Moja Edyta, wychowana bez ojca, który odszedł od nas, gdy była niespełna dwuletnim brzdącem, nie miała pojęcia, jak wygląda życie w pełnej rodzinie. Zawsze byłyśmy tylko we dwie i ona pragnęła, żeby tak zostało. Nie ukrywam, że trochę ją rozpieściłam. Mój były mąż, odkąd wyprowadził się z domu, a potem szybko wyjechał za granicę, nie utrzymywał kontaktów z Edytą.
Dziś ma już nową żonę, dwoje dzieci, mieszka na stałe w Stanach Zjednoczonych i Edyta jest dla niego tak samo obca, jak on dla niej. Dobrze, że chociaż regularnie płaci na nią alimenty. Jednak przez cały ten czas nie przysłał małej ani jednej paczki, ani jednego prezentu, choćby na święta Bożego Narodzenia, nigdy. A ja, żeby jakoś to córce wynagrodzić, ustępowałam jej we wszystkim. Dlatego na decyzję, że przeprowadzamy się do Witka, zareagowała złością i szantażem.
– Jeśli mi to zrobisz – krzyknęła – wyprowadzę się do babci! Na pewno nie będę z nimi mieszkała.
Nie zrezygnuję z miłości, bo córka tak chce!
Jednak tym razem nie odpuściłam. To była zbyt poważna sprawa. Kochałam Witka, chciałam z nim być, niezależnie od wszystkiego. Nie mogłam rezygnować z własnego życia i planów, rezygnować z miłości i ukochanego mężczyzny, dlatego że córka mnie szantażowała.
– Nigdzie się nie wyprowadzisz – zakomunikowałam jej. – Jesteś moją córką, jesteś niepełnoletnia i będziesz mieszkała tam, gdzie ja zdecyduję, kochanie. Będziesz mieszkała ze mną, zrozumiałaś?
Edyta spojrzała na mnie wzrokiem, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widziałam, i wysyczała:
– To jeszcze zobaczymy.
– Nic nie będziemy oglądać – warknęłam wtedy ze złością.
Natomiast Marta, córka Witka, dwa lata młodsza od Edyty, bardzo dobrze pamiętała swoją mamę. Żona Witka zmarła dwa lata temu, na raka. Dziewczynka bardzo przeżyła jej śmierć, bo była mocno związana z matką. I oczywiście za nic nie chciała, aby ktokolwiek, kiedykolwiek zajął jej miejsce. Za każdym razem, kiedy pojawiałam się u nich w domu, Marta zachowywała się jak mała czarownica. Rzucała mi wściekłe spojrzenia i mnóstwo złośliwych uwag.
Kończyło się to na ogół kłótnią Witka z córką. Przyczyną nieporozumień, według Marty oczywiście, byłam ja. Kiedy Witek powiedział córce, że zamierzamy razem zamieszkać i planujemy ślub, dziewczynka najpierw milczała ze wzrokiem wbitym w podłogę, a potem odwróciła się, zamierzając wyjść.
– Marta! – zdenerwował się Witek.
– Co ma znaczyć takie zachowanie?
Mała wzruszyła ramionami.
– Chyba nie spodziewałeś się, że będę skakała z radości – mruknęła.
– Spodziewałem się odrobiny akceptacji – Witek podniósł głos.
– Żartujesz sobie? – roześmiała się i wyszła, mimo że ojciec ją wołał.
Dobrze, że Witek ma duży dom i dziewczyny mogły mieć własne pokoje. Gdyby Edyta musiała wprowadzić się do Marty, chyba nastąpiłoby coś w rodzaju kataklizmu. Obie omijały się szerokim łukiem, a gdy wpadały na siebie, kłóciły się o najmniejszy drobiazg – o pilota do telewizora, o wypity sok, o fotel na tarasie, o zajętą zbyt długo łazienkę. Wojna zaczynała się już od rana, przy śniadaniu. Marta nie jadała płatków, Edyta wykrzywiała się na tosty, a obie nie znosiły jajecznicy, którą z kolei uwielbiał Witek. Potem jedna drugiej zajmowała łazienkę, a ta, która akurat nie zdążyła być pierwsza, dobijała się do drzwi ze złością. W końcu Witek nie wytrzymywał i podnosił głos.
– Dosyć tego, proszę się natychmiast uspokoić! – krzyczał. – Jesteście siostrami.
Nieważne było zresztą, co w danym momencie powiedział, i tak w dziewczyny wstępował diabeł.
– Ona nie jest moją siostrą! – krzyczała Marta.
– Nie będziesz mi zwracał uwagi, nie jesteś moim ojcem – to oczywiście Edyta.
– Pewnie, że nie – rewanżowała się natychmiast Marta. – Jesteś moim tatą i powinieneś trzymać moją stronę!
– Mamo, powiedz jej coś! – darła się coraz głośniej Edyta.
– Cisza! – wybuchał w końcu Witek. – Mam was dosyć – oznajmiał, chwytał teczkę i wychodził, zatrzaskując za sobą głośno drzwi.
Zastanawiałam się, czy pomyślał, jak bardzo ja miałam dosyć. W końcu dziewczyny wychodziły do szkoły, a ja do pracy. Po powrocie jednak wszystko zaczynało się od początku.
Edyta nauczona była od dziecka, że musi mi pomagać w domu – sprzątać, zmywać naczynia, nakrywać do stołu. Teraz uważałam, że powinnam wszystkie obowiązki podzielić między obydwie dziewczyny. Marta jednak zbuntowała się natychmiast.
– Nigdy nie musiałam sprzątać, ani zmywać i teraz też nie będę tego robić – pyskowała, kiedy prosiłam ją o pomoc.
– Więc uważasz, że ja sama powinnam wszystko robić? – pytałam.
– Jak sobie chcesz! W końcu to ty chciałaś wyjść za mojego tatę.
Rozmowa odbyła się w obecności Edyty, która nie miała zamiaru zatrzymać jej dla siebie. Wystarczyło, że Witek pojawił się w drzwiach, a natychmiast rozpoczęła dyskusję.
– Nie wiem, jak możesz pozwalać, żeby Marta w ten sposób odzywała się do mojej mamy?
– Niby jak? – Witek spojrzał na nią zdziwiony.
– Ona nic nie chce robić! – krzyknęła moja córka. – Zachowuje się, jakby była jakąś pieprzoną księżniczką.
– Edyta, jak ty się wyrażasz? – nie wytrzymałam.
– A co, może nie mam racji?
Witek patrzył zdezorientowany to na mnie, to na Edytę. W końcu zatrzymał wzrok na Marcie, która właśnie wyszła z łazienki i stojąc w drzwiach, uśmiechała się złośliwie. Najwyraźniej musiała słyszeć całą rozmowę.
– O co wam właściwie chodzi? – zapytał.
– Jak to, o co? – Marta miała przygotowaną odpowiedź, nie zastanawiała się ani sekundy. – Wielkie panie chciałyby zrobić ze mnie Kopciuszka. Przykro mi, ale nie pozwolę sobie na to.
Opadłam zrezygnowana na krzesło i po prostu się rozpłakałam.
– No i widzicie, co narobiłyście? – krzyknął Witek. – Doprowadziłyście matkę do płaczu.
– Ona nie jest moją matką – zareagowała natychmiast Marta.
– Pewnie, że nie jest – Edyta nie była jej dłużna. – To jest tylko moja mama, zapamiętaj sobie.
– No i bardzo dobrze. Moja mama była sto razy lepsza.
– Dosyć tego! – krzyk Witka był słyszalny pewnie nawet u sąsiadów. – Natychmiast każda do swojego pokoju. I nie chcę was widzieć aż do kolacji.
– Nie jesteś moim ojcem i nie będziesz mi rozkazywał – sprzeciwiła się natychmiast Edyta. – Mamo, powiedz mu coś.
– Jak ich nie było, to nigdy tak nie krzyczałeś – Marta wykrzywiła buzię, jakby miała wybuchnąć płaczem.
– Wynoście się, obydwie, ale już.
Dziewczyny wyszły tym razem posłusznie, Edyta obrażona z podniesioną wysoko głową, a Marta już zaczynająca pochlipywać. W drzwiach jednak nie darowała sobie popchnięcia Edyty.
– To wszystko przez ciebie… – syknęła.
Do wieczora żadna nie pokazała się na dole. Edyta jadła kolację obrażona, a Marta nie zeszła w ogóle.
Mam oddać swoją córkę, dlatego że nie może dogadać się z twoją?
– Witek, musimy coś z tym zrobić. – powiedziałam do męża wieczorem w sypialni. – Trzeba spacyfikować dziewczyny, bo wszyscy zwariujemy.
– Okej, tylko powiedz mi jak – westchnął. – Bo ja nie mam pomysłu.
– Nie wiem, ale coś wymyślę.
– Może powinnaś pozwolić Edycie zamieszkać z babcią.
Na te słowa aż mnie zatrzęsło.
– Czy ty zwariowałeś? Mam oddać swoją córkę, dlatego że nie może dogadać się z twoją? Już raczej obie się wyprowadzimy.
– Przepraszam, Gosiu – Witek natychmiast zaczął się wycofywać. – To nie był dobry pomysł. Sam nie wiem, dlaczego tak powiedziałem. Chyba po prostu nie mam już do nich siły. Przepraszam cię, naprawdę. Spróbuję jeszcze jutro z nimi porozmawiać.
– Może ja spróbuję – zaproponowałam. – Mam więcej cierpliwości. Ty zaraz się zdenerwujesz i będzie tylko nowa awantura.
Niestety moja próba nic nie dała. Dziewczyny po prostu nie chciały się zaprzyjaźnić, ani nawet żyć w pozornej zgodzie. One uwielbiały ze sobą walczyć, nie znosiły się nawzajem albo starały się robić nam na złość.
Żyliśmy od kłótni do kłótni. Sama już nie wiedziałam, która z naszych córek jest bardziej złośliwa, bardziej zaczepna, i która częściej te wszystkie kłótnie prowokuje.
Latem pojechaliśmy na wspólne wakacje. Łudziliśmy się z Witkiem, że może lato, słońce i plaża wpłyną łagodząco na obie nasze córeczki. Nic z tego. Dziewczyny prowadziły nieustanną wojnę podjazdową. Jak Edyta chciała iść na plażę, to Marta na spacer. Jak Marta chciała na śniadanie sałatkę, to Edyta kanapki. I oczywiście cały czas dyskutowały, kto jest lepszy, a kto gorszy.
– Zachowujecie się jak pięciolatki – powiedziałam im kiedyś.
– To Marta ciągle się kłóci.
– Nie musisz z nami mieszkać, jak ci się nie podoba.
Kłótnię na ogół przerywał Witek i dziewczyny wychodziły obrażone, nie tylko na siebie nawzajem, ale i na nas. Wróciłam z tych wakacji tak zmęczona, jak jeszcze nigdy.
– Wituś, ty sobie nawet nie wyobrażasz, jak ja się cieszę, że one jadą na te kolonie – powiedziałam do męża.
Dziewczyny jechały oczywiście każda oddzielnie.
– Ja też się cieszę, odpoczniemy wreszcie – westchnął Witek.
Naprawdę chciałam odpocząć, pobyć trochę sama z mężem i przede wszystkim nie słuchać tych wiecznych kłótni naszych córek. Jednak ciągle czułam się zmęczona, o dwudziestej padałam już na twarz i zasypiałam na stojąco. Po tygodniu Witek zmusił mnie, żebym poszła do lekarza. Poszłam, chociaż domyślałam się, co mi dolega. I nie pomyliłam się.
– Wituś, jestem w ciąży – powiedziałam wieczorem mężowi. – Będziemy mieli dziecko.
Radość Witka była ogromna, mimo że nie planowaliśmy powiększenia rodziny. Mieliśmy przecież dość kłopotów z córkami.
– Nie wiem, Witek, czy to jest najlepsza nowina – szepnęłam, kiedy mąż już się nacieszył, naprzytulał mnie i wycałował.
– Gosiu, to jest cudowna nowina.
– Ale pomyśl, co zaczną wyprawiać nasze córki, jak się dowiedzą.
– Daj spokój, to są duże dziewczyny. W końcu dorosną, zmądrzeją. A my może będziemy mieli syna?
– Albo trzecią córkę.
Witek skrzywił się.
– Byle nie była taka kłótliwa, jak te dwie – mruknął.
One jednak z kolonii wróciły jakieś inne, jakby wyciszone, mniej skłonne do sprzeczek i kłótni. Już pierwszego dnia po powrocie, przygotowując wspólnie ze mną kolację, Edyta stwierdziło lekko kpiąco:
– Wiesz, mamuś, chyba trochę się stęskniłam za tą małą wydrą.
– Sama jesteś wydra – odezwała się od drzwi Marta.
Edyta zachichotała.
– No właśnie, tam wszystkie dziewczyny były jakieś takie przesłodzone, nawet się pokłócić nie miałam z kim.
– No to super, może wreszcie mnie docenisz, wydro – mruknęła Marta, zabierając się do krojenia pomidorów.
Patrzyłam na nie i zastanawiałam się, czy w ciągu tych trzech tygodni poza domem ktoś mi je podmienił. Nie było jednak tak wspaniale, bo już podczas kolacji jak zwykle się pokłóciły, chociaż wydawało mi się, że jakoś mniej złośliwie, jakby łagodniej.
Chociaż atmosfera w domu wyraźnie się poprawiła, to nie miałam odwagi powiedzieć córkom o swojej ciąży. Witek zaczynał na mnie naciskać, twierdząc, że w końcu same się zorientują, a wtedy może nastąpić armagedon. Ja jednak wciąż odkładałam tę rozmowę. Przekonywałam męża, że najpierw chcę wiedzieć, czy będziemy mieli chłopca, czy dziewczynkę. W końcu lekarz stwierdził, że urodzę syna. Witek uparł się wtedy, że musimy porozmawiać z dziewczynami.
Mama, tata, dwie siostry i brat!
Przy kolacji zerkaliśmy na siebie z Witkiem, jak dwoje niepewnych dzieciaków, które obawiają się przyznać rodzicom do psoty. W końcu Marta powiedziała:
– No to wal, tato!
– O co ci chodzi? – wzruszył ramionami Witek.
– No przecież widzimy, że coś nam chcecie powiedzieć, tylko nie wiecie, jak się do tego zabrać.
– Nooo, bo wiecie, dziewczynki… – zaczęłam, ale Witek przerwał mi gwałtownie. – Będziecie miały brata – oznajmił.
Edyta z Martą popatrzyły po sobie i nagle obie wybuchnęły śmiechem.
– Przecież my już dawno o tym wiemy – wykrztusiła Edyta.
– Zastanawiałyśmy się tylko, kiedy nam powiecie – dodała Marta.
– No i liczyłyśmy na to, że będzie dziewczynka – wtrąciła Edyta.
– Fajnie byłoby mieć taką małą siostrę – to Marta.
– Jak podrośnie, byłoby się z kim kłócić – Edyta puściła oczko do siostry. – Ale damy radę i z bratem.
– Co zrobić, kiedy tata się nie spisał – Marta uśmiechnęła się kpiąco.
– O przepraszam – zaskoczony Witek w końcu się odezwał. – Właśnie się spisałem, będę miał syna.
– Typowo męski punkt widzenia – dziewczyny popatrzyły po sobie.
– Może i tak, ale z czterema babami w domu mógłbym nie wytrzymać.
– Witek – szepnęłam – nasze córki zmądrzały, polubiły się, czy mi się wydaje? Nie będziecie się kłócić? – spojrzałam na dziewczyny z nadzieją.
– Będziemy! – odpowiedziały jednocześnie.
– Muszę jakoś walczyć o swoje z tą wydrą – dodała Marta. – Tym bardziej że tata nie chce trzymać mojej strony.
– A ja nie będę ustępować temu małemu złośliwcowi – zakomunikowała Edyta. – Nawet niech na to nie liczy.
Dziewczyny owszem kłóciły się nadal, ale troszkę inaczej. Jakby z mniejszą zajadłością, bez nienawiści. Zauważyłam też, że zaczęły pożyczać sobie ubrania, co w przypadku mojej Edyty było czymś nadzwyczajnym. Córka od dziecka była pedantyczna, zawsze miała wszystko poukładane, poprasowane i posprzątane. I nigdy niczym nie chciała się dzielić. A teraz pożyczała Marcie ciuchy, mimo że ta była bałaganiarą. O to też często wybuchała wojna. Jednak od czasu, kiedy zaczęły spędzać wspólnie wieczory, uwierzyłam, że będzie dobrze.
– Witek, nasze córki w końcu się zaakceptowały – stwierdziłam.
– Długo to trwało – odparł mój mąż.
Potem przyszedł na świat nasz synek. O imię dla niego dziewczyny prawie się pobiły, żadna nie chciała ustąpić. Doprowadziły tym Witka do szału. W końcu stwierdził, że to jest jego syn i sam wybierze mu imię. Maluch będzie nazywał się Wiktor. Obie dziewczyny obraziły się na ojca, ale za to zaczęły trzymać wspólny front.
– Kiedy wy w końcu dorośniecie? – jęczałam.
– Niedawno mówiłaś, że dorosłyśmy – przypominała mi Marta.
– Myliłam się – wzdychałam.
– Mamo – śmiała się Edyta – my od czasu do czasu musimy się pokłócić, atmosfera się wtedy oczyszcza.
– Ale czy musicie czyścić ją tak często? – pytałam, a one reagowały wspólnym śmiechem.
Pocieszało mnie jedynie to, że choć wciąż się kłóciły, to jednak widać było, że się lubią. Czuję, że dopiero od niedawna naprawdę jesteśmy rodziną. Nasze córki zaczęły uważać się za siostry, a małego Wiktorka za swojego brata. Co prawda Marta do mnie, a Edyta do Witka, zwracały się po imieniu, ale zauważyłam, że kiedy rozmawiają między sobą zawsze mówią: tata i mama.
Czytaj także:
„Mąż chciał się rozwodu i wmawiał mi, że to moja wina. Postanowiłam rozegrać to po swojemu i utrzeć mu nosa”
„Rodzice nie akceptują tego, że wyszłam za zwykłego budowlańca. Myśleli, że będą układać mi życie. Nic z tego”
„Tamta wredna baba naprawdę zagrała mi na nerwach. Nie miałem pojęcia, że już niedługo los znów nas połączy”