„Córka wyszła za mąż za nieroba i teraz cierpi. Zięć nie potrafi utrzymać pracy dłużej niż 3 miesiące”

matka z córką fot. Adobe Stock, JenkoAtaman
„– O co ci chodzi, co? – burknęła. – Łukasz po prostu nie jest sztywny. Daje mi żyć. Przy nim czuję, że mogę odetchnąć, wyśmiać się, wybawić… – Justyna, związek to nie zabawa – załamywałam ręce, na co ona pozostawała zupełnie głucha. – A on nawet nie myśli o przyszłości”.
/ 22.02.2024 08:00
matka z córką fot. Adobe Stock, JenkoAtaman

Justyna jest moją jedyną córką. Oprócz niej mieliśmy z Jarkiem jeszcze dwóch synów, Bartka i Kamila, ale to w niej pokładałam zawsze największe nadzieje. Zresztą, oni byli zapatrzeni w ojca – podobnie jak Jarek interesowali się tylko sportem. Kamil grał w piłkę nożną, Bartek chodził na judo. Nie mieliśmy za wielu wspólnych tematów, za to Justyna… no, myślałam, że córeczka wyjątkowo mi się udała.

Kiedyś była poukładana

Świetnie się uczyła, choć wcale jej nie zmuszaliśmy. Po prostu to lubiła, a może i zdobywanie wiedzy przychodziło jej z zadziwiającą łatwością. Była najlepsza w klasie, a wszyscy wróżyli jej świetlaną przyszłość. Ona zresztą miała na siebie plan – zostanie programistką i znajdzie dobrze płatną pracę w zawodzie.

Oczywiście, to nie tak, że Justynka nie miała życia towarzyskiego. Oczywiście, że miała. Wychodziła z koleżankami, spotykała się z różnymi chłopcami, jednak o każdej jej miłości czy raczej zauroczeniu dobrze wiedziałam, bo byłyśmy bardzo blisko. Nie sądziłam, że to się zmieni, gdy pójdzie na studia i rodzinny dom wymieni na wynajmowaną kawalerkę. Nie powstrzymywałam jej przed wyprowadzką – w końcu twierdziła, że chce się trochę usamodzielnić, zakosztować prawdziwego życia. Wiedziałam, że sobie poradzi.

To był świetny kandydat

Cieszyłam się, gdy kiedyś, gdy była już na studiach magisterskich, przyprowadziła do nas bardzo miłego chłopaka, Romka. Był w jej wieku i podobno pracował już w jakiejś dużej firmie farmaceutycznej. Zajmował tam ważne stanowisko, bo ta należała do jego ojca. Kiedy go trochę podpytaliśmy, przyznał się zresztą, że ma ją po nim przejąć. Właściwie nie musiał więc już się dłużej uczyć, a jednak to robił.

– Warto mieć jakiś dyplom – powiedział, gdy Bartek zapytał, po co to robi.

Miałam wrażenie, że obaj moi synowie byli nim mocno zafascynowani.

– No i lubię się rozwijać. Poszerzać horyzonty.

Justynka przy nim promieniała. Po cichu liczyłam, że Romek niedługo jej się oświadczy i zaczną się przygotowania do ślubu. Tymczasem, tuż po tym, jak moja córka ukończyła studia, przestała go przyprowadzać.

Łukasz nie robił dobrego wrażenia

Niespodziewanie jednak zjawiła się któregoś razu na obiedzie z nowym chłopakiem.

– To Łukasz – przedstawiła nam swojego towarzysza. – Poznaliśmy się przypadkiem, w kolejce po kawę. Zabawnie, co?

No mnie z Jarkiem to jakoś nie bawiło. Bracia też popatrywali na nią, jakby uderzyła się w głowę i doznała zaniku pamięci. I to poważnego. Bo Łukasz był zupełnym przeciwieństwem Romka. Ubrany jakoś tak niedbale, niewysoki, trochę pretensjonalnie przeciągał sylaby i wyrzucał z siebie wszystko, co mu tylko ślina na język przyniosła. Jedyne, co trzeba mu było przyznać – rzeczywiście miał ujmujący uśmiech.

Podczas obiadu też nie zrobił na nas zbyt dobrego wrażenia. Cały czas powtarzał, że z niczym się nie spieszy, a zapytany o pracę i plany na przyszłość, roześmiał się, jakbyśmy opowiedzieli dobry żart.

– No teraz właśnie zakończyłem przygodę w barze – stwierdził. – Ale na spokojnie, już się za czymś nowym rozglądam. Pewnie szybko złapię. A co do przyszłości… będzie co będzie. Po co się martwić na zapas? Młodzi jesteśmy. Kiedy mamy wyluzować, jak nie teraz?

Postawiła na swoim

Kiedy Łukasz poszedł do domu, wzięłam Justynę do kuchni, żeby z nią poważnie porozmawiać. Uznałam, że to po prostu mój obowiązek, bo przecież moja jedyna córka nie może sobie zmarnować życia!

– Justynko, bo ten… ten Łukasz to taki kolega, tak? – spytałam ostrożnie.

Justyna westchnęła i popatrzyła na mnie z czymś w rodzaju politowania.

– Oj mamo… – Uśmiechnęła się lekko. – Łukasz to mój chłopak.

– A Romek? – spytałam. – Taka z was ładna para była…

Romek to już przeszłość – stwierdziła stanowczo. – Nie dogadywaliśmy się w wielu sprawach. Poza tym, on tylko ciągle gadał o pracy…

– No tak, bo Łukasz w ogóle o niej nie gada – rzuciłam z przekąsem.

Justyna wyraźnie się najeżyła.

– O co ci chodzi, co? – burknęła. – Łukasz po prostu nie jest sztywny. Daje mi żyć. Przy nim czuję, że mogę odetchnąć, wyśmiać się, wybawić…

– Justyna, związek to nie zabawa – załamywałam ręce, na co ona pozostawała zupełnie głucha. – A on nawet nie myśli o przyszłości.

– Dobra, mamo, skończ, bo to nie ma żadnego sensu – przerwała mi ostro. – Jestem teraz z Łukaszem, czy ci się to podoba, czy nie. A Romka już z tatą nie zobaczycie.

I rzeczywiście, nie zobaczyliśmy. Ona za to parę tygodni później zobaczyła pierścionek zaręczynowy. Mówiliśmy jej, że to za szybko, że ledwie się z tym Łukaszem znają, ale ona nie słuchała. Uparła się i koniec. No i wreszcie doszło do ślubu.

Ciągle była zajęta

Po ślubie sytuacja jakoś się unormowała. Tyle tylko, że po około dwóch czy trzech miesiącach mój kontakt z córką znacznie się osłabił. Nie, nie byłam na nią zła – w końcu sama tak wybrała, to było jej życie, więc nie zamierzałam się wtrącać. Po prostu rzadko dzwoniła, nie zapraszała nas do mieszkania, które kupiliśmy jej jeszcze, zanim ukończyła studia, a kiedy ja chciałam, żeby wpadła – sama lub z mężem, zawsze miała jakąś wymówkę.

Kiedyś spotkałam na ulicy jej bliską przyjaciółkę. Byłam przekonana, że wciąż często się widują, więc spróbowałam z niej coś wyciągnąć na temat Justyny.

– A, bo ona teraz zalatana, pani Amando – rzuciła mi pośpiesznie, machnąwszy ręką. – Wie pani, te dwa etaty… Jeszcze podobno coś tam sobie dorabia przez Internet. Nie wiem… jakieś teksty pisze chyba.

Byłam zdziwiona. Przecież Justyna nieźle zarabiała! Po co jej był dodatkowy etat? I jeszcze ta praca dorywcza… Zaczęłam się martwić, że może trochę jej się priorytety poprzestawiały, a w pogoni za pieniądzem po prostu się zatraciła. No a ten Łukasz… na nim nie można było polegać. Pewnie nawet nie zauważył, że coś jest nie tak – tylko kasę liczył.

Przyszła mi się pożalić

Przez parę dni nosiłam się z zamiarem odwiedzenia córki. Uznałam, że wezmę ją z zaskoczenia – w końcu drzwi mi przed nosem nie zamknie, jak już się zjawię. Nim jednak się do tego zebrałam, to ona stanęła na naszym progu.

– Hej, mamo – wymamrotała, wyraźnie unikając mojego wzroku.

– Mogę wejść?

Wpuściłam ją mocno zaskoczona – nie tylko jej przyjściem, ale tym, jak wyglądała. Oczy miała podkrążone, twarz bladą, z taką mocno niezdrową cerą. W ogóle sprawiała wrażenie, jakby nie spała od jakichś kilku dni.

– Co się dzieje, Justynko? – zapytałam z troską, gdy już weszła. – Źle wyglądasz.

– Ja już tak dłużej nie wytrzymam! – jęknęła i opadła ciężko na krzesło w kuchni. – Ciągle pracuję, prawie nie bywam w domu, a jak już bywam, to też pracuję. Tak się nie da! Nie mam na to siły.

Przyjrzałam jej się uważnie.

– Ale po co to wszystko? – spytałam łagodnie. – Przecież masz pieniądze. Dobrą pensję…

– Żeby utrzymać nas dwoje? – przerwała mi. – No, nie bardzo.

Zamrugałam.

– To Łukasz nie pracuje?

Prychnęła.

– Aj, mamo, gdzie on już nie pracował – żachnęła się. – Po tym barze była kawiarnia. Potem zrezygnował, bo za ciężko i poszedł do jakiegoś znajomego robić w biurze. No myślałam już, że wreszcie coś sobie znalazł, ale wywalili go po dwóch miesiącach. Mówił, że sam się zwolnił, ale pogadałam z tym znajomym i się okazało, że w pracy sobie w gierki grał na laptopie. A teraz to już nawet nic nie szuka.

Patrzyłam na nią z rezygnacją, gryząc się w język, by nie powiedzieć: "A nie mówiłam?". Bo rzeczywiście, tyle jej mówiłam, że ten cały Łukasz to żaden materiał na męża. Że leniwy, że nie myśli przyszłościowo i nie ma właściwie żadnych planów. A miała obok Romka – zaradnego, obowiązkowego, ustawionego na resztę życia. Ale nie, bo miłość. Moja córka jak zwykle wiedziała lepiej. No to teraz ma.

Nie wiem, czy on coś zrozumie

Jestem dumna z mojej córki, bo po tej naszej rozmowie i morzu wylanych łez zdecydowała się wystawić Łukaszowi walizki za drzwi. On był podobno trochę zaskoczony, trochę oburzony, ale ostatecznie nie spierał się aż tak mocno i wyprowadził się do kolegi. Justyna postawiła mu ultimatum: albo znajdzie stałą pracę, albo ona składa pozew o rozwód.

Była bardzo stanowcza, ale mam poważne obawy, że to nic nie da. Moim zdaniem, ten leń prędzej da jej rozwód, żeby mieć święty spokój, niż rzeczywiście się za siebie weźmie.

Czytaj także: „Teściowa miała obsesję na punkcie naszego życia. Grzebała nam w lodówce i bieliźnie, a mój mąż bał się odezwać”
„Żona ciągle mnie krytykuje i ma za ofermę. Zdziwi się, jak dostanie papiery rozwodowe i zostanie bez kasy”
„Miłość życia spotkałam po rozwodzie, ale poświęciłam ją dla kariery. Gdy zrozumiałam błąd, było już za późno”

 

Redakcja poleca

REKLAMA