„Czy każda ekipa remontowa to banda partaczy i leni? Niczego się nie można doprosić i robią tylko dodatkowe problemy”

Ekipa remontowa w mieszkaniu fot. Adobe Stock
Pan Jurek obiecał, że skończy remont mojego domu w dwa miesiące. Zaufałam mu i poleciłam, aby robił wszystko tak, jak uważa. Teraz tego gorzko żałuję.
/ 03.02.2021 08:59
Ekipa remontowa w mieszkaniu fot. Adobe Stock

Po remoncie wyrzucę stare kubki i talerze, kupię takie w kolorze ścian, żeby wszystko pasowało do siebie – planowałam rok temu. Dokładnie wiedziałam, czego chcę. Przejrzałam wiele magazynów z wystrojem wnętrz, chodziłam po różnych sklepach z meblami i wyposażeniem.

Pragnęłam, aby w domu zapanowała harmonia. Dojrzewałam do tego remontu 3 lata – tyle, ile minęło od czasu, gdy dostałam rozwód. A właściwie, gdy się na niego zgodziłam. Mój były mąż mógł się wtedy ożenić z matką swojego dziecka i stać się wreszcie przykładnym mężem i ojcem. Zdradzał mnie z nią przez 2 lata.

Ale teraz to już nie było ważne. Ważne było uporządkowanie życia i mieszkania. Wreszcie mogłam zrobić w nim to, co mi się podobało. Chciałam, żeby ściany były jasnokremowe, a żyrandole i lampy z pomarańczowego, matowego szkła. Takiego, które dawać będzie ciepłe, radosne światło. Łazienkę zaplanowałam na niebiesko. Tak, żeby leżąc w wannie, przypominać sobie wakacje nad morzem.
– Lepiej byś zainwestowała w siebie. Poszła do fryzjera, kosmetyczki, kupiła nowe ciuchy i poszukała faceta zamiast spędzać wieczory z gazetami wnętrzarskimi i brać kredyt na nowe płytki – gderała moja przyjaciółka Mirka.
– Jak facet ma traktować poważnie kobietę, w której łazience odklejają się płytki ze ściany, szafki w kuchni pamiętają czasy Gomułki, a herbatę dostaje w wyszczerbionym kubku? – wzruszałam ramionami. Byłam pewna, że życie ułoży mi się dopiero wtedy, gdy w  mieszkaniu zapanuje ład i harmonia.

Dałam mu wolną rękę, aby mieć święty spokój

Pana Jurka i jego ekipę poleciła mi koleżanka z pracy. Zrobił na mnie dobre wrażenie. Postawny, spokojny, godny zaufania. Ważne: w niczym nie przypominał mi byłego męża. Co ważniejsze, policzył taniej niż inni. Cóż, z nauczycielskiej pensji niewiele mogłam odłożyć, więc i tak musiałam wziąć kredyt na 5 lat. Spory. Co miesiąc na jego spłatę szła mi jedna czwarta zarobków.

Ustaliłam z Jurkiem, bo szybko przeszliśmy na ty, czego chcę i co on ma zrobić. Obiecał, że 2 miesiące wystarczą, żeby moje mieszkanko wyglądało jak z żurnala. Wpłaciłam pieniądze na jego konto i dałam klucze do mieszkania, a sama z kotem Teofilem zamieszkałam kątem u siostry.

Cieszyłam się, że Jurek się wszystkim zajmuje, bo prawdę mówiąc, nie miałam głowy do remontu. Siostra się rozwodziła, więc musiałam ją wspierać. Ba, pilnować, żeby sama nie topiła smutków w alkoholu, bo przy mężu alkoholiku nauczyła się sięgać do kieliszka częściej, niż trzeba. Jakby tego było mało, w mojej szkole były przetasowania. Dyrektor, który mnie lubił, przechodził do innej pracy, a na jego miejsce wskoczyła zastępczyni. Nie znosiła mnie z wzajemnością, więc bałam się, że mnie zwolni. Gdy więc Jurek dzwonił z jakimś pytaniem, mówiłam: „Rób, jak uważasz, że będzie dobrze”.

Nawet mi pasowało, gdy powiedział, że potrzebuje jeszcze miesiąca do skończenia remontu. No i mnie pokarało za to zaufanie do niego.

Ściana źle pomalowana, a domofon ma być niżej

Remont miał się skończyć dwa tygodnie temu. Kiedy poszłam zobaczyć swoje wymarzone gniazdko, dostałam szału na widok rozbebeszonego mieszkania. Jurek zarzekał się, że było więcej pracy, bo rury w łazience i kuchni okazały się tak stare, że trzeba było je wymienić. Nie rozumiał, o co mi chodziło, gdy mówiłam, że ściana jest źle pomalowana, a domofon powinien być niżej.   

Moja sympatia do niego wyparowała nieodwracalnie. Ba, na samą myśl o tym, że znów będę musiała go oglądać, robiło mi się niedobrze. Czy to moja sprawa, że wspólnik go oszukał i zniknął z pieniędzmi za okna? Albo to, że matka Jurka rozchorowała się i on musiał wozić ją na badania do szpitala zamiast pilnować robotników? Obchodziło mnie tylko to, że zaufałam mu, a on to podle wykorzystał. Wziął pieniądze, nie dotrzymał umowy, zniszczył moje marzenia o pięknym, szczęśliwym domu.

Na szczęście Marek, mąż mojej przyjaciółki miał firmę remontową. Wcześniej nawet nie pomyślałam, żeby on robił remont, bo stawki miał nie na moją kieszeń. Ale teraz, gdy zgodził się nadzorować remont, był jak wybawienie.
– Co oni tutaj robili przez trzy miesiące? – dziwił się Marek, oglądając moje mieszkanie. – Prawie wszystko trzeba poprawić. Moi ludzie remontują teraz willę znanej aktorki, ale będę wpadał tu codziennie, żeby pogonić tego dyletanta.

Pogania ich od 3 miesięcy. Wreszcie ściana w salonie jest zrobiona perfekcyjnie. Marek kazał im trzy razy poprawiać, żeby wyszło idealnie. To samo z podłogą. Jurek z pracownikami musieli zrywać panele i kłaść raz jeszcze, żeby podłoga wyglądała jak spod linijki. Czasami jednak, siedząc wśród wiaderek z farbami i wśród kurzu, przychodzi mi do głowy myśl, że wolałabym mieć nierówno pomalowaną ścianę i zakończony remont. Ale wtedy szybko przypominam sobie, przez kogo remont nie może się skończyć. Dlatego cieszę się, że Marek to perfekcjonista, który potrafi zmusić fachowców do wykończenia mojego mieszkania tak, by naprawdę wyglądało jak z żurnala.

Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA