dziewczyn. Miałem wtedy piętnaście lat. Kilku z moich kolegów miało już wtedy na koncie włamania do samochodów i były spore szanse, że przekonają mnie, bym kradł razem z nimi.

Na tym skwerze, na który poszedłem z Kajetanem, byli zupełnie inni ludzie niż ci, których znałem z podwórka. Niby w podobnym wieku co ja, ale każdy z nich miał jakąś pasję, czemuś się w życiu poświęcał, nie marnował ani minuty z dnia. Jedni jeździli tam na rolkach, inni trenowali ewolucje na deskorolkach, obok zbudowali sobie skocznię rowerzyści, a z boku kilkoro nastolatków tańczyło do muzyki hip-hopowej. Wtedy jeszcze nie sądziłem, że tak mnie to wciągnie. Po prostu jedną z osób, które tańczyły tam najlepiej była pewna dziewczyna, która szalenie mi się spodobała. Początkowo więc trenowałem, żeby jej zaimponować, ale w którymś momencie poczułem, że absolutnie nie ma znaczenia, czy ona akurat na mnie patrzy, czy nie. Zacząłem tańczyć dla samego siebie, dla tego uczucia absolutnej wolności i euforii, kiedy wychodziła mi jakaś nowa akrobacja.

Kiedy przyszła zima, Kajetan, nieformalny szef całej naszej hip-hopowej grupy, załatwił nam możliwość trenowania w wolnej sali w szkole tańca. W tamtym roku kręcił z jej właścicielką. Przychodziliśmy tam codziennie i w wolnych chwilach podglądaliśmy, co tańczą na regularnych zajęciach inni. Wtedy zakochałem się ponownie, ale tym razem nie w dziewczynie, a w tańcu jazzowym. Dziewczyna Kajetana pozwoliła mi przychodzić na zajęcia za darmo i przez rok byłem na wszystkich możliwych treningach, nagrywałem je na telefon i potem sam ćwiczyłem układy w domu.

Kiedy szkoła założyła własną formację taneczną, zacząłem jeździć z nimi na turnieje. Wygrywaliśmy niemal każde zawody w województwie, a dwa razy ogólnokrajowe. A potem dziewczyna Kajetana musiała sprzedać szkołę i wyprowadziła się za granicę, a nam skończył się darmowy wynajem sali. Nie mogłem już też przychodzić na zajęcia bez płacenia.

Nie wyobrażałem sobie jednak rezygnacji z tańca

Właśnie skończyłem technikum i zacząłem zarabiać jako elektryk, nawet nieźle. Było mnie stać na kontynuowanie treningów, mogłem nawet jeździć do Warszawy na warsztaty, żeby się stale doszkalać w technice. Ale później mama zaczęła chorować i coraz więcej pieniędzy szło na prywatnych lekarzy, dodatkowe badania, wyjazdy do kliniki. Nie miałem wyboru, musiałem rozstać się z salą taneczną…

To był zły czas w moim życiu. Mama marnie wyglądała i słabo się czuła, pieniędzy ledwie starczało na jej leki i rachunki, do tego było kiepsko ze zleceniami. Nie miałem swojej odskoczni i często dopadały mnie ponure myśli. Zrezygnowałem z pasji i każdego dnia coraz bardziej tęskniłem za tańcem.

– Seba, szkoda, że nie przychodzisz… – rzuciła raz koleżanka z grupy turniejowej, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem. – Kurde, dzięki tobie wygrywaliśmy!

– Stary, ty naprawdę masz talent – pokiwał innym razem głową Kajetan. – Mógłbyś się zająć tańcem zawodowo, zrobić jakiś kurs instruktorski, prowadzić zajęcia. Na tym też można zarobić, wiesz?

Ale ja nie miałem odwagi zrobić takiego kroku. Żeby zrobić kurs, musiałbym wziąć pożyczkę, a kto by mi zagwarantował, że te pieniądze się zwrócą? A może nikt by nie chciał przychodzić na moje zajęcia? No i jak w ogóle wkręcić się do szkoły tańca jako instruktor? Ale słowa Kajetana nie dawały mi spokoju, więc żeby dorobić, podjąłem dodatkową pracę w pizzerii jako dostawca. Szef już pierwszego wieczoru kazał mi zawieźć spore zamówienie.

– Dwa razy pikantny kurczak, capriciosa, wiosenna, cztery hawajskie, trzy pepperoni i marinara – wymienił jednym tchem. – Tu masz kluczyki do skutera, a tu adres. No! Na co czekasz? Pizze stygną!

Wsiadłem więc na firmowy skuter i pomknąłem

Trudno było nie znaleźć adresu dostawy, bo w mieszkaniu na parterze świeciły się wszystkie światła, przez uchylone okna słychać było muzykę i wybuchy śmiechu. Domyśliłem się, że trwa tam impreza. dzwoniłem dość długo, bo chyba nikt z rozbawionych imprezowiczów nie słyszał dzwonka. W końcu otworzyła mi śliczna dziewczyna w małej czarnej, z puszystymi, króliczymi uszami na głowie.

– To on? – dobiegło mnie pytanie rzucone z głębi domu. – Niech się przebierze w kuchni, bo Olka zajęła łazienkę!

– Chodź! Szybciej! – seksowny króliczek wciągnął mnie do mieszkania. – Ty, a co ty tu masz?

– Jak to co? Pizzę! Zamówienie było na dwanaście sztuk – odpowiedziałem zdziwiony.

– Cholera! To ty nie jesteś striptizerem?!

– Nieeee... Jestem facetem od pizzy – odpowiedziałem, nieco skołowany tą sytuacją. – Dwieście dziesięć złotych i sześćdziesiąt groszy, proszę, tu jest rachunek.

Nagle do przedpokoju wpadła kolejna dziewczyna z opaską z króliczymi uszami. Ta miała czerwoną sukienkę i rajstopy kabaretki. Powiedziała coś szybko do tej pierwszej i nagle zobaczyłem na ich twarzach lekką panikę, a potem błyskawiczny namysł. Po kilku sekundach gorączkowego naradzania się Czerwony Króliczek wysunął się przed koleżankę.

– Słuchaj – zaczęła dziewczyna. – To jest wieczór panieński mojej siostry i zamówiłyśmy jej no… tancerza. Ale właśnie dostałam telefon, że on nie dojedzie, a ona marzy o tym występie! To jest jej druhna – przedstawiła Czarnego Królika. – No więc mamy dla ciebie propozycję…

W tym momencie ze zdumieniem wysłuchałem, że dziewczyny dadzą mi całkiem przyzwoitą sumę pieniędzy, jeśli tylko zgodzę się wejść na ten wieczór panieński i zatańczyć dla przyszłej panny młodej oraz jej przyjaciółek.

– Ale ja nie robię striptizu! – zaprotestowałem. – Ja tylko rozwożę pizzę!

– Oj tam, nie musisz robić żadnego striptizu – zapewniły mnie natychmiast. – Słuchaj, dobrze wyglądasz, na pewno potrafisz się trochę pokręcić do rytmu i to wystarczy. Aśka już trochę wypiła, więc jak zdejmiesz koszulę do muzy Michaela Jacksona, to będzie myślała, że ma swojego tancerza. Zrozum, człowieku, to jej wieczór panieński! Planowałyśmy to od roku! Nie możemy jej powiedzieć, że nie będzie występu! Możemy ci dać nawet… – tu wymieniły sumę wyższą niż początkowo.

Nagle podjąłem decyzję

„Cholera, nie raz i nie dwa dawałem popisy na skwerze i przyglądało mi się więcej osób niż kilkanaście dziewczyn, nie mówiąc już o turniejach, kiedy występowaliśmy przed sporą publicznością”.

– Dobra, zrobię to, ale do mojej muzyki – oznajmiłem i oba Króliczki zapiszczały z radości. – Macie głośniki?

Kilka minut później stałem w rozpiętej koszuli przed piętnastoma ożywionymi kolorowymi drinkami młodymi kobietami krzyczącymi: „zdejmij koszulę” oraz „spodnie też” i zastanawiałem się, w co ja, do cholery, dałem się wrobić. Kiedy jednak usłyszałem pierwsze takty mojej ulubionej piosenki, poczułem, że muzyka przejmuje nade mną władzę. Nagle przestało się liczyć, że tańczę na środku pokoju obcego mieszkania i otacza mnie grupka rozchichotanych i rozochoconych dziewczyn, które myślą, że jestem striptizerem.

Zacząłem po prostu tańczyć! Potem rzeczywiście zdjąłem tę koszulę i rzuciłem ją w stronę dziewczyny, która zamiast opaski z króliczymi uszami miała przypięty do kucyka welon. Ta złapała ją i zaczęła nią wywijać z piskiem. A ja dopiero wtedy się rozkręciłem. Nie wiem, ile piosenek dokładnie zatańczyłem, ale dałem z siebie wszystko. Stanąłem na jednej ręce i zrobiłem młynka na głowie. Dziewczyny oszalały z radości i nie chciały mnie wypuścić. W końcu jednak jakoś zdołałem się ewakuować do przedpokoju, gdzie Czerwony i Czarny Króliczek wypłaciły mi honorarium.

– Rany, nie mówiłeś, że jesteś zawodowym tancerzem! To było super! – panna w czarnej sukience skomplementowała mnie, a ja poczułem, że się rumienię.

– Nie jestem… Po prostu lubię tańczyć – sprostowałem.

Niestety, wieczór nie zakończył się już tak miło, bo szef wylał mnie z roboty za to, że zniknąłem z jednym zamówieniem na ponad godzinę i nie odbierałem telefonów. Byłem na siebie wściekły, że straciłem posadę i dodatkowe pieniądze z powodu tego głupiego tańca.

– Idioto, coś ty sobie myślał? – beształem swoje odbicie w lustrze. – Zachciało ci się występu, to teraz masz!

Musiałem szukać nowej pracy, ale szło mi kiepsko i zacząłem już mieć czarne myśli, kiedy ze zdumieniem odebrałem telefon od mojego byłego szefa, właściciela pizzerii.

– Jest tu jakaś pani i o ciebie pyta – rzucił z wyraźną niechęcią. – Przyjdź tu, bo powiedziała, że stąd nie wyjdzie, dopóki z tobą nie pogada.

Poznałem ją, ledwie wszedłem

To była jedna z dziewczyn z wieczoru panieńskiego. Zwróciłem na nią uwagę, bo jako jedyna nie piszczała i nie krzyczała do mnie „zdejmij koszulę”, tylko przyglądała mi się z krytycznym namysłem, aż mnie to zaczęło peszyć.

– Cześć, jestem Nina – wyciągnęła rękę z lekkim uśmiechem, który sugerował jednak raczej interesy niż randkę. – Słuchaj, pracuję przy produkcji musicalu i robię castingi dla tancerzy. Prowadzę właśnie nabór do naszego zespołu choreograficznego. Widziałam, jak tańczysz. Może nie masz profesjonalnego warsztatu, ale chciałabym ci zaproponować dołączenie do nas. Znasz ten teatr?

Spojrzałem na wizytówkę, którą mi wręczyła i oniemiałem z wrażenia. To był teatr muzyczny, w którym kilka razy byłem na zawodach! Nawet nie śmiałem marzyć, że kiedykolwiek stanę na jego deskach w charakterze innym niż uczestnik turnieju.

– Ale… – nagle się zawahałem.

Nie miałem pieniędzy nawet na zwykłe zajęcia

Skąd miałem je wyczarować na profesjonalne lekcje tańca z zawodowym zespołem?

– Ja… to znaczy… Ile to kosztuje?

Nina zmrużyła oczy, jakbym zadał niewygodne pytanie.

– Cóż, na razie oczywiście musiałbyś przychodzić na treningi bez wynagrodzenia, bo jeszcze nie wiemy, co z ciebie będzie. Ale jeśli się sprawdzisz i dostaniesz rolę, zapłacimy ci normalną stawkę za godzinę.

– Wy zapłacicie mi? – wytrzeszczyłem oczy, a ona potwierdziła, chyba zdziwiona tym pytaniem.

Zacząłem więc jeździć na wielogodzinne treningi i ćwiczyłem z profesjonalnymi tancerzami pod okiem choreografa międzynarodowej sławy. W przyszłym miesiącu odbędzie się mój premierowy występ. Będę tańczył w dwóch scenach zbiorowych, to niezwykłe wyróżnienie jak na tancerza, który nie ma profesjonalnego przygotowania.

Nigdy nie śmiałbym marzyć, że spotka mnie coś takiego! A jednak los przygotowuje nam różne niespodzianki i czasami posługuje się przedziwnymi posłańcami, by pokierować nami we właściwą stronę. W moim przypadku posłańcami okazały się dwa Króliki, jeden Czarny, drugi Czerwony. Aha, dodam jeszcze, że ten Czarny Królik ma na imię Danka i jest moją najwierniejszą fanką, która wierzyła we mnie od pierwszej próby. Na przedstawieniu będzie siedzieć w pierwszym rzędzie obok mojej mamy.

Mama jest już po operacji i czuje się naprawdę dobrze

Cieszy się, że mam śliczną, mądrą dziewczynę, nowe zajęcie i że podjąłem pewną pracę, chociaż nic na niej nie zarabiam. Uczę tańca nastolatki w Domu Kultury. Przyjmuję do grupy wszystkich, nawet tych, którzy o tańcu nie mają pojęcia, ale chcą coś zrobić z ciągnącymi się popołudniami, żeby nie szukać z nudów kłopotów.

Robię więc dla nich to, co kiedyś zrobił dla mnie Kajetan. Pokazuję im, że dzięki wytrwałości i pasji można spełniać marzenia. Spłacam też tym samym dług wobec kumpla, który został dyrektorem tego Domu Kultury. Chociaż kiedy idziemy razem na skwer, żeby potańczyć hip-hop i wciągnąć do zabawy miejscowe dzieciaki, nikt by o nim nie powiedział, że jest jakimś dyrektorem. Facet nosi czapkę z daszkiem, trampki i luźne spodnie. Zupełnie jak wtedy, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy i kiedy powiedział: „Zostaw to świństwo i chodź ze mną, coś ci pokażę”. To było tego dnia, kiedy odmieniło się moje życie.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA