„Dałem schronienie samotnej matce w ciąży i ściągnąłem na siebie plotki. Bezduszne hieny żerowały na jej nieszczęściu"

Samotna kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, Елена Якимова
„To było niesamowite, jak mało mnie denerwowała ta dziewczyna! Potrafiła przez cały dzień powiedzieć do mnie tylko kilka słów, nie była wścibska ani gadatliwa. Ale czasami wieczorami rozmawialiśmy przy herbacie i wtedy naprawdę czerpałem przyjemność z tych rozmów”.
/ 05.12.2022 17:15
Samotna kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, Елена Якимова

Mój świat ograniczał się teraz do domu i spacerów. Lubiłem chodzić na przechadzki w góry wczesnym rankiem, kiedy mieszkańcy wsi byli zajęci oporządzaniem gospodarstwa albo szykowaniem się do wyjazdu do pracy, jeśli ktoś miał zatrudnienie w pobliskim miasteczku. Wtedy mało kogo spotykałem na dróżce, którą zwykle chodziłem z moimi psami. Jednego dnia zobaczyłem, że na zwalonym pniu siedzi drobna postać.

– Dzień dobry – powiedziałem do córki sąsiadów, zdziwiony, że tak wcześnie wyszła się przejść. – Idziesz do lasu, Sylwia?

Dopiero wtedy zobaczyłem, że obok niej leży spory, wypakowany plecak, a ona ma czerwone oczy.

– Nie – pokręciła głową. – Wyjeżdżam…

Znałem ją od dziecka. Urodziła się w tym samym roku, w którym ja i Krysia się pobieraliśmy. Czyli miała teraz osiemnaście lat. Dziecko. I to najwyraźniej z jakimś poważnym problemem. Wbrew swoim zasadom zatrzymałem się na chwilę obok niej i zapytałem, dokąd to się wybiera. Odpowiedziała mi wzruszeniem ramion i pociąganiem nosem.

– Zaraz, a czemu właściwie ty tu sama siedzisz? – zrobiłem się czujny. – Nikt cię nie odprowadza na przystanek?

W tym momencie Sylwia zupełnie się rozkleiła i zaczęła szlochać. Byłbym ostatnim dupkiem, gdybym wtedy ją opuścił. Wyjąłem więc z kieszeni chusteczkę, podałem jej i usiadłem na drugim końcu pniaka.

– Rodzice… oni… wyrzucili… mnie… z domu… – wyjąkała pomiędzy kolejnymi haustami powietrza.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Znałem oczywiście jej rodziców. Bardziej ojca, bo chodziłem z nim do szkoły. Nie wspominałem go dobrze. Kazik zawsze uważał się za kogoś lepszego od wszystkich, chwalił się, że ma w rodzinie jakiegoś biskupa czy prałata. Zawsze był pierwszy do służenia do mszy i wygłaszał świętoszkowate poglądy, ale to była tylko zasłona dymna, bo gość miał za uszami.

Wiedziałem, że okłamywał rodziców i nauczycieli, a kiedy mieliśmy po siedemnaście lat, przespał się z dziewczyną, która była o dwa lata młodsza. Chwalił się tym swoim kumplom, którzy byli tyle warci co i on. O ile wierzyć plotkom, które krążyły po wsi, miał też parę innych rzeczy na sumieniu. A teraz właśnie wyrzucił z domu córkę.

– Co się stało? – zadałem proste jak mi się wydawało pytanie.

Ale okazało się, że Sylwii było bardzo trudno odpowiedzieć. Trzy razy zaczynała zdanie, szlochała, prawie się dusiła, aż w końcu zaproponowałem, żeby poszła ze mną do domu i napiła się herbaty. Psy wróciły z nami, nieco rozczarowane tak krótkim spacerem, ale okazujące dziewczynie wiele uczucia. Ja niosłem jej plecak, a ona szła między Brutusem i Mordą, zdając się nie zauważać, że liżą ją po rękach. Kiedy wreszcie przestał nią wstrząsać szloch, powiedziała mi wreszcie w czym rzecz.

Była w ciąży

– Z tym chłopakiem… to już skończone – dodała, wyłamując sobie palce w stawach. – Powiedział, że jak go pozwę o alimenty, to zażąda testu na ojcostwo i będzie płacił tyle, ile mu sąd ewentualnie każe, ale mam nie liczyć, że będzie się zajmował dzieckiem. Okazało się, że ma dziewczynę.

– To jakiś koleś z miasta? – domyśliłem się, bo zimą mieliśmy tu trochę turystów.

Kiwnęła głową i opowiedziała mi, co się stało, gdy odkryła, że jest w ciąży. Najpierw zadzwoniła do tego chłopaka, a kiedy zrozumiała, że nie ma co na niego liczyć, powiedziała o wszystkim matce. A matka ojcu, który dostał szału. Kazał się córce spakować i wynosić z domu, bo „on takiego wstydu nie będzie znosił”. Rodzice dali jej trochę gotówki i powiedzieli, że skoro czuła się tak dorosła, żeby uprawiać seks, to powinna być na tyle dojrzała, żeby utrzymać siebie i dziecko. Reszta ich nie interesuje.

Nie sądziłem, że takie rzeczy jeszcze się zdarzają w dwudziestym pierwszym wieku. Żeby wyrzucić córkę z domu, bo ta zaszła w ciążę?!

– No i gdzie ty zamierzałaś pojechać? – zapytałem tę kupkę nieszczęścia, która siedziała w moim ulubionym fotelu, tuląc na kolanach Mordę.

– Ciąży jeszcze nie będzie widać przez kilka miesięcy – odpowiedziała, gładząc psa po szyi. – Mogłabym znaleźć jakąś pracę, dostać umowę, a potem, po porodzie, iść na macierzyński.

Omal nie złapałem się za głowę, słysząc ten jej naiwny planGdzie ktoś by dał tak od razu umowę o pracę nastolatce z prowincji, która o życiu i pracy w mieście miała pewnie tyle pojęcia, co widziała w telewizji?

– Posłuchaj – zacząłem, podejmując ważną decyzję. – Mieszkałem trochę w mieście, moja żona była pielęgniarką, zanim tu zamieszkaliśmy. I powiem ci jedno: miałabyś szczęście, gdyby ktoś zatrudnił cię na czarno i zapłacił pod koniec miesiąca umówioną stawkę. A i tak nie byłoby cię stać na wynajem mieszkania i utrzymanie się, nie mówiąc już o pieniądzach na dziecko. To wszystko kosztuje. Więc lepiej zrobisz, jeśli zostaniesz tutaj. Ja ci dam pracę u siebie.

– Pan?! – wyrwało jej się tak głośno, że Morda aż się wzdrygnął. – Ale pan to nawet nie ma zwierząt w obejściu. To co ja bym miała robić?

Na jej twarzy nagle odmalował się strach i pospieszyłem z zapewnieniem, że nie jestem zainteresowany żadnymi usługami cielesnymi. Wyjaśniłem jej, że żona była miłością mojego życia i od czasu jej śmierci nawet nie pomyślałem o innej kobiecie. Ale mój dom wymagał kobiecej ręki – to było wyraźnie widać.

Wiedziałem, że w okolicy uchodzę za bogatego

Miałem dwupiętrowy dom z asfaltowym podjazdem, a na tylnej werandzie zainstalowałem sobie jacuzzi. Krysia zawsze o tym marzyła. Właściwie to dała się ściągnąć z miasta na wieś tylko dlatego, że obiecałem jej, że będzie mogła siedzieć w tym jacuzzi z kieliszkiem wina w dłoni i patrzeć na panoramę gór, jaka rozpościerała się z tarasu.

Ten taras, jak i cały dom, wybudowali robotnicy, których zatrudniałem w firmie budowlanej. To był mój biznes i źródło dochodu. Co więcej, dorobiłem się już szefów budowy i menedżera, który wszystko koordynował z biura. Tak naprawdę żyłem z zysków, jakie wypracowywała firma. Wszyscy wiedzą, że górale budują solidnie i szybko. Na usługi moich ludzi popyt był większy, niż mogliśmy nadążyć.
Ale w moim domu nie było remontu od piętnastu lat.

Ściany gdzieniegdzie się łuszczyły, w łazience na górze odpadło parę kafelków. Moje siostry załamywały ręce i powtarzały, że szewc bez butów chodzi, ale ja konsekwentnie odmawiałem wpuszczenia do domu obcych ludzi. W tej łazience kąpała się Krysia, ściany w pokojach pamiętały jej obecność…

– Faktycznie, przydałaby się panu pomoc w domu – stwierdziła Sylwia, rozglądając się. – Planuje pan remont? Mogłabym pomóc w sprzątaniu. I wybrać jakieś nowe meble, bo te, no… – w ostatniej chwili zamieniła skrzywienie ust na wymuszony uśmiech. – Na pewno jest tu sporo do roboty. Więc… chciałby mnie pan zatrudnić jako gosposię?

Pasowało mi takie nazwanie sprawy. Tak naprawdę to wcale nie chciałem jej zatrudniać. Chodziło mi o to, żeby jej pomóc, ale domyślałem się, że młoda dziewczyna mieszkająca z facetem w wieku jej ojca będzie narażona na plotki, stąd ten pomysł o tym, że szukam kogoś do pomocy w domu. Sylwia zaniosła zatem swój plecak do pokoju na górze i jeszcze tego samego dnia wzięła się za porządki.

Widziałem, że pracowała bardzo sumiennie. Usunęła tragicznie grube i tłuste kożuchy brudu z szafek w kuchni, zrobiła porządki w szafkach, przy okazji odkrywając, w czym siedzą mole, które latały mi po domu od kilku miesięcy. W obu łazienkach wyszorowała kafelki, a nawet fugi, a potem zabrała się za sprzątanie tarasu.

– Nie noś! – krzyknąłem, widząc, jak mocuje się z drewnianą skrzynią. – Jeszcze zaszkodzisz dziecku!
W odpowiedzi spojrzała na mnie spod jasnej grzywki i zapytała, czy może mi zadać niedyskretne pytanie. Zgodziłem się.

– Dlaczego nie miał pan z żoną dzieci? – patrzyła na mnie w skupieniu.

Miałem ochotę się żachnąć, że to nie jej sprawa, ale coś mnie powstrzymało. To było niesamowite, jak mało mnie denerwowała ta dziewczyna! Potrafiła przez cały dzień powiedzieć do mnie tylko kilka słów, nie była wścibska ani gadatliwa. Ale czasami wieczorami rozmawialiśmy przy herbacie i wtedy naprawdę czerpałem przyjemność z tych rozmów.

– Nie mogę mieć dzieci – odpowiedziałem po prostu. – Żona o tym wiedziała, kiedy zgodziła się mnie poślubić. Ale ona nie marzyła o dziecku. Nie każda kobieta marzy – dodałem.

– A pan? – Sylwia lubiła zadawać szczere pytania. – Pan chciałby mieć dziecko?

– Lubię dzieci – rzuciłem oględnie.

– Ale chyba byłbym słabym ojcem. No, czas spać. Co planujesz na jutro?

– W sensie na obiad?

Uśmiechnąłem się. Sylwia nie tylko u mnie sprzątała, ale też gotowała, prasowała i naprawiała mi ubrania. Była najbardziej pracowitą osobą, jaką spotkałem i to ja musiałem dbać, żeby nie zasuwała więcej niż sześć godzin na dobę i dbała o swój odpoczynek.

– Nie na obiad, tylko na cały dzień – wyjaśniłem. – Masz jutro wolne, pamiętasz? Może… chcesz znowu spróbować spotkać się z rodzicami? Może warto jeszcze raz z nimi porozmawiać?

To był bardzo trudny temat

Jej rodzice oczywiście dowiedzieli się, że mieszka u mnie, ale nie doczekaliśmy się żadnej reakcji z ich strony. Sylwia poszła więc do domu rodzinnego, żeby z nimi porozmawiać, ale nie została wpuszczona.
Ojciec zza drzwi kazał jej się wynosić, a matka potem przysłała SMS–a, żeby nigdy więcej tego nie robiła, bo potem wszyscy w rodzinie są rozstrojeni. Dodała też, że wstydzą się tego, co zrobiła. Czyli że zamieszkała u mnie. To oczywiście było najgorętszym tematem plotek wśród sąsiadów.

Chociaż nikt jeszcze nie wiedział o ciąży Sylwii, bo jej rodzicom nie spieszyło się do ogłaszania „hańby”, to wieś aż się gotowała. Wszyscy byli przekonani, że jestem starym zboczeńcem, który w wieku pięćdziesięciu jeden lat przygruchał sobie młódkę, a Sylwia – że oczywiście interesuje ją mój majątek.

– Niech mówią, co chcą – wzruszała ramionami, kiedy o tym rozmawialiśmy.

– Nie robię tu nic złego. Pracuję i zarabiam na siebie i dziecko.

Ustaliliśmy, że kiedy przestanie być zdolna do pracy, dam jej wolne. Powtarzałem, że może u mnie mieszkać, ile chce, bo pokoi mam dość i kiedy jestem na dole, nawet nie muszę wiedzieć, czy ona jest w domu, czy właśnie wyszła. Takie były uroki domu o powierzchni trzystu sześćdziesięciu metrów kwadratowych. Zapewniłem ją też, że dziecko nie będzie mi przeszkadzać, bo moja ekipa udźwiękoszczelni zajmowany przez nią pokój.

Mieliśmy sporo radości, wybierając razem nowe szafki do kuchni, kafelki do obu łazienek, parkiet na podłogę, a potem wykładziny i farby do ścian. Ceniłem zmysł estetyczny Sylwii i jej pomysły. Dzięki jej sugestiom przestałem mieszkać w muzeum, a wnętrze mojej willi zaczęło przypominać dom żywego człowieka, który nawet czasami znajduje powód do uśmiechu.

W końcu jednak ciąża dziewczyny musiała wyjść na jaw. I rozpętało się piekło.

– Wszyscy myślą, że to pana dziecko – powiedziała mi po wyprawie do sklepu. – Starsi ludzie odwracają wzrok na mój widok, a koleżanki ze szkoły pytają… eee… – zaczerwieniła się.

No tak, mogłem sobie wyobrazić, o co pytały inne dziewiętnastolatki. Pewnie o to, jak może uprawiać seks z takim starym dziadem jak ja.

– Nie uważam, że jest pan stary – stwierdziła, kiedy rzuciłem tę myśl. – To znaczy, jest pan, ale nie wygląda pan na starego!

– Dziękuję, moja droga – aż mnie to rozbawiło. – Ale jestem starszy od ciebie o trzydzieści dwa lata. Twoje koleżanki naprawdę muszą ci bardzo współczuć, skoro myślą, że ze mną sypiasz.

Niestety, plotkary w sąsiedztwie nie były naszym największym zmartwieniem. Okazało się, że Kazik i jego żona wpadli na pomysł, jak uratować honor rodziny. Zaczęli mianowicie rozpowszechniać plotkę, że faktycznie jestem ojcem dziecka ich córki, który ją najpierw zwabił obietnicą pracy, a potem uwiódł. Teraz już nie byli rodzicami dziewczyny, która głupio wpadła z chłopakiem z miasta, ale oburzonymi obywatelami, którym stary i obleśny amator kwaśnych jabłek uwiódł córkę.

Ja się tym nie przejmowałem, ale widziałem, że Sylwia jest na skraju załamania nerwowego. A była już w ósmym miesiącu ciąży i to było niebezpieczneMartwiłem się o nią. Tak naprawdę traktowałem ją jak córkę. Nie widziałem w niej kobiety, chociaż wszyscy dookoła posądzali mnie o pałanie do niej żądzą. Była młodziutka, krucha, bezbronna i chciałem się nią zaopiekować.

Wiedziałem, że gdyby Krysia żyła, też brałaby w tym udział i była dla tej przestraszonej dziewczyny jak matka. W końcu Sylwii wody odeszły o trzy tygodnie za wcześnie i w panice zawiozłem ją do szpitala wojewódzkiego. Na szczęście jej córeczka urodziła się zdrowa, chociaż musiała przez jakiś czas zostać jeszcze w szpitalu.

Jeździłem do nich codziennie, przywoziłem Sylwii potrzebne rzeczy, kupiłem laktator, pieluszki i wszystko inne, o co mnie prosiła. W sklepach traktowano mnie jak świeżo upieczonego tatusia i… Powiem szczerze, że podobało mi się to.

Piątego dnia zastałem Sylwię we łzach

– Rodzice nie przyjadą – łkała. – Mama powiedziała, że dopóki to jest nieślubne dziecko, to nie chcą go widzieć…

Zacisnąłem pięści z gniewu. Kazik zawsze był cwanym, świętoszkowatym sukinsynem! Wszyscy wiedzieli, że rzucił dziewczynę, z którą był trzy lata, bo zainteresowała się nim panna z miasta. Nagle przestraszyłem się, że historia może się powtórzyć. Sylwia naprawdę była nieszczęśliwa, do tego ta cała nowa sytuacja, dziecko, wymagania otoczenia i sprawa z mieszkaniem u mnie…

– Posłuchaj – wziąłem ją za rękę. – Jeśli to pomoże, to… tylko nie mów od razu „nie”! Chodzi o to, że możemy się pobrać. To tylko formalność w urzędzie, a zamkniemy wszystkim usta. Rodzice znowu będą z tobą rozmawiać, mała będzie mieć dziadków. Co ty na to?

W życiu nie widziałem, żeby komuś dosłownie opadła szczęka. Aż musiałem jej ją delikatnie zamknąć.
Potem w jej oczach pojawiło się wahanie i szybko wyjaśniłem jej, że absolutnie mnie nie pociąga, więc nasze małżeństwo byłoby tylko formalnością. Poprosiłem, żeby się zastanowiła i wyszedłem ze szpitala.

Zrobiliśmy to w Rzymie, żeby jakoś wyjaśnić, dlaczego nie zaprosiliśmy nikogo na ceremonię. Uznaliśmy, że to niczyja sprawa, jak żyjemy i że z sobą nie sypiamy, ale nie zamierzamy odgrywać cyrku z udawaniem, że jesteśmy w sobie zakochani. Mamy tylko ślub cywilny i powiedziałem Sylwii, że dam jej rozwód jak tylko o niego poprosi. Wiem, że w końcu to nastąpi, bo moja żona jest młoda i urocza. Zasługuje na kogoś, kto ją pokocha miłością romantyczną, kto będzie chciał być jej mężem, kochankiem i partnerem.

Wiem, że byłaby zadowolona, że pomogłem Sylwii

Na razie jednak wciąż mieszkamy razem, wychowujemy Sandrę i spędzamy mnóstwo czasu we trójkę.
Czasami ja zostaję sam z córką Sylwii, bo moja żona uczy się wieczorowo. Kibicuję jej i podoba mi się, że chce zostać księgową. To porządny zawód, a ona musi myśleć o przyszłości. Oboje wiemy, że nie będzie u mnie mieszkać na zawsze.

Czasami naprawdę śmieszy mnie, jak ludzie na nas patrzą i szepczą za naszymi plecami. Dopisują sobie całą historię, która nigdy się nie wydarzyła. Nie mają pojęcia, że można mieszkać pod jednym dachem z kobietą, której nigdy nawet się nie pocałowało. Ale nie zamierzamy nikomu się z tego tłumaczyć.
Obecnie wszyscy są szczęśliwi, wliczając w to moich teściów, których nadal zresztą serdecznie nie znoszę. Muszę przyznać, że ja też jestem dużo szczęśliwszy, odkąd mam przy sobie Sylwię i Sandrę. Lubię rozmowy z żoną, która zawsze potrafi mnie wysłuchać i doradzić, lubię bawić się z przybraną córką.

Ale i tak każdego wieczoru, kiedy one pójdą spać w pokoju na górze, ja wpatruję się w zdjęcie Krysi i opowiadam jej, jak mi minął kolejny dzień. Wiem, że byłaby zadowolona, że pomogłem Sylwii. I że śmiałaby się z tego, jak gramy na nosie otoczeniu naszym fikcyjnym małżeństwem. Krysia uwielbiała się śmiać. Na pewno ucieszyłaby się, że i ja coraz częściej się uśmiecham.

Czytaj także:
„Chciałam zranić nowego faceta w odwecie za to, że skrzywdził mnie mój były. Ale czy warto mścić się na całej płci?”
„Byłam ambitną prawniczką, a mąż zrobił ze mnie kurę domową i usługiwaczkę. Uciszał mnie i zabraniał mieć swojego zdania"
„Zdradziłam męża z wakacyjnym donżuanem, bo tęskniłam za wielką miłością. Zachowałam się jak pensjonarka i... nie żałuję”

Redakcja poleca

REKLAMA