„Dla żony byłem >>bezpłciowy<< jak kij od szczotki. Dlatego, gdy zdradziłem ją z dziewczyną syna, zbierała szczękę z podłogi”

Zakochana para fot. Adobe Stock, jackfrog
„Zastanawiam się, co czuję do żony i dochodzę do wniosku, że tylko niechęć. Doceniam jej zalety, takie jak gospodarność, skrzętność, zamiłowanie do porządku i pracowitość. To wszystko są cechy mrówki. Co innego kochać albo lubić, a ja mojej żony nawet nie lubię”.
/ 17.06.2022 08:15
Zakochana para fot. Adobe Stock, jackfrog

Ludziom się często wydaje, że to, co mają, jest na zawsze. Do głowy im nie przychodzi, jak łatwo i niespodziewanie się traci pieniądze, dom, pracę, miłość i ukochanych ludzi. Tyle lat o to zabiegali, pracowali ciężko i wytrwale, oszczędzali każdy grosz, znosili niewygody, a bywa, że i upokorzenia, aż nareszcie przyszła chwila spokoju.

Można się cieszyć i odpocząć, tak sobie myślą. I co? Ano zrywa się jakaś wichura i zmiata owoce ich starania. To trwa dużo krócej niż budowanie; nawet się nie obejrzysz i już dookoła same zgliszcza…

Sam to przeżyłem, więc wiem, o czym mówię

Tym bardziej że teoretycznie powinienem zauważyć zwiastuny katastrofy, ale cóż; kiedy dojrzały mężczyzna się zakocha jak nastolatek, nie słucha rozumu. Z innych zmysłów pozostaje mu tylko potężny, nieokiełznany pociąg erotyczny, być może ostatni i dlatego taki silny…

Na szczęście niekiedy zdarza się, że taka katastrofa nie jest końcem wszystkiego, tylko początkiem całkiem nowego życia. Wszystko zależy od tego, czy niszczone są rzeczy i sprawy cenne czy zwyczajne śmieci. Tych drugich nie należy żałować.

Mam prawie sześćdziesiąt lat. Do niedawna pracowałem zawodowo i zarabiałem całkiem przyzwoite pieniądze. Mam dobry fach, jestem specjalistą wysokiej klasy, więc to praca szukała mnie, a nie – odwrotnie.

Mogłem dyktować warunki, byłem znany na rynku, szanowano mnie za uczciwość i profesjonalizm. To się na szczęście nie zmieniło, chociaż ja się zmieniłem i już mi tak nie zależy na zarabianiu kasy. Wystarcza mi jedna trzecia tego co kiedyś.

Moja historia zaczyna się przed pięcioma laty. Wtedy do naszego domu po raz pierwszy przyszła Agata i została mi przedstawiona jako koleżanka mojego syna. Byli równolatkami, dopiero co zaczęli studiować na tej samej uczelni i dlatego spędzali ze sobą sporo czasu.

Nie byłem już dla niej mężczyzną

Poznanie Agaty to był piorun z jasnego nieba. Nie tylko dlatego, że była piękna i pełna wdzięku, ale głównie dlatego, że obudziła we mnie mężczyznę, którym od lat byłem tylko w połowie.

Moja żona nigdy nie należała do namiętnych i zmysłowych kobiet. Kiedy tylko zaczęła chorować, skorzystała z okazji i całkiem się ode mnie odsunęła, więc co najmniej dziesięć lat żyłem w przymusowej abstynencji erotycznej, bo nie należę do przystojnych śmiałków i niezbyt chętnie nawiązuję nowe kontakty.

Poza tym przed żoną miałem wprawdzie jakieś doświadczenia, ale nieważne i nie na tyle przyjemne, żeby mnie zachęciły do poszukiwania przygód. Do tego moja żona jest typem psa ogrodnika: sama nie skorzysta, ale innym też nie pozwoli!

Zastanawiam się, co właściwie czuję do mojej żony, i dochodzę do wniosku, że tylko niechęć. To znaczy doceniam jej zalety, takie jak gospodarność, skrzętność, zamiłowanie do porządku, zapobiegliwość i pracowitość.

To wszystko są cechy mrówki, do której jest zresztą podobna, czyli tak samo ruchliwa, czarna, szybka i niestety – kąśliwa, ale co innego doceniać zalety, a co innego kochać albo lubić, a ja mojej żony nawet nie lubię, i to od wielu lat.

Zrozumiałem to, gdy poznałem Agatę…

Dziwne, ale moja żona też natychmiast wyczuła niebezpieczeństwo. Od razu zaczęła Agatę krytykować, że jest zbyt pewna siebie, rozgadana, za głośno się śmieje, ma za opięte spodnie, zbyt krótką sukienkę i że nachalnie eksponuje biust („cycki”, jak mówiła moja małżonka).

Prawdopodobnie jeszcze wtedy mojej żonie nie przyszło do głowy, dla kogo Agata jest zagrożeniem. Bała się, że to syn wpadnie w jej sidła (tak mówiła), a o mnie nawet nie pomyślała, ponieważ ja dla mojej żony byłem bezpłciowy jak kij od szczotki do zamiatania.

Przez myśl by jej nie przeszło, że jakakolwiek kobieta może na mnie zwrócić uwagę. Należałem do „starych pryków”, czyli do mężczyzn w przedziale wieku od pięćdziesiątki do setki, bo dla niej młody był najwyżej trzydziestolatek.

Kiedy się zorientowała, że coś jest na rzeczy? Nie musiała się wysilać, sam jej powiedziałem, że chcę rozwodu i że mam zamiar rozpocząć nowe życie. Nie uwierzyła. To znaczy uwierzyła, że mam romans, ale zlekceważyła moje pomysły dotyczące rozpoczynania wszystkiego od początku.

Wyśmiała je, wykpiła i zmieszała z błotem. W jej interpretacji dziad stojący nad grobem chce okraść własną rodzinę, a zagrabione łupy dać zwykłej… (tu padały najgorsze określenia i obelgi). Mnie też nie oszczędzała; cała ulica słyszała, kim jestem i z kim się zadaję. W sąsiednich domach ludzie otwierali okna, bo to, co się działo u nas, było lepsze i ciekawsze niż niejeden serial.

Niestety, wciągnęła w ten wir także mojego syna, który chciał Agacie zgotować piekło na uczelni. Na szczęście to się nie udało. Moja żona też tam kiedyś pojechała i po swojemu próbowała rozrabiać, ale młodzi ją wyśmiali, więc poszła jak zmyta.

Synowi też wyjaśnili, że nie mają zamiaru się wtrącać w czyjeś prywatne sprawy i że lepiej byłoby, żeby i on odpuścił, bo to, co robi, jest słabe i poniżej poziomu.

Agata jednak zmieniła miasto i uczelnię

Niestety, nie posłuchał. Zawalił rok, bo przestał się uczyć i chodzić na zajęcia. Naturalnie wszystkim opowiada, że to moja wina, bo chcąc ratować małżeństwo własnych rodziców, nie mógł się skupić
na studiach. Niestety, mój syn należy do tych ludzi, którzy swoje błędy zrzucają na cudze barki…

Próbowałem z nim rozmawiać, ale nic z tego nie wyszło. Zależało mu tylko na tym, aby ewentualny rozwód nie pogorszył jego sytuacji materialnej. Kiedy obiecałem, że oddam jemu i jego matce wszystko, co mam, odpuścił i nawet zadeklarował, że podczas sprawy rozwodowej nie stanie po żadnej ze stron.

Kiedy się rozstawaliśmy, była już w nowym związku i nawet spodziewała się dziecka. Powiedziała mi uczciwie, że kocha innego i że nic więcej nie może mi już ofiarować.

Nie miałem do niej żalu. Była jak iskra, od której poszedł płomień, który spalił wszystko, co było we mnie suche, martwe i bez życia. Oczywiście, że się mocno poparzyłem, jasne, że do dzisiaj bolą mnie blizny, pewnie, że po pożarze prawie nic mi nie zostało, ale nie żałuję i nie mam do nikogo pretensji, a już najmniej do Agaty.

Była cudowna. Dała mi szczęście, nauczyła własnego ciała i pokazała, że nie trzeba się wstydzić pragnień, choćby innym wydawały się one głupie i nieprzyzwoite. Dziękowałem jej, mówiąc, że taka młodziutka, a mnie, starego chłopa, jakby urodziła na nowo.

Ja naprawdę tak się czuję. Mam nowe oczy, inaczej reaguję na dotyk, wszystko intensywniej pachnie, kolory są żywsze i ładniejsze, a smak każe mi próbować tego, na co bym się do tej pory nie zdecydował. Jestem ciekawy świata. Chciałbym podróżować, zwiedzać, poznawać, wędrować tymi szlakami i ścieżkami, na które pozwolą mi wiek i zdrowie.

I chciałbym spotkać kobietę podobną do mnie, czyli tak samo gotową na wszystko, co przyniesie los, i pragnącą miłości. Chciałbym, żeby się tego nie wstydziła i żeby nie była przywiązana do miejsca, fotela, kanapy, widoku z jednego okna. I żeby nie bała się ryzyka…

Czy znajdę drugą połówkę?

Co mogę jej dać? Niewiele. Wszystko, czego się w życiu dorobiłem, oddałem byłej żonie. Pracuję, więc mam stałą pensję i na razie wystarcza mi na codzienne potrzeby i spełnianie zwyczajnych marzeń: wygodne auto, które mnie dowiezie tam, gdzie chcę, sprzęt turystyczny, dobry, bezpieczny namiot i od czasu do czasu wypad w nieznane.

Mam malutki pokoik w starym budownictwie z podstawowymi wygodami, ale nic więcej nie potrzebuję, bo mój prawdziwy dom jest pod gwiazdami. Kiedy tylko pogoda na to pozwoli, jadę tam, gdzie jest cicho i pięknie, i podziwiam świat.

Byłoby wspaniale, gdyby towarzyszyła mi wrażliwa i sympatyczna kobieta, ale gdzie taką znaleźć? Kiedy jakąś poznaję, od razu pyta, czy mam mieszkanie, ile zarabiam, co posiadam na stałe. Niestety, głównie to je interesuje…

Czy poznam taką, która będzie skłonna dzielić moje pasje? Czy usiądzie przy ognisku i patrząc w strzelające iskry, zobaczy w nich Feniksa – mitycznego ptaka, który oznacza początek nowego życia? Na taką czekam i wierzę, że gdzieś jest. Może już do mnie idzie?

Czytaj także:
„Moja uczennica była blada, chuda i wiecznie zmęczona. Czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciała ze mną rozmawiać”
„Chciałam przekupić majstra domowymi obiadkami, ale on na widok miski wzdrygał się z obrzydzenia. Jestem złą kucharką?"
„Najlepszy przyjaciel uwiódł mi narzeczoną przed ślubem. Ale los z niego zadrwił, nie cieszył się szczęściem zbyt długo”

Redakcja poleca

REKLAMA