„Córka twierdzi, że opieka nad wnukami to mój obowiązek na emeryturze. Nie jestem służącą czy niańką i mam inne plany”

uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, Andrey_Arkusha
„– Nie, to nie jest mój obowiązek. To jedynie moja dobra wola – powiedziałam. Starałam się mówić spokojne, ale w środku aż się we mnie gotowało. – I radzę przyjąć do wiadomości to, że nie jestem twoją służącą – dodałam i zakończyłam rozmowę”.
/ 31.12.2023 18:30
uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, Andrey_Arkusha

Na ten dzień czekałam przez długie lata. W dniu swoich 65. urodzin złożyłam wniosek o emeryturę. Tak naprawdę ze względów finansowych miałam zamiar popracować jeszcze przez kilka lat, ale zdrowie odmówiło mi posłuszeństwa.

Z dnia na dzień czułam się coraz bardziej zmęczona i wypalona. Dodatkowo odezwał się mój reumatyzm, który bardzo skutecznie utrudniał mi wykonywanie codziennych obowiązków. Dlatego też któregoś ranka powiedziałam dość i postanowiłam w końcu przejść na zasłużoną emeryturę. Z utęsknieniem czekałam na pierwszy dzień swojego nowego życia. W końcu miałam zamiar zająć się swoimi pasjami, na które wcześniej brakowało czasu i sił. Książki, teatr, wycieczki i spotkania z przyjaciółmi.

Córka miała zupełnie inne plany

W pierwszym dniu swojej emerytury zerwałam się bladym świtem. Spojrzałam na zegarek i uspokoiłam się, że na pewno nie spóźnię się do pracy. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że przecież nie muszę się już nigdzie spieszyć. Kawę i śniadanie robiłam leniwie i bez pośpiechu. I czułam się z tym doskonale.

– Mogę przyprowadzić dzieci na kilka godzin? – usłyszałam głos córki, która zadzwoniła do mnie późnym porankiem. – Muszę coś załatwić i nie mam ich z kim zostawić.

– A dlaczego nie są w przedszkolu? – zapytałam.

Tak szczerze powiedziawszy, to chciałam odpocząć i nacieszyć się czasem wolnym, a nie zajmować się czwórką rozbrykanych brzdąców.

– Krzyś jest lekko przeziębiony, więc nie chciałam prowadzić go do przedszkola. A wiesz, jak to jest. Jedno jest chore i zaraz wszyscy inni też kichają i pociągają nosem – Marta wyrzucała z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego.

A we mnie od razu zrodził się bunt, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, to Marta powiedziała, że będzie za niecałą godzinę. Machnęłam ręką. W końcu nic się nie stanie, jak kilka godzin posiedzę z wnukami. Przecież na odpoczynek będę miała jeszcze czas.

Byłam wyczerpana

Pociechy mojej córki to naprawdę małe czorty. Tego dnia dały mi w kość. Pod koniec dnia nie miałam już siły na nic.

Miałaś przyprowadzić je na kilka godzin, a nie na cały dzień – powiedziałam ze złością, gdy tylko córka pojawiła się w moim mieszkaniu.

Kocham swoje wnuki, ale opiekowanie się nimi od rana do wieczora naprawdę przekracza moje siły.

– Przepraszam mamuś – powiedziała córka i cmoknęła mnie policzek. – Miałam kilka spraw do załatwienia i nie mogłam przyjechać po nie wcześniej.

Może byłam stara, ale na pewno nie ślepa. Córka miała nową fryzurę, a na paznokciach jaskrawy lakier. Poczułam złość na nią. To ja przesiaduję z dziećmi, a ona biega po fryzjerach i kosmetyczkach. Jednak nic nie powiedziałam. Nie chciałam wywoływać kłótni. W końcu nic takiego się nie stało, że na emeryturze posiedziałam z dzieciakami. Od tego są babcie, prawda?

Zaczynała mnie wykorzystywać

Kilka kolejnych dni zajmowałam się tylko sobą. Odwiedziłam bibliotekę, wykupiłam karnet do teatru, zapisałam się na jogę i spotkałam się na kawie z koleżankami. To były fantastyczne dni, a ja poczułam się w końcu szczęśliwa i wypoczęta. Wtedy ponownie odezwała się córka.

– Mamuś, mam ogromną prośbę – powiedziała od razu, gdy tylko odebrałam telefon. "O nie, znowu czegoś chce ode mnie" – przez głowę przebiegła mi niezbyt fajna myśl. I chociaż miałam pewne wyrzuty sumienia, że nie mam ochoty pomagać córce, to postanowiłam nie ulegać presji.

– O co chodzi? – zapytałam niezbyt uprzejmie.

– Dzieciaki znowu się przeziębiły i nie mogą pójść do przedszkola. A ja nie mam ich z kim zostawić, bo Marek wyjechał w kilkudniową delegację – powiedziała.

– To weź zwolnienie – zasugerowałam. 

– Wiesz, że nie mogę. W mojej pracy nie jest do dobrze widziane – powiedziała. – Proszę cię – dodała po kilku sekundach.

– Dobrze – w końcu się zgodziłam. – Ale nie przyzwyczajaj się do tego. Następnym razem będziesz musiała radzić sobie sama.

Córka rozłączyła się niemal od razu i po kilku minutach zadzwoniła do drzwi. Wyglądało to tak, jakby była gdzieś blisko i tylko czekała na moją zgodę.

Miałam dosyć

A ja bardzo szybko poczułam, że popełniłam błąd. Dzieciaki mojej córki były niegrzeczne i rozpieszczone. I nawet jak były chore, to zachowywały się okropnie. Pod koniec dnia miałam ich już serdecznie dosyć.

Czułam się tak wypompowana z wszelkich sił i chciałam powiedzieć córce, że następnego dnia musi znaleźć sobie kogoś innego do opieki. Jednak nie miałam serca tego zrobić. Przecież znalezienie opiekunki z dnia na dzień graniczyło z cudem. Dlatego zacisnęłam zęby i przez kolejne dni dalej pilnowałam czwórkę urwisów.

Pod koniec tygodnia czułam się jak po ciężkiej pracy fizycznej i jedyne, na co miałam ochotę, to leżenie całymi dniami na kanapie. O wyjściach do teatru czy spotkaniach z koleżankami nie było nawet mowy.

Nie będę niańką na telefon

Przez kilka kolejnych dni był względny sposób. Wnuki wróciły do przedszkola i wydawało się, że w końcu będę miała czas dla siebie. Jednak ten stan nie potrwał długo. Gdy tylko na wyświetlaczu telefonu zobaczyłam numer córki, to od razu wiedziałam, z czym do mnie dzwoni. I wcale się nie pomyliłam.

Mam ogromną prośbę – usłyszałam w słuchawce jej głos.

"O nie, tym razem nie zgodzę się na pilnowanie wnuków" – pomyślałam. I nawet nie chodziło tu o przekorę. Ja po prostu nie czułam się najlepiej. Nie dość, że sama podłapałam jakieś przeziębienie, to dodatkowo od kilku dni bardzo dokuczał mi mój reumatyzm.

– Tak? – zapytałam.

– Chodzi o dzieci – usłyszałam westchnięcie. – Znowu coś złapały, a ja nie mam ich z kim zostawić. Mogę na ciebie liczyć?

Przez kilka sekund nie odzywałam się.

– Mamo, słyszysz mnie? – usłyszałam zniecierpliwiony głos Marty.

– Tak, słyszę – odpowiedziałam. – Ale nie mogę ci pomóc.

W słuchawce zapadła cisza.

Była zaskoczona i zła

– Ale jak to? – Marta była zaskoczona. Pewnie nie spodziewała się, że tym razem odmówię.

– Po prostu nie mogę ci pomóc – powtórzyłam. – Nie czuję się najlepiej. A poza tym mam inne plany – powiedziałam.

A potem dodałam, że będzie musiała poradzić sobie sama. 

– Przecież jesteś na emeryturze – usłyszałam oburzony głos swojej córki.

Zezłościłam się.

– Tak, jestem na emeryturze. Ale to nie znaczy, że nie mam swojego życia – odpowiedziałam twardo.

Marta się zaśmiała, ale w tym śmiechu usłyszałam złość.

– Wszystkie babcie opiekują się swoimi wnukami. Jak jeszcze pracowałaś, to nie zawracałam ci głowy. Ale teraz jesteś na emeryturze, więc mogłabyś poświęcić swoim wnukom nieco więcej czasu – w głosie Marty wyczuwałam coraz większe oburzenie. Tego było już za wiele. Jeżeli moja córka myślała, że mam obowiązek opiekować się jej dziećmi, to grubo się myliła.

– Przez wiele lat starałam ci się pomagać, jak tylko mogłam. Ale teraz nie mam już na to siły. Owszem, mogę popilnować dzieciaki od czasu do czasu, ale nie będę ich stałą opiekunką – odpowiedziałam ze złością.

Stanowczo odmówiłam córce

Nie sądziłam, że wychowałam taką egoistkę, która będzie mnie wykorzystywać. Dosyć tego.

– Ale to jest twój obowiązek! – wykrzyknęła Marta.

– Nie, to nie jest mój obowiązek. To jedynie moja dobra wola – powiedziałam. Starałam się mówić spokojne, ale w środku aż się we mnie gotowało. – I radzę przyjąć do wiadomości to, że nie jestem twoją służącą – dodałam i zakończyłam rozmowę. 

Przez cały dzień nie mogłam dojść do siebie. Wielokrotnie chciałam zadzwonić do córki i powiedzieć jej, żeby jednak przywiozła dzieciaki. Jednak tego nie zrobiłam. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeżeli teraz ulegnę, to już cały czas córka będzie mnie wykorzystywać. Dlatego byłam konsekwentna i milczałam. Po kilku dniach córka zjawiła się na progu mojego mieszkania.

– Mogę wejść? – zapytała. Wpuściłam ją do środka i zaproponowałam kawę.

Tego dnia długo rozmawiałyśmy. Jednocześnie ustaliłyśmy pewne zasady. Obiecałam, że będę jej pomagać, ale tylko wtedy, gdy będę miała na to czas, siłę i ochotę. Widać było, że Marta nie była zadowolona. Ale nie miała wyjścia. A ja zrozumiałam, że czasami trzeba postawić na swoim. Własne potrzeby są równie ważne jak potrzeby dzieci i wnuków. 

Czytaj także: „Żona mówi, że mam dwie lewe ręce i nic nie umiem zrobić w domu. Mnie to pasuje. Ona wszystko ogarnia, a ja odpoczywam”
„Rodzina męża zaprosiła nas na ferie. Zamiast relaksu gospodarze zafundowali nam obóz pracy”
„Prałam, sprzątałam, gotowałam i ogarniałam trójkę dzieci, a mój mąż i tak mówił, że siedzę w domu i nic nie robię”

Redakcja poleca

REKLAMA