„Darek podrzucił mnie i naszą córkę rodzicom jak kukułcze jajo. Oni się nami opiekowali. On imprezował w najlepsze”

Kobieta rozczarowana swoim partnerem fot. Adobe Stock
„Chcąc nie chcąc, zamieszkałam z rodzicami. Oboje bardzo mi pomagali. A Darek? Darek szalał. Tak jak dawniej. Znajomi donosili mi, że przez jego mieszkanie przewalają się tabuny gości. Koledzy, koleżanki… Bawili się czasem do białego rana”.
/ 04.01.2022 16:20
Kobieta rozczarowana swoim partnerem fot. Adobe Stock

Zobaczyłam Darka i już wiedziałam – on będzie mój. Szybko przekonałam się jednak, że łatwiej chyba zdobyć najwyższy szczyt świata, niż usidlić starego kawalera...

Od razu zwróciłam na niego uwagę. Wysoki, przystojny… I ten zniewalający uśmiech. Na przyjęciu u znajomych, na którym się poznaliśmy, był duszą towarzystwa, sypał dowcipami jak z rękawa. W niczym nie przypominał mojego byłego męża. Nudnego aż do bólu. Patrzyłam na niego jak urzeczona.
– Jolka, tylko nie strać głowy – szepnęła mi do ucha pani domu.– Ten facet to drań. Ma 42 lata i całą kolekcję złamanych damskich serc na koncie. Jeszcze żadnej nie udało się go zatrzymać na dłużej.

Byłam mądrzejsza od wszystkich

Nie słuchałam. Po przyjęciu wiedziałam, że jestem zakochana w Darku po uszy. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Kiedy więc kilka dni później zadzwonił i zaprosił mnie na tygodniowy wyjazd w góry, nie wahałam się ani chwili. W dzień uczył mnie jeździć na nartach, w nocy kochaliśmy się przy blasku świec. Mówił, że z nikim nie było mu tak dobrze. Po powrocie nadal się spotykaliśmy. Wkrótce zorientowałam się, że jestem w ciąży. Szalałam ze szczęścia. Skończyłam 35 lat i straciłam już nadzieję, że zostanę matką. A tu taka niespodzianka. Natychmiast powiedziałam o tym Darkowi. Myślałam, że się ucieszy. Kiedyś wspomniał, że marzy o dziecku. A on? Zareagował dość chłodno.
– Jesteś pewna? – zapytał tylko.

Żadnej radości, czułości, rozmowy o wspólnej przyszłości... Byłam wściekła.
– Nie przejmuj się, pewnie jest zaskoczony – tłumaczyła mama.
Starałam się nie przejmować. „Kiedy urodzę dziecko, wszystko na pewno się ułoży” – pocieszałam się w myślach.

7 kwietnia 2010 roku urodziłam Darię. Była taka śliczna… Darek przyglądał jej się jakby z niedowierzaniem, choć widać było, że jest szczęśliwy.
– Dziękuję ci za piękną córkę – powiedział i mocno mnie przytulił.
Czułam się wspaniale. Myślałam, że od tej pory będziemy wszyscy razem i wreszcie będę miała to, o czym zawsze marzyłam – prawdziwą rodzinę. Ale Darek miał inne plany… Ze szpitala zawiózł mnie z córeczką do… mojej mamy.
– Tu ci będzie wygodniej – zdecydował.
Kiedy próbowałam protestować, od razu się naburmuszył.
– Nie potrafię się zajmować małymi dziećmi – powiedział chłodno. – A poza tym moja kawalerka jest za mała na nas troje. Przecież będę was odwiedzać.

Podrzucił nas rodzicom jak kukułcze jajo

Chcąc nie chcąc, zamieszkałam z rodzicami. Oboje bardzo mi pomagali. Tata biegał po zakupy, spacerował z wózkiem po osiedlu, mama zmieniała małej pieluszki, kąpała ją razem ze mną. A Darek? Darek szalał. Tak jak dawniej. Znajomi donosili mi, że przez jego mieszkanie przewalają się tabuny gości. Koledzy, koleżanki… Bawili się czasem do białego rana. Lubili do niego przychodzić. Jako jedyny kawaler w towarzystwie miał wolną chatę, mogli w niej robić, co chcieli.

Nas Darek odwiedzał rzadko. Razem spędzaliśmy właściwie tylko niedziele. W tygodniu wpadał czasem na godzinkę, dwie i zaraz znikał, tłumacząc się nawałem pracy. Gdy Daria miała pół roku postanowiłam zareagować. Przecież był ojcem mojego dziecka. I chciałam, żeby wreszcie zaczął zachowywać się jak ojciec. Zostawiłam córeczkę pod opieką mamy, a sama pojechałam do jego mieszkania.
– To tak odpoczywasz po ciężkiej pracy? – zapytałam rozzłoszczona, widząc suto zastawiony stół i tłum gości.
Jestem wolnym człowiekiem, mogę robić co chcę – wściekał się. – Nie życzę sobie więcej takich wizyt.

Nic nie robiłam sobie z tych jego zakazów. Nadal go odwiedzałam bez uprzedzenia. Pamiętam, jak kiedyś zastałam u niego dwie rozbawione panienki. Wręczyłam im płaszcze i wyprosiłam z domu.
– Przepraszam, ale pan Darek jest już zajęty – powiedziałam, wypychając je za drzwi.
A potem urządziłam mu karczemną awanturę. On nie pozostał mi dłużny.
Nie masz prawa mnie kontrolować – krzyczał. – Przecież nic złego się nie działo, to tylko znajome z pracy. Ta twoja chora zazdrość wszystko zniszczy.

Myślałam, że teraz będzie dobrze...

Tak, byłam zazdrosna. I wcale się tego nie wstydzę. Miałam powody. Darek lubił kobiety i zawsze się im podobał. Same pchały mu się do łóżka. Twierdził, że nie korzystał z propozycji, ale kto go tam wie… Zresztą nie chodziło mi tylko o kobiety. Było mi bardzo przykro, że więcej czasu poświęca kolegom niż dziecku i mnie. Nie rozumiałam, dlaczego tak się zachowuje. Przecież nie raz powtarzał, że bardzo nas kocha. A potem i tak robił swoje. Mijały kolejne miesiące. Daria rosła i coraz częściej pytała, gdzie jest tatuś i dlaczego z nami nie mieszka. Widziałam, że bardzo za nim tęskni. Zaczęłam więc wspominać Darkowi o ślubie.
– Jeszcze nie jestem gotów do małżeństwa – usłyszałam. – A w ogóle czy teraz jest nam źle?
– Źle – odpowiedziałam. – I dziecku i mnie. Musisz się na coś zdecydować. Albo jesteśmy razem, ale się rozstajemy. Definitywnie. Tak dalej nie da się żyć.

Wydawało mi się, że wygrałam. Przynajmniej połowicznie. Darek co prawda nie padł przede mną na kolana, ale przeprowadził nas do swojego mieszkania. Przez kilka miesięcy żyliśmy jak prawdziwa rodzina. A potem nagle oświadczył, że powinnam wrócić do rodziców, bo... on chce zrobić remont. Czułam, że to tylko pretekst. Że tak naprawdę tęskni za dawnym życiem, za imprezami, kolegami.
– Przestań za nim latać – poradziła mi koleżanka. – Wyprowadź się, udawaj, że nie obchodzi cię, co robi. Zobaczysz, że zmięknie… Posłuchałam. Spakowałam rzeczy i wyprowadziłam się z Darią do rodziców. Darek był wyraźnie zdziwiony. Spodziewał się awantury, lamentów, a tu nic… Za radą koleżanki zmieniłam taktykę. Nie wydzwaniałam do niego, nie wpadałam już bez uprzedzenia. Choć słyszałam o imprezach w jego mieszkaniu, nie reagowałam.

Wypłakiwałam się mamie. Kiedy Darek przychodził w odwiedziny, podawałam mu obiad, pytałam jak mu minął dzień. Żadnych awantur, pretensji. Na początku tylko patrzył podejrzliwie. Aż któregoś dnia nie wytrzymał.
– O co ci właściwie chodzi? – zapytał zdenerwowany. – Od pewnego czasu zachowujesz się bardzo dziwnie.
– Nie rozumiem. Przecież wszystko jest tak, jak chciałeś. Powinieneś być zadowolony – odpowiedziałam.
– O matko, chyba nigdy nie zrozumiem kobiet – westchnął zrezygnowany.

Nazajutrz przyszedł z bukietem róż.
– Chyba już czas, żebyśmy wzięli ten ślub – powiedział, wręczając mi kwiaty.
Nie zabrzmiało to może zbyt romantycznie, ale i tak byłam szczęśliwa.

Pobraliśmy się 24 czerwca 2014 roku. Na uroczystości stawili się wszyscy koledzy Darka. „No stary, nie przypuszczaliśmy, że dasz się uwiązać” – kręcili głowami z niedowierzaniem. Na przyjęciu pili z nim „za utraconą wolność”. Zupełnie, jakby zesłano go na galery.

Możecie mi wierzyć lub nie, ale jesteśmy dobrym małżeństwem. Darek w końcu stał się przykładnym mężem i ojcem. Gdy ostatnio na imieninach jeden z kolegów zapytał mojego męża, czy nie żałuje utraconej wolności, tylko się roześmiał:
– Wolność jest piękna, ale niewola u takich dziewczyn jak one, jeszcze piękniejsza – odpowiedział.

Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA