„Mój były nękał mnie nawet, gdy odeszłam. Od starego znajomego dostałam coś więcej, niż tylko pomocną dłoń”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, Graphicroyalty
„– Już się nawet boję z domu wychodzić. Jak wracam, nie zapalam światła, bo on może obserwować okna. Tabletki na uspokojenie łykam garściami – rozpłakałam się. – Tak nie może być. Przecież to jest zwyczajne nękanie. Policja jest od tego. Zgłosiłaś to?”.
Listy od Czytelniczek / 24.11.2023 20:30
załamana kobieta fot. Adobe Stock, Graphicroyalty

Burza rozpętała się akurat wtedy, kiedy wyszłam z pracy. Niebo w sekundę stało się prawie czarne, pioruny waliły, deszcz lał jak z cebra, a ja… Nie miałam nawet parasolki, bo zapowiadali ładną pogodę. Chociaż w sumie może to i dobrze, że padało, bo przynajmniej nie było widać, że nie tylko ciuchy mam mokre, ale i oczy. Byłam zła i bezsilna. Znowu ten drań wyprowadził mnie z równowagi. Facet, który miał być lekiem na całe zło i miłością życia.

Dobrze się maskował

Zaczęło się oczywiście pięknie. Poznaliśmy się rok wcześniej. On szarmancki, na stanowisku. Wielki pan prawnik i ja – księgowa. Przypadkowe spotkanie, zauroczenie, a potem zakochanie. Chyba – tak mi się wtedy wydawało. Do tego stopnia, że postanowiłam, żebyśmy razem zamieszkali. Miał niewielkie lokum w stolicy, nalegał, żebym się wprowadziła. W porządku – myślałam. Może to właśnie ten jedyny?

Tyle że po dwóch tygodniach sielanki jedyny okazał się kimś zupełnie innym, niż mi się wydawało. Najpierw drobiazgi. Pytania, gdzie byłam, skoro zjawiłam się pięć minut po wyznaczonym czasie. Z kim byłam? Czy na pewno z kimś się nie spotkałam, a jeśli tak, to z kim? Może to tamten koleś z pracy, a może jakiś nowy fagas? I dlaczego jestem ubrana inaczej niż zwykle? A ten kolor paznokci? Wakacje? Dlaczego chcę na Mazury? Na pewno mam tam kogoś.

I tak dalej. Po dwóch miesiącach myślałam, że oszaleję. Kochałam go, ale życie z nim nie było możliwe. Zwłaszcza że do tych podejrzeń doszły awantury. Zaczął mnie wyzywać, wydzierać się. Do tego stopnia, że któregoś dnia sąsiadka z dołu zapytała mnie po cichu, czy aby wszystko dobrze, bo ona wszystko słyszy i się o mnie boi.

Zaczęłam się bać

Więc któregoś dnia, gdy on był w pracy, po prostu się spakowałam i wróciłam do swojej kawalerki. Próbował przyjeżdżać, błagać o przebaczenie. Wystawał przy bramie, ciągle wydzwaniał. Do tego pisał SMS-y. Jeden, drugi, piętnasty. Najpierw, jak bardzo mnie kocha i nie może beze mnie żyć. Potem, jaką jestem zakłamaną larwą. Potem – przepraszam, już nie będę. Potem – ty głupia… Tu nawet nie chcę przytaczać tych słów.

Taki stan trwał ponad tydzień, a ja robiłam się coraz bardziej niespokojna. Kłębek nerwów – tak to się mówi, prawda? Właśnie tym się stałam. A tego dnia zastałam go za rogiem budynku, próbował zagrodzić mi drogę i szarpnął mnie mocno.

Na szczęście, z klatki wyszedł ochroniarz i w krótkich, żołnierskich słowach kazał mu spadać. Poszedł jak niepyszny, a ja, roztrzęsiona, usiłowałam złapać taksówkę. Wsiadłam do środka, wydukałam adres i próbowałam dyskretnie zmyć rozmazany makijaż.

Taksówkarz okazał się kolegą ze szkoły

– Kiepski dzień? Chyba nie na spacer? – zapytał kierowca, przyglądając mi się we wstecznym lusterku.

– Bardzo śmieszne. A dzień nie najlepszy – westchnęłam. – Cały samochód panu zaleję tą wodą – powiedziałam, gdy wreszcie trochę się uspokoiłam.

– Nie szkodzi, wytrze się – znowu zobaczyłam uśmiech we wstecznym lusterku. – A tak właściwie… – zawahał się na chwilę. – Czy my się skądś nie znamy?

Jezu – pomyślałam. Kolejny adorator mi się trafił i to jeszcze z takim wyświechtanym tekstem na dzień dobry.

– Nie wydaje mi się – znów się nadąsałam.

– A mnie tak. Nie chodziliśmy przypadkiem do tej samej szkoły? Tu, do jedynki.

– No fakt, chodziłam tam, ale… O, kurczę! – przyjrzałam mu się lepiej. – Chyba rzeczywiście, tyle że ja dwie albo trzy klasy niżej.

– Z Patrykiem i Wojtkiem?

– Dokładnie! A ty z Iloną i Damianem?

– Tak! – zaśmiał się. – Ale mały ten świat, co?

Dobrze nam się rozmawiało

– Co robiłeś przez tyle lat? – spytałam.

– Skończyłem technikum, potem wyjechałem do Anglii. Robiłem, co się dało, ale uznałem, że pora wracać. No i teraz jestem taksówkarzem. A ty?

– Jako grzeczna dziewczynka zaliczyłam liceum, studia, pracuję w sporej firmie. W sumie nie jest źle… – tu przerwałam, bo usłyszałam, jak w torebce zaczyna dzwonić telefon. – O nie, tylko nie to, nie znowu… – powiedziałam słabo, gdy zobaczyłam numer na wyświetlaczu.

– Kłopoty w pracy? – zerknął przez ramię.

– W pracy nie, raczej w życiu… – schowałam telefon i zapatrzyłam się przez szybę.

– Facet, jak rozumiem?

– Raczej świr – przyznałam. – Czepia się, wydzwania, nie mam już siły. Ale nic, nie twoja to przecież rzecz.

– Pewnie nie. Ale jakby co, dzwoń. Proszę – podał mi wizytówkę, a ja zauważyłam, że całe ręce miał pokryte tatuażami. – Masz tu mój numer. Jakby padało albo jakbyś chciała gdzieś jechać, to będę czekał. A, i mam na imię Marek, bo pewnie nie pamiętasz – uśmiechnął się jeszcze raz.

– Dziękuję – wzięłam kartonik i wygramoliłam się z auta.

Wieczorem nie mogłam zasnąć, cały czas czułam obecność Daniela. Z tej desperacji nalałam sobie kieliszek wina. Nie zdążyłam się jednak napić, bo nagle rozległo się walenie w drzwi i wrzaski.

Daniel był agresywny

– Otwieraj! Wyważę te cholerne drzwi!

Kieliszek wylądował na podłodze i rozbił się w drobny mak, a ja uciekłam do sypialni i szukałam telefonu. Nie zadzwoniłam na policję. Wybrałam numer Marka.

– Boję się, on tu jest, nie wiem, co robić – szeptałam.

– Jestem w pobliżu, będę za trzy minuty – odparł tylko.

Te trzy minuty ciągnęły się w nieskończoność. Wreszcie za drzwiami usłyszałam wrzaski Daniela i głos Marka

– Won! – a po chwili ciszy: – Ania, już go nie ma.

Otworzyłam i rzuciłam się Markowi w ramiona.

– Już dobrze – szeptał. – Chyba musisz mi opowiedzieć całą historię?

Marek mnie wysłuchał

Więc opowiedziałam. Nawet o tym, jak kiedyś dostałam „prezent” w postaci zdechłej myszy na schodach.

– Już się nawet boję z domu wychodzić. Jak wracam, nie zapalam światła, bo on może obserwować okna. Tabletki na uspokojenie łykam garściami – rozpłakałam się.

– Tak nie może być. Przecież to jest zwyczajne nękanie. Policja jest od tego. Zgłosiłaś to?

– Tak. Wyśmiali mnie. Nie mam żadnych dowodów. Wszystkie połączenia i wiadomości kasowałam. Pan policjant uznał z rechotem, że może mam przywidzenia.

– Od tej pory nigdzie się sama nie ruszasz, jasne? Jeździsz ze mną. Numer tego kolesia zablokuj. Z tego, co mówisz, z niego jest naprawdę świr. 

– Zapłacę ci… – chlipnęłam.

– Zgłupiałaś? Czego się nie robi dla dziewczyn, w których się kiedyś kochało…

Został moim ochroniarzem

Nasze kontakty zaczęły się zacieśniać. Marek woził mnie do pracy, robił zakupy. Nie był namolny, bywał tylko wtedy, gdy czułam się zagrożona. I wtedy nadszedł ten dzień.

Wracałam z pracy dość późno. Marek odstawił mnie pod samą klatkę i pojechał, bo miał jakiś kurs. Pech chciał, że światło za nic nie chciało się zapalić. Trudno – pomyślałam. Jakoś to jedno piętro pokonam. Nie zdążyłam jednak wejść nawet na pierwszy schodek, bo poczułam, jak na mojej głowie ląduje worek. Szamotałam się, usiłując krzyczeć, ale silne ręce trzymały mnie mocno. Byłam przerażona i bezwolna, zanosiłam się szlochem.

Nagle uścisk zelżał, usłyszałam stek przekleństw, okrzyk bólu i trzaśnięcie drzwiami. Potem ktoś zdjął worek z mojej głowy i mogłam zaczerpnąć tchu.

– Już… – szept Marka był jak balsam. – Chodź na górę.

– Jak… – zaczęłam, gdy opadłam na fotel w salonie.

– Zapomniałaś wziąć jednej siatki z zakupami, więc wróciłem. W samą porę. Ale Ania, teraz serio. To jest niebezpieczny facet. On może w końcu zrobić ci coś złego! Co z nim zrobić? – zapytał poważnie.

– Nic się nie da zrobić. Policja ma to w nosie. Tylko ty jeden mi wierzysz…

– Gdzie on mieszka? – zapytał. – Zajmę się tym.

– Marek, nie możesz…

– Idź spać – cmoknął mnie w czoło i tyle go widziałam.

Nie wiem, co się dokładnie stało

I więcej nie zobaczyłam. Parę dni później dostałam tylko SMS-a:

„Już nic ci nie zrobi. Możesz być spokojna. Nie myśl o nim ani o mnie. Ja chwilowo robię sobie urlop”.

Czy dzwoniłam, pisałam? Tak. Telefon jednak nie odpowiadał. Marek zniknął, Daniel też. Co się wydarzyło, nie wiem. Wczoraj wysłałam SMS-a do Marka. „Dziękuję”.

Podobno pan prokurator jest na długim zwolnieniu lekarskim, bo ktoś go dotkliwie pobił. Mogę się tylko domyślać, że dostał za swoje, bo mam wreszcie święty spokój.

Anna, 30 lat

Czytaj także: „Przepisałam dom na syna, a on potraktował mnie jak stary mebel. Wyrzucił mnie na bruk i wymienił zamki w drzwiach”
„Mój chłopak mnie zostawił, kiedy byłam w ciąży. Związałam się z bogatym Niemcem i w końcu jestem szczęśliwa” „Prawie poszedłem z torbami, bo mój pomysł na biznes nie wypalił. Fortuny dorobiłem się na pierogach i schabowych”

 

Redakcja poleca

REKLAMA