Co roku, na kilka dni przed Bożym Narodzeniem, w skrzynce na listy znajduję kartkę świąteczną. Zawsze jest pięknie zapakowana, z eleganckim napisem na przodzie, który przypomina mi o magii świąt. Najważniejsza jest jednak wiadomość w środku: „Dla Walerii, od Twojego wielbiciela”. I nic więcej. Żadnego podpisu, wskazówki, skąd ta kartka mogła przyjść.
Nie wiedziałam kto to
Sąsiedzi? Oczywiście, znamy się, ale rzadko kto ma czas na dłuższą rozmowę. Ich życie pędzi naprzód, a moje… cóż, stoi w miejscu. Często pozwalałam myślom błądzić, próbując rozwikłać zagadkę mojego wielbiciela. Czasami wydawało mi się, że niemal czułam obecność tego człowieka, jakby jego duch unosił się gdzieś w moim domu, cicho, delikatnie.
Może to ktoś z młodości, kto nie miał odwagi wyznać swoich uczuć wtedy, gdy czas jeszcze na to pozwalał? Może to Janek, chłopak, z którym tańczyłam na pierwszym balu, ale potem nasze drogi się rozeszły?
Czasem marzyłam o tym, że kiedyś ujawni się przede mną, stanie u moich drzwi i powie: „To ja. Przez te wszystkie lata myślałem o Tobie”. Jakbyśmy byli bohaterami jednej z tych romantycznych powieści, które czytałam, gdy wieczory stawały się zbyt długie. Zastanawiałam się, jak wyglądałaby taka scena.
Ale prawda była taka, że nie znałam odpowiedzi na te pytania. Zamiast tego miałam tylko kartki. Co roku przynosiły mi poczucie, że mimo wszystko nie byłam sama, choćby tylko przez chwilę. I to właśnie te chwile podsycały moją wyobraźnię i nadzieję na coś więcej.
Chciałam go poznać
Nadszedł czas, by dowiedzieć się więcej o moim tajemniczym wielbicielu. Zaczęłam od rozmów z sąsiadami i znajomymi, starając się jak najdyskretniej zdobyć informacje, które mogłyby mnie naprowadzić na trop nadawcy kartek.
Pierwsza na mojej liście była pani Krystyna, której nigdy nie brakowało czasu na plotki. Zaczęłam rozmowę od ogólnych tematów, jak pogoda i sąsiedzkie wydarzenia. Kiedy temat kartek pojawił się naturalnie, spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
– To musi być ktoś wyjątkowy – powiedziała, zniżając głos do szeptu. – Ale kto to mógłby być? W okolicy nie zauważyłam nikogo nowego, a wszyscy tutaj znamy się od lat.
Następnie odwiedziłam pana Józefa, który często przesiadywał przed swoim domem, karmiąc gołębie. On z kolei miał teorię, że to ktoś z dalszej rodziny, kto nie chce ujawniać się z różnych powodów.
– Może to ktoś, kto ma dług do spłacenia, emocjonalny – stwierdził.
Zaczęłam podejrzewać, że rozwiązanie tajemnicy jest bliżej niż myślałam. Postanowiłam, że muszę obserwować wszystko uważniej, nie przeoczyć żadnego szczegółu. Tajemniczy wielbiciel mógł być kimś z mojej codzienności, kimś, kogo mijam każdego dnia.
Obserwowałam wszystkich
Zaczęłam baczniej przyglądać się sąsiadom, starając się dostrzec coś, co mogłoby zdradzić ich sekrety. Czy to mógł być ktoś, kto od lat był w moim otoczeniu, ale nigdy nie zwracał na siebie uwagi?
Pewnego chłodnego popołudnia, gdy spacerowałam po osiedlu, zatrzymałam się przy płocie sąsiadki, pani Zofii. Była to kobieta energiczna, z którą często wymieniałam uprzejmości. Podczas rozmowy zauważyłam, że obok niej stoi pan Jan, sąsiad, który mieszkał obok mnie od lat, ale nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać dłużej.
– Ach, cieszę się, że panią widzę! – zawołała pani Zofia, machając ręką. – Właśnie zastanawialiśmy się nad nowymi nasadzeniami w ogródku.
– Tak, zawsze podziwiałam wasze kwiaty – odpowiedziałam, starając się utrzymać rozmowę w lekkim tonie, ale jednocześnie obserwując pana Jana.
Coś w jego postawie zwróciło moją uwagę. Był dziwnie nieswój, unikał mojego spojrzenia, a jego ręce drżały lekko, gdy poprawiał kapelusz. W jego zachowaniu było coś, co kazało mi się zatrzymać i zastanowić. Czy to możliwe, że to on był nadawcą tych wszystkich kartek?
Podejrzewałam, że to on
Zaczęłam się bardziej przyglądać jego twarzy, próbując doszukać się wskazówek. Jego nieśmiałe uśmiechy i nieudolne próby rozmowy wydawały się teraz mieć zupełnie inne znaczenie. Był wyraźnie nerwowy i kiedy Zofia odeszła na chwilę do domu, odważyłam się zadać pytanie, które krążyło mi po głowie.
– Panie Janie, zastanawiam się, czy wie pan coś o tych kartkach świątecznych, które otrzymuję co roku? – zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie.
Jego reakcja była natychmiastowa. Wzrok pana Jana skoczył w bok, jakby szukał wyjścia z sytuacji, a jego dłonie jeszcze bardziej zaczęły drżeć. Odpowiedział cicho, niemalże szeptem:
– Kartki? Nie, nie wiem… to znaczy… – zaczął się plątać w słowach, a jego oczy błysnęły czymś, co mogło być zaskoczeniem albo strachem.
Następnego dnia, po nocy pełnej niespokojnych myśli i snów o nieznanym wielbicielu, zdecydowałam się na bardziej bezpośrednie podejście. Zapukałam do drzwi pana Jana. Kiedy je otworzył, przez chwilę wahałam się, ale determinacja szybko wzięła górę.
– Dzień dobry, panie Janie – zaczęłam, próbując zachować spokojny ton. – Pomyślałam, że może porozmawiamy przy kawie. Co pan na to?
Przejęłam inicjatywę
Wydawał się zaskoczony moim nagłym zaproszeniem, ale po chwili namysłu skinął głową.
– Oczywiście, pani Walerio. To będzie przyjemność.
Usiedliśmy w mojej małej kuchni. Wiedziałam, że to moment, w którym muszę działać.
– Wie pan, te kartki świąteczne – zaczęłam delikatnie – znaczą dla mnie bardzo wiele. To trochę jakby ktoś przez te wszystkie lata był przy mnie, nawet jeśli tylko w duchu.
Przełknął ślinę i spojrzał na mnie z oczami pełnymi niepewności.
– Walerio… – zaczął, ale jego głos się załamał.
– Proszę, powiedz mi prawdę – poprosiłam, pochylając się nad stołem. – To ty, prawda?
Jego twarz zarumieniła się.
– Tak, to ja – wyznał, po czym westchnął ciężko. – Przez te wszystkie lata nie miałem odwagi podejść bliżej. Te kartki były jedynym sposobem, by pokazać, że mi na tobie zależy.
Słuchałam jego słów z niedowierzaniem, a jednocześnie z uczuciem, które ciężko było mi opisać. Radość mieszała się z zaskoczeniem, a serce biło mi mocniej.
– Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? – zapytałam cicho.
– Bałem się odrzucenia. Jestem starym, samotnym człowiekiem, który marzył o czymś, co wydawało się nieosiągalne.
Rozmowa była intymna
Po odkryciu prawdy moje serce było w nieustannym wirze emocji. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co wyznał mi Jan. Każdego ranka, kiedy budziłam się z myślą, że teraz wiem, kto był moim tajemniczym wielbicielem, próbowałam ułożyć sobie w głowie, co oznacza to dla mnie i mojej przyszłości.
Wspomnienia rozmowy z Janem nieustannie powracały. Czułam się z jednej strony wyjątkowo, z drugiej nieco przytłoczona. Jan był człowiekiem, który przez lata skrywał uczucia, jakby obawiał się, że ich ujawnienie mogłoby zburzyć delikatną równowagę naszego sąsiedzkiego świata. A teraz, gdy prawda wyszła na jaw, oboje znaleźliśmy się na rozdrożu.
– A jeśli się nie uda? – zastanawiałam się. – A jeśli zranimy się nawzajem?
Te myśli przynosiły mi lęk, ale także pobudzały do działania. Jan był cierpliwy, nie naciskał, co tylko potwierdzało jego szczere intencje. Jego spokój dawał mi czas na przemyślenie sytuacji, co doceniałam z całego serca.
Jednak musiałam podjąć decyzję. Nie mogłam dłużej tkwić w zawieszeniu. Czy byłam gotowa na nowy etap w życiu? Tego jeszcze nie wiedziałam, ale jedno było pewne – nie mogłam tego odkryć, nie próbując.
Waleria, 67 lat
Czytaj także:
„Mąż zawsze kupował mi tanie badziewie jako prezenty pod choinkę. Dałam mu nauczkę, a on się wściekł jak nigdy”
„Dla męża byłam środkiem do celu, a nasze dziecko – wypadkiem przy pracy. Nawet w noc poślubną przyświecał mu jeden cel”
„Ojciec jednym słowem zniszczył Wigilię. W tym roku zamiast z ukochanymi, opłatkiem podzielę się z lustrzanym odbiciem”