Czy da się zarobić na duchach? Na to dziwne pytanie nasuwa się negatywna odpowiedź. Innego zdania był pan Emil N., który próbował dowieść tego przed naszym sądem. Przed laty oskarżał on skarb państwa o to, że sprzedano mu zamek do renowacji, w którym straszy duch. W pozwie pan Emil przedstawił wyniki badań lekarskich, które jednoznacznie wskazywały, że w jedną z nocy, którą właściciele spędzili w pałacu, ich zdrowie zostało narażone na szwank i cud sprawił, że nie stracili życia.
O północy ich komnatę miał nawiedzić duch krwawego wojewody. Zjawa, umazana krwią i spętana łańcuchami, okropnie jęcząc, zażądała, żeby pan Emil oddał jej swoją połowicę. Ta jakoby przypominała duchowi niewierną żonę, którą przed laty kazał utopić w stawie. Oczywiście oferta została odrzucona. Wówczas na łoże, w którym spał pan Emil z żoną, zaczął sypać się gruz z sufitu – oboje mogą przedstawić stosowną lekarską obdukcję, gdzie opisano stłuczenia i bolesne otarcia skóry. A gdy już oboje uciekali z zamku, o mało nie zostali utopieni w pałacowej studni na dziedzińcu przez krwiożerczego ducha.
Pan Emil żądał od skarbu państwa zwrotu zapłaconej za pałac sumy, zwrotu pieniędzy za remont (zgodnie z przedstawionymi rachunkami) plus trzysta tysięcy zapłaty za poniesione szkody moralne.
Procesy były kuriozalne i co z tego?
Przypadek sprawił, że pół roku wcześniej brałam udział w międzynarodowym sympozjum prawniczym. W kuluarach krążyły mniej lub bardziej zabawne opowieści z sądowego życia codziennego. Usłyszałam wtedy o dziwnych przypadkach, które na przestrzeni ostatnich czterech lat miały miejsce w Belgii, Holandii i Francji. Ich bohaterem był nasz rodak, który po zakupieniu posiadłości występował do poprzednich właścicieli o zwrot pieniędzy i zadośćuczynienie za straty moralne, po tym, jak on i żona zostali w nocy napadnięci przed ducha.
Wszystko przez to, że w umowie nie było wzmianki o tym, że posiadłość nawiedzana jest przez siły nieczyste. Procesy same w sobie były kuriozalne. Jednak sądy za każdym razem nakazywały byłym właścicielom zwrot wyłożonej przez Polaka gotówki i wypłatę odszkodowania. Uznawały, że skarżący nie został poinformowany o wszystkich cechach obiektu.
Nie musiałam długo szukać, by przekonać się, że ten Polak to Emil N., który teraz postanowił przyjechać do ojczyzny na gościnne występy. Byłam pewna, że chodziło o bezczelne wyłudzenie pieniędzy. Tym razem jednak trafiła kosa na kamień. Poprosiłam Emila N. o uzupełnienie materiału dowodowego. A ponieważ wyniknęły w tej kwestii niejasności, zgodziłam się na spotkanie z wnoszącym sprawę.
Do mojego pokoju wszedł butny mężczyzna. Już na wstępie oznajmiłam mu, że nie widzę podstaw do wszczęcia sprawy przeciw zbywającej mienie instytucji skarbu państwa, która nie chce zapłacić poszkodowanemu wymaganych gratyfikacji.
– Przedstawiłem stosowne orzeczenia lekarskie – odparł. – Żona dwa dni była na obserwacji psychiatrycznej.
– Dokumenty są bez zarzutu – przyznałam. – Musi pan jednak jeszcze przedstawić dowody na to, że szkody wynikają z bezpośredniej ingerencji – zajrzałam do pozwu – ducha „Krwawego wojewody”.
– Niby jak? – zdziwił się Emil N. – Mam przyprowadzić do was ducha?
Wreszcie powinęła mu się noga
– Przyzna pan, że prawo nie może rozpatrywać skutku bez znalezienia materialnej przyczyny. I nie możemy opierać się tylko na czyichś zapewnieniach. Zwłaszcza w tak… hmmm… nietypowej sprawie.
– Mogę przedstawić zaświadczenie egzorcysty – zaproponował.
– Egzorcyzmy, jak też wiara w Boga, są sprawą subiektywną. I choć wielu twierdzi, że zarówno Bóg, jak i duchy istnieją, to równie tyle samo osób jest przeciwnego zdania. A w sądzie potrzebujemy dowodów.
– Ale widziałem zjawę razem z żoną. O mało przez nią nie zginęliśmy.
– To tylko pańskie twierdzenie. Następnym razem proszę nagrać stosowny film, który będzie można uwzględnić jako dowód w sprawie.
– A nasze badania medyczne?
– Wskazują na skutek, ale nic nie mówią o przyczynie. Równie dobrze remont mógł być przeprowadzony niestarannie i to z tego powodu feralnej nocy posypał się gruz.
– Myślałem, że mój kraj się ucywilizował i przestrzega zachodnich standardów prawnych! – rzucił wściekły Emil N., zanim wyszedł, zamykając za sobą głośno drzwi.
Przez następne pół roku trwała sądowa przepychanka. Oczywiście składał na mnie skargi do wyższych instancji, próbował nawet przekupstwa. Ale to nic nie dało.
Przysłowie mówi – do trzech razy sztuka. W tym przypadku dopiero za czwartym razem Emilowi N. powinęła się noga i został z walącym się pałacem, który musi odbudować zgodnie z zaleceniami konserwatora. Jeśli tego nie zrobi, do sądu zostanie skierowana sprawa przeciw niemu. A dowód w postaci jego podpisu na szczegółowej umowie kupna sprzedaży jest nie do podważenia. I każdy sąd przyzna to bez wahania.
Czytaj także:
„Podły szantażysta chciał ode mnie wyłudzić pieniądze. Byłam w szoku, gdy okazało się, że… bardzo dobrze go znam”
„Dla biologicznej matki byłem tylko rekwizytem do wyłudzenia pieniędzy na ulicy. Oddała mnie bez mrugnięcia okiem”
„Ojciec upadł tak nisko, że odnalazł mnie tylko po to, żeby wyłudzić pieniądze. Głupiec nie dostanie złamanego grosza”