Moja córka się zakochała. Po raz pierwszy w życiu całkiem poważnie. Chodziła zamyślona, uśmiechała się sama do siebie i mnóstwo czasu spędzała na rozmowach telefonicznych. A przy tym w kółko gadała o swoim ukochanym. W zasadzie nie dziwiłam się, że facet ją zauroczył. Ona była przecież tylko skromną studentką, a Robert miał kierownicze stanowisko w dużej firmie.
Poznali się w klubie. To on ją zaczepił. Zosia mówiła, że bardzo dobrze im się rozmawiało. I gdy poprosił ją o numer telefonu, z radością mu go podała. W dzisiejszych czasach dziewczęta są bardziej otwarte niż dawniej. Nie byłam pewna, czy to dobrze. Pomyślałam jednak naiwnie, że lepszy klub niż Internet. Przynajmniej od razu człowiek wie, z kim ma do czynienia.
Roberta widziałam zaledwie kilka razy, kiedy podjeżdżał po Zosię pod dom. Przyglądałam się im wtedy dyskretnie zza firanki. Niezbyt mi się podobało, że jest od niej sporo starszy. Miałam złe przeczucia. Nie skomentowałam jednak, że już po miesiącu znajomości zabrał moją córkę na weekend w góry.
„Dorosła jest – pomyślałam. – Głupotą byłoby sądzić, że pozostanie dziewicą do ślubu”.
Zobaczyłam, kto jest na zdjęciu, i zamarłam
Zauważyłam, że Zosia wygląda przy tym swoim Robercie dosyć skromnie. No cóż, moja nauczycielska pensja nie starczała, niestety, na wszystko. Dawałam wprawdzie korepetycje z matematyki, dzięki czemu miałam dodatkowy dochód, ale to wciąż nie były duże pieniądze.
Kiedy więc pewnego dnia znajoma zapytała, czy chciałabym sobie dorobić, nie wahałam się długo. Chodziło o nocne sprzątanie biur. Może nie o tym marzyłam przez całe życie, ale... „W sumie żadna praca nie hańbi, a jeśli godziwie zapłacą, to mogę sobie na jakiś czas schować swój dyplom ze studiów do kieszeni” – pomyślałam. Poza tym bardzo odpowiadały mi godziny – od 21.00 do 1.00 w nocy. Akurat tyle, żebym wróciła do domu i jeszcze się przespała przed pójściem do szkoły.
Zosi powiedziałam, że robię jakieś korekty w redakcji dziennika, żeby się o mnie nie martwiła. Pracowałam najpierw na niższych piętrach, a po dwóch tygodniach, kiedy moja szefowa stwierdziła, że jestem bardzo dokładna i szybka, posłała mnie na piętro „kierownicze”. Tam sprzątało się gorzej, bo zamiast jednej sali powydzielane były zamykane boksy, za to można było zarobić dodatkową premię. Chodziłam jak automat od boksu do boksu, powtarzając wciąż te same ruchy. Opróżniałam kosze, ścierałam biurka i inne płaskie powierzchnie, starając się niczego nie przestawić.
Tamtego marcowego wieczoru byłam już zmęczona i chciałam skończyć pracę jak najszybciej. Zapewne więc sprzątnęłabym ostatni boks tak samo machinalnie jak wszystkie inne, gdyby nie ramka na zdjęcie.
Przykuła mój wzrok, ponieważ była oryginalna, a ja kolekcjonuję takie przedmioty. Zainteresowana przystanęłam ze szmatką w ręku i zaczęłam się jej przyglądać. Od niechcenia rzuciłam okiem również na samo zdjęcie. I wtedy mnie zatkało. Fotografia przedstawiała szczęśliwą rodzinę: mamę, synka i tatę, którym był… Robert, facet Zosi!
Rozdygotana wybiegłam z boksu i spojrzałam na tabliczkę przy drzwiach. A na niej było jak byk napisane jego imię i nazwisko. A więc tak, to był na pewno on! Na miękkich nogach dokończyłam sprzątanie tego piętra, w głowie kłębiły mi się setki myśli. Wygląda na to, że facet miał żonę i dziecko. Czy moja córka o tym wiedziała? Na pewno nie, moja Zosia nie jest taka! Nigdy by się nie spotykała się z żonatym mężczyzną! Była w nim tak prawdziwie i niewinnie zakochana. A on ją wykorzystał! Podły oszust!
Nie mogę pozwolić, żeby córka cierpiała!
Wyszłam z biura i ruszyłam w stronę domu, nie wiedząc, co właściwie powinnam zrobić. Powiedzieć Zosi o wszystkim? To na pewno złamie jej serce… Tylko czy miałam inne wyjście? Postanowiłam nie działać pochopnie i poczekać z decyzją do następnego dnia. Może jakoś dyskretnie się dowiem od innych sprzątaczek, co wiedzą o Robercie. A nuż okaże się, że krzywdzę go swoimi podejrzeniami, bo na zdjęciu jest na przykład jego siostra i siostrzeniec? Z całych sił modliłam się, aby właśnie tak było. Dla dobra mojego dziecka...
Niestety, jedna z koleżanek, która do tej pory sprzątała w ekipie dziennej, miała całkiem świeże informacje o facecie mojej córki. I okazało się, że to jeszcze większy drań, niż do tej pory sądziłam! Skłamałam, że kierownik Robert jest synem mojej przyjaciółki, aby moje pytania nie wzbudziły żadnych podejrzeń.
– No to pewnie wiesz, że spodziewają się z żoną kolejnego dziecka? – spytała. – Słyszałam, że ona ma zagrożoną tę ciążę, biedaczka. I od trzech miesięcy leży w szpitalu. A kierownik odwiózł synka do babci i opiekuje się swoją żoną. Mówię ci, jak on ją musi kochać! Chciałabym mieć takiego faceta...
No to pięknie! Żona w szpitalu, więc on sobie znalazł młodą, niewinną dziewczynę, z którą może się zabawiać do woli…
Aż kipiałam ze złości, gdy wracałam do domu. Wiedziałam, jaki będzie finał tej historii! Gdy potomek pojawi się na świecie, Robert porzuci moją córkę bez wyrzutów sumienia i powróci na łono rodziny jako kochający mąż i ojciec. A moja Zosia zostanie ze złamanym sercem! Kto wie, może na koniec jeszcze powie jej coś niemiłego, żeby się odczepiła... W końcu nie będzie mu już potrzebna, więc dlaczego miałby mieć skrupuły?
Wiedziałam, że nie mogę do tego dopuścić. Przez kilka dni rozmyślałam, co ten facet powinien zrobić, aby porzucić Zosię w taki sposób, by nie cierpiała, ale… niczego nie wymyśliłam.
„A czy ja jestem od tego? – wściekłam się w końcu. – Niech on się martwi, jak to załatwić! Ja mu tylko powiem, że wiem, kim jest, i gdzie przebywa jego żona. Postraszę go, że pójdę do niej do szpitala i wszystko opowiem o jego romansie, a jako dowód pokażę zdjęcia, które zrobił sobie z Zosią. Pewno narobi w majtki ze strachu, że go wydam”.
Tego samego wieczoru, gdy znów sprzątałam jego boks, spisałam sobie numer z telefonu. Zadzwoniłam następnego dnia.
– Witam, panie Robercie, mama Zosi z tej strony – zaczęłam. – Czy mogę już panu pogratulować kolejnego potomka, czy jednak powinnam się wstrzymać, aż pana żona wyjdzie ze szpitala? Bo przecież może jeszcze poronić. Nie wiem, czy pan wie, ale silne emocje sprzyjają poronieniom...
Wiem, że to, co powiedziałam, było podłe. Ale chciałam go tylko przestraszyć, nic więcej.
Zauważyłam, że jest dziwnie milcząca
– Proszę nic nie mówić mojej żonie… – wymamrotał ten drań błagalnie. – Jest taka delikatna!
– A moja Zosia to co? – warknęłam. – Z kamienia jest? Nie ma żadnych głębszych uczuć, że pan ją tak potraktował?
– Ja… eeee… Ja ją bardzo lubię – tłumaczył się nieudolnie.
– Lubić to pan sobie może swojego psa, a nie moją córkę! – wrzasnęłam w słuchawkę. – A Zosię pan oszukał i perfidnie wykorzystał! Jeśli nie załatwi pan tej sprawy tak, żeby nie cierpiała, to ostrzegam, że szczerze sobie porozmawiam z pana żoną!
– Ale jak ja mam to zrobić? – jęknął wyraźnie przerażony.
– To już nie moja sprawa – odparłam. – Proszę wykazać się inicjatywą, tak jak podczas szukania łatwej zdobyczy, która ogrzeje panu łóżko, gdy żona leży na oddziale ginekologicznym. Już ja ocenię, czy pan stanął na wysokości zadania, czy nie!
Przez kilka następnych dni obserwowałam swoją córkę. Czy nie wróci do domu załamana? Czy nie będzie rozpaczać, że drań ją brutalnie porzucił? Nic takiego się nie stało. Za to pewnego wieczoru zauważyłam, że Zosia jest dziwnie milcząca i zamyślona. Nie podpytywałam jej, co się dzieje; po prostu czekałam, aż sama się przede mną otworzy. Czułam instynktownie, że jej stan ma coś wspólnego z tym draniem Robertem.
Następnego dnia zobaczyłam na jej ręku piękną i na pewno kosztowną bransoletkę. Złotą!
– Córciu, a to co? – zapytałam ją mocno zaskoczona.
– Od Roberta – odparła bez specjalnego entuzjazmu.
– Ależ... Takich drogich rzeczy się nie daje bez okazji – zawołałam oburzona. – Czy jest coś, o czym nie wiem?
– Nie… – Zosia wzruszyła ramionami. – Rozstaliśmy się – dodała po chwili, ale nie wyglądała przy tym na załamaną.
– Czyli to na pożegnanie? – spytałam, udając ciekawość.
Może i jest draniem, ale przynajmniej pomysłowym
Tak naprawdę kamień spadł mi z serca. Guzik mnie obchodziło, co ten facet jej nakłamał. Ważne, że zrobił to skutecznie i najwyraźniej z klasą.
– No, tak... – Zosia westchnęła ciężko, lecz zaraz potem uśmiechnęła się. – Nie uwierzysz, jak ci powiem, ale mój Robert okazał się gejem!
– Co?! – zawołałam kompletnie zaskoczona. – Niemożliwe!
Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałam. Facet miał jednak inwencję twórczą.
– Właśnie tak, gejem – powtórzyła Zosia. – Powiedział, że przy mnie chciał zapomnieć o swojej homoseksualnej naturze. Ale teraz, niestety, widzi, że to mu się raczej nie uda i nie chce mnie dłużej zwodzić. Poprosił, abyśmy się rozstali w przyjaźni i abym o nim czasami ciepło pomyślała. Dlatego dał mi tę bransoletkę. Na pamiątkę. A na koniec, wyobraź sobie, przedstawił mi nawet swojego chłopaka!
– Naprawdę? – zdziwiłam się.
– No, ten jego Kamil podszedł do nas, kiedy się już rozstawaliśmy przed kawiarnią – uśmiechnęła się smutno. – Wcześniej Robert mi o nim dużo opowiadał, więc od razu wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
– Wiesz, mamo… Przez chwilę myślałam, że oszaleję z rozpaczy, kiedy ode mnie odszedł. A potem pomyślałam sobie, że przecież to nie jest jego wina. Ani moja. Po prostu nie da się oszukać swojej prawdziwej natury, prawda? Byłam jego jedyną kobietą w życiu, a to przecież nie wstyd.
– Masz rację… – przyznałam przez zaciśnięte gardło, przytulając Zosię do siebie.
Cóż... Może i Robert był draniem, ale przynajmniej pomysłowym, i moja córka nie cierpi.
Zadzwoniłam więc do jego biura i powiedziałam krótko:
– Dotrzymał pan umowy. Proszę pozdrowić Kamila.
Czytaj także:
„Miałem go za przyjaciela, a on uwiódł mi córkę! O ślubie dowiedziałem się dopiero z zaproszenia”
„Odkryłem, że córka umawia się z jakimś staruchem. Facet miał żonę i dzieci, a na boku rozkochiwał w sobie małolaty”
„Związałam się z facetem, który podobał się mojej córce. Z zazdrości się wyprowadziła, ale nie zamierzam z nim zrywać"