Właściwie nie wiem, dlaczego w ogóle zdecydowałam się studiować. Nigdy o tym nie marzyłam. Zawsze myślałam, że po technikum pójdę do pracy, bo co innego miałam do wyboru?
Na dojazdy na uczelnię nie było mnie stać, na wynajmowanie pokoju na miejscu tym bardziej. A wiedziałam, że rodzice nie będą w stanie mi pomóc. Co więcej – jakoś tak miałam wbite do głowy, że to wręcz ja będę musiała ich wspierać.
Moi rodzice rozwiedli się, gdy chodziłam do liceum
Kiedy kończyłam drugą klasę liceum, moi rodzice się rozwiedli. Niby nie powinno mnie to dziwić, bo kłócili się już od dawna, a rozmowy o rozwodzie były na porządku dziennym. Mimo wszystko przeżyłam szok. Tym bardziej że wkrótce okazało się, że tata kogoś ma.
Nie byłam już wtedy dzieckiem i dobrze wiedziałam, że ten ktoś – a konkretnie Ania – nie pojawiła się w życiu taty wczoraj. Ale szczerze mówiąc, nie miałam o to do niego pretensji. I, co może dziwniejsze, nie potrafiłam Anki nie lubić.
Może dlatego, że dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, jaka jest moja mama. Despotyczna, a jednocześnie strasznie niezaradna i wciąż marudząca.
Od lat wszystkim zajmował się tata, a w zamian słyszał tylko jęczenie i pretensje.
Anka była inna. Zazwyczaj uśmiechnięta, chociaż nie miała lekko w życiu i zawsze musiała ciężko pracować. Ale podchodziła do każdej sprawy z optymizmem, a przede wszystkim nie zakładała od razu z góry, że „to się nie uda”.
Znacznie lepiej niż z własną matką, dogadywałam się z nową partnerką ojca
Im lepiej ją poznawałam, tym większą czułam do niej sympatię. I wcale się nie dziwię, że tata jest z nią szczęśliwy… Niestety, po rozwodzie, chociaż często jeździłam do taty, to nadal mieszkałam z mamą.
Jakoś nie przyszło mi do głowy zaprotestować. Chyba nawet nie pomyślałam, że mogłoby być inaczej. A szkoda, bo wcale nie było mi łatwo!
O ile mama wcześniej narzekała na tatę, o tyle teraz wszystkie swoje żale i frustracje wylewała na mnie. Nie dość, że musiałam znosić jej humory i słuchać narzekań, to jeszcze musiałam za nią załatwiać różne sprawy, którymi wcześniej zajmował się tata.
Nagle okazało się, że mama nie umie opłacać rachunków przez internet, nie wie, jak złożyć PIT, nie ma czasu zrobić zakupów, a i z gotowaniem nie idzie jej najlepiej. Nawet nie wiem, kiedy dałam się wmanewrować w te wszystkie działania, a przecież chodziłam do szkoły i miałam swoje zajęcia!
Było mi ciężko i tak naprawdę chodziło tu głównie o charakter mamy, bo z resztą spraw jakoś sobie radziłam. Lecz jej wtrącania się i narzekania nie mogłam po prostu znieść i czasem żaliłam się tacie.
Cieszyłam się na samą myśl o wyprowadzce na studia
I tak, chyba żeby się od niej uwolnić, pod koniec trzeciej klasy technikum pomyślałam, żeby iść na studia. Nie miałam zapewnionej kwatery w mieście, bo chociaż tata mieszkał tam razem z Anią, to zajmowali tylko kawalerkę, w której zwyczajnie nie było dla mnie miejsca.
Ale powiedział, że mi pomoże, i to mnie zmotywowało do nauki. Z którą zresztą nie miałam nigdy problemów, więc wierzyłam, że pójdzie mi dobrze.
Kiedy mama się dowiedziała, że myślę o studiach, na początku wcale nie była zadowolona. Potem doszła do wniosku, że to nawet dobry pomysł i żebym poszła na prawo albo na medycynę. Moje argumenty, że mnie te kierunki nie interesują, w ogóle do niej nie docierały! Ubzdurała sobie, że w tych zawodach najlepiej się zarabia, i nie rozumiała, że w dzisiejszych czasach trochę inaczej to wygląda. A przede wszystkim – nie o tym marzyłam.
Chciałam być nauczycielką w podstawówce i wbrew woli mamy złożyłam papiery na pedagogikę.
Tata co prawda też nie był zachwycony moim wyborem, twierdząc, że to ciężki kawałek chleba, jednak uszanował tę decyzję. Mama natomiast ciosała mi kołki na głowie jeszcze długo po tym, jak przyszła decyzja o przyjęciu mnie na studia.
A najgorsze zaczęło się, kiedy powiedziałam, że mam zamiar mieszkać w mieście. Mama na przemian robiła mi awantury albo płakała, że zostawiam ją samą. Dziś wiem, że chodziło jej o alimenty, bo skoro z nią nie mieszkam, tata nie musi jej płacić. No i o to, że musiałaby sama zacząć wszystko załatwiać. Wtedy jednak przejmowałam się tym i nawet zaczęłam się zastanawiać, czy nie zmienić planów i nie dojeżdżać na uczelnię. Ponad godzinę dziennie pociągiem! Na szczęście, tata wybił mi ten pomysł z głowy…
Tata wspierał mnie jak mógł, mama wręcz przeciwnie
Nie powiem, pierwszy rok studiów był bardzo ciężki. Na początku mieszkałam w akademiku, potem zaczęłam wynajmować mieszkanie z dwiema koleżankami. Trochę wspierał mnie tata, trochę ja sama zarabiałam w weekendy – i jakoś dawałam sobie radę. Jednak godzenie nauki z pracą łatwe nie było i po kilku miesiącach czułam się mocno zmęczona. Tata widział to i martwił się o mnie.
– Słuchaj, wziąłem dodatkową robotę, trochę ci dołożę – powiedział pewnego dnia. – A mama daje ci jakieś pieniądze?
– Mówi, że nie ma z czego, bo nie płacisz jej alimentów – pokręciłam głową.
– A z jakiej racji miałbym jej płacić? – zdziwił się tata. – Teraz to ona powinna płacić tobie. Możesz wystąpić do sądu…
– Chyba żartujesz! – zawołałam. – Przecież mama by mi tego nie darowała!
– No to może po prostu z nią pogadaj – zaproponował. – Skoro ja mogę pracować po godzinach i potem w drugiej firmie, to ona chyba też może się wysilić?
– Mówisz tak, jakbyś nie znał mamy – wzruszyłam ramionami. – Gdybym tylko coś na ten temat napomknęła, zaraz utonęłabym w lawinie narzekań i stękania. To już wolę trochę pobiedować.
Mama nie dość, że w żaden sposób mnie nie wspierała, to jeszcze wtrącała się w moje życie. Na przykład miała mi za złe, że trzymam z tatą i widuję się z jego Anią. Oczywiście, nie mówiłam mamie, że się lubimy i świetnie dogadujemy. Tłumaczyłam, że chodzę tam na obiady, ale to też jej się nie podobało.
Mama wciąż miała do mnie pretensje: o studia, o chłopaka
Podobnie jak fakt, że znalazłam sobie chłopaka! I to, o zgrozo, Niemca, protestanta! Wydzwaniała, próbując mnie przekonać, żebym dała sobie z nim spokój. Bo oderwie mnie od nauki, bo jest innego wyznania. Nie przekonał jej nawet fakt, że do kościoła chodzę nadal, a pierwszy rok studiów ukończyłam bez problemu.
Powodem do narzekania był też fakt, że nie przyjechałam do niej na wakacje. A ja po prostu dorwałam pracę jako wychowawczyni kolonijna i miałam zajęte prawie całe dwa miesiące. A we wrześniu zaplanowałam wyjazd z koleżankami. Jednak mama nie odpuściła. Wiecie, co wymyśliła? Że mnie odwiedzi! Szczerze mówiąc, nie byłam tym zachwycona.
Może i trochę się za nią stęskniłam, może i chciałam się z nią spotkać, ale mieszkać w jednym pokoju przez kilka dni?!
Na pewno znowu wytykałaby mi Martina, zrobiłaby remanent w moich rzeczach i wszystko krytykowała. A przede wszystkim musiałabym słuchać jej wiecznych jęków i gotować obiady, bo przecież ona nie ugotuje nic.
Próbowałam jej wytłumaczyć, że to nie najlepszy pomysł. Oczywiście, nie mówiłam, o co naprawdę mi chodzi, tylko perswadowałam, że mieszkam z dziewczynami, pokój jest mały i nie będzie się czuła komfortowo.
Trochę prawdy też w tym było – przecież mam jedno wąskie łóżko, to gdzie miałam położyć mamę? Na razie nic do niej nie dociera. Zapowiedziała się na koniec września – bo wtedy ma urlop – i zażądała, żebym wymyśliła dla niej jakieś spanie.
Obawiam się, że nie wybiję jej tego pomysłu z głowy. Radziłam się nawet Anki, bo to naprawdę inteligentna babka, jednak i ona nic nie wymyśliła. Chyba kupię po prostu dmuchany materac i tyle. Tylko że nie o spanie tu przecież chodzi…
Nie po to wyprowadziłam się z domu, żeby nadal słuchać jej zrzędzenia i narzekania. Oj, coś czuję, że na przyszłość będę musiała być dużo bardziej asertywna. Albo zacznę się lepiej uczyć i wyjadę na jakieś stypendium. Bo inaczej się chyba od mamy nigdy nie uwolnię!