„Doniosłam na własnego męża do skarbówki. W więzieniu nie miał okazji mnie zdradzić”

kobieta która doniosła na męża fot. Adobe Stock
Tym razem nikomu nie groziło więzienie, ale Aleks stracił pracę i dobre imię. Tylko ja cały czas trwałam przy nim.
/ 12.03.2021 13:08
kobieta która doniosła na męża fot. Adobe Stock

Moje wesele na zawsze pozostanie mi w pamięci. Po pierwsze, byłam nieziemsko szczęśliwa – mężczyzna, którego kochałam od dziecka, wreszcie był mój na zawsze. Po drugie… to właśnie wtedy zmieniło się moje spojrzenie na życie, co doprowadziło mnie do tego momentu, w którym właśnie się znajduję.
Aleksander, Alek, jest cudownym człowiekiem. Inteligentny, dobry, kochający. Seksowny nawet dzisiaj, choć kończy już pięćdziesiąt trzy lata. A wtedy, w dniu naszego ślubu, jego widok zapierał mi dech w piersiach. I myślę, że to uczucie było wzajemne, sądząc po jego spojrzeniu śledzącym każdy mój ruch.

Mama na weselu upiła się w rekordowym tempie, jakby nie mogła na trzeźwo znieść widoku mojego ojca, który przyszedł ze swoją nową żoną. I nie pomagało, że sama też miała nowego partnera. Może chodziło o to, że jej drugi mąż był od niej starszy o siedem lat, a druga żona ojca młodsza od niego o dziesięć… Taka kobieca zawiść.
– Ale jestem szczęśliwa! – powiedziałam, gdy opadłam na sofę obok mamy w holu restauracji, gdzie mieliśmy wesele.
Za nami w sali balowej goście dopijali ostatnie butelki. Była trzecia w nocy, moje stopy płakały ze zmęczenia, więc z ulgą zrzuciłam szpilki. Mama upiła łyk drinka.
– Też byłam szczęśliwa na swoim weselu – powiedziała. – I pewna, że tak będzie zawsze: ja i Robert do końca życia. I popatrz, jak to się skończyło. Życie, …wa mać…
– Ze mną będzie inaczej – odparłam. – Dobrze pamiętam moje dzieciństwo i wszystkie błędy, jakie popełniałaś.
Mama parsknęła śmiechem.
– O czym ty mówisz? – zapytała.
– Nigdy taty nie chwaliłaś. Ciągle od niego czegoś wymagałaś. Przestałaś o siebie dbać. Ja do tego nie dopuszczę.
Mama pokiwała głową.
– Mądrala – mruknęła cicho. – Posłuchaj mnie, córeczko. Jest tak. Oni patrzą na życie inaczej niż my. Mają cele do osiągnięcia i idą do nich po trupach. Czasem dosłownie… – zamilkła na chwilę, napiła się. – Chcesz ułatwić Alkowi życie, więc teraz idziesz do pracy, by on mógł dokończyć studia – ciągnęła. – Potem on będzie pracował, awansował, a ty w domu wychowywać dzieci, gotować obiadki i podsuwać miękkie klapcie na spracowane nóżki.

A tymczasem w świecie poza domem twój myśliwy będzie polował na kolejne cele. Będzie się wspinał po drabinie, i powoli, zanim zauważysz, zacznie się zmieniać. I zechce czegoś więcej. Już nie będziecie się tak rozumieli jak teraz, bo intelektualnie zostaniesz w tyle. Ale wokół niego zakręcą się kobiety, które będą pasowały do jego aktualnych celów, jego aktualnego poziomu. A Alek jest przystojny…

Machnęła ręką, jakby już skazała moje małżeństwo na porażkę i dopiła drinka.
– Dam ci jedną radę, kochanie, i przyjmij ją od starej matki, która doświadczyła tego wszystkiego na własnej skórze. Jedynym sposobem na uratowanie małżeństwa jest profilaktyka. PRO-FI-LAK-TY-KA!
Ucałowała mnie, wstała chwiejnie i poszła ku swojemu nowemu mężowi, który objął ją czule. Ale ja wiedziałam, że mama wciąż kocha tatę, i przez to jest nieszczęśliwa.

Postanowiłam wtedy, że ja do tego nie dopuszczę. Nie pozwolę, by mój Alek kiedykolwiek ode mnie odszedł. Kiedykolwiek się ode mnie oddalił. Kiedykolwiek pomyślał, że nie jestem mu już potrzebna.
Profilaktyka. To słowo stało się moim mottem. Profilaktyka, czyli przeciwdziałanie. Wymagało to ode mnie stałej czujności i obserwacji. I faktycznie, kilka razy w naszym trzydziestojednoletnim małżeństwie musiałam zdecydowanie interweniować.

Aleks chciał zapewnić swojej rodzinie dobrobyt materialny, więc po studiach zakręcił się w świecie interesów. Miał do tego dryg i powoli zaczęliśmy obrastać w piórka. Ja zaszłam w ciążę i urodziłam najpierw córeczkę, potem synka. Gdzieś po pięciu latach zauważyłam pierwsze symptomy tego, że mój mąż zaczyna odpływać w rejony, gdzie nie chce brać mnie ze sobą.
Mieliśmy już piękne duże mieszkanie, dobry samochód, Aleks zaczął coraz więcej czasu poświęcać na dobór odpowiedniej garderoby dla siebie.

Garnitury musiały być co najmniej od Bossa, koszule od Armaniego, a potem wyczaił inne marki, o których nie słyszałam, ale które są odpowiednie „dla ludzi na pewnym poziomie” i „gdybyś obracała się w moich kręgach biznesowych, tobyś wiedziała”.
– Ale ja chcę się obracać, powiedziałam.
Na to on:
– A kto zajmie się dziećmi i domem?
Pocałował mnie w czoło (w czoło!).
Kocham cię, króliczku, i kocham wracać do domu, gdzie jesteś ty i dzieci.
Drugi całus w czoło i po chwili już go nie było, bo poszedł na jakąś biznesową kolację.

Nie powiem, mieliśmy życie towarzyskie, znałam wszystkie żony i kochanki jego kolegów i partnerów w interesach, i szczerze mówiąc, nie podobało mi się to towarzystwo. Widziałam, jak ci faceci traktują swoje kobiety, i jak Alek nasiąka tymi zwyczajami. I widziałam spojrzenia kobiet, które oceniały mojego męża równie obleśnie, jak ich mężowie oceniali mnie. Narastał we mnie bunt.
Przypomniałam sobie, co mówiła mi mama, jeszcze kiedy byłam nastolatką i ojciec odchodził do innej kobiety. „Najbardziej byliśmy ze sobą szczęśliwi, kiedy wynajmowaliśmy kawalerkę. Ciasno, intymnie. Kochaliśmy się, rozmawialiśmy, byliśmy ze sobą blisko. Znałam jego myśli i po prostu czułam, że jesteśmy razem. A potem wiodło nam się coraz lepiej, i gdy patrzę wstecz, to widzę pewną prawidłowość – im większe mieszkanie i lepszy samochód, tym my byliśmy od siebie dalej. Oddałabym pół duszy, by znów wrócić do tej nędznej kawalerki.”

Miała rację. Też czułam, że Aleks dryfuje coraz dalej ode mnie.
Złożyłam więc donos do urzędu skarbowego na mojego męża. Anonimowy, oczywiście, ale dobrze udokumentowany.
A potem wspierałam Aleksa w trudnych miesiącach, kiedy musiał użerać się z kontrolerami, kiedy tracił kontrahentów, kiedy okazało się, że ktoś doskonale wiedział, jakie robi przekręty… Mój mąż trafił na pół roku do więzienia i zapłacił kupę forsy za zaległe podatki, więc sprzedaliśmy mieszkanie i wróciliśmy do dwóch ciasnych pokoi i ciemnej kuchni po mojej babci, skąd zaczynaliśmy. I gdzie byłam szczęśliwa.
Kiedy mąż wyszedł z więzienia, nie miał już biznesowych partnerów, tylko mnie. Znów mnie dostrzegł, a jego wdzięczność na nowo rozpaliła jego miłość do mnie. Wreszcie znów było dobrze. Opiekowałam się nim, bo wielomiesięczny stres trochę nadszarpnął mu zdrowie, nerwy. Siadły nerki, wątroba i serce. Ale moja miłość, moja opieka i moje poświęcenie wyprowadziły Alka na prostą. Pilnowałam jego diety, jego leków, jego terminów wizyt u lekarzy, jego snu.
– Jesteś moim aniołem – mówił, i całował mnie tak jak kiedyś. – Nie wiem, coby się ze mną stało, gdyby cię kiedyś zabrakło.
– Nigdzie się nie wybieram – odpowiadałam. – Będę przy tobie zawsze.

Przez kolejne lata Aleks szukał miejsca dla siebie i wreszcie znalazł je jako doskonały szkoleniowiec. Znał tajniki psychologii biznesu i potrafił to przekazać innym. Pisał podręczniki, jeździł po Polsce z kursami, które opłacały mniejsze i większe firmy. Rozwijał się. Podziwiałam go i kochałam coraz mocniej.
Ludzie, z którymi przestawał, byli odmienni od tych polskich rekinów i leszczy biznesu, którzy poprzednio próbowali mi go zabrać, i nawet ich lubiłam. Ale i oni w pewnym momencie pomyśleli, że Aleks należy do nich, że mogą dysponować całym jego czasem. Jego myślami. Znów czułam, jak się ode mnie oddala, zamyka, poświęca więcej czasu na pisanie podręczników i kolejnych wykładów niż mnie i dzieciom.
Musiałam interweniować. Nikt nie jest niewinny, a zwłaszcza gdy jest człowiekiem, który ma szerokie kontakty w świecie korporacji, jak szef Aleksa. Mój mąż znał te sekrety, a przynajmniej niektóre z nich, a ponieważ nie zwracał na mnie większej uwagi niż na krzesło, na którym siedział, rozmawiał przy mnie swobodnie. A ja zawsze wszystko sobie notowałam. Wyciągnęłam więc notatki i napisałam donos do prokuratury.
Więzienie nikomu nie groziło, jednak prokurator napsuł trochę krwi szefowi Aleksa.
Postarałam się, by wiadomo było, skąd mogły wyciec te informacje. Aleks oczywiście zaprzeczał, ale nikt mu nie uwierzył. Został zwolniony z pracy, znajomi odwrócili się od niego i w świat poszła wieść, że Aleks ma długi język, lepiej trzymać się od niego z daleka.

I znów byłam tylko ja i moja miłość. To ja go wyciągałam z dna, gdy dostał udaru i przez kilka miesięcy miał bezwład połowy ciała. To ja poszłam do pracy, bo przez długie miesiące nie był w stanie zarabiać. I ja go pocieszałam, gdy z tego powodu dopadła go depresja. Dzięki mnie znów się uśmiecha.
– Nigdy cię nie opuszczę – szepczę do niego, głaszcząc go po głowie. – Nikt nie kocha cię bardziej niż ja i tylko ze mną możesz być szczęśliwy i bezpieczny.
– Wiem – odpowiada, przytulając mnie mocno. – Już wkrótce się pozbieram i znów zajmę się tobą i dziećmi.
– Dzieci są samodzielne, mają to po tobie. A ja widziałam ogłoszenie. Są na sprzedaż pole i chata w Bieszczadach. Pomyślałam, że może zmienilibyśmy otoczenie. Ta miejska dżungla nie jest nam przyjazna, nie doceniła cię. Myślę, że tam wreszcie znajdziemy swoje miejsce.
Przytulił mnie mocniej, czułam, jak drży.
– Co ja bym bez ciebie zrobił?

Coś całkiem innego, kochany. Na co nie mogłam ci pozwolić.

Więcej prawdziwych historii:
„Na rodzinne wakacje z dzieciakami zamiast żony zabrałem kochankę. Od dawna chciałem skończyć to małżeństwo”
„Gdy żeniłem się z Izą, była szczupła i zadbana. Dziś przypomina ogromnego wieloryba i mnie odrzuca”
„Łudziłam się, że to ten jedyny. On wyśmiewał mnie i moje zasady, a w końcu dosypał mi pigułkę gwałtu i wykorzystał”

Redakcja poleca

REKLAMA