Co niedziela biegam do kościoła, bo tak mi matka każe. W sumie gdyby nie spowiedź, podczas której muszę zmyślać grzechy, nawet bym to lubiła...
W kościele było niemal pusto, tylko kilka starszych kobiet modliło się cicho w ławkach tuż pod ołtarzem, a jakiś mężczyzna robił zdjęcia witrażom. Usiadłam z tyłu i przyglądałam mu się, rozmyślając, jak to jest – tak sobie po prostu chodzić w poszukiwaniu piękna, trochę tu, trochę tam. Pewnie beztrosko, bo uśmiechał się nieznacznie, z czym zresztą było mu cholernie do twarzy.
Kogoś mi przypominał, ale nie mogłam skojarzyć; chyba jakiegoś amerykańskiego aktora. Uśmiechnęłam się, gdy mnie mijał, wychodząc, ale jego wzrok prześliznął się po mnie, jakbym była niewidzialna. „Czego się właściwie spodziewałaś, głupia?!” – pomyślałam, ale było już za późno: łzy jak grochy potoczyły mi się po policzkach.
Gdy tylko zauważyłam, że kobieta klęcząca przy konfesjonale podnosi się, by ucałować stułę i odejść, bez namysłu zajęłam jej miejsce.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – automatycznie wypowiedziałam formułkę.
– Na wieki wieków, amen – dobiegł mnie zza kratki szept księdza.
Woń, którą nagle poczułam, zawsze przypomina mi psa, którego znałam w dzieciństwie. Właśnie tak pachniała jego sierść, gdy siedzieliśmy u babci na ganku, kuląc się przed deszczem pod wąskim daszkiem.
– Bóg niech będzie w twoim sercu, abyś skruszona w duchu wyznała swoje grzechy – kapłan przywołał mnie do rzeczywistości.
Balansowałam na granicy histerii, jednocześnie chciało mi się śmiać i płakać: moje grzechy! Ale potem wyobraziłam sobie, że wracam do domu i mama już od progu pyta, czy byłam u spowiedzi... Wyobraziłam sobie, jak wsparta na poduszkach prześwietla mnie na wylot wypłowiałym błękitem oczu, domagając się odpowiedzi, a potem zaczyna uderzać o kołdrę lewą ręką, tą mniej sprawną po wylewie, dociekając, czy pytanie, które zadała, jest za trudne. I czy po to wypruwała sobie żyły, aby zarobić na moje studia, żebym teraz stała jak wsiowy głupek z otwartą gębą?
Mam 30 lat i wciąż jestem dziewicą
Wymieniłam wszystkie grzechy, lecąc po przykazaniach i, siłą rzeczy, omijając zdecydowaną większość, na których złamanie nie miałam żadnych szans, i znów się rozpłakałam, tym razem nad nędzą swojego życia.
Byłam beznadziejna, rozchwiana emocjonalnie, właściwie wariatka. Dokładnie tak ostatnio ujęła to mama, żaląc się sąsiadce. Jak to ona powiedziała? „Jaśka wdała się w ojca, tyle że nie pije, ale skończy w zakładzie, tak samo jak tamta łajza!”.
– Nie płacz, córko – ksiądz otrząsnął się z drzemki, w którą musiał zapaść, słuchając moich wynurzeń. – Mów, Bóg wybacza szczerym i żałującym.
Najwyraźniej czekał. Zrobiło mi się go żal. Od kilkunastu minut byłam w kościele i już zmarzłam jak pies. Kto wie, ile ten tu już siedzi bez ruchu?
– Uprawiałam seks bez ślubu – wypaliłam.
– Ile razy? – zapytał.
– Raz.
Ksiądz wyraźnie się ożywił, więc brnęłam dalej. Powiedziałam, że spotykam się z mężczyzną w tajemnicy przed matką, która jest ciężko chora i ciągle w strachu, że ją opuszczę. Zapytał, czy myślimy o usankcjonowaniu związku, ale wzruszyłam ramionami: matka nigdy się na to nie zgodzi. Poza tym on jest fotografem, dużo podróżuje. To nie jest materiał na męża, na ojca dzieciom... Nawet pomijając fakt, że to rozwodnik.
– Unikaj obcowania z tym mężczyzną, córko. Powiada Pismo: "Jeśli prawa ręka twoja gorszy cię, odetnij ją".
– Jestem taka samotna – szepnęłam.
– Nikt, kto wierzy, nie jest samotny!
Zastanowiłam się, czy on w ogóle wie, o czym mówi; wyszło mi, że jakieś pojęcie może mieć. Matka kiedyś umrze, da Bóg, nie będę wtedy jeszcze posiwiałą staruszką, a ksiądz raczej nie miał przed sobą barwnej przyszłości. Po raz kolejny zrobiło mi się go szkoda, więc kiedy zapytał, czy żałuję za grzechy, odpowiedziałam, że tak. Kiedy obiecałam poprawę, zadał mi pokutę i udzielił rozgrzeszenia.
Wstając od konfesjonału, czułam się jakoś inaczej. Przede wszystkim było mi ciepło. Może przez krew, która krążyła we mnie szybciej, przez bicie serca, które, miałam wrażenie, było słychać w całym kościele. Jedna z kobiet pod ołtarzem odwróciła się i obrzuciła mnie ciekawskim spojrzeniem, po czym zaszeptała coś do sąsiadki; za chwilę obie patrzyły na mnie, mrużąc oczy. Emitowałam niebiański blask czy co? Wzruszyłam ramionami, włosy zwinięte w grzeczny kok rozsypały mi się na ramiona, gdy klękałam, by odprawić pokutę.
Dawno nie modliłam się tak żarliwie, może nigdy. Dotąd tylko bezmyślnie klepałam litanie, teraz każdy wers poruszał mnie głęboko, jakbym po raz pierwszy rozumiała znaczenie słów... Całkiem zatonęłam w modlitwie. Gdy zerknęłam na zegarek, zdziwiłam się: kiedy ten czas minął? Jeśli chciałam zdążyć na przystanek, musiałam już wychodzić.
Przyjechałam do miasta autobusem, zamiast brać auto. Często tak robię. Dla mamy to marnotrawstwo czasu, dla mnie wręcz przeciwnie – dodatkowe minuty na wolności i kontakt ze światem. A dziś było naprawdę pięknie: choć w kościele zalągł się na dobre chłód, na zewnątrz słońce wychylające się chwilami zza chmur przyjemnie ogrzewało.
Wysiadłam przystanek wcześniej i szłam przez pola, żeby jeszcze trochę nacieszyć się światem. Patrzyłam na białe przestrzenie, wystawiałam twarz do słońca – ach, życie grzesznicy było dużo bardziej fascynujące niż marna egzystencja oddanej i cnotliwej córki!
– Byłaś w kościele? – matka nie bawiła się w pytania o moje samopoczucie.
– Byłam, mamuś.
– Komunię przyjęłaś?
– Nie, nie zdążyłam odrobić pokuty, śpieszyłam się. Marta dawno wyszła?
– A co to za różnica? – prychnęła. – I tak nic nie robi! Pęta się tylko po domu i gada, jakby kogoś ciekawiło jej pytlowanie. Sprawdź lepiej, czy czegoś nie ukradła.
Mama powieści nie lubi, czytam jej Słowackiego
Otworzyłam szuflady, dla świętego spokoju przejrzałam kredens. Wszystko jak zwykle było w porządku, bo i co tu brać? Poza tym opiekunka jest uczciwa; po prostu mama nie lubi obcych i nie znosi, gdy wychodzę z domu. Najchętniej w ogóle by mnie trzymała pod kluczem. Twierdzi, że emerytury po ojcu spokojnie wystarczy dla nas dwóch. Ale ja, chociaż większość pracy wykonuję w domu, nie pozwalam sobie na odebranie tych dwóch, trzech dni w tygodniu, gdy zaglądam do firmy.
– Ja, gdy musiałam się tobą opiekować, nigdy nie wysługiwałam się obcymi – mruczała teraz matka. – Zrezygnowałam ze wszystkiego!
Zupełnie umyka jej fakt, że dziecko, rosnąc, potrzebuje coraz mniej starań, natomiast w wypadku starszej osoby jest wręcz przeciwnie. Nie miałam jednak ochoty wchodzić z nią w kolejny konflikt – gadałyśmy o tym miliony razy i nigdy nie doprowadziło to do niczego, oprócz kolejnych ustępstw z mojej strony.
Odgrzałam obiad i zaniosłam jej do łóżka.
– Znowu pomidorowa? – skrzywiła się.
– A ja tak bym zjadła gołąbków... W dodatku nieprzyprawiona! Fuj!
Zupa ta sama co wczoraj, a wczoraj stwierdziła, że zrobiłam za słoną...
– Poczytać ci, mamo? – zapytałam. – Przyniosłam kilka książek z biblioteki.
– Pewnie jakieś dziadostwo o morderstwach i seksie! – wydęła pogardliwie wargi. – Jak można pakować sobie do głowy takie krwawe, złe rzeczy? Życie jest wystarczająco okrutne. Słowackiego weź!
"Pewnie, nie ma to jak optymistyczny »Ojciec zadżumionych«" – pomyślałam, ale nie chciałam się z matką kłócić. Znałam poemat już prawie na pamięć, toteż już przy dziewięciu dromaderach odpłynęłam.
Czy to grzech okłamać księdza przy spowiedzi? Czy z tego też będę musiała się wyspowiadać następnym razem? A może odprawienie pokuty za czyn, którego nie popełniłam, zrównoważy takie małe oszustwo?
"I tak przeżyłem smutnych dni czterdzieście;
Przyszli mię ludzie uwolnić nareszcie.
O, gorzka wolność i chwila odlotu!
Jam do ciemnego już przywykł namiotu..."
"Zupełnie jak ja, ja też już przywykłam" – pomyślałam, ale tym razem jakoś mnie to nie przygnębiło, spłynęło bez śladu...
Trudno, wygląda na to, że grzech mam odpracowany na zapas – teraz pozostaje mi tylko znaleźć partnera do cudzołóstwa. Dobrze by było, gdyby przypominał tego fotografa z kościoła. Miał takie piękne, ciemne włosy...
– Możesz mi wyjaśnić, co znaczy ten głupkowaty uśmiech? – matka przerwała mi w pół słowa. – Co cię tak cieszy, bezduszna dziewucho? Przecież to tragedia!
Zaraz tragedia... Seks w wieku trzydziestu lat, w dodatku już rozgrzeszony? Bez przesady!
– Nic, nic, mamo – odparłam. – Coś mi się przypomniało. Nie przejmuj się.
Czytaj więcej historii z życia wziętych:
Okłamałem żonę i wyjechałem, by mieć czas dla kochanki
Jako dziecko widziałem, jak mój tata zamordował mamę
Powinienem podziękować żonie za zdrady
Zazdroszczę nawet nastoletnim matkom
Mam 27 lat i dobrze mi się mieszka z mamą