Czasem się zastanawiam, co ten Jerzyk w mojej Basi zobaczył… Powiedzmy sobie szczerze: ani piękna, ani mądra za bardzo, a już przebojowości w niej za grosz. Całkiem inaczej niż Katarzyna, jej starsza siostra, ta by każdego sprzedała, a jeszcze buzię ma jak laleczka. I jest prokuratorem!
Ależ się życie dziwnie, a może nawet niesprawiedliwie układa – Baśka ma przystojnego, zaradnego męża, a Kasia ciągle sama. Twierdzi niby, że tak woli, ale akurat! Gada tak, bo co ma powiedzieć, jak żadnego chłopa nie może przy sobie utrzymać?
– Da mama spokój – usadza mnie, gdy pytam, czy się z kimś spotyka. – Może jestem lesbijką?
– Chyba cię Bóg opuścił, dziecko, żeby takie rzeczy wygadywać – aż się żegnam. – Tfu!
– Niech się mama zdecyduje, czy się modli, czy zaklina – śmieje się córka.
Co za różnica? Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek postawię, w ważnych sprawach nie ma co skąpić!
Spotkałyśmy się u lekarza, bo poprosiłam, żeby poszła wyniki ze mną odebrać. Latka lecą, a nuż tam jakieś świństwo wylezie? Z Katarzyną bezpieczniej, bo taka jest obrotna, Baśka byłaby zupełnie bezużyteczna – pewnie by ją lekarz musiał cucić, zanim ja bym zdążyła zemdleć z wrażenia. Na szczęście wszystko było dobrze. Ciągnęłam Katarzynę, żeby wpadła do domu, bo mi gołąbki zostały z poprzedniego dnia, ale gdzie tam! Jak zwykle zarobiona jest po uszy.
– Ale w sobotę wpadniesz na roczek siostrzeńca – upewniłam się.
– Przyjdę, choć uważam, że to głupie – wzruszyła ramionami. – Przecież mały nawet tego nie zapamięta! Tylko dzieciaka umęczycie. I czemu ty robisz imprezę, a nie Basia?
– Bo chciałam – ucięłam.
Razem z Jerzykiem tak uzgodniliśmy, co się będę tłumaczyć. Baśka ledwo z ugotowaniem obiadu sobie radzi, co dopiero z urodzinami. Znów by latała do kuchni tam i z powrotem, zestresowana i skołowana.
– Zięciunio znów cię wykorzystuje – domyśliła się ta szelma. – Nie rozumiem, jak możesz się tak dawać wodzić za nos. Bo ci kwiatki nosi?
Nie wiem, czy ona naprawdę Jerzyka nie lubi, czy taka czepliwa jest z natury do wszystkich… Mam nadzieję, że przynajmniej na urodzinach będzie trzymać buzię na kłódkę, bo zięć, choć dobry chłop, też sobie na głowę wejść nie da.
Jak zwykle czepiała się Jerzyka
W sobotę rano miałam już wszystko gotowe: sałatki, ciasta, no i cudny tort z ozdobami z masy marcepanowej. Aż szkoda było go kroić! Jerzyk, oczywiście, przyniósł róże, na co Kaśka przewróciła oczami, ale raczyła przemilczeć. Na Boga, co w tym dziwnego, że ktoś docenia wreszcie mój trud?! Było naprawdę przyjemnie, mały Benio wydawał się zachwycony, wyciągał łapki do krasnali na torcie. Prawdziwy rodzinny wieczór jak z telenoweli! Co prawda, Basia stłukła szklankę, chcąc ją usunąć spoza zasięgu synka wiercącego się na jej kolanach, lecz wszyscy zbyli to śmiechem. Wiadomo, taka już jest, wszystko jej leci z rąk.
– Jerzemu nie leci, bo bardzo dba o to, żeby nic nie trzymać – głos mojej starszej córki był jak zgrzyt. – Daj, Basia, małego i idź się ogarnij, całą bluzkę masz w fusach.
– Tak, daj jej Benia – roześmiał się zięć wesoło. – Niech chociaż siostrzeńca potrzyma, bo coś nie widać chętnych na tatusia jej dzieci.
– Byle czego nie biorę – odgryzła się Katarzyna. – Same portki to za mało, żeby mnie zachwycić.
Wzniosłam toast za zdrowie małego, żeby zażegnać kłótnię, ale Baśka akurat wtedy polazła do łazienki… Potem jeszcze mnie wywołała, żebym jej jakąś bluzeczkę pożyczyła, bo faktycznie jej była brudna. I już się zaczęło łażenie wte i wewte, w jej domu czy u mnie – zawsze to samo! Już chyba nigdy z tego nie wyrośnie. Zapytałam nawet, czemu jest taka niegramotna, a ona na to, że niewyspana – ponoć do późnej nocy robiła mężowi księgowość.
Kaśka, oczywiście, też przyszła do łazienki z małym na rękach. Aż Jerzyk krzyknął z pokoju, co my, przenosimy imprezę do ubikacji?! Trochę za ciasny na Baśkę był mój sweterek, dopiero teraz zauważyłam, jak się dziewczyna roztyła. Benio ma rok, może pora na jakieś ćwiczenia, żeby zbędny tłuszczyk zrzucić?
– Nie warto – machnął ręką zięć. – I tak wkrótce chcemy mieć drugie.
I powiedział, że tak najlepiej: raz za razem, pomęczyć się trochę, a potem mieć już pieluchy z głowy.
Może i racja?
No i całą imprezę szlag trafił...
– Przecież w takim wypadku Basia całkiem wyleci z rynku zatrudnienia – oburzyła się moja druga córka.
– To po to kończyła szkołę?
– Mnie, moja droga, stać na to, żeby żona nie pracowała – objaśnił ją Jerzyk, sięgając po torcik.
– A może cię nie stać na to, żeby pracowała? – wypaliła Kaśka, rozwiązując swój nieznośny jęzor. – Gdzie znajdziesz zaufaną księgową, w dodatku za darmo?
– A kto powiedział, że za darmo? Przecież ją utrzymuję!
No i rozpętała się kłótnia na całego, wszystko przez niewyparzoną gębę pani prokurator! Jakby była na sali sądowej, wypunktowała chłopaka, zapominając, że to szwagier, a nie złoczyńca spod ciemnej gwiazdy!
Poprosiłam ją, żeby się uspokoiła, ale z rozpędu naskoczyła jeszcze na mnie: jaką jestem matką, że nie staję w obronie interesów córki? Czy nie widzę, że jest wykorzystywana? I może pora przestać zachwycać się zięciem, tylko się zastanowić, z czym Basia zostanie na stare lata, skoro nigdy nie będzie zarabiać jak człowiek?
Mały się w końcu rozpłakał, Katarzyna wyleciała, trzaskając drzwiami, a Baśka, oczywiście, siedziała bez słowa… Czy tak trudno tej dziewusze wyrazić swoje zdanie i przerwać całą awanturę? Mogłaby siostrze coś do słuchu powiedzieć, a ona nic!
No i całą imprezę szlag trafił, chociaż tak się starałam…
Czytaj także:
„Wymusiłam oświadczyny na ukochanym. Nasze wesele było katastrofą, a już po 2 miesiącach był rozwód”
„Siostry dostały w spadku nieruchomości, ja – książki. Myślałem, że jestem pokrzywdzony, ale prawda okazała się inna”
„Mój dziadek wyrwał się z biedy, babcia była szlachcianką. Historię tego mezaliansu poznałam dzięki staremu albumowi”