Gdy moja córka Martyna miała zaledwie cztery latka, jej mama, a moja ukochana żona, przegrała walkę z nowotworem. Był to okres przepełniony cierpieniem, rozpaczą i bezsennymi nocami. Malutka bardzo odczuwała brak mamy, ponieważ dotychczas to właśnie ona sprawowała nad nią opiekę. Moim zadaniem było zapewnienie rodzinie bytu, więc skupiałem się głównie na pracy zarobkowej.
Choroba Małgosi na szczęście trwała krótko – od momentu, gdy ją zdiagnozowano, do chwili jej odejścia minęły tylko dwa miesiące. Była pod dobrą opieką lekarzy, którzy dopilnowali, by nie odczuwała bólu. Gdy żona odeszła, rodzice Małgosi wyszli z propozycją, że zaopiekują się wnuczką. Chcieli, bym mógł normalnie funkcjonować – chodzić do pracy, piąć się po szczeblach kariery i iść naprzód.
Bardzo brakowało mi małżonki
Teść powiedział: „Wciąż jesteś w kwiecie wieku. Nie liczymy na to, że do końca swoich dni będziesz dochowywał wierności Małgosi. Być może ułożysz sobie życie na nowo, z inną kobietą...”.
Przyszła mi do głowy taka wizja – moja córka mieszkająca u rodziców mojej żony, a ja wpadający do niej tylko sporadycznie. Zastanawiałem się, jak szybko stalibyśmy się dla siebie jak obcy ludzie.
Dodatkowo, w tamtym okresie bardzo brakowało mi małżonki i cierpiałem z tego powodu. Nawet nie byłem w stanie myśleć o jakiejkolwiek innej partnerce, bo robiło mi się niedobrze. No i był jeszcze jeden problem – nigdy za bardzo nie przepadaliśmy za sobą z teściami. Co jeśli zaczęliby nastawiać moją córkę przeciwko mnie?
Postanowiłem, że córka zostanie ze mną. Samotnie wychowywałem moją córeczkę, poświęcając jej całego siebie. Zrezygnowałem z robienia kariery i nie miałem możliwości angażować się w nowe relacje. Jednak niczego nie żałuję.
Dołożyłem wszelkich starań, by wychować ją zgodnie z naszymi planami, które tworzyliśmy razem z żoną – aby wyrosła na niezależną, rozsądną i mądrą młodą kobietę, mającą konkretne cele w życiu. Innymi słowy, jak to się potocznie mawia, zamiast dawać jej gotowe rozwiązania, przekazywałem jej narzędzia do samodzielnego radzenia sobie.
Była dla mnie całym światem, a jednak umknął mi moment, gdy z małej córeczki wyrosła na dojrzałą młodą damę. Kiedy oznajmiła mi, że jest w ciąży, mało brakowało, a padłbym trupem na miejscu.
Była dla mnie całym światem
Martyna sądziła, że uroniłem parę łez radości, tymczasem w środku aż się zagotowałem ze złości. Mój skarb. Moja duma i chluba. Mój mały promyczek – gadałem sobie pod nosem, ciągle nie mogąc przetrawić tego, co przed momentem dotarło do moich uszu.
Ile razy jej powtarzałem: „Zanim zaczniesz myśleć o romansach, najpierw ustatkuj się życiowo”? Ale gdzie tam, olała moje rady. Dopiero co skończyła 24 lata, ledwo zdążyła odebrać dyplom i załapać się na pierwszą posadę, i już koniec? Teraz tylko czeka ją przewijanie pieluch i przyrządzanie obiadków jakiemuś kolesiowi, a może nawet zacznie mu prać gacie i skarpety...
No chyba że wcześniej porzuci ją dla jakiejś innej panienki. A co z podróżowaniem, przyjaźniami, odnajdywaniem siebie?
– Ale miłość jest kluczowa, dzięki niej wiesz, gdzie przynależysz i co dalej począć. Sam mi to powtarzałeś – kontrargumentowała Martyna. – Tatku, jestem zakochana. On jest wspaniały, przekonasz się, że go polubisz.
W końcu przypałętała się z tym swoim facetem. Koszula z jednej strony zwisała mu luźno poza spodniami, buty miał rozwiązane, a czapka sterczała mu tyłem do przodu. Niby przyzwyczailiśmy się już do nowoczesnej mody, nie mam nic przeciwko, żeby sobie tak ludzie po mieście paradowali, ale żeby od razu za moją córeczkę się brać?
Już miałem coś z siebie wydusić, ale nagle zauważyłem, jakim wzrokiem Martyna się w niego wpatruje. Niczym w jakieś bóstwo. Jakby był ósmym cudem świata. Zupełnie jak w bramę prowadzącą prosto do raju. Wyczuwałem, że gdybym zaczął teraz tego kolesia oczerniać, to Martyna po prostu by się obraziła i sobie poszła. A przecież nie o to mi chodziło.
Działał mi na nerwy
Zebrałem się w sobie i próbowałem być jak najlepszym gospodarzem. Muszę przyznać, że ten młodzieniec był bystry. Nasze poglądy na politykę trochę się różniły – on był pełen młodzieńczego idealizmu, ponoć brał udział we wszystkich protestach przeciwko globalizacji. No cóż, to jego sprawa, w końcu mamy wolność słowa. Nie był jakimś zatwardziałym fanatykiem, więc dało się z nim podyskutować. Ale ogólnie rzecz biorąc, działał mi na nerwy.
Wszystko zaczęło się niewinnie, ale potem sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Po upływie zaledwie czterech tygodni Martyna zwróciła się do mnie z pytaniem, czy istnieje możliwość, aby Maciek zamieszkał razem z nami pod jednym dachem.
Argumentowała to tym, że muszą zacząć odkładać pieniądze na maleństwo, więc wynajmowanie mieszkania to zbędny wydatek. Przecież dysponujemy wolną sypialnią, a na poddaszu Maciek mógłby zaaranżować swoją pracownię do tworzenia grafiki. Coś podpowiadało mi, żeby stanowczo odmówić i nie zgadzać się na taki układ. Jednak gdy spojrzałem na moją córkę i dostrzegłem w jej oczach niepewność oraz ostrożność, ostatecznie uległem. Nie mogłem zawieść pokładanej we mnie ufności.
Kiedy od momentu wprowadzenia się Maćka upłynęły cztery tygodnie, moja irytacja rosła z dnia na dzień. Ten koleś miał kompletnie odmienne przyzwyczajenia i jadłospis niż my. Zaczął się coraz bardziej rozgaszczać w naszym mieszkaniu. W przedpokoju walały się jego adidasy, w łazience stał rower, a pralkę musieliśmy włączać dwa razy częściej niż dawniej.
Browary, które trzymał w lodówce, zajmowały kupę miejsca. Najgorsze jednak było to, że wieczorami przytulali się z moją córka na sofie, oglądając jakieś filmy. Starałem się być dzielny i przez całe tygodnie nie pisnąłem ani słowem, ale pewnego dnia, gdy wróciłem do chaty po robocie, a tam zastałem całą zgraję ziomków Maćka (podobno kończyli jakiś projekt razem), to naprawdę mnie już szlag jasny trafił.
Byłem zły
Starałem się porozmawiać z Martyną, żeby on trochę przystopował i nie rządził się tak bardzo, ale okropnie się posprzeczaliśmy i zapanowała między nami cisza.
Nie znosiłem tej sytuacji. Bez przerwy chodziłem i odtwarzałem w głowie słowa mojej córuni: „Jeżeli aż tak ci zawadzamy, wystarczy, że powiesz jedno słowo, a nas tu nie będzie. Nie chcę tego, bo cię kocham, tatusiu, ale Maćka również darzę miłością. Nie zmuszaj mnie do wyboru”. Między wierszami czytałem: „bo wybiorę jego”. Zdawałem sobie z tego sprawę i czułem przeraźliwy ból.
Kolejne spokojne dni mijały w mgnieniu oka. Zdawałem sobie sprawę, że Martyna pragnęła, żebym zaakceptował Maćka. Taka reakcja z mojej strony byłaby najłatwiejszym rozwiązaniem, ale ten gość zwyczajnie mnie wkurzał. Moje zdenerwowanie sięgnęło szczytu.
Musiałem się poradzić
Spotkałem się z Jackiem. On jest nie tylko moim bratem, ale i kumplem. No i psychologiem w jednym. Popijając piwko, streściłem mu, co się ostatnio wyprawia u mnie.
– I jak mam rozegrać tę sytuację? – wyrzuciłem z siebie na koniec.
Jacek uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony moim pytaniem.
– Co masz na myśli?
– Chodzi mi o to, jak wykopać tego gamonia z domu.
– To proste jak drut. Wyrzucasz jego graty za drzwi.
Spojrzałem na mojego najmądrzejszego brata jak na totalnego kretyna.
– Ale Martyna też się z nim wyniesie!
Mina Jacka zdawała się mówić: „I o to chodzi”.
– Boję się, że odejdzie ode mnie na zawsze – wyszeptałem ze łzami w oczach.
– Sam do tego doprowadzasz, stary. Zgrywasz obrażoną paniusię, której ktoś podwędził najładniejszy towar ze straganu. Przywykłeś, że córcia patrzyła tylko na ciebie, a teraz nagle zwraca uwagę na innego faceta, przytula go i cieszy się jego towarzystwem. I to cię boli.
– Jakby wybrała kogoś odmiennego, bardziej wartościowego... – kontynuowałem.
– Nic by to nie zmieniło. Nawet gdyby koleś pochodził z królewskiego rodu, miał Nagrodę Nobla na koncie i stanowił dla niej ideał, i tak by cię irytował, a ty i tak byś sądził, że nie dorasta do pięt twojej córce. Wiesz czemu? Bo traktujesz go jak rywala. Chyba już pora, żebyś zdał sobie sprawę, że taki jest porządek świata. Przestań myśleć tylko o sobie. Nie po to wychowywałeś córkę, żeby była twoja, ale żeby żyła swoim życiem. To, co zrobi ze swoim losem, to jej wybór, a ty masz być obok niej, żeby ją wspierać.
Docierały do mnie jego słowa, ale w środku czułem sprzeciw. Nie zamierzałem oddawać Martyny byle komu po tym, jak oddałem jej pół swojego życia i poświęciłem dla niej własne ambicje zawodowe.
Przemówił mi do rozsądku
– Wiesz, jak to zwykle bywa? – rzucił Jacek. – Starzy nie darzą sympatią faceta swojej córki. Bez znaczenia, czy słusznie uważają go za nieudacznika, czy nie. Prędzej czy później relacje między nimi stają się luźniejsze albo wręcz się urywają.
– Daruj sobie takie gadki.
– Twoja córka darzy cię ogromnym uczuciem, ale kocha też swojego partnera. Dostrzega narastające napięcie pomiędzy wami i nie wie, jak temu zaradzić. Maciek to porządny chłopak, troskliwy, z perspektywami na przyszłość, ale ty tego nie dostrzegasz. Owszem – Jacek uniósł dłoń, kiedy chciałem się wtrącić – wiem to, bo odbyłem z nią rozmowę.
Zdziwiłem się.
– Przyszła po radę, co zrobić z własnym, upartym tatą. Martyna nie chce, żebyście się znienawidzili, dlatego rozważa wyprowadzkę. Ale obecnie ich na to nie stać. Kiedy dojdzie do konfrontacji pomiędzy wami, będzie zmuszona stanąć po czyjejś stronie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że opowie się za nim. Skutkiem tego oboje będziecie cierpieć. Niestety, sprawy mogą przybrać jeszcze bardziej niepomyślny obrót. Martyna może stracić do ciebie szacunek. Od najmłodszych lat byłeś dla niej ideałem faceta. Śmiem twierdzić, że kierując się intuicją, wybrała osobę przypominającą ciebie. Krytykując jej decyzję, dajesz jej do zrozumienia, że nie możesz i nie chcesz już być dla niej autorytetem. Chcesz tego na serio? – wyliczał.
Muszę to zaakceptować
Wykorzystałem zaległe wolne dni w robocie i wyjechałem na trzytygodniowy wypad w Bieszczady przemyśleć parę spraw, wyciszyć się trochę i podreperować zdrowie. Jak wróciłem, skoczyłem z Maćkiem na kilka głębszych i pogadaliśmy na temat współdzielenia naszej przestrzeni życiowej.
Od czasu do czasu mnie jeszcze nosi, ale odkąd wiem, że Martyna mogła mieć dużo gorszy wybór, jakoś daję radę. Maciek to spoko koleś. Ubiera się tylko troszkę dziwacznie.
Ostatnio, kiedy spędzałem czas z moją malutką, roczną wnusią, zięć patrzył na nas i rzucił, że jakby przydarzyło mu się coś niedobrego i nie byłby w stanie opiekować się córeczką, to wolałby, abym to właśnie ja się nią zaopiekował. To była największa pochwała, jaką usłyszałem w całym swoim życiu.
Robert, 49 lat
Czytaj także:
„Teściowa chciała mi zapłacić 50 tysięcy za odejście od jej syna. Podsuwała mi nawet pod nos kochanków”
„Biologiczna matka przypomniała sobie o mnie po 30 latach. Miała nadzieję, że zostanę sponsorem jej życia towarzyskiego”
„Przyjaciółka przyczepiła się do nas jak rzep. Musieliśmy ją okłamać, żeby wyrwać się na urlop”