„Dla firmy wychodziłam z siebie, ale szef i tak doceniał tylko przebojowego kolegę. Wreszcie postanowiłam się zemścić”
„Czułam, jak moja cierpliwość się wyczerpuje. Po pracy, kiedy już myślałam, że dzień nie mógłby być gorszy, dostałam telefon od rekruterki. Proponowała mi nową pracę. To była moja szansa na ucieczkę. Ale nie zamierzałam zrobić tego bez szumu”.

- Redakcja
Zawsze uważałam, że ciężka praca zostanie prędzej czy później nagrodzona. Przez lata w korporacji dawałam z siebie wszystko. Każdy projekt, każde zadanie – zawsze wykonywałam je sumiennie, licząc na to, że ktoś w końcu doceni moje zaangażowanie. Niestety, moje wysiłki często przysłaniał Marek, mój kolega z zespołu, który potrafił świetnie się sprzedać.
Niesprawiedliwość, którą czułam, stawała się coraz bardziej przytłaczająca. Pan Adam, nasz szef, wciąż faworyzował Marka, ignorując moje osiągnięcia. Czułam się jak w pułapce, z której nie potrafiłam się uwolnić.
Ta kropla przelała czarę goryczy
Tego dnia w biurze atmosfera była napięta. Skończyliśmy właśnie pracę nad dużym projektem, który wymagał ode mnie wielu miesięcy wysiłku i poświęcenia. Byłam przekonana, że tym razem zostanie to dostrzeżone. Niestety, jak zwykle, pan Adam zwołał zebranie, na którym ogłosił:
– Świetna robota, Marek! Projekt okazał się sukcesem, więc z przyjemnością przyznaję ci premię.
Zacisnęłam zęby, starając się nie wybuchnąć. Marek podziękował z uśmiechem, nie wspominając ani słowem o moim wkładzie. Kiedy wszyscy zaczęli wychodzić z sali konferencyjnej, podeszłam do szefa.
– Czyli jak zwykle – ja wykonuję całą robotę, a Marek dostaje nagrodę? – zapytałam, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to boli.
– Kasiu, doceniamy twoje zaangażowanie, ale to Marek jest odpowiedzialny za wyniki i je prezentuje. To ważna umiejętność – odpowiedział szef, nie patrząc mi nawet w oczy.
Marek, słysząc naszą rozmowę, odwrócił się do mnie i z udawanym entuzjazmem rzucił:
– Dzięki, Kasia! Bez ciebie nie byłoby tego sukcesu.
Czułam, jak moja cierpliwość się wyczerpuje. Po pracy, kiedy już myślałam, że dzień nie mógłby być gorszy, dostałam telefon od rekruterki. Proponowała mi nową pracę – wyższe stanowisko, lepsza pensja. To była moja szansa na ucieczkę. Zdecydowałam, że odejdę, ale nie zamierzałam zrobić tego bez pozostawienia po sobie śladu.
Zaplanowałam zemstę
Jakiś czas później wiedziałam, kiedy będzie mój ostatni tydzień w firmie, więc postanowiłam, że nie odejdę po cichu. Musiałam pokazać Markowi, jak to jest, gdy ktoś podkłada ci nogę. Po pierwsze, zaczęłam rozrzucać i mieszać dokumenty w biurze, tak aby kluczowe umowy były błędnie podpisane. To było ryzykowne, ale wiedziałam, że bez mojego zaangażowania nikt nie zorientuje się, gdzie leży problem.
Kolejny krok to zmiana harmonogramu spotkań. Ustawiłam ważne prezentacje Marka na godziny, kiedy sala konferencyjna była pusta. Wiedziałam, że się ośmieszy, ale na tym mi zależało. Dodatkowo usunęłam kilka kluczowych plików z systemu, ale tak, aby wyglądało to na błąd techniczny. Wszystko miało być zrobione z perfekcyjną precyzją.
„Niech Marek zobaczy, jak to jest, kiedy ktoś podkłada ci nogę. Niech się w tym wszystkim pogrąży” – myślałam, czując w sobie dziwną satysfakcję.
W ostatni dzień pracy Marek, ku mojemu zaskoczeniu, zorganizował dla mnie pożegnalne spotkanie. Stałam pośrodku sali, otoczona fałszywymi uśmiechami i gratulacjami. Udawałam, że odchodzę w zgodzie, choć w środku gotowałam się z gniewu i frustracji.
W firmie zapanował chaos
Kilka dni po moim odejściu z firmy zaczęły do mnie dochodzić wieści o chaosie, jaki zapanował w biurze. Marek nie był w stanie opanować sytuacji. Umowy były nieważne, spotkania się nie odbywały, a klienci zaczęli tracić cierpliwość. Marek znalazł się pod ogromną presją, a szef, który zawsze go bronił, teraz patrzył na niego z irytacją i niedowierzaniem. Wszystko opowiedziała mi koleżanka.
– Marek, co tu się, do cholery, dzieje? – zapytał podczas jednego z zebrań.
Marek, spocony i przerażony, próbował się tłumaczyć.
– Nie wiem, wszystko się posypało, te umowy… spotkania… – wyjąkał, próbując znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie.
– Czy ty w ogóle masz nad tym jakąkolwiek kontrolę? – naciskał szef, coraz bardziej poirytowany.
Marek, w desperacji, próbował zrzucić winę na mnie.
– To nie moja wina! Kasia musiała coś namieszać! – niemal krzyknął, ale jego głos drżał. Szef nie był zadowolony.
– Może to ona powinna była dostać twoje stanowisko? – odparł pan Adam, podsumowując sytuację.
Kilka tygodni później dowiedziałam się, że Marek został zwolniony. Poczułam triumf, przekonana, że właśnie odpłaciłam za wszystkie lata niesprawiedliwości, które mnie spotkały w tej firmie. Jednak w głębi duszy nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że moje zwycięstwo było gorzkie.
Trafiłam z deszczu pod rynnę
Z nową pracą wiązałam wielkie nadzieje. W końcu miało być lepiej. Pierwszy dzień w nowej firmie zaczynałam z mieszanką entuzjazmu i lekkiego niepokoju. Jednak już na samym początku pojawiły się niepokojące sygnały. Pani Ilona, moja nowa szefowa, była surowa i zimna. Zespół wydawał się wystraszony, a atmosfera w biurze była napięta.
– Nie mamy tu miejsca na błędy, Kasiu. Oczekuję pełnego zaangażowania i wyników od pierwszego dnia – powiedziała Ilona, kiedy tylko weszłam do jej gabinetu.
Starałam się uśmiechnąć i zapewnić ją, że dam z siebie wszystko, ale w głębi duszy czułam rosnący niepokój. Z dnia na dzień pracy było coraz więcej, presja stawała się nie do zniesienia, a godziny pracy wydłużały się w nieskończoność. Zaczęłam tęsknić za poprzednim miejscem, które – mimo że niesprawiedliwe – było przynajmniej stabilne.
Próbowałam nawiązać kontakt z nowymi współpracownikami, ale wszyscy zdawali się być zamknięci w sobie. Szybko zdałam sobie sprawę, że atmosfera strachu, którą tworzyła pani Ilona, skutecznie niszczyła wszelkie próby budowania więzi w zespole.
„Czy ja właśnie wpadłam z deszczu pod rynnę?” – zastanawiałam się coraz częściej, patrząc na ekran mojego komputera późnym wieczorem.
Zemsta nie zawsze smakuje słodko
Minęły tygodnie, a ja wciąż próbowałam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Pracowałam do późnych godzin nocnych, czasem nawet do północy, a moje życie prywatne niemal przestało istnieć. Mimo że finansowo było lepiej, coraz bardziej odczuwałam brak równowagi i zmęczenie
Zaczęłam otrzymywać wiadomości od dawnych znajomych z poprzedniej firmy. Opowiadali, że Marek został zwolniony i że firma długo dochodziła do siebie po chaosie, który zostawiłam. Miałam mieszane uczucia. Moja zemsta się powiodła, ale nie przyniosła mi prawdziwej satysfakcji. Zamiast tego wpadłam w nową pułapkę.
– Czy to miało sens? Czy naprawdę było warto? – pytałam siebie, siedząc samotnie w biurze, podczas gdy wokół mnie panowała cisza.
Zaczęłam rozważać, co zrobić dalej. Może powinnam była skoncentrować się na rozwijaniu własnych umiejętności, zamiast poświęcać się planowaniu zemsty, która ostatecznie nie przyniosła mi spełnienia. Czułam, że to był moment, by zacząć coś nowego i lepiej przemyślanego.
Była 21:00, a ja siedziałam przy firmowym laptopie w domu, patrząc na monitor. Wzdychając głęboko, otworzyłam edytor tekstowy i zaczęłam pisać nowe CV. Wiedziałam, że muszę zacząć od nowa, ale tym razem z innym podejściem. Może w końcu znajdę miejsce, które da mi prawdziwą satysfakcję i spokój.
Katarzyna, 32 lata
Czytaj także:
„Nowa koleżanka z pracy ubzdurała sobie, że będziemy przyjaciółkami. Tolerowałam jej zachowanie, ale przegięła”
„Z naszego wspólnego konta uciekały pieniądze, a trop prowadził mnie do własnej matki. Co robił mąż za moimi plecami?”
„Straciłam pracę i wiarę w ludzi. Z otchłani rozpaczy uratował mnie niespodziewany gest obcego mężczyzny”