„Córka wstydziła się mnie przed nowym chłopakiem. Udawała, że mnie nie zna, bo nie byłem tatusiem z okładki. Dla ojca to cios”

smutny mężczyzna patrzy w lustro fot. Adobe Stock, Neil
„Rumieniec na twarzy mojej czternastoletniej córki wyraźnie mówił, że ów Piotrek, to więcej niż „tylko kolega”. Na fotografiach pozował ze swoim owczarkiem niemieckim oraz z rodziną, przystojnym ojcem, ładną mamą i kilkuletnią siostrzyczką. Wyglądał na miłego chłopaka, ale i tak zrobiłem groźną minę”.
/ 08.06.2023 10:30
smutny mężczyzna patrzy w lustro fot. Adobe Stock, Neil

Znowu zepsuła się winda. Westchnąłem ciężko i zastanowiłem się, czy nie warto wpaść na piwko do kolegi, który mieszkał na tym samym osiedlu. „Może kiedy będę u niego – kombinowałem intensywnie
– przyjedzie konserwator i uruchomi ten cholerny dźwig”.

Nie zdążyłem jednak podjąć decyzji, bo do klatki wpadła Gosia, moja czternastoletnia córka.

– Tata! – rozjaśniła jej się buzia na mój widok. – O, znowu nie działa… No trudno, chodźmy schodami! Chodź, tato!

Zagryzłem zęby i zacząłem człapać za nią

Dla niej wbiegnięcie na szóste piętro i to z plecakiem na jednym ramieniu nie było żadnym wyczynem, ale ja byłem na krawędzi zawału serca już po dotarciu na drugie półpiętro…

– Tato, dobrze się czujesz…? – spojrzała na mnie z troską, ale i lekkim zażenowaniem.

Wiedziałem, co myśli. Byłem grubasem, kompletnie nie miałem kondycji, cały spociłem się z wysiłku…
Żona i córka ciągle usiłowały namówić mnie do zmiany stylu życia, ale ja protestowałem. Mówiłem, że faceci nie wierzą w diety i cudowne wynalazki, a potem obracałem ich troskę w żart, sięgając po kolejną dokładkę smażonego kurczaka z zamówionego kubełka.

Marzena, moja żona, była dość szczupła, ale od kiedy w badaniach wyszedł jej alarmujący poziom cholesterolu, usiłowała prowadzić zdrową kuchnię. Kupowała jakieś warzywa, płatki i chudy twaróg, ale tylko mnie to irytowało.

– Nie jestem krową, żebym jadł trawę – komentowałem, kiedy stawiała na stole miskę z rukolą i pomidorami. – Nie katuj mnie, kobito! Tym się nie najem! Gosia, daj mi ulotkę z pizzerii, muszę coś zamówić, bo matka mnie tu zagłodzi!

I tak to trwało przez jakiś czas

Marzena konsekwentnie gotowała rybę na parze z brokułami, a ja, głównie z przekory, ale też trochę z głodu, zamawiałem jedzenie na telefon. Po czterech miesiącach ona schudła i wróciła z wizyty kontrolnej z dobrymi wynikami, a ja się jakoś wiele nie zmieniłem. Nawet chyba coś mi przybyło.

– Słuchaj, Edek – powiedziała mi raz i tego się trzymaliśmy – ja nie jestem twoją matką, tylko żoną. Nie będę cię pilnować ani ciosać kołków na głowie o to jedzenie. Ale chciałabym, żebyś po prostu był zdrowy i miał lepszą formę.

Nie dałem jej wtedy skończyć. Nie uśmiechało mi się słuchanie o wysokim cholesterolu i ryzyku chorób serca. Już kiedy za mnie wychodziła, wiedziała, że lubię dobrze zjeść i nie jestem zbyt skory do wysiłku fizycznego. Takiego sobie mnie wzięła, chociaż kręcili się koło niej szczuplejsi i bardziej wysportowani faceci.

Marzena była mądrą kobietą i dała mi spokój. Nie chciała tylko, żebym stołował się w barach z fast foodem, czy zamawiał smażone kurczaki do domu, więc gotowała mi to, co lubiłem. Kotleta z zasmażaną kapustą, pierogi ruskie z masełkiem, pyzy z mięsem. Odmówiła tylko pieczenia ciast, chyba licząc na to, że to jakoś pomoże mi ograniczyć spożywane kalorie.

Wspinając się po schodach, myślałem właśnie o cieście

Konkretnie o czterech ptysiach, które sobie kupiłem w drodze do domu. Były pyszne, podobnie jak eklerka, którą je „poprawiłem”. Miała być dla Gosi, ale nie zdołałem się powstrzymać przed zjedzeniem jej jeszcze na przystanku.

Na szczęście Gosia nie wiedziała, że ominęło ją ciacho. Kiedy doszedłem do drzwi mieszkania, siedziała już przy komputerze od dłuższej chwili. Sam jej powiedziałem, żeby na mnie nie czekała, więc nawet nie mieliśmy kiedy pogadać.

– Co robisz? – zagaiłem, kiedy już wyszedłem spod prysznica i zjadłem zupę zostawioną na kuchni przez Marzenę.

– Aktualizuję fejsa – odmruknęła córka, nie odrywając oczu od monitora. – Wrzucam nowe zdjęcia Hawany.

Hawana to nasza kotka. Małgosia namiętnie ją fotografowała, a potem dzieliła się zdjęciami przez internet z przyjaciółmi. Zajrzałem jej przez ramię i zobaczyłem, że ma stronę otwartą na profilu jakiegoś chłopaka.

– To nie jest zdjęcie Hawany – stwierdziłem oczywistość. – Co to za gość? Ze szkoły? Z tańców? Znam go?

– Tatooooo! – zawyła z miną męczennicy. – To tylko kolega. Dołączył do naszej grupy i tańczymy w parze. Czekaj, pokażę ci Hawanę w czapce pilotce…

Nie dałem się nabrać

Rumieniec na twarzy mojej czternastoletniej córki wyraźnie mówił, że ów Piotrek, to więcej niż „tylko kolega”. Na fotografiach pozował ze swoim owczarkiem niemieckim oraz z rodziną, przystojnym ojcem, ładną mamą i kilkuletnią siostrzyczką.

Wyglądał na miłego chłopaka, ale i tak zrobiłem groźną minę, wypytując, ile ma lat i do jakiej szkoły chodzi. W końcu bycie ojcem nastolatki zobowiązuje!

– Do sportowej piątki – wyjaśniła Gosia. – Gra w kosza, ale chciał się też nauczyć tańczyć, dlatego przyszedł do nas na zajęcia… – znowu zalała się rumieńcem i postanowiłem jej odpuścić.

„Piękna rzecz, takie młodzieńcze zakochanie” – pomyślałem i zostawiłem córkę, żeby dokończyła internetową rozmowę ze swoim „tylko kolegą”.

Przez kolejne tygodnie od czasu do czasu zagajałem o tego Piotrka, ale Gosia reagowała nerwowo. Nie chciała słyszeć o zapraszaniu go do domu, chociaż sama poprosiła o pozwolenie na pójście na grilla do jego rodziny. Marzena i ja oczywiście wypytaliśmy ją o tę rodzinę: kim są jego rodzice, gdzie pracują, czym się zajmują.

– Mama jest nauczycielką angielskiego, a tata strażakiem – odpowiedziała niechętna tym indagacjom. – A na grillu robią sobie zawody w badmintona. To mogę iść?

Pozwoliliśmy jej, a kiedy wróciła, kazaliśmy sobie pokazać zdjęcia w telefonie. Omal nie westchnąłem, widząc na fotce ojca tego Piotrka, jak wyskakiwał w powietrze, żeby odbić lotkę. Facet musiał być w moim wieku, ale przy nim wyglądałbym jak stary, gruby dziad.

Wieczorem Marzena zaczęła rozmowę o Piotrku

Dla niej też było jasne, że nasza córeczka ma chłopaka, tylko jeszcze nie chce się przyznać rodzicom. Żonie Piotrek się podobał.

– I fajnie, że oni są tacy aktywni, prawda? – dodała. – Badminton, szkoła sportowa, tańce. Ale i tak musimy zaprosić go do nas, poznać go. Chłopak musi wiedzieć, że za dziewczyną stoi jej ojciec, wiesz, o czym mówię…

Zgodziłem się z nią i zaczęliśmy namawiać córkę, żeby choć raz zaprosiła Piotrka do domu. Jej kategoryczne odmowy bardzo nas zdziwiły. Uznaliśmy, że może po prostu na to za wcześnie.
Któregoś dnia jednak byłem z Gosią na zakupach w sklepie ogrodniczym przy centrum handlowym i zdarzyło się coś, co mną wstrząsnęło.

Marzena wysłała nas po dwadzieścia sadzonek pomidorów oraz cztery drewniane donice, więc oboje wyszliśmy ze sklepu objuczeni jak wielbłądy. Ja niosłem trzy donice i sadzonki, Gosia kolejną doniczkę i siatkę z preparatami na mszyce i pająki. Oczywiście złapałem zadyszkę, idąc z tym wszystkim i nieco zwolniłem, zostając w tyle za Małgosią.

Akurat na tyle, żeby chłopak, który właśnie wychodził z galerii handlowej, nie skojarzył mnie ze śliczną czternastolatką z donicą w objęciach, sunącą parkingową alejką. Z odległości kilkunastu metrów zobaczyłem, jak staje jak wryty na widok Gosi, a potem podbiega do niej, wyjmuje jej donicę z rąk i całuje w usta na powitanie.

Tak, właśnie zupełnym przypadkiem spotkaliśmy owego tajemniczego Piotrka, pierwszą miłość mojej córki! Z ich mowy ciała domyśliłem się, że pytają się nawzajem „co ty tutaj robisz”, zobaczyłem też wzruszenie ramion córki, kiedy Piotrek wskazał na donicę i preparaty ogrodnicze. Nie wiem, co mu odpowiedziała, ale szedłem dość żwawym krokiem, żeby się przywitać i wreszcie poznać tego młodego człowieka.

Już z daleka ściągnąłem wzrokiem jego spojrzenie

Gosia stała plecami do mnie, nie mogła zauważyć, kiedy wszedłem za furgonetkę parkującą tuż obok niej. Padło pytanie Piotrka.

– Ten facet z doniczkami… to twój tata?

– Co? Nie, no coś ty! – usłyszałem głos mojego dziecka. – To… tylko sąsiad. Mama kazała mi mu pomóc z zakupami… Mój tata jest teraz na treningu kosza. Jak wróci, idziemy na basen.

Zamurowało mnie. Małgosia, moja ukochana córeczka, nie chciała się do mnie przyznać! Wolała skłamać, że jestem dla niej nikim! I wymyślić sobie jakiegoś ojca, który trenuje koszykówkę i zabiera ją na basen… Nie miałem siły wyjść zza tej furgonetki i pokazać się córce.

Zaczekałem, aż się pożegna z chłopakiem. Czułem się zbyt zraniony i upokorzony, żeby powiedzieć jej, co usłyszałem. Szliśmy do domu, rozmawiając o niczym. Żonie także nic nie powiedziałem.

Byłem wściekły, dotknięty, miałem ochotę ukarać córkę, ale tego nie zrobiłem. Zamiast tego, dokonałem rachunku sumienia. Zadałem sobie pytanie: dlaczego moje dziecko nie chciało się do mnie przyznać? Dlaczego musi fantazjować, że jestem kimś innym? Że wyglądam i żyję inaczej niż naprawdę?

Odpowiedź była prosta: Gosia się mnie wstydziła

I musiałem przyznać, że było to uczucie zrozumiałe. Spojrzałem na siebie oczami nastolatki zakochanej w synu wysportowanego strażaka i zrozumiałem, że muszę coś ze sobą zrobić. Zacząłem od diety. Marzena nie mogła wyjść ze zdumienia, kiedy poprosiłem, by zrobiła dla mnie rybę na parze. Zjadłem też warzywa, a na kolację ciemne pieczywo.

Kilka dni później poszedłem na badania, żeby sprawdzić, jak tam moje "podwozie". Okazało się, że sporo parametrów wykracza poza normę, więc dostałem od lekarza konkretne zalecenia. Trzymałem się ich nie tylko dlatego, że Gosia się mnie wstydziła. Przede wszystkim dlatego, że chciałem dożyć momentu, w którym wyjdzie za mąż i urodzi śliczne dzieci.

Po pracy nie wsiadałem w autobus, tylko robiłem sobie energiczny spacer. Po trzech miesiącach zacząłem wychodzić z domu, żeby trochę potruchtać, teraz już normalnie biegam.

Zapisałem się też na basen, na razie sam, ale myślę o tym, żeby chodzić z córką. Żeby mogła mówić znajomym prawdę. Żeby była ze mnie dumna i bez zawstydzenia przedstawiała mnie kolegom oraz kolejnym chłopakom.

Na razie dumna ze mnie jest moja żona. Widzę to w jej oczach, kiedy kupuje mi kolejną, o rozmiar mniejszą koszulę czy spodnie. Dla tego błysku mogę jeść rybę na parze i brokuły do końca życia! Po to, żeby być facetem, który imponuje kobietom swojego życia. Żonie i córce!

Czytaj także:
„Przez 30 lat myślałem, że matka się mnie wyrzekła. Gdy odkryłem, że to ojciec nas bezczelnie izoluje, było już za późno”
„Ja widziałam w nim miłość, a on we mnie pomysł na biznes. Oświadczył się, wyciągnął ze mnie oszczędności i dał nogę”
„Nie rozumiałem, dlaczego żona robi mi awantury o wyjścia z kolegami. Uznałem, że wolę rozwód niż jej humory”

Redakcja poleca

REKLAMA