„Ciężko zapracowałam na swoje stanowisko, ale żaden facet w firmie nie chciał słuchać szefa-baby. Banda baranów”

smutna kobieta myśli o mężu fot. fot. Adobe Stock, annawin
„Do kolejnego napięcia doszło, gdy zarządziłam, że w czasie wolnym od służby funkcjonariusze mają stawić się z wiadrami i miotłami, żeby wysprzątać komisariat. Sierżant próbował podburzać kolegów – Chcecie słuchać baby? – doleciało do mnie zza otwartego okna, gdy dochodziłam do budynku komisariatu. – Może jeszcze każe nam zamiatać podwórko?”.
/ 22.05.2023 15:15
smutna kobieta myśli o mężu fot. fot. Adobe Stock, annawin

Z zawodu jestem policjantką. Mało tego – jakiś czas temu zostałam komendantką posterunku. A to już rzadkość w naszym kraju, żeby kobieta pełniła taką funkcję. Ale o moim komisariacie mówią w powiecie, że jest wychuchany i wysprzątany jak chałupa, w której gospodyni rządzi twardą ręką, a domownicy grzecznie wycierają nogi w wycieraczkę przed drzwiami, żeby nie dostać ścierką przez łeb. Oczywiście, nie mam w ręku ścierki i nigdy nie użyłabym wobec moich podwładnych przemocy. Ale muszę być twarda i nie daję sobie wejść na głowę. Bo gdy przed dwoma laty obejmowałam tu dowództwo, sytuacja nie wyglądała najlepiej... Wszystko zaczęło się, gdy pewnego dnia stanęłam w progu miejscowego komisariatu.

Budynek był parterowy

Solidne drzwi obite blachą prowadziły do niewielkiego przedpokoju przedzielonego w połowie kratą. Nie ukrywam, że po przekroczeniu progu nieco się skrzywiłam. Oczywiście można narzekać na mizerię lokalową, na pojawiający się na ścianie grzyb, ale nikt mi nie powie, że o czystość też musi dbać komendant wojewódzki, gdyż ci w komisariacie nie mają do tego głowy.

Chciałabym się widzieć z komendantem – powiedziałam, schylając się do niewielkiego okienka, by zobaczyć twarz policjanta.

Pan sierżant siedział niczym w schronie przeciwatomowym, oddzielony od petenta kratami, z którymi poradziłby sobie dopiero palnik acetylenowy.

– W jakiej sprawie? – spytał.

Już miałam spytać, czego to sierżant się boi, że chowa się tak przed obywatelem, ale ugryzłam się w język. Postanowiłam zagrać rolę szaraczka.

– Mam ważne informacje, które mogę przekazać tylko komendantowi.

– Ma pani jakiś dokument tożsamości?

– Po co panu dokument?

– Ma pani…?

Sierżant najwyraźniej chciał pokazać, kto tu rządzi. Podałam mu więc grzecznie prawo jazdy. Był to również test na to, czy moi przyszli podwładni zapoznają się z informacją dzienną, która z pewnością przychodzi na adres mejlowy jednostki. Mundurowemu najwyraźniej sprawiało trudność operowanie długopisem, kiedy spisywał moje dane. Po chwili bez słowa oddał mi dokument, a następnie wybrał numer telefonu, jakby jego zwierzchnik znajdował się na drugim krańcu Polski.

– Edziu, ktoś do ciebie.

Po czym zwrócił się do mnie:

– Prosto i na prawo.

Komendant dosyć niechętnie przyjął do wiadomości, że z dniem następnym, po jego przejściu na emeryturę, zajmę jego miejsce za biurkiem. Patrzył na mnie to z lekceważeniem, to ze zdumieniem, to znów z wyrazem twarzy głupiego Jasia, który wreszcie uświadamia sobie, że jest idiotą i nic na to nie może poradzić. Następnego dnia wezwana załoga ustawiła się karnie pod ścianą. Zostałam im oficjalnie przedstawiona.

Poprosiłam sierżanta, by omówił bieżące sprawy

Większość dotyczyła sąsiedzkich pretensji. Ale było też kilkanaście kradzieży w okolicznych kurnikach.

– Dużo tego – zauważyłam. – Przez rok nie możecie trafić na złodzieja?

– Pracujemy intensywnie nad tą sprawą – zapewnił sierżant.

Zorientowałam się, że w zespole uważany jest za lidera. Nic zresztą dziwnego, wyglądał na najbardziej rozgarniętego z tej ferajny. Dlatego podjął się reprezentowania swoich kolegów. Być może liczyli na to, że uda mu się panią komendant wziąć pod but i nic się nie zmieni w ich dotychczasowej pracy. Bardzo się w tym względzie pomylili.

– Od czego zaczynamy? – sierżant zatarł ręce, jakby zamierzał wysłać mnie po wódkę.

Miesiąc temu każdy z was wziął „mundurówkę” – powiedziałam. – Zgodnie z przepisami pieniądze te przeznaczone są na odnowę umundurowania i nie można ich traktować jak premii.

Moi podwładni zbaranieli, a sierżant wymamrotał:

– Nie rozumiem.

– Jutro dwóch z was pojedzie i kupi sobie nowe mundury, następnego dnia kolejnych dwóch i potem następni. Nie zamierzam tolerować w swojej jednostce brudu i niechlujnego umundurowania.

– A jak się…

Wam nie podoba – wpadłam w słowo sierżantowi – to mogę każdemu załatwić szybkie przeniesienie do komendy rejonowej. Będziecie do pracy dojeżdżali 15 kilometrów.

W ten oto sposób zdusiłam w zarodku rodzący się bunt. Do kolejnego napięcia doszło, gdy zarządziłam, że w czasie wolnym od służby funkcjonariusze mają stawić się ze szmatami, wiadrami i miotłami, żeby wysprzątać komisariat.

Sierżant próbował podburzać kolegów

– Chcecie słuchać baby? – doleciało do mnie zza otwartego okna, gdy dochodziłam do budynku komisariatu. – Może jeszcze każe nam zamiatać podwórko?

Tydzień później nieformalny lider został przeniesiony do rejonu, a reszta moich podwładnych położyła uszy po sobie. Zapanowałam nad sytuacją. Następnie musiałam szybko pokazać, że jestem lepszym od nich policjantem. W dokumentach rozpoczynanych i wciąż umarzanych postępowań o kradzież drobiu z kurników, przewijało się jedno nazwisko podejrzanego. Dowiedziałam się, że Kazik był miejscowym cwaniaczkiem, który wyłgał się już z niejednej sprawy. Wskazano mi go. Siedział akurat przed sklepem i pił piwo. Nasza rozmowa była krótka. Kazałam mu następnego dnia stawić się na komisariacie.

– A niby to dlaczego?

– Jesteś podejrzany o kradzież kur.

– Oskarżał mnie o to poprzedni komendant. I co? Ja chodzę na wolności, a jego już nie ma na stanowisku – zachichotał.

Zorientowałam się, że mam do czynienia z chłopkiem roztropkiem, w którego głowie obija się niewiele szarych komórek.

– Dostałam z województwa specjalną maszynę. Jak jesteś niewinny, maszyna puści cię wolno. Ale jak będziesz kłamał… – westchnęłam. – Ostatniego delikwenta komputer sfajczył na kupkę popiołu.

Kazik stawił się punktualnie. Kazałam zaprowadzić go do swojego gabinetu. Tam stał mój komputer podłączony mnóstwem drucików do radia lampowego. Kabelki oplatały krzesło, na którym kazałam usiąść Kaziukowi. Szczypczykami przytwierdzałam druciki do jego ubrania.

Do czego to? – pytał coraz bardziej przerażony.

– To jest łącznik Hadriony XVB z macierzą, która przez dysk twardy wprowadzi sondę elektryczną do twojego mózgu i na tym ekranie – wskazałam na monitor – zobaczymy, czy kłamiesz, czy nie.

Oczywiście plotłam trzy po trzy, ale Kazik był coraz bardziej przerażony. Wreszcie kiedy powiedziałam, że za chwilę podłączę go do wysokiego natężenia śródczaszkowo-mózgowego, pękł i przyznał się do wszystkich kradzieży.

To był mój spektakularny sukces

Dzięki niemu po miasteczku i okolicach poszła fama, że nastała w komisariacie baba z jajami, której nikt nie podskoczy. Od tamtej pory minęły trzy lata. Moi funkcjonariusze są stawiani za wzór. Są czysto umundurowani i wypachnieni. Zlikwidowałam też kraty, które zatrzymywały petentów zaraz przy wejściu. Na naszym terenie nie ma wielu przestępstw, miałam więc czas przeprowadzić szkolenia i wbić do głowy moim podwładnym, że policja nie jest od karania mandatami.

Mamy pomagać ludziom, a nie straszyć ich karą – tłumaczyłam.

Kiedyś, idąc ulicą, usłyszałam jak jeden sąsiad mówił do drugiego, że jak dawny komendant zobaczył na ławce pijaków, to gonił ich aż do kościoła.

– Może i gonił – odparł drugi – ale i tak nie było u nas porządku. Teraz nikt za nikim z pałą nie lata, a porządek jest.

To był dla mnie prawdziwy komplement. 

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA