Przez większość czasu wiodłam całkiem spokojne życie. Co więcej, nie korciło mnie do zdrad ani nieczystych zagrań, bo miałam w sumie całkiem porządnego męża. Choć nie było między nami płomiennego uczucia, kochałam go na swój sposób. Lubiłam, gdy był obok, nawet jeśli nic nie mówił albo skupiał się na własnych sprawach.
Kochałam go
Olek był jednak zupełnym przeciwieństwem swojego brata, Marcina. W tym facecie tkwiło coś tajemniczego, co z roku na rok coraz bardziej mnie przyciągało. Nie żebym żałowała, że wybrałam na męża akurat Olka – w końcu Marcin był bawidamkiem i lekkoduchem, którego nie dało się utrzymać w jednym miejscu. Mimo to coś mnie w nim fascynowało.
I to ta właśnie fascynacja popchnęła mnie do niezobowiązującego wypadu nad morze. Olek był wtedy w delegacji, ja nudziłam się okropnie w domu, a Marcin spontanicznie zaproponował wyjazd. Wyprawa nie wiadomo kiedy przerodziła się w namiętny weekend. Prawie nie wychodziliśmy z łóżka, a ja na krótką chwilę w ogóle zapomniałam o swoim domu i mężu.
Wieczorami natomiast wędrowaliśmy po okolicy, oglądając stragany z przeróżnymi pamiątkami. Najbardziej podobał mi się ten z rękodziełem z bursztynu – tam widziałam piękne broszki, które świetnie nadawałyby się do mojej kolekcji.
– Chcesz, to kupię ci którąś – zaoferował Marcin, gdy bez słowa wodziłam wzrokiem po ozdobach.
– Nie, nie trzeba – mruknęłam. – Nie wiem, co bym powiedziała Olkowi, gdyby zapytał, skąd ją mam.
Unikałam go jak mogłam
Po powrocie do domu zaczęły mnie zżerać wyrzuty sumienia. Marcin otwarcie przyznał, że niczego ode mnie nie chce, a to wszystko było tylko zabawą – jeden ze zwyczajnych weekendów w jego rozrywkowym życiu. Ale ja czułam się z tym fatalnie.
Miałam problem, by otwarcie rozmawiać z Olkiem, cały czas martwiąc się, że coś wyczuje. Że jakimś cudem pojmie, że zamiast czekać na niego w domu, razem z jego bratem testowałam hotelowe łóżko w jednym z morskich kurortów.
Najgorsze były pierwsze tygodnie, potem emocje nieco przygasły. Przestałam się aż tak bardzo przejmować, strach przycichł, a ja sama poczułam się znacznie swobodniej. Olek też przestał zerkać na mnie tak, jakby niepokoił się o to, co mnie gryzie.
Mimo wszystko, starałam się nie wpadać zbyt często na szwagra, a jeśli już nas odwiedzał, próbowałam jak najszybciej uciec. Wymyślałam przeróżne wymówki – a to ból głowy, a to nagłe zakupy, a to pilna sprawa u rodziców. Takie działania się sprawdzały. Tyle tylko, że powoli zbliżało się Boże Narodzenie, a wraz z nim konieczność zajęcia miejsca przy wspólnym stole.
Byłam zakłopotana
Jeszcze na początku grudnia wpadłam na Marcina podczas zakupów. Przebąknęłam coś w jego stronę i spróbowałam go wyminąć, ale on zastąpił mi drogę.
– Wiem, że wybieracie się z Olkiem do naszych rodziców – stwierdził. – Tam też przede mną uciekniesz?
– Nie wiem, o czym mówisz – stwierdziłam, umyślnie na niego nie patrząc.
– Przecież wiem, że mnie unikasz – ciągnął. – Jak dla mnie wszystko jest w porządku, ale ty, zdaje się, masz jakiś problem.
– Nie mam żadnego problemu – burknęłam, a potem udało i się go wreszcie wyminąć i uciec.
Nie podobało mi się, że mieliśmy się spotkać podczas wieczerzy wigilijnej u teściów. Trudno mi było zachować spokój i rażącą obojętność przy facecie, który z jednej strony rozbudził we mnie ogień pożądania, z drugiej natomiast był bratem mojego męża. A ja w końcu kochałam Olka i nie chciałam, żeby coś takiego kiedykolwiek się powtórzyło.
Prawda mnie męczyła
Właśnie dlatego tuż przed Wigilią chodziłam jak struta, a mąż nie potrafił dociec, o co tak naprawdę może mi chodzić.
– Stresujesz się? – spytał w końcu. – No co ty! Czasy, w których moja mama zamęczała cię różnymi bzdurnymi pytaniami, już dawno minęły.
Gdyby tu tylko chodziło o jej bzdurne pytania… Uśmiechnęłam się jednak, pokiwałam głową i podziękowałam za wsparcie. Prawdy przecież nie mogłam mu zdradzić.
Podczas wieczerzy wigilijnej nie było wcale tak źle. Drętwa atmosfera jakoś szybko się rozluźniła i wszyscy rozmawiali ze sobą całkiem swobodnie. Nawet teściowa nie atakowała mnie niewygodnymi pytaniami, do których zwykle miała spory talent. Schody zaczęły się w momencie, gdy przyszło do otwierania prezentów.
Ucieszyłam się ze wszystkich, a na samym końcu sięgnęłam do tego, który przygotował dla mnie Marcin. W tamtej chwili nie obawiałam się tego, co zobaczę. I to był błąd. Gdy rozwinęłam ozdobny papier, a potem otworzyłam małe, czarne pudełeczko, przeszły mnie nagłe, niekoniecznie przyjemne dreszcze.
Byłam zaskoczona
Patrzyłam na dużą broszkę w kształcie ważki, wykonaną w całości z bursztynu i czułam, jak się rumienię. Było mi tak gorąco, że doskonale wiedziałam, jak bardzo widać moje zmieszanie. W dodatku mina Marcina, pełna samozadowolenia, mówiła sama za siebie. Doskonale wiedział, jak wiele skojarzeń wzbudzi we mnie ten niepozorny gest.
– No proszę – pierwszy odezwał się Olek, ale nic nie wskazywało na to, żeby był zły. – Wreszcie się postarałeś. To chyba lepsze niż kolejne czekoladki czy herbata, za którą Amelia i tak nie przepada!
Uśmiechnęłam się do niego blado, mając cichą nadzieję, że nie wyłapie mojego zdenerwowania. Znał mnie dobrze, ale w ostatnim czasie nauczyłam się świetnie udawać. Z musu i przez własną głupotę.
Przez resztę wieczora Marcin posyłał mi jakieś głupkowate uśmiechy i parę razy puścił mi oko. Zupełnie nie wiedziałam, jak to interpretować. W końcu nie wytrzymałam i podeszłam do niego, gdy stał sam w holu prowadzącym na zewnątrz.
Nic nie podejrzewał
– Co ty właściwie robisz? – spytałam poirytowana. – Co to wszystko ma znaczyć?
– Nic, nic – zaśmiał się. – Uspokój się.
– Chcesz, żeby Olek się dowiedział? – syknęłam. – Na tym ci zależy?
Pokręcił głową, wciąż się śmiejąc.
– Wcale nie chcę – stwierdził. – Uznałem po prostu, że to troszkę zabawne. A broszka ci się wtedy podobała, więc zupełnie nie wiem, w czym rzecz.
Miałam ochotę go udusić. No pięknie! Ja tu od zmysłów odchodziłam, umierałam ze strachu, a on się świetnie bawił!
– Co to za konspiracja? – odezwał się mój mąż, który niespodziewanie pojawił się na schodach. – Obgadujecie mnie?
Zmieszałam się, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
– Bezustannie! – Marcin wyszczerzył zęby. – W końcu jak mógłbym nie mówić tylko i wyłącznie o moim cudownym braciszku!
Muszę udawać dalej
Olek pokręcił głową i objął mnie ramieniem.
– Chodź – mruknął. – Lepiej porwę cię stąd, zanim zarazisz się jego głupotą.
Pokiwałam ochoczo głową, a Marcin się roześmiał. Byłam szczęśliwa, że mój mąż nigdy nie grzeszył spostrzegawczością.
Święta dobiegły końca, a ja powoli wracam do rzeczywistości. Trochę się jeszcze denerwuję, bo w myślach wciąż mam tamten wyjazd, zwłaszcza gdy patrzę na broszkę, ofiarowaną mi przez Marcina. Nie lubię kłamać i męczy mnie to ciągłe udawanie przed Olkiem. Staram się nie myśleć o tym, co się wydarzyło, ale jest mi coraz trudniej.
Nie wiem, czy w końcu do wszystkiego się nie przyznam. Z jednej strony wiem, że Olek zasługuje naprawdę, z drugiej… nie chcę go krzywdzić. Nie mam też pewności, czy jestem gotowa na takie wyznanie.
Poza tym, tu nie chodzi tylko o mnie – gdybym zdradziła mu prawdę, zaszkodziłabym też Marcinowi, a nie chcę, by ich braterska relacja na tym ucierpiała. Podejrzewam, że będę się musiała dalej męczyć – przynajmniej dopóki nie nauczę się z tym żyć normalnie albo zwyczajnie nie zapomnę o tym, co wydarzyło się pewnego weekendu między mną a szwagrem.
Amelia, 31 lat
Czytaj także:
„Dla moich dzieci znaczę tyle co moja emerytura, czyli niewiele. Nie mają czasu nawet, by zadzwonić”
„Żona zrobiła mi gigantyczną niespodziankę. Teraz wszyscy się śmieją, że zostałem rogaczem roku”
„Zakochałem się w kobiecie starszej o 10 lat. Kumple się śmieją, rodzina kpi, ale przy niej wychodzę na młodego macho”