Kiedy tylko autobus wjechał do mojego rodzinnego miasta, znów poczułem się jak wtedy, gdy je opuszczałem, jednym słowem, jak beznadziejny frajer... Anita – jak ona mogła to zrobić? Po prostu rzucić mnie, zbywając komunałami bez znaczenia, po dwóch latach związku, który od pierwszej do przedostatniej chwili był jak bajka...
„Przestań o tym myśleć, Marcin”, pomyślałem. Masz teraz świetną dziewczynę, która czeka na ciebie, dobrą pracę, dzięki której wracasz do domu jak gość z walizką prezentów... Daj spokój starym dziejom.
Ech, głupek ze mnie, powinienem był nalegać, żeby Marta mi towarzyszyła, w końcu komunia siostrzeńca to doskonała okazja, żeby poznać narzeczoną z rodziną! Dlaczego ulżyło mi, gdy powiedziała, że będzie miała kłopot z urlopem? Bałem się, że ktoś się sypnie i nadmieni, że tym razem mi się poszczęściło? A Marta spojrzy na mnie trochę mniej zachwyconym wzrokiem i może zacznie się zastanawiać, gdzie tkwi mój utajony feler?
Zdziwiłem się, że nie czuję sentymentu
Autobus zatrzymał się pod ratuszem i po chwili tonąłem już w niedźwiedzim uścisku taty.
– No, synu – przyjrzał mi się uważnie. – Ależ ty zmężniałeś! Bierz bagaże i idziemy do auta, mama czeka na ciebie w domu!
Na tyle ojcowego kombiaka skręcał się z radości Barni. Ależ ten pies się postarzał. Tata właściwie też... Wszystko wydawało mi się mniejsze, lecz co w tym dziwnego, skoro na co dzień mieszkałem w Londynie?
Rodzice ucieszyli się z ekspresu do kawy, ale w końcu nie wytrzymali i zaczęli wypytywać, jaki prezent przywiozłem małemu Adrianowi na komunię. Pokazałem wypasiony telefon i uznali, że dzieciak będzie zachwycony.
– I pomyśleć, że kiedyś zwykły rower był szczytem marzeń – wdała się w refleksje mama. – A kiedy już go dostałam, tata mi go zabrał, bo nie miał czym jeździć do pracy.
Lubiłem, gdy wspominali dawne czasy, zawsze wtedy robiło się tak swojsko!
W którymś momencie jednak uznałem, że czas iść do łóżka, byłem skonany po podróży a w końcu jutro impreza i nie wypada słaniać się na nogach... O której to właściwie jest?
– Komunia o jedenastej – poinformował tata.– A przyjęcie zaraz po.
– Lepiej idź odpocząć, Marcin, przed nami długi dzień – poradziła mama.– I nie chcę cię straszyć, ale po małym Adku pewnie będziesz drugim bohaterem dnia, tyle czasu cię nie było! Nie opędzisz się od ciotek!
Nie myślałem, że tak będzie, ale stęskniłem się za rodziną. Następnego dnia, już pod kościołem, miło było witać się ze wszystkimi. Cztery lata to jednak kawał czasu! Czy ja też zmieniłem się tak jak oni? Adrian, z wiecznie umorusanego, szybkiego jak światło brzdąca, nagle przeistoczył się w paniczyka w białym garniturku... Kurczę, aż żal mi się zrobiło, pozostawało tylko mieć nadzieję, że metamorfoza jest chwilowa i znów wróci w skórę łobuza. Lubiłem go w tej postaci. Teraz prawie się nie wyróżniał z tłumu odświętnie ubranych dzieciaków.
Anitę zauważyłem dopiero w czasie mszy, siedziała po drugiej stronie przejścia, z malcem, który wciąż się kręcił... Obok niej facet, dosyć krępy, w typie nadzianego biznesmena, trochę nerwowy, sądząc po tym, jak próbował chłopca uspokoić. Zupełnie się wyłączyłem z akcji i mama musiała mnie szturchać, gdy trzeba było odstawiać te nieustanne szopki z wstawaniem i klękaniem.
Cóż, Anita też się postarzała, choć chyba trafniej byłoby uznać, że spoważniała: zamiast luźno rozpuszczonych, długich blond włosów miała teraz trwałą, a na jej twarzy zagościł jakiś nowy wyraz – jakby zaciętości i znużenia jednocześnie.
Zdziwiło mnie, że nie czuję żadnego sentymentu, żadnych „motylków”... Może jednak miała rację, twierdząc wtedy, że nie jesteśmy sobie pisani? A może w końcu zacząłem czuć to, co powinienem – złość, że zostawiła mnie bez żalu, jakby wspólnie spędzony czas nic dla niej nie znaczył, a moje wsparcie i pomoc w kłopotach, których nigdy jej nie brakowało, były niczym?
Stara, nieciekawa klępa z początkiem tyłka... Teraz nawet nie zwróciłbym na nią uwagi na ulicy!
Przez chwilę znów pożałowałem, że nie przywiozłem Marty – lśniłaby tutaj jak brylant! Mój brylant.
– Co się z tobą dzieje, synu? – mama wzięła mnie pod ramię, gdy wychodziliśmy z kościoła. – Jesteś jakiś dziwny, jakby nieobecny.
– Dokonuję rachunku sumienia, jak to w świątyni – pocałowałem ją w policzek. – Nie martw się, naprawdę wszystko w porządku.
Czy naprawdę tylko ja pamiętam o moim miłosnym zawodzie?! Nie, jednak nie, teraz i mama dostrzegła Anitę i cień przemknął po jej twarzy, tym bardziej, że partner mojej byłej tłamsił dzieciaka za kolumną, chcąc go na szybko wychować. Zaraz, zaraz... Patrzyłem na tego małego i coś nie dawało mi spokoju... Do kogo on jest podobny? Może już go gdzieś widziałem?
Wszystko ułożyło się w jedną całość
Myślałem o tym przez całe przyjęcie, w końcu nie wytrzymałem i zdybałem siostrę na osobności.
– Ewa, przepraszam, że zawracam ci głowę w dniu komunii syna...
– No, co ty, bracie – roześmiała się.– Pytaj, o co chcesz, jesteś tu honorowym gościem!
– Widziałaś Anitę w kościele? – zapytałem więc wprost.
– Tak, chyba jej chrześnica miała komunię z Adkiem – zatroskała się. – A co, nadal coś do niej czujesz? Nie przeszło ci?
– Nie – machnąłem ręką. – To bez znaczenia, ale ten mały, to jej syn?
Ewa przytaknęła. A więc Anita ma dzieciaka, wyszła za mąż zaraz po moim wyjeździe, a chłopiec urodził się wkrótce potem. Akurat wie, bo leżała w szpitalu z jej przyjaciółką, to w końcu taka mała mieścina!
– Chyba nieszczególnie im się układa, tak słyszałam – zakończyła. – Ale to już nie nasza sprawa, prawda, Marcin?
– Jasne – poczułem się w obowiązku potwierdzić, bo patrzyła na mnie badawczo. – Po prostu byłem ciekaw.
Wróciliśmy do gości i wpadłem znów w łapy ciotek, które maglowały mnie aż do końca imprezy.
Po powrocie do domu, mimo zmęczenia, nie mogłem zasnąć i snułem się po swoim dawnym pokoju jak widmo. Wreszcie wyjąłem z szafki kasetkę z rodzinnymi zdjęciami i tam znalazłem odpowiedź na swoje niepokoje. Syn Anity był kubek w kubek podobny do mnie, gdy byłem w jego wieku! Te same ciemne kręcone włosy, dołeczek w brodzie, lekko opadające zewnętrzne kąciki oczu – zupełnie jakby kto skórę zdarł!
Siedziałem oszołomiony nad zdjęciami i powoli cała historia układała mi się w jedną całość... Co za szmata! Była ze mną, ale czekała na kogoś lepszego, a gdy wreszcie wpadliśmy i wiedziała, że najwyższy czas na decyzje, szybciutko się zakręciła koło nadzianego gościa, a mnie wyrzuciła na śmietnik historii! I jeszcze te teksty, że nigdy jej nie rozumiałem, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni, jakieś pretensje, że próbuję ją osaczyć i ona nie jest w stanie tego znieść. Moją troskę nazywała nieustającą kontrolą! Sprowadziła mnie na dno. Wyjechałem w dwa tygodnie, inaczej pewnie zawisłbym na najbliższym drzewie!
A teraz jakiś obcy bubek szarpie mojego syna pod kościołem... O żesz, nie daruję ci tego, Anita. .
Miałem tydzień, żeby zebrać informacje i zrobiłem to. Nietrudno w takiej dziurze poznać dokładną datę urodzenia dzieciaka. No i proszę, mały Bartuś urodził się dokładnie osiem miesięcy po moim wyjeździe do Londynu! Musiałem z kimś pogadać, bo się bałem, że mi łeb rozsadzi... Nie chciałem martwić rodziców, więc poszedłem do siostry, ona zawsze najlepiej mnie rozumiała.
– Zwariowałeś! – Krzyknęła, gdy jej przedstawiłem efekty mojego dochodzenia. – To jakieś bzdury!
– Trochę tu za dużo przypadków, nie uważasz? – spytałem chłodno. – Przejrzyj na oczy: ona mi po prostu ukradła dziecko! A teraz w dodatku jakiś obcy palant je szarpie!
– Nie masz żadnych dowodów, Marcin. Szczerze mówiąc, ja nawet podobieństwa nie widzę.
– Jak obejrzysz moje stare zdjęcia, to od razu zauważysz – nie odpuszczałem. – No i czas się zgadza – mały był zrobiony, gdy byliśmy jeszcze razem.
– Słuchaj, może to wcześniak? – spekulowała moja siostra.
– Albo Anita już wtedy cię zdradzała z tym swoim?
– Zadzwonię do niej i zażądam testów DNA – oświadczyłem twardo.
Ewę aż przytkało, a potem spojrzała na mnie ze smutkiem:
– Wbrew pozorom, nic się nie zmieniłeś, wciąż myślisz tylko o sobie.
– Ja? Ja myślę tylko o sobie? To ja pozbawiam dziecko prawdziwego ojca, zmuszając je do dorastania w jakiejś parodii rodziny?! – wstałem i zacząłem się ubierać. – A ty też jesteś niezła. Obchodzi cię tylko, co ludzie powiedzą, więcej nic.
I wyszedłem, trzaskając drzwiami. Miałem rację, że tyle czasu nie przyjeżdżałem, że nie chciałem wracać. Tak naprawdę nie ma do kogo!
Nie będę dłużej frajerem!
Siostra wybiegła za mną i złapała mnie mocno za rękę:
– Marcin, proszę cię... Zastanów się, zanim rozpętasz burzę, która zrujnuje wszystkim życie!
– Odczep się! – wyrwałem się. – Tak się przyzwyczailiście, że tylko ja dostaję po tyłku, że odwrotna sytuacja nie mieści wam się w głowach? Poza tym, komu zrujnuję życie? Anicie? A niby odkąd jej tak współczujesz?
Zanim doszedłem do domu, Ewa oczywiście powiadomiła już telefonicznie mamę i teraz ta na mnie wsiadła, że dziecko ma ojca, jaki by nie był, a odebranie go będzie traumą i podobne bzdety...
– To ja jestem jego tatą – wyjaśniłem. – Mogę się nim zająć.
– Tak, twoja dziewczyna niewątpliwie byłaby uszczęśliwiona! – Mama, o dziwo, myślała racjonalnie. – Tym razem to ona cię rzuci i będziesz sam jak palec! W dodatku z gigantycznymi alimentami!
Czułem się zawiedziony, że nie mogę liczyć na wsparcie nikogo bliskiego! A swoją drogą... Czy to nie dziwne, nikt nawet nie zasugerował, że testy mogą przecież udowodnić, że to całkowicie legalny syn spaślaka?
Argument o alimentach trochę mnie jednak ostudził i postanowiłem, zanim ruszę z działaniem, zasięgnąć rady prawnika. Wybrałem się w poniedziałek do kancelarii i kogo spotykam? Anitę z małym, właśnie wychodzili z „Biedronki”! Próbowała się cofnąć, ale byłem szybszy.
– Ładny chłopczyk – zagadałem. – I jaki podobny do taty!
Gapiła się z otwartymi ustami, wyglądała jak ryba...
– Co cię tak zatkało, masz wątpliwości, kto nim jest? – naciskałem.
– Wariat! – pociągnęła dzieciaka i zniknęła w sklepie.
No i kto ma rację?
Niedługo muszę być z powrotem w Londynie, ale przysięgam, zanim wyjadę, zmuszę ją, żeby poddała dzieciaka testom, choćbym miał babie wytoczyć sprawę w sądzie. Nie pozwolę robić z siebie pośmiewiska, a z mojego syna jakiegoś popychadła! Skończyły się czasy, gdy byłem etatowym frajerem w tym mieście!
Czytaj także:
„Żona odeszła i zabrała mi syna, bo niby jestem potworem. Co za bzdura! Nigdy jej nie uderzyłem, choć nieraz zasłużyła”
„Syn się zakochał i wreszcie chce założyć rodzinę. Wszystko pięknie, tylko najpierw musi wykurzyć z mieszkania swoją byłą”
„Gdy zaszłam w ciążę, postanowiłam wychować syna sama. Po latach jego ojciec dowiedział się o tym i... nie był zachwycony”