Kiedy mama Iwony usłyszała, że chciałem poślubić jej córkę, niespecjalnie ją to ucieszyło. Chyba liczyła na to, że jej jedynaczka znajdzie sobie męża z porządnego domu, a najlepiej jeszcze z grubym portfelem. A tu nagle zięciem zostaje sierota z bidula.
Teściowa mąciła w głowie Iwonie
Mimo swojego rozczarowania, pogodziła się jednak z decyzją córki. Parę tygodni przed weselem zorganizowała nawet u siebie wystawną kolację, na którą zaprosili nas oboje. Była wtedy dla mnie szalenie sympatyczna. Urok prysł, gdy na moment poszedłem do łazienki.
– Zdaję sobie sprawę, że w tej chwili dajesz się ponieść uczuciom i jesteś przekonana, że Bartek to twój wymarzony mężczyzna. Ale niedługo odkryjesz swój błąd i pożałujesz swojej decyzji o małżeństwie. No bo czego możesz się po nim spodziewać? Przy takim facecie nigdy nie zaznasz dobrobytu... – usłyszałem konspiracyjny głos teściowej dobiegający z pokoju.
Iwona stanęła murem w mojej obronie, jednak i tak poczułem narastającą irytację. Nie mogłem pogodzić się z tym, że matka mojej ukochanej ma o mnie tak kiepskie zdanie. W końcu byłem wykształcony i miałem dobrą posadę.
Powstrzymałem się od konfrontacji
Początkowo miałem zamiar od razu wejść do pokoju i wyjaśnić teściowej, jak bardzo nie zgadzam się z jej niesprawiedliwą oceną, ale w ostatniej chwili zrezygnowałem z tego pomysłu. Nie zamierzałem sprawić przykrości mojej żonie.
Zamiast tego odliczyłem powoli do dziesięciu, żeby uspokoić emocje. Następnie zrobiłem trzy głębokie wdechy i jak gdyby nigdy nic, z uśmiechem na ustach, ponownie usiadłem przy stole, by dokończyć posiłek. Wtedy też poprzysiągłem sobie w duchu, że pokażę teściowej, że jej córka wybrała właściwego mężczyznę.
Nie chciałem kasy od niej
Przez kolejne lata pracowałem jak szalony, żeby mojej małżonce, a niedługo później naszym pociechom, bliźniakom – Agusi i Kubie – niczego nie zabrakło. Z satysfakcją muszę przyznać, że wychodziło mi to całkiem dobrze. Może nie opływaliśmy w dostatki, ale też nie musieliśmy oglądać każdej złotówki z obu stron. Było nas stać na spłatę rat za mieszkanie, wakacje i różne zachcianki. Dlatego gdy teściowa wpadała do nas z wizytą i wypytywała, jak sobie radzimy, mówiłem jej, że rewelacyjnie.
– Mamo, ale my w tym momencie zupełnie nie potrzebujemy dodatkowej kasy. Serio, nawet tych paru groszy, które odłożyłaś.
– Oszczędności? Trzymaj je lepiej na jakieś gorsze czasy, bo jeszcze się przydadzą. Nam akurat starcza to, co zarabiamy – taka była moja odpowiedź.
– No dobrze, jak uważasz... Ale nie zapomnij, że gdybyście kiedyś znaleźli się w sytuacji, w której zabraknie wam pieniędzy, to śmiało możecie dać znać. Pomogę bez wahania, tylko powiedzcie słowo. Z pewnością macie na głowie sporo opłat, zobowiązań i innych rachunków, co miesiąc. No i wiadomo, że wychowanie dzieciaków też sporo kosztuje. Domyślam się, że czasem jest wam pod górkę finansowo...
– Doceniam to, zapamiętam twoje słowa. Niemniej jednak, jak już wspomniałem, dajemy sobie radę – mój uśmiech był szczery, choć w głębi duszy wiedziałem, że szybciej nastanie epoka lodowcowa, niż zwrócę się do niej po wsparcie albo przyzwolę na to mojej małżonce.
Mimo że obecnie moje relacje z matką mojej żony układały się względnie poprawnie, wciąż nie mogłem zapomnieć jej wypowiedzi skierowanej do córki podczas pamiętnego obiadu, gdy byliśmy jeszcze narzeczeństwem. Te słowa wbiły mi się w serce niczym cierń.
Zrobiło się trudniej
Istnieje takie powiedzenie, że nic, co dobre, nie trwa wiecznie, a po okresie szczęścia nieuchronnie nadchodzi czas zaciskania pasa. Tak właśnie było w naszym przypadku. Pół roku temu mój pracodawca zamknął swój biznes w naszym kraju, przez co wylądowałem na bezrobociu.
Na całe szczęście dość szybko wyszukałem nową posadę – jednak wiązało się to z niższym wynagrodzeniem. Gdyby nie ta galopująca inflacja, kosmiczny wzrost cen i zwiększone raty kredytów, to być może udałoby nam się jakoś związać koniec z końcem. Ale w takiej sytuacji? Mimo że ograniczyliśmy wydatki, jak tylko się dało, to i tak w naszym domowym budżecie pojawiła się spora wyrwa. Parę dni temu stało się dla nas oczywiste, że bez dodatkowego wsparcia finansowego zwyczajnie nie damy sobie rady.
Żona chciała pożyczyć pieniądze
– Zadzwonię do mamy. Jestem przekonana, że nam pomoże – oznajmiła Iwona.
– Wykluczone! Tylko nie do mamy! – aż poderwałem się z miejsca.
– Z jakiego powodu? – była wyraźnie zaskoczona.
– No bo… Czy musi wiedzieć, że borykamy się z problemami finansowymi? Niepotrzebnie będzie się zamartwiać… Spróbuję raczej popytać wśród kumpli. Na bank któryś z nich pożyczy nam trochę kasy na jakiś czas. W międzyczasie poszukam jakiejś dodatkowej roboty – starałem się ją przekonać, żeby zrezygnowała z tego pomysłu.
– Oszalałeś? Nasi znajomi sami ledwo radzą sobie od pierwszego do pierwszego. Gadałam z nimi o tym nie raz. A moja matka często mówiła, że chętnie nas wspomoże. Jestem pewna, że się zgodzi – powiedziała, a nim zdążyłem mrugnąć okiem, już dzwoniła do swojej mamy.
Czułem się przegrany
Niespełna piętnaście minut po naszej rozmowie dotarła do mnie informacja o jej planowanej wizycie kolejnego dnia, podczas której miała przekazać nam gotówkę. Wieść ta bynajmniej nie wprawiła mnie w radosny nastrój.
Moja duma i poczucie własnej wartości zostały boleśnie zranione. Wszak przyrzekłem sobie, iż nigdy nie skorzystam ze wsparcia finansowego od teściowej. W myślach już widziałem scenę, w której wręcza kasę córce, a na mnie spogląda z wyższością niczym na życiowego przegranego, niezdolnego zapewnić swojej rodzinie godziwych warunków.
Kiedy to do mnie dotarło, poczułem się strasznie zraniony i przerażony. Zacząłem wydzwaniać do wszystkich kumpli z nadzieją, że może któryś z nich zdecyduje się pożyczyć mi kasę. Gdyby teściowa wpadła z wizytą, mógłbym jej oznajmić, że dam sobie radę bez jej wsparcia. Niestety, moja lepsza połówka miała rację – nie dość, że każdy z nich odmówił, to jeszcze sam szukał pożyczki. Olśniło mnie, że bez względu na to, czy mi się to widzi, czy nie, będę musiał stawić czoła sytuacji.
Wyznałem, co mnie trapi
Mama Iwony zjawiła się o świcie. Ucałowała nasze pociechy, przywitała się ze swoją córką, a następnie pociągnęła mnie do kuchni.
– Mam tu coś, o czym wczoraj gadałam z Iwoną – wcisnęła mi do ręki kopertę.
– Dlaczego dajesz to mnie? Powinnaś była dać jej! – burknąłem, sądząc, że zamierza mnie upokorzyć.
– Jak to czemu? W końcu to ty dowodzisz tą rodziną – posłała mi uśmiech.
Nogi się pode mną ugięły, gdy to usłyszałem.
– Przepraszam, że tak bez ogródek… Bardzo dziękuję, spłacę dług tak szybko, jak tylko będę w stanie… Właśnie przymierzam się do poszukania jakiejś fuchy na boku. Kumpel coś tam wspominał, że może uda mu się wyszperać dla mnie fajniejszą robotę u siebie w firmie – zacząłem się tłumaczyć.
– Nie ma pośpiechu. Moja wypłata spokojnie starcza mi na życie. Serio, z przyjemnością wam pomogę. Tym bardziej, gdy widzę, ile wysiłku wkładasz i jak się poświęcasz dla swoich bliskich…
– Czyli mama nie uważa, że jestem przegrywem? – wyrwało mi się.
– Co takiego? – wytrzeszczyła oczy.
– Ja też nie mam pojęcia, jakoś mi się wyrwało – poczułem się niezręcznie.
– Jasne! Trochę cię już znam i wiem, że to nie jest żaden zbieg okoliczności. No więc? – wpatrywała się we mnie intensywnie. Miałem przeczucie, że nie da mi spokoju, dopóki nie powiem prawdy.
– Kojarzysz ten obiad niedługo przed moim ślubem z Iwoną?
– Kojarzę… Było naprawdę miło.
– Fakt, ale tylko do pewnego momentu. Kiedy na chwilę wyszedłem z pokoju, powiedziałaś Iwonie, że niedługo pożałuje, że się ze mną zaręczyła, że nasz ślub to nieporozumienie… – z trudem wydusiłem z siebie.
To była szczera rozmowa
Teściowa popatrzyła na mnie jakoś dziwnie. Wyglądała na zakłopotaną.
– Kiedy wyszedłeś z pokoju?
– No tak...
– A więc to nie było przeznaczone dla twoich uszu?
– Ale i tak to do mnie dotarło. Niechcący, ale cóż, stało się. I wiecie co? Nie czułem się z tym najlepiej – oznajmiłem z westchnieniem.
Teściowa pogrążyła się w zadumie.
– Wiesz co, muszę ci się do czegoś przyznać. Rzeczywiście, miałam spore obawy. Jak to każda mama, głowiłam się nad tym, co przyniesie przyszłość mojej córce. Ale te zmartwienia to już przeszłość. Od dłuższego czasu jestem spokojna. I czy wiesz, do jakich wniosków doszłam?
– Do jakich?
– Moim zdaniem Iwonka wybrała najlepiej, jak tylko mogła. Jesteś obrotny, nie boisz się ciężkiej pracy, można na tobie polegać, dbasz o innych i kochasz całym sercem. Lepszego zięcia nie umiałabym sobie nawet wyobrazić.
– Czy mama mówi serio? – wciąż trudno mi było w to uwierzyć.
Nie mogłem w to uwierzyć
– Mówię zupełnie na poważnie! Jestem z ciebie ogromnie dumna. Tylko jedno mnie gryzie.
– Co takiego?
– Szkoda, że nie powiedziałam ci tego już wcześniej. Ale skąd miałam wiedzieć, że wtedy nas podsłuchiwałeś...
– Ej, wcale was nie podsłuchiwałem, po prostu przez przypadek to usłyszałem – zrobiłem oburzoną minę.
– W porządku, niech tak będzie – parsknęła śmiechem, po czym momentalnie przybrała poważny wyraz twarzy. – I wiesz co? Nie musisz się śpieszyć z tym spłacaniem pożyczki. Szczerze powiedziawszy, to nawet w ogóle nie musisz mi tych pieniędzy zwracać. Nie chciałabym, żebyś się przepracowywał albo szukał jakichś dodatkowych zleceń. Zależy mi na tym, żebyś miał czas dla swojej kobiety, dzieci i mógł trochę odsapnąć.
– No ale mamo...
– Żadne mamo! Tobie to ułatwi życie, a ja będę zadowolona, że w końcu na coś ci się przydałam – posłała mi uśmiech, po czym obróciła się na pięcie i migiem wyszła z pokoju. Po chwili była już w ogródku, gdzie bawiła się z naszymi pociechami.
Generalnie uważam się za twardego i opanowanego gościa. Jednak tamtego popołudnia coś we mnie pękło. Poruszyły mnie te wszystkie miłe słowa. Kasę i tak zwrócę, bo taki już jestem. Mam świadomość, że jeśli – odpukać – znów wpadniemy w kłopoty, to bez cienia wątpliwości zwrócę się do teściowej o wsparcie.
Marek, 40 lat
Czytaj także: „Po śmierci męża teść chodził za mną jak cień. Myślałam, że to z troski, a on miał zupełnie inne powody do wizyt”
„Pierwszy raz nie było nas stać na wakacje. Dzieci zamiast wypoczynku dostały lekcję od życia”
„Synowa wyciąga od nas kasę metodą na wnuczka. Sama ma kasy jak lodu, a i tak chce ciągnąć od nas”