„Czułam, że świetnie się spełnię jako niepracująca gospodyni domowa. Po paru latach poczułam jednak wypalenie”

kobieta, której znudziła się rola gospodyni domowej fot. Adobe Stock, fotofabrika
„To, że po ślubie nie będę pracować, postanowiliśmy z mężem wspólnie. Koleżanki mi zazdrościły. - Parę lat minie, kilka sekretarek się przewinie przez jego gabinet i twoja pozycja nie będzie już taka mocna. Musisz się zabezpieczyć, dla własnego dobra. W końcu sama zaczęłam mieć wątpliwości...”
/ 15.09.2021 12:56
kobieta, której znudziła się rola gospodyni domowej fot. Adobe Stock, fotofabrika

To, że po ślubie nie będę pracować, postanowiliśmy z mężem wspólnie. On dobrze zarabiał, więc ja nie musiałam. Oboje byliśmy zadowoleni z takiego rozwiązania.

Czułam, że świetnie się spełnię jako gospodyni domowa

Wiele koleżanek na wieść o moich planach stukało się w głowę, zarzucało mi brak ambicji, ale ja uważałam, że każdy ma prawo przeżyć życie po swojemu. Kupiliśmy dom, zajęłam się jego urządzaniem. Mąż we wszystkim zdawał się na mnie, co nie ukrywam, bardzo mi się podobało. Szyłam zasłony, zagłębiałam się w sztukę urządzania ogrodów, nie uciekałam od stolarki, wkręcania wkrętów i wbijania gwoździ – wszystko sprawiało mi frajdę. Widziałam, że Maciek jest ze mnie dumny, a zarazem szczęśliwy, że może realizować się zawodowo.

Kiedy coś zaczęło szwankować? Trudno powiedzieć. To nie stało się z dnia na dzień

Bo właściwie nic się nie zepsuło, układ nadal działał niby idealnie, tyle że ja czułam się… jakaś taka wypalona. Nie wypełniałam swoich obowiązków z dawną pasją, wkradła się rutyna, brakowało radości i ochoty, bo nikt nie zauważał moich starań. Nikt, czyli głównie Maciek. Przywykł, że ma wszystko podstawione pod nos, że żadnymi domowymi sprawami nie musi się przejmować, a mnie głupio było domagać się oklasków i głaskania po głowie za coś, co miliony kobiet robią każdego dnia.

Wypalenie zawodowe w przypadku kury domowej? Absurd? Okazuje się, że to też możliwe. Ziarno niepewności szybko zaczęło kiełkować I wtedy, pewnej pięknej soboty, odwiedziła mnie dawno niewidziana przyjaciółka. Świeżo po rozwodzie, nieprzyjemnym i zakończonym niekorzystnie. To ją zraziło do tradycyjnego podziału ról w małżeństwie.

– Chcesz skończyć jak ja, co? – pytała. – Zostawił mnie z niczym, a ja harowałam dla niego jak wół, tak jak ty. Usłyszałaś kiedyś „dziękuję”? Nie sądzę. Musisz mieć coś swojego, dla bezpieczeństwa. Żebyś miała na czym się oprzeć, gdy cię rzuci.
– Kto mnie niby rzuci? Maciek? Oszalałaś?! – zareagowałam automatycznie, choć sama czułam pewną nieszczerość w swoim oburzeniu.

Kiedy ostatnio powiedział, że mnie kocha? Kiedy ostatnio pochwalił mnie za cokolwiek? Nie pamiętam.

– Przecież nie mówię, że jutro czy za tydzień. Ale zobaczysz, parę lat minie, kilka sekretarek się przewinie przez jego gabinet i twoja pozycja nie będzie już taka mocna. Musisz się zabezpieczyć, dla własnego dobra.
– Przestań – prychnęłam. – Wiem, że różnie się dzieje między ludźmi, ale bez przesady. Nie mówię, że się nie kłócę z Maćkiem, że nie mam do niego żadnych zastrzeżeń, ale wolę liczyć na długi, udany związek, niż zakładać najgorsze i podejrzewać męża o zdrady i knucie przeciwko mnie! – lojalność kazała mi bronić męża.
– Byłam kiedyś taka sama, ale dostałam od życia nauczkę. Jestem twoją przyjaciółką, czy to źle, że chcę cię ustrzec przed tym, co mnie spotkało?

Wzruszyłam ramionami. Irytowało mnie to jej czarnowidztwo, bo… trafiało na podatny grunt. A ja nie chciałam źle myśleć o Maćku. Nie chciałam, by z moich frustracji zrodził się jakiś poważny konflikt. Wniosek: świeżo upieczone rozwódki powinny się trzymać z dala od mężatek.

– U mnie zaczęło się nie wiadomo kiedy, a jak się wreszcie zorientowałam, było już za późno. Mój mąż z coraz mniejszym zaangażowaniem podchodził do naszego wspólnego życia. Wygodnie podzielił sobie wszystko na dwie części. On był od zarabiania pieniędzy, ja od całej reszty. Ja się na każdym kroku poświęcałam, a on mnie rozliczał z każdej złotówki!
– Maciek mnie z niczego nie rozlicza. Daje, ile potrzeba, a ja po prostu staram się nie być rozrzutna.
Jasne, mnie też dręczyło poczucie winy, że tylko on zarabia...
– Wypraszam sobie – zaprotestowałam, bo akurat z tym się nie zmagałam. – Nie mam żadnego poczucia winy. Po prostu ja pracuję tu, na odcinku dom, a on w swojej firmie.
– No właśnie o tym mówię, o braku elastyczności. Okopał się na swoim stanowisku i mu z tym wygodnie. Zupełnie jak mój mąż. Przedstawię ci scenariusz na przyszłość. Najpierw narastający brak zainteresowania twoimi problemami, które są tak naprawdę wasze, brak wdzięczności, brak jakiegokolwiek wsparcia, bo przecież comiesięczna dostawa środków do życia powinna wystarczyć. Potem kłótnie o każdy wydany przez ciebie grosz. Ty będziesz płakać w poduszkę, a on będzie coraz dłużej zostawał w pracy…

– Chyba nie chcę dalej słuchać – przerwałam jej, bo początek jej scenariusza już znałam. Z autopsji.

Boże, czyżbym naprawdę miała problem?

– Jeszcze wspomnisz moje słowa. Oby nie było za późno. Muszę lecieć, ale zadzwoń kiedyś, to pogadamy. A tak przy okazji... ładne te firanki. Sama szyłaś? Falbanki są urocze.
– Wszystko sama szyłam, firany, zasłony, pokrowce na poduszki. Teraz zamierzam zabrać się za tapicerkę.
– Jestem pod wrażeniem. Tym bardziej zadzwoń. Mam pomysł na to zabezpieczenie dla ciebie.

Ledwo wyszła, zadzwonił Maciek i powiedział, że wróci późno, bo ma huk roboty przed jutrzejszym spotkaniem z klientem. Nie wiem, czy z powodu złowieszczych przepowiedni Hanki, czy rzeczywiście w głosie męża usłyszałam jakąś fałszywą nutę, jakby coś chciał przede mną ukryć. Nie spałam dobrze tej nocy. Dopuściłam do siebie podejrzliwość i nie mogłam się od niej uwolnić. Jakbym uchyliła drzwi do zakazanego pokoju, z którego natychmiast wypełzło coś podłego, śliskiego. Powinnam przecież ufać własnemu mężowi, a nie dawno niewidzianej koleżance. A jednak zasiane w sercu ziarno niepewności zaczęło kiełkować… Naprawdę trafiło na podatny grunt.

Maciek wrócił bardzo późno i zasnął, ledwo przyłożył głowę do poduszki

On chrapał, a moja wyobraźnia uparcie podsuwała mi obraz mojego męża w objęciach ładnej menadżerki albo sekretarki. Przez kilka dni tak się męczyłam. W końcu zadzwoniłam do Hanki.

– Miałaś dla mnie jakąś propozycję?
– Szybko się zdecydowałaś! Coś się stało? – wyczułam w jej głosie gotowość do wysłuchania moich żalów, ale nie zamierzałam się jej zwierzać.

Miałyśmy współpracować, a nie fundować sobie wzajemną psychoterapię. Praca to najlepszy lek na rozterki.

– Nic się nie stało, po prostu mnie zaintrygowałaś. Zatem?
– Załóżmy razem firmę – wypaliła.
– Firmę? Ale jaką? Z czym?
– Najlepiej byłoby, żebyśmy się spotkały i omówiły szczegóły.

Pomysł Hanki na biznes przypadł mi do gustu

Zgodziłam się. Okazało się, że pomysł Hanki opierał się głównie na moich krawieckich umiejętnościach. Według niej były na tak wysokim poziomie, że śmiało mogłam myśleć o działalności na większą skalę. Wynajęłybyśmy jakąś halę, zatrudniły kilka szwaczek, ja zarządzałabym produkcją i projektowaniem, Hanka zajęłaby się marketingiem i handlem. Brzmiało sensownie, zwłaszcza że finansowanie miało pochodzić ze środków unijnych i ewentualnie jakiegoś niewielkiego kredytu. Kredyt byłby potrzebny na wynajem i na opłacenie firmy zajmującej się uzyskiwaniem funduszy unijnych, bo to ponoć wymaga ton papierów, specyfikacji, i trzeba się na tym znać. Kompletnie się w tych sprawach nie orientowałam, Hanka natomiast wydawała się nieźle już wdrożona w temat.

– Ale to znaczy, że my jakąś spółkę założymy czy coś? – spytałam.

Hanka wywróciła oczami.

– Chętnie weszłabym z tobą w spółkę, ale przez ten cholerny rozwód straciłam wiarygodność. Ze mną w roli wspólniczki kredytu nie dostaniesz. Trudno, moja strata, twój zysk. Założysz firmę i mnie zatrudnisz. Liczę, że nie wysiudasz mnie z interesu, jak mąż wysiudał mnie z małżeństwa – zaśmiała się gorzko.

Pomysł z pożyczką mocno mnie zaniepokoił

Gdy wróciłam do domu, Maćka jeszcze nie było. Na spokojnie i bez świadków zaczęłam się więc dokładnie zastanawiać nad tą zaskakującą propozycją. Niby wszystko wydawało się proste, plan był konkretny i obiecujący, droga do celu dobrze wytyczona, powinno się udać, ale nigdy nic nie wiadomo. Zawsze coś może pójść nie tak, jak… jak w małżeństwie. Z drugiej strony, kto nie ryzykuje, ten nie ma.

Maciek znowu wrócił późno. Odniosłam wrażenie, że wyczułam od niego lekki zapach damskich perfum. Nie czekałam do rana, wysłałam Hance esemesa: „Zgoda, wspólniczko”. Hanka zadziałała błyskawicznie. Pojawiła się u mnie rano i oznajmiła, że jedziemy oglądać jakąś starą halę. Potem będę musiała założyć firmę.

– Teraz to prościzna, kiedyś to była istna masakra. Potrzebujesz wpisu do ewidencji, regonu, nip–u. Musimy wybrać formę opodatkowania i zgłosić płatnika składek ubezpieczeniowych w ZUS-ie. No i o oczywiście musimy być vatowcem, żeby sobie odpisywać VAT z zakupów. A jak to wszystko już będzie, pójdziemy do banku po kredyt. A jak bank ci nie da, bo skoro nie pracowałaś, nie masz dochodów, to ci tak na słowo honoru kredytu nie dadzą. Może hipoteka jest możliwa, co? Chociaż jak macie wspólnotę majątkową, twój mąż musiałby się zgodzić. Nie sądzę, by chciał spełniać twoje marzenia. Oni tacy są. Tylko ich ambicje się liczą. Hm... o, już wiem, co zrobimy. Znam godne zaufania biuro pożyczkowe, które w takich sytuacjach bywa bardzo pomocne. Biorą większy procent niż w banku, ale nie oczekują takich zabezpieczeń i dają kasę niemal od ręki. Ale przecież zarobimy, więc nie ma co się przejmować.

Poczułam się przytłoczona. I jeszcze ta wzmianka o wysoko oprocentowanej pożyczce...

– Ale masz tempo – wyjąkałam.
– Bo nie ma co zwlekać.

A mnie w ogóle przestało się spieszyć. W głowie rozdzwoniły mi się dzwonki alarmowe

Mimo całej mojej chęci otworzenia biznesu, zaczęcia nowego rozdziału w życiu, przegonienia z niego nudy i rutyny, mimo rozterek i wahań odnośnie mojego małżeńskiego szczęścia, nie było między mną a Maćkiem tak źle, bym podobne decyzje podejmowała za jego plecami. Właściwie… w ogóle nie było źle. Owszem, czułam się niedoceniana, niedopieszczana, pragnęłam się sprawdzić na innym polu, łaknęłam sukcesu, ale może szczera rozmowa by wystarczyła? Co mnie opętało?

Rozgoryczona koleżanka mogła sobie gadać, mogła mieć złe doświadczenia, i współczułam jej, ale Maciek był moim mężem, nie Hanki, kochałam go i nigdy dotąd nie zawiódł mojego zaufania. Nieco mnie zaniedbywał, ale już lepiej zrobić mu awanturę za nieczułość, niż zadłużać się w jakimś podejrzanym biurze pożyczkowym.

– Parę dni nas nie zbawi – powiedziałam do Hanki – a ja muszę poradzić się Maćka. Przecież nie podejmę takiej decyzji bez jego wiedzy.
– Niby czemu masz się go pytać?
Hanka, nie wezmę żadnej pożyczki za plecami męża.
– Niby czemu?
– Bo jesteśmy małżeństwem!

Zaczęło się robić niemiło. Im bardziej Hanka nalegała, tym bardziej moje wątpliwości rosły.

– Głupia jesteś! Niepotrzebnie tylko na ciebie czas straciłam. Twoja sprawa. Nie to nie!

Przyznam, takiego dziwnego finału naszych wspólnych interesów się nie spodziewałam. Hanka zachowywała się jak w gorącej wodzie kąpana, jakby miała jakiś ukryty motyw, jakby mnie chciała wpuść na minę. Może dostawała prowizję od biura pożyczkowego za naganianie mu klientów na „okazyjne” pożyczki? Kiedy wyszła, trzaskając drzwiami, poczułam się tak, jakbym o włos uniknęła nieszczęścia. Wieczorem, gdy Maciek wrócił do domu, nie pozwoliłam mu zasnąć.

– Musimy porozmawiać…
– O, zabrzmiało poważnie. Zeznawaj, co narozrabiałaś.

Więc mu powiedziałam wszystko jak na spowiedzi. O propozycji Hanki, o jej wcześniejszych ostrzeżeniach, o moich podejrzeniach, o tym, jak się ostatnio czuję, że jestem wypalona, smutna, zniechęcona, no o wszystkim, braniu pożyczki też.

Maciek długo milczał, przyglądając mi się uważnie

Nie z wyrzutem, czego nieco się obawiałam, raczej z zaintrygowaniem. I jakby ze skruchą.

– Powinno mi być przykro, że choć przez moment pomyślałaś, że mógłbym cię zdradzić i porzucić bez grosza przy duszy, ale chyba sam jestem sobie winien. Biję się w pierś. Dawno ci nie mówiłem, jak bardzo cię kocham. Dawno nie zabrałem cię na randkę. A ostatnio wciąż byłem zajęty i zmęczony.

– Na dokładkę późno wracałeś i pachniałeś egzotycznie… – wytknęłam mu, nie mogąc się powstrzymać.
– Kochanie, pochlebia mi twoja zazdrość, ale prawda jest taka, że jedna z naszych nowych klientek używa tak intensywnych perfum, że wszystko nimi pachnie. Moje ciuchy również. Mniejsza z tym. Co do Hanki, dobrze, że się zmyła, bo coś za bardzo cię namawiała. Nie znasz wersji jej męża. Nie wiesz, jak to z tym ich rozwodem było. Może narobiła długów, nabrała kredytów, a on tylko próbował ratować, co się da. Może ma prowizje u tego miłego, pomocnego pożyczkodawcy.
– Hm… sama o tym pomyślałam…
– I słusznie. Poza tym interesy z kimś tak nerwowym, nierównym dobrze nie wróżą. Chcesz firmę? Weź mnie na wspólnika!
– Ale… ale przecież ty masz już pracę, którą podobno lubisz.
– Dziś mam pracę, a jutro mogę nie mieć. Więc chętnie zainwestuję w ciebie, w naszą przyszłość. Co, partnerko? Zostaniesz prezesem. Zgódź się, proszę, no, zgódź…

Więc się zgodziłam.

Czytaj także:
Zosia myślała, że to wyrostek. Nikt nie wpadł na to, że dziewczynka rodzi - miała 14 lat
Moja żona była w dzieciństwie molestowana. Wyparła te zdarzenia i doszło do rozdwojenia jaźni
Podczas operacji przeżyłem śmierć kliniczną. Nie boję się śmierci - już byłem po drugiej stronie

Redakcja poleca

REKLAMA