„Dla mojej Ani rzuciłem wszystko i zostałem etatowym tatusiem. Podziękowała mi, przyprawiając rogi z innym facetem”

Smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Antonio_Diaz
„W zasadzie za każdym razem, gdy wracała od swoich »koleżanek«, jej płaszcz i ciuchy miały ten sam zapach. »Nie, to nie może być prawda, w końcu to moja Ania, ona by nigdy...« – kołatało mi się po głowie, gdy wiercąc się w łóżku, nie mogłem zasnąć”.
/ 05.08.2024 20:00
Smutny mężczyzna fot. iStock by Getty Images, Antonio_Diaz

Moja miłość do Anki? Najprościej mówiąc, trwa, odkąd pamiętam. Wiem, wiem, pewnie brzmi to komicznie, ale gdy po raz pierwszy mój wzrok spoczął na niej podczas przerwy w szkole, od razu poczułem, że to właśnie jest ta jedyna. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że oboje mieliśmy wtedy zaledwie po dziesięć lat.

Za młodu trudno myśleć o poważnej relacji

Sytuacja zrobiła się poważniejsza, gdy podstawówka dobiegła końca, a zaczęło się liceum. Chodziliśmy razem do domu, gadając przez całą trasę. Przeczuwałem, że ona też coś do mnie czuje. A kiedy pewnego dnia cmoknęła mnie na do widzenia, mój świat stanął na głowie.

Nasze wspólne lata w liceum upłynęły nam w mgnieniu oka, byliśmy praktycznie nierozłączni. Zaraz po egzaminach dojrzałości jak zawsze wracaliśmy razem do domów. W pewnym momencie zebrałem się na odwagę.

Aniu, zostańmy małżeństwem – powiedziałem, a moje serce tłukło się w piersi jak oszalałe. – Dobrze wiesz, że jestem w tobie zakochany. Ty również mnie kochasz. No więc czemu by nie?

– Bartek, ja właśnie… Jadę na uczelnię do Wrocławia i… Będę przyjeżdżać najczęściej, jak to możliwe – przytuliła się do mnie mocno. – Ty też możesz do mnie przyjeżdżać… A później znów tu wrócę.

No i wyjechała. Dla mnie był to okres pełen wyzwań. Uczyłem się zaledwie trzydzieści kilometrów od miejsca zamieszkania moich rodziców, a ona znajdowała się hen, daleko! Ciężko mi było zaakceptować fakt, że nie mogę jej oglądać każdego dnia, a jedynie pogadać przez komórkę, no i zobaczyć się z nią może raz na cztery tygodnie. Ale co mogłem począć? Pozostało mi tylko czekanie.

– Puk! Puk! – pewnego poranka dobiegł mnie dobrze znany dźwięk. – Co powiesz na przechadzkę? – Ania wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a ja nagle poczułem się, jakby właśnie wstał nowy dzień.

– Nie masz pojęcia, jak mi ciebie brakowało – wyszeptałem, gdy spacerowaliśmy wąskim zaułkiem.

– Ja za tobą też tęskniłam – wtuliła się we mnie. – Muszę ci coś powiedzieć… Pamiętasz, jak kiedyś wracaliśmy tędy do domu i o czymś mi wspomniałeś? – popatrzyła mi prosto w oczy. – Właśnie obroniłam dyplom, poszukam pracy w tej okolicy. Zrealizujmy to, weźmy ślub. Jak ci się widzi ten pomysł?

Połączymy nasze losy? Już na zawsze?

Nogi się pode mną ugięły. Serce oszalało, a myśli pędziły jak zwariowane. Czy to prawda? Połączymy nasze losy? Już na zawsze? Po kres naszych dni?

Nasze wesele było skromne – tylko najbliższa rodzina i garstka przyjaciół. Wprowadziliśmy się do niewielkiego mieszkania – nareszcie mogliśmy dzielić życie, a po dwóch latach na świat przyszła nasza maleńka córka, Amelka. Czuliśmy się spełnieni. Cóż, przynajmniej przez jakiś czas.

Gdy nasza córeczka osiągnęła wiek dwóch lat i rozpoczęła swoją przygodę w żłobku, moja żona zdecydowała się wrócić do pracy na cały etat. Ja z kolei dorabiałem sobie, pracując zdalnie z domu. Zacząłem jednak dostrzegać, że moja ukochana zaczyna się ode mnie oddalać.

Dawniej, gdy wracała do domu, witaliśmy się tak serdecznie, jakbyśmy nie widzieli się całe wieki. Teraz natomiast przywitanie ograniczało się do przelotnego całusa, błyskawicznej kolacji i udania się na spoczynek. Naszego dziecka praktycznie nie widywała, to na mojej głowie spoczywały obowiązki związane z przygotowywaniem posiłków dla małej, karmieniem jej i przewijaniem.

Następne tygodnie przyniosły tylko pogorszenie sytuacji. Ania zaczęła coraz częściej znikać z domu po zmroku. Starałem się wykazywać zrozumieniem, w końcu potrzebowała odskoczni od codzienności. Wcielałem się więc w rolę wzorowego ojca, opiekując się naszą córeczką, kiedy moja małżonka spotykała się ze znajomymi albo wychodziła na lampkę wina do knajpki.

Początkowo nic nie wzbudzało moich wątpliwości, ale po roku coś zaczęło mi nie pasować. Moja żona w sobotni wieczór wpadła do domu lekko wstawiona i od razu poleciała pod prysznic. Nasza córka już smacznie spała – dałem jej jeść, poczytałem na dobranoc, z pozoru wszystko grało. Ale gdy mijałem wieszak, na którym moja żona powiesiła okrycie wierzchnie, poczułem obcą woń. Zdecydowanie to nie był zapach jej ulubionej wody toaletowej, którą zawsze jej kupowałem. No to o co chodziło? Nie wytrzymałem i spytałem ją wprost, gdy tylko wyszła z łazienki i stanęła w kuchni.

– Skąd ten intensywny zapach na twoim płaszczu?

– Nie wiem, a w czym problem? – odparła, unikając kontaktu wzrokowego.

Wyczuwam zapach męskich perfum.

– Hm, ciężko powiedzieć... Być może wieszak w pracy sąsiadował z innym płaszczem albo to pozostałość po jeździe taksówką – ponownie wymijająco.

– Mhm, rozumiem – odpuściłem.

Nie zmrużyłem oka przez całą noc

Uświadomiłem sobie, że to wrażenie nie jest mi obce. W zasadzie za każdym razem, gdy wracała od swoich „koleżanek”, jej płaszcz i ciuchy miały ten sam zapach. „Nie, to nie może być prawda, w końcu to moja Ania, ona by nigdy...” – kołatało mi się po głowie, gdy wiercąc się w łóżku, nie mogłem zasnąć.

Ledwo zwlokłem się o poranku. Moja żona pobiegła do pracy, a ja podrzuciłem naszą małą do przedszkola. Akurat wypadała rocznica naszego ślubu. Wpadłem na pomysł, żeby zaskoczyć Anię czymś miłym. Poprosiłem staruszków, aby zaopiekowali się naszym skarbem, bo chciałem zafundować żonie romantyczny wieczór. Kupiłem bukiet kwiatów, szampana, przygotowałem kolację i czekałem na jej powrót. Powinna być w domu tuż po szóstej, ale odgłos jej kroków na schodach dotarł do mnie dopiero koło ósmej. Zerwałem się z kanapy jak oparzony i czatowałem przy drzwiach.

– Co tam masz? – spytała zaskoczona, ledwo łapiąc oddech.

– To prezent dla ciebie, no wiesz, z okazji naszej rocznicy ślubu… – odpowiedziałem osłupiały.

– No faktycznie, masz rację. Daj mi chwilkę, tylko się odświeżę – rzuciła, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem i zniknęła za drzwiami łazienki, a ja jak ostatni frajer sterczałem w korytarzu.

Moment później do moich nozdrzy ponownie dotarła ta znajoma woń. Nie, to nie mógł być zbieg okoliczności. Teraz miałem już stuprocentową pewność. Kiedy więc weszła do pokoju, bez owijania w bawełnę zapytałem wprost:

Spotykasz się z kimś?

– Chyba ci odbiło! – na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie, ale nie umknęło mojej uwadze, że zbladła. – Niby z kim?

– Nie mam pojęcia. Te późniejsze przyjścia do domu, wychodzenie gdzieś, perfumy. Powiedz mi szczerze, jak jest.

Nastała tak głęboka cisza, że aż dzwoniło w uszach. W końcu przerwała milczenie.

Tak, to prawda. On jest taki...

– Dlaczego? Co ci nagle odbiło? – mówiłem zirytowanym tonem.

– Sama nie wiem, po prostu mam już wszystkiego dosyć. Ty wiecznie chodzisz w tym szlafroku, wszystko obraca się wokół małej. Już nie daję rady, a poza tym Robert...

Straciłem panowanie nad sobą. Kieliszek z szampana wypadł mi z ręki, uderzył o ziemię i rozsypał się na milion kawałków, a bukiet, który trzymałem, rzuciłem z całej siły o ścianę.

Wynoś się stąd w tej chwili! – wrzasnąłem.

– Ale chciałam to jakoś polubownie załatwić… – mój wybuch ją przeraził.

– Polubownie? Niby jak? Rozwód po dobroci? Wszystko cacy? A co z naszą córką? O niej w ogóle nie myślałaś!

– Ja… nie mam pojęcia…

– No to już masz! Po prostu się stąd wynoś i nie pokazuj mi się na oczy, skoro masz tego swojego Robercika! Leć do niego! No już, zmiataj! – darłem się na cały regulator.

Wtedy zalała się łzami, ale nie miałem ani sił, ani chęci, żeby ją pocieszyć.

Moja Ania... Choć już nie moja...

Tej nocy sen nie chciał przyjść. W myślach wciąż widziałem ją, przytulającą się do nieznajomego faceta. Tak bardzo ją kochałem. Dlaczego mi to zrobiła? Rankiem wiedziałem, że muszę się ogarnąć. Podrzuciłem małą do przedszkola, przygotowałem obiad. Pod wieczór córeczka zapytała jednak:

A gdzie jest mama?

– Musiała wyjechać na trochę – powiedziałem cicho, czując, jak do oczu napływają mi łzy. – To co, czas na bajki i spanie, zgoda?

– Zgoda – przytuliła się do mnie mocno.

Kiedy moja córcia zmrużyła oczka, ja ryczałem jak dziecko przez pół nocy. I tak mijały kolejne tygodnie. Dobrze, że miałem wsparcie rodziców – opiekowali się córką, abym mógł pracować zdalnie, spędzali z nią czas na zabawie. Ja udawałem, że wszystko jest w porządku. Robiłem, co mogłem, aby moja mała księżniczka miała wszystko, czego potrzebuje i – nie oszukujmy się – zmyślałem niestworzone opowieści o mamusi, która jest daleko, ale bardzo mocno ją kocha i przesyła całusy.

Trudno mi to opisać, ale nie czułem się najlepiej... Od tamtego momentu minęło już sześć miesięcy. Pewnego razu usłyszałem, jak ktoś przekręca klucz w zamku. Wiadomo, rodzice mają swoje klucze, ale akurat tego dnia wybrali się z moją Amelią do ogrodu zoologicznego. Mieli wrócić trochę później niż zwykle. No to kto to mógł być?

– Puk, puk! Co powiesz na mały spacerek? – dobiegł mnie cichy głos zza drzwi. W jednej chwili przed oczami pojawił mi się obraz sprzed wielu lat.

Byłem w szoku, nie mogłem wydusić z siebie słowa. W drzwiach pojawiła się Ania. Wyglądała źle – jej twarz była blada i smutna, schudła, sprawiała wrażenie kompletnie wykończonej.

– O co chodzi? – z trudem wydusiłem z siebie pytanie.

Chcę do ciebie wrócić – powiedziała ledwo słyszalnym głosem.

– Teraz?! – uniosłem się. – Odeszłaś ode mnie, zostawiłaś nasze dziecko, skreśliłaś nas!

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale proszę cię... Obiecuję, nigdy więcej tego nie zrobię! – szlochała.

– Spadaj! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego po tym wszystkim! – darłem się.

Dam jej drugą szansę, bo wciąż ją kocham

Nagle z korytarza dobiegł tupot małych nóżek Amelci – dziadkowie dopiero co wrócili z wycieczki do zoo. Córeczka wbiegła do mieszkania, wykrzykując radośnie „mamusiu!” i przytulając się do Ani. Widok ten był dla mnie nie do zniesienia, uczucia mnie przytłoczyły. Rodzice popatrzyli na tę scenę bez komentarza i wycofali się dyskretnie, a ja schroniłem się w toalecie. Do moich uszu docierał jedynie wesoły chichot córuni, która dzieliła się z Anią wrażeniami z dnia, opowiadała o zabawie i zdobytych umiejętnościach. Gdy malutka zasnęła, a ja siedziałem na sofie, Ania zbliżyła się do mnie.

– Posłuchaj. Dajmy sobie jeszcze jedną szansę, dobrze? Jeśli będziesz chciał, to mogę nawet rzucić pracę albo poszukać innej. Tamta sytuacja to było nieporozumienie. Zależy mi na was i chcę być blisko. Już tyle czasu zmarnowałam, nie chcę po raz kolejny popełnić tego samego błędu. Obiecuję, dam z siebie wszystko, żeby to odkręcić. W końcu liczymy się tylko my i nasze małe, wspólne szczęście.

Milczałem, nie mogłem wydusić żadnego słowa. Nasza przyszłość wciąż jest wielką niewiadomą. Każdego dnia spoglądam na dwie kobiety, które znaczą dla mnie najwięcej na świecie i momentami nawet się uśmiecham. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek zdołam ponownie zaufać Ani. Zapewne jej przebaczę, bo moje uczucia względem niej wciąż są silne. Czy jednak zdołam o wszystkim zapomnieć?

Bartosz, 35 lat

Czytaj także:
„Kumpel stracił głowę dla paniusi, która wskakiwała do łóżka dyrektorom. Życie dało mu nauczkę”
„Na imprezie firmowej zintegrowałam się z diabelsko przystojnym facetem. Gdy usłyszałam, kim jest, uciekłam ze wstydu”
„Po śmierci męża teściowa bywała w kościele częściej niż w domu. Myślałam, że się tam modli, a ona flirtowała”

Redakcja poleca

REKLAMA