Sądziłam, że Patrycja skończy studia i zatrudni się gdzieś na lukratywnym stanowisku... Przyrzekłam sobie, że nawet gdybym miała zacząć jeść trawę, to nie zmniejszę wydatków przeznaczanych na potrzeby mojej córki.
Po tym, jak zmarł jej tata, nie chciałam dopuścić do sytuacji, w której czułaby się gorsza od swoich rówieśników. Popełniłam błąd, zapewniając jej wszystko, o co tylko poprosiła. Patrycja ma już 24 lata. Nie podejmuje pracy zarobkowej ani nie studiuje. Jedyne, co robi, to wymienia partnerów jak rękawiczki.
Byłam dzielna i oszczędna
Prawie dekadę temu zmarł mój mąż. Od tego czasu tylko we dwie stawiamy czoła życiu. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by zapewnić córce jak najlepszy początek dorosłości. Liczyłam na to, że skończy studia, znajdzie satysfakcjonujące zatrudnienie i zacznie żyć na własny rachunek.
Pracuję w dziale finansowym. Moje zarobki nie powalają, ale starcza mi na zaspokojenie podstawowych potrzeb. To oczywiste, że za życia małżonka wiodło mi się o niebo lepiej. Stać mnie było na to, by o siebie zadbać, sprawić sobie modną kieckę, wyskoczyć do kina czy pójść z koleżankami na kawę. Niestety, odkąd go zabrakło, większość tych przyjemności odeszła w niepamięć.
Niejeden wieczór spędziłam, ślęcząc nad kalkulatorem i próbując ogarnąć domowe finanse. Złożyłam sobie jednak obietnicę, że choćby przyszło mi żywić się korzonkami, nie zaoszczędzę na córce. Zależało mi, by nie czuła się pokrzywdzona, by strata taty nie odebrała jej szansy na dobre i komfortowe życie, jakie wiodła wcześniej. I słowa dotrzymałam. Brałam dodatkowe godziny, byle tylko dziecku niczego nie zabrakło. Do tego prałam, sprzątałam, gotowałam – cały ten kierat.
Miała tylko dobrze się uczyć
Jedyne, czego oczekiwałam od Patrycji, to żeby pilnie się uczyła. Liczyłam na to, że to doceni i będzie przykładać się do nauki, aby dostać się na prestiżowe studia. Miałam nadzieję, że w przyszłości, gdy osiągnie już coś w życiu, odwdzięczy mi się za mój trud i postara się, abym i ja mogła wieść wygodne życie. Niestety, czas płynie, a ja zamiast dumnie patrzeć na osiągnięcia dorosłej, odpowiedzialnej i niezależnej kobiety, martwię się, że mam na utrzymaniu darmozjada.
Gdy Patrycja chodziła do podstawówki, przynajmniej trochę angażowała się w naukę. Niestety, po przejściu do liceum przestała się interesować szkołą. Porzuciła zupełnie podręczniki i zaczęła spędzać czas głównie na spotkaniach z chłopakami albo na włóczeniu się gdzieś z koleżankami. Namawiałam ją, żeby na pierwszym miejscu postawiła edukację, ale nie trafiało to do niej. Kiedy tylko pojawiałam się u niej w pokoju, córka zachowywała się dziecinnie – stroiła miny, odwracała się do mnie tyłem albo puszczała głośno muzykę, żebym nic nie mogła powiedzieć. W końcu zawsze rezygnowałam z prób rozmowy i wychodziłam.
Traktowała mnie jak bankomat
Myślałam sobie, że to nic nadzwyczajnego – taki bunt w tym wieku, przecież większość rodziców boryka się z podobnymi problemami. Wierzyłam, że kiedy ten trudny czas przeminie, moja córka z powrotem wejdzie na dobrą ścieżkę. Rzeczywiście, tuż przed egzaminem dojrzałości zaczęła intensywniej się uczyć. Maturę zdała, ale wyniki miała kiepskie. Nic w tym dziwnego – nie da się opanować całego materiału w ciągu jednego miesiąca.
– Jak myślisz, co dalej? Raczej nie masz szans na państwowe studia – niepokoiłam się.
– Trudno, zapiszę się do niepublicznej uczelni – machnęła ręką.
– Skąd weźmiesz pieniądze na opłaty? – westchnęłam.
– Jak to skąd? Od ciebie!
– Ode mnie? Nie poradzę sobie z takim wydatkiem.
– Daj spokój, przez najbliższe miesiące na pewno dasz radę. Później przeniosę dokumenty do publicznej szkoły. A jeśli mi się nie uda, poszukam pracy i sama opłacę naukę. Słowo daję – oznajmiła.
Nie miałam wyboru... Musiałam jeszcze mocniej oszczędzać, żeby stać mnie było na opłacenie jej nauki na prywatnej uczelni. Zdecydowała się na zarządzanie i finanse. Nie umiałam odmówić, w końcu to dotyczyło przyszłości mojej jedynaczki. Miałam też głupią nadzieję, że Patrycja w końcu wydoroślała i dotarło do niej, że najwyższa pora, by na poważnie zająć się planowaniem tego, co będzie dalej.
Oszukiwała mnie
Muszę przyznać, że popełniłam błąd. Podczas studiów Patrycja kompletnie porzuciła naukę. Długo nie miałam o tym pojęcia, bo przecież całymi dniami byłam w pracy. Ale pewnego razu, gdy porządkowałam jej pokój, trafiłam na pismo. Czarno na białym było tam napisane, że po pierwszym roku córka wyleci ze studiów. Powodem było to, że nie pojawiała się na zajęciach i nie podchodziła do egzaminów… Gdyby wtedy była w domu, to chyba bym ją udusiła. Czekałam na nią do późnego wieczora. Kiedy wreszcie się pokazała, nie dałam rady się opanować i po prostu wybuchłam.
Ciekawiło mnie, z jakiego powodu mnie oszukiwała. Za każdym razem, kiedy dopytywałam o postępy na studiach, zapewniała mnie, że radzi sobie doskonale. Spodziewałam się, że teraz zrobi skruszoną minę, zacznie się usprawiedliwiać i powie, że wszystko naprawi, wyrówna zaległości. A ona wcale nie miała zamiaru okazywać skruchy.
Nie widziała problemu
– No i co z tego? Te studia to jakaś porażka. Chcę robić w życiu coś bardziej interesującego – parsknęła.
– Niby co takiego?
– Nie mam jeszcze pojęcia. Muszę się nad tym zastanowić.
– To się pośpiesz z tym myśleniem. Nie będę cię przecież do starości niańczyć! Jesteś już dorosłą osobą, najwyższy czas wziąć się w garść – wydarłam się.
– Dobra, dobra, po prostu daj mi trochę czasu – burknęła, po czym jakby nigdy nic obróciła się na pięcie i powędrowała do swojego pokoju.
Ta rozmowa z córką nieźle dała mi w kość i sporo stresu mnie to wszystko kosztowało. Ale nie zamierzałam się poddawać. Łudziłam się, że moje gadanie choć trochę do Patrycji dotrze i dziewczyna wreszcie ruszy się, żeby ogarnąć swoje życie. Ale gdzie tam, znowu przeliczyłam się ze swoimi oczekiwaniami.
Jest leniwa
Od tamtego momentu upłynęło już niemal cztery lata, a ona wciąż nad tym rozmyśla. Nie kształci się ani nie poszukuje stabilnego zatrudnienia. Od czasu do czasu podejmuje się jakichś tymczasowych zleceń, ale porzuca je po krótkim czasie. Powody? Kiepskie zarobki, zbyt duży wysiłek albo niemiły szef… W efekcie całe dnie spędza w mieszkaniu, gapiąc się w telewizor na te durne telenowele. Z domu wychodzi jedynie pod wieczór ze swoim nowym facetem.
Jarek obecnie zarabia, więc póki co zabiera ją do kina albo stawia drinki w pubie. Ale mam przeczucie, że to nie będzie ciągnąć się zbyt długo. Porzuci ją tak jak paru wcześniejszych facetów. Żaden normalny chłopak nie chce być z dziewczyną, która jest leniwa, nie ma żadnych ambicji i nic nie robi. Starałam się przemówić jej do rozsądku, ostrzegałam ją, że niedługo ponownie będzie samotna. I co mi odpowiedziała? Że jak Jarek ją rzuci, to po prostu znajdzie sobie kolejnego.
Czułam się taka bezradna, że łzy same cisnęły mi się do oczu. Ta sytuacja mnie przerasta i pozbawia sił. Kompletnie nie mam pojęcia, jak mogę pomóc Patrycji, przemówić jej do rozsądku. Jej rówieśniczki albo już mają dyplomy w kieszeni, albo lada moment je zdobędą, pracują na siebie, zakładają rodziny. A moja córka wciąż buja w obłokach, jakby jutra miało nie być. Ostatnio jedna z moich koleżanek doradziła mi, żebym po prostu kazała Patrycji się wynosić, ale nie jestem w stanie tego zrobić. Przecież to moje jedyne dziecko.
Renata, 52 lata
Czytaj także: „Mojego syna uwiodła kobieta starsza od niego o 8 lat. Nie wiem, po co dorosła baba umawia się z takim smarkaczem”
„Teściowa nie przyszła na nasz ślub, a potem zaczęła udzielać złotych rad. Nie zamierzam słuchać rozwódki”
„Teściowa ma więcej absztyfikantów niż w lesie jest grzybów. Ukrywam to przed mężem, bo biedak ma mamę za wzór cnót”