Mikołajki zawsze były dla mnie pretekstem do wprowadzenia trochę magii w codzienność. Niby dorosły facet, ale wciąż ekscytuje mnie widok drobiazgów w czerwonych skarpetach – czekoladowych mikołajków, orzechów, może jakiegoś małego gadżetu. Tym razem chciałem zrobić coś bardziej nieoczekiwanego.
Kupon na loterię. Taki pomysł przyszedł mi do głowy, kiedy w sklepie spożywczym zobaczyłem jaskrawo kolorowe reklamy: „Twoje marzenie czeka za rogiem!” Pomyślałem – dlaczego nie? Zwykle nie gram, ale uznałem, że może być zabawnym dodatkiem. Kupując ten kawałek papieru, czułem się jak dziecko, które wkłada monety do automatu z zabawkami – szanse na coś wielkiego były nikłe, ale sama gra była warta uśmiechu.
To miało być zabawne
Wieczorem wręczyłem Ani prezent. Siedzieliśmy na kanapie, światło choinki migotało w kącie, a w tle sączyły się kolędy. Anna rozpakowywała drobiazgi z wyrazem uprzejmej obojętności na twarzy.
– Proszę, taki mały dodatek – powiedziałem, podając jej kopertę z kuponem. – Może przyniesie nam szczęście.
Spojrzała na mnie sceptycznie, podnosząc brew.
– Tobie się zawsze wydaje, że wygramy. Ilu milionerów znasz? – rzuciła, wkładając kupon do kieszeni szlafroka, jakby to był ulotek z pizzerii.
Czułem lekkie ukłucie. Zawsze tak było – Ania była pragmatyczna, nie dawała się ponosić emocjom. Z jednej strony podziwiałem jej zdrowy rozsądek, z drugiej... brakowało mi czasem tej iskry, tego spontanicznego entuzjazmu. Ale nic nie powiedziałem. Zamiast tego uśmiechnąłem się i sięgnąłem po kubek herbaty.
Wieczór minął spokojnie. Ania wróciła do czytania swojej książki, a ja obejrzałem mecz. Nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia, że coś wisi w powietrzu. Może za bardzo chciałem ją rozbawić tym kuponem, jakbym próbował ocieplić coś, co już dawno zdążyło wystygnąć.
Żona wygrała kupę kasy
Siedziałem w kuchni, obierając ziemniaki, gdy Anna nagle wbiegła do pomieszczenia. W rękach trzymała kupon, a jej oczy błyszczały w sposób, którego dawno u niej nie widziałem.
– Tomek, wygrałam! – powiedziała z takim entuzjazmem, że na moment zapomniałem, co robiłem.
– Co wygrałaś? – rzuciłem, trochę zdziwiony jej tonem.
– Milion złotych – odparła, jakby wciąż nie wierzyła w to, co mówi.
Milion. Słowo zawisło między nami, a ja zamarłem z ziemniakiem w ręku. Powoli wstałem, patrząc na nią, jakby była kimś zupełnie nowym.
– Żartujesz, prawda? – spytałem, próbując nadążyć za sytuacją.
– Nie, Tomek. Sprawdziłam. To prawda – odparła, jej głos pełen był dumy i... jakiegoś rodzaju dystansu.
Poczułem, jak fala radości przebiega przez moje ciało. Odruchowo podszedłem do niej, chcąc ją objąć.
– To niesamowite! Anka, udało się! Co teraz zrobimy? – zacząłem już snuć wizje wakacji, może nowego samochodu.
Zaskoczyło mnie jej zachowanie
Ale Anna tylko się uśmiechnęła – chłodno, jakby chciała mnie przywołać do porządku.
– Nie „zrobimy”, Tomek. To ja wygrałam. To był mój kupon.
Zatkało mnie.
– Jak to? Przecież to był prezent. Mój prezent dla ciebie – powiedziałem, a w moim głosie było więcej niedowierzania, niż zamierzałem.
– Tak, ale jak mi go dałeś, stał się moją własnością. Tomek, nie komplikuj. Nie bądź dzieckiem – powiedziała, odwracając się w stronę laptopa.
Siedziałem w ciszy, patrząc, jak zaczyna coś kalkulować, już planując, co zrobi z pieniędzmi. Coś w środku mnie pękło. Wtedy zrozumiałem, że to „wygrałam” może mieć większe znaczenie, niż chciałem przyznać.
Zaczęliśmy się kłócić
Od wygranej minął tydzień. Ania zdawała się być w swoim żywiole – przeglądała oferty mieszkań, wysyłała maile do doradców finansowych i spędzała długie godziny na telefonie. Ja? Ja byłem statystą w tym spektaklu. Kiedy próbowałem z nią porozmawiać, zwykle zbywała mnie zdawkowym „jeszcze się zastanawiam”.
W końcu pewnego wieczoru nie wytrzymałem. Siedzieliśmy przy kolacji, ona miała oczy wbite w ekran telefonu, a ja w końcu odłożyłem widelec.
– Aniu, możemy porozmawiać? – zapytałem, starając się zachować spokój.
– Mhm, mów – rzuciła, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Co dalej? Z tą wygraną... Przecież powinniśmy razem podjąć decyzje – zacząłem nieśmiało.
Wreszcie na mnie spojrzała. Jej twarz była chłodna, jakbyśmy rozmawiali o czymś, co jej wcale nie dotyczy.
– Tomek, nie widzę potrzeby, żebyśmy razem o tym decydowali. To moje pieniądze. Nie rozumiem, dlaczego tak się upierasz – powiedziała.
– Twoje? – powtórzyłem, a w moim głosie zabrzmiało niedowierzanie. – Przecież to ja dałem ci ten kupon!
– Tak, ale to ja wygrałam. I naprawdę nie chcę się z tego tłumaczyć.
Poczułem, jak krew zaczyna mi pulsować w skroniach.
– A co z nami, Ania? Naprawdę myślisz, że te pieniądze należą tylko do ciebie? – zapytałem, podnosząc głos.
– Tak uważam. A ty nie masz prawa dyktować mi, co mam z nimi zrobić – odparła twardo.
Siedzieliśmy w milczeniu, a napięcie w powietrzu było niemal namacalne. Patrzyłem na nią i nie poznawałem kobiety, którą poślubiłem. W jej oczach nie było ciepła ani współczucia. Była zimna, zdecydowana i nieugięta.
Musiałem się poradzić
Musiałem z kimś o tym porozmawiać. Piotrek zawsze był tym kumplem, który potrafił spojrzeć na wszystko z dystansem. Siedzieliśmy w jego kuchni, a ja z trudem wykrztusiłem, co się dzieje.
– Piotrek, wygrała milion. Milion! A teraz zachowuje się, jakby to były tylko jej pieniądze – zacząłem, czując narastającą frustrację.
Piotrek uniósł brew, popijając piwo.
– Jak to? Przecież jesteście małżeństwem. To powinno być wspólne, nie? – rzucił, jakby to było oczywiste.
– Też tak myślałem. Ale ona uważa inaczej. Powiedziała, że to był jej kupon, jej wygrana i... tyle – odpowiedziałem, opierając się ciężko na krześle.
– A co na to prawo? – zapytał Piotrek rzeczowo.
– Nie wiem. Nie o to chodzi, żeby ją zmuszać. Chodzi o zasady, Piotrek. Przecież my wszystko robiliśmy razem. Zawsze. Nawet jak nie było łatwo. A teraz nagle... – przerwałem, szukając słów.
Piotrek pokiwał głową, wpatrując się we mnie z uwagą.
– Słuchaj, Tomek, może te pieniądze tylko obnażyły to, co już w was było. Jak się ludzie kochają, to miliony tego nie zmienią. A jak coś nie grało... to teraz widać. Ale ty masz prawo domagać się tej kasy – powiedział spokojnie.
Siedziałem w ciszy, analizując jego słowa. Może faktycznie chodziło o coś więcej niż ten milion.
Żona była nieugięta
Wieczorem, po kolejnej dobie milczenia, zebrałem się na odwagę. Anna siedziała w salonie, przeglądając coś na laptopie, gdy stanąłem w drzwiach.
– Musimy porozmawiać – powiedziałem stanowczo.
– O czym? – rzuciła, nie odrywając wzroku od ekranu.
– O nas. O tych pieniądzach. O wszystkim – odpowiedziałem, siadając na fotelu naprzeciw niej.
Zamknęła laptop z wyraźnym westchnieniem, jakbym przeszkadzał w czymś ważnym.
– Słucham – powiedziała chłodno.
– Anka, zawsze myślałem, że co by się nie działo, jesteśmy zespołem. Że wszystko, co mamy, co robimy, jest nasze. A teraz nagle to „twoje” pieniądze? Naprawdę tak to widzisz? – zapytałem, próbując nie brzmieć zbyt emocjonalnie.
– Tomek, bądź realistą. To mój kupon. Mój szczęśliwy los. Ty nic z tym nie miałeś wspólnego – odpowiedziała, z każdym słowem odgradzając się ode mnie jak murem.
– Nic wspólnego? To ja go kupiłem, Anka! Dałem ci go jako prezent, bo chciałem, żebyśmy się razem cieszyli! – podniosłem głos, czując, jak gniew zaczyna mnie przerastać.
– Dobrze wiedziałeś, że nie traktuję tego poważnie. To tylko loteria, Tomek. Nie rób z tego wielkiej sprawy – powiedziała, jakby to wszystko było błahostką.
– Nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o nas! O to, że nagle staliśmy się sobie obcy – wybuchnąłem.
Nie dogadaliśmy się
Spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem.
– Może dlatego, że już dawno przestaliśmy być „razem”? Może te pieniądze tylko pokazały, jak naprawdę wygląda nasze małżeństwo? – rzuciła z ironią.
Zamilkłem. Jej słowa trafiły w punkt, którego bałem się najbardziej.
– Więc co teraz? Będziesz układać sobie życie z tym milionem, a ja mam udawać, że nic się nie stało? – zapytałem, już ciszej, niemal szeptem.
– Może tak będzie lepiej dla nas obojga – odpowiedziała i wróciła do swojego laptopa, kończąc rozmowę.
Wstałem i wyszedłem, czując, że coś bezpowrotnie się rozpadło.
Anka wyjechała do swojej siostry, a ja zostałem w naszym mieszkaniu, które nagle wydawało się dziwnie puste. Choinka stał w kącie, jakby zapomniana, a na stole leżał talerz pierników, które upiekłem, bo zawsze to robiliśmy razem.
Siedziałem przy oknie, patrząc na migoczące światła na balkonie sąsiadów. Telefon milczał, a ja nie miałem nawet ochoty zadzwonić do Anny. Tych Świąt nie spędzimy razem. W radiu zaczęła grać kolęda. „Cicha noc.” Uśmiechnąłem się gorzko, wznosząc samotny toast herbatą.
Tomek, 37 lat
Czytaj także: „Mąż zrobił mi z domu drogerię. Myśli, że smród wybryków zamaskuje drogimi perfumami, lecz ja zwęszyłam już zemstę”
„Liczyłam na gorące Święta z kochankiem, a on pokrzyżował moje plany. Rodzina jest dla niego ważniejsza”
„Zięć długo traktował mnie jak śmiecia. Dałam mu taką nauczkę, że teraz może mi co najwyżej czyścić buty”