Tak się cieszyłam, że córka będzie się uczyć w najlepszym, prywatnym liceum w mieście. Teraz jednak żałuję, że tam trafiła… To wychowawczyni Lidki z gimnazjum namówiła mnie, żebym posłała ją do tej elitarnej szkoły.
– To dla Lidii wymarzona szansa – przekonywała mnie na zebraniu niedługo przed wakacjami. – Kilkunastoosobowe klasy, świetni nauczyciele, ciekawe zajęcia dodatkowe, języki obce, wyjazdy za granicę. Nie powinna się pani wahać nawet sekundy
– To wszystko bardzo pięknie brzmi, naprawdę… Ale nie stać mnie na czesne. Przecież pani wie, że sama ją wychowuję. Czasem trudno mi związać koniec z końcem – odparłam zmartwiona.
– Wiem, wiem… Ale nie będzie pani płacić ani grosza. Lidka dostanie stypendium fundowane przez majętnych rodziców dla zdolnych dzieci z biedniejszych rodzin. Znam dyrektora tej szkoły i i wiem, że jeśli złożycie papiery, córka zostanie przyjęta na sto procent – odparła.
– Naprawdę? No to rzeczywiście nie ma się nad czym zastanawiać – odparłam.
Byłam taka szczęśliwa! Lidka zresztą też. Gdy jej opowiedziałam o propozycji wychowawczyni, aż podskoczyła z radości.
– Mamo, ty wiesz, jaka to genialna szkoła? Po niej na sto procent dostanę się na każde studia, znajdę świetną pracę, zrobię karierę – planowała z wypiekami na twarzy.
Cieszyłam się, że jest taka poukładana, ambitna. Przyjaciółki zazwyczaj narzekały na swoje dzieci. Skarżyły się, że tylko zabawa im w głowie, że trzeba ich pilnować, żeby nie wpakowały się w kłopoty. Tymczasem moja córka godzinami siedziała z nosem w książkach. Nic więc dziwnego, że na świadectwie z gimnazjum miała same szóstki, a egzamin końcowy zdała koncertowo.
Przez pierwsze dni Lidka biegała do nowej szkoły jak na skrzydłach. I wracała z niej w świetnym nastroju. Ale gdzieś po tygodniu jej dobry humor zaczął znikać. Przychodziła do domu jakaś zamyślona i jakby smutna. Zjadała obiad i od razu szła do swojego pokoju. Gdy pytałam, co się dzieje, zbywała mnie.
– Wszystko w porządku, mamo. Po prostu jestem bardzo zmęczona. No wiesz, mnóstwo zajęć, nauki – odpowiadała.
Wierzyłam jej, bo dlaczego miałam nie wierzyć?
Jej dawna wychowawczyni uprzedziła mnie, że ta szkoła to nie zabawa i nawet tak zdolna i pilna uczennica jak Lidka będzie musiała ostro się napracować, żeby sprostać wymaganiom. Zbliżały się urodziny córki. Z tej okazji zawsze urządzałam skromne przyjęcie w domu dla jej najbliższych przyjaciół ze szkoły. Byłam pewna, że i w tym roku tradycji stanie się zadość.
– Ile osób chcesz zaprosić na imprezę? – zapytałam. – Bo nie wiem, czy wystarczy jedna blacha ciasta, czy muszę upiec dwie…
– Nie musisz się trudzić, imprezy nie będzie – odparła na to Lidka.
– Czemu? – zdziwiłam się.
– Bo nikt do mnie nie przyjdzie! – wybuchła nagle i pobiegła do swojego pokoju.
Nie rozumiałam, co się dzieje
Lidka nigdy nie narzekała na brak towarzystwa. Mimo że świetnie się uczyła, była bardzo lubiana. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Postanowiłam z nią porozmawiać.
Oczywiście na początku próbowała mnie zbyć, ale tym razem nie odpuściłam.
No i w końcu wyznała mi, że nie ma w liceum przyjaciół, że reszta klasy trzyma się od niej z daleka, że nikt nie chce z nią rozmawiać. Nawet w ławce sama siedzi.
– Ale dlaczego? – dopytywałam się.
– Nie rozumiesz? Bo jestem biedna. Ty wiesz, jakie oni mają ciuchy, gadżety, w jakich pięknych i wielkich domach mieszkają?! Kierowcy ich na lekcje przywożą limuzynami, drzwi przed nimi otwierają. A ja co? Szara myszka z blokowiska w trampkach z chińskiego centrum. Nie pasuję do ich towarzystwa – wychlipała.
– Ktoś ci to powiedział?
– Wprost nie. Ale nieraz widziałam te drwiące uśmieszki i szepty za plecami, że jestem tą bidą, za która płacą ich rodzice…
I rozpłakała się na dobre. Naturalnie powiedziałam jej natychmiast, że pieniądze to nie wszystko, że liczy się to, co ma się w głowie i sercu, że jest wartościową i mądrą dziewczyną. Kiwała głową, mówiła, że o tym wszystkim wie, jednak widziałam, że to wcale nie złagodziło jej rozgoryczenia i bólu. Jestem w kropce.
Najchętniej przeniosłabym ją do zwykłego, publicznego liceum. Z dala od tej bogatej, zadufanej w sobie elity. Nie potrzebujemy ich łaski! Ale przecież ta szkoła to dla niej szansa na lepszy start w życiu, nie chcę, żeby skończyła tak, jak ja...
Czytaj także:
„Narzeczony miał romans z moją przyjaciółką. Gdy przyłapałam ich w łóżku, poczułam ulgę. Też kochałam kogoś innego”
„W naszym łóżku wiało chłodem i nudą. Pomógł nam małżeński wypad do sklepu z bielizną. Teraz mąż nie odrywa ode mnie rąk”
„Synowa to księżniczka, która wszystko musi mieć najlepsze. Przez jej widzimisię nabrali kredytów i teraz toną w długach”