„Cieszę się, że Agata odrzuciła zaręczyny i zmieszała mnie z błotem. Dostałem lekcję i już żadna nie zrobi ze mnie frajera”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Póki jej nie poznałem, nie wiedziałem, jaki jest ten mój typ. A teraz nabierałem pewności, że właśnie taki jak Ewa. Otwarta, szczera, bez zahamowań, bez kaprysów. Dziewczyna i kumpel w jednym. A raczej nie kumpel, lecz przyjaciel”.
/ 28.07.2022 13:15
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Siedziałem przy barze na wysokim stołku przed pustą chwilowo szklaneczką. Na szczęście barman czuwał i kiedy tylko dostrzegł pustkę, natychmiast ją wypełnił. Po raz już nie wiem który. Ale ponieważ godzina była późna, a ja siedziałem ledwie-ledwie, więc założyłem, że co najmniej po raz ósmy.

– Idę na rekord życiowy – mruknąłem i puściłem oko. – Wiesz, mój przyjacielu, czemu barman lepszy jest niźli terapeuta? – spytałem rozwlekle i poetycko nieomal.

Uśmiechnął się.

– Bo nalewa?

– To też – zgodziłem się. – Ale głównie dlatego, że słucha lepiej niż ktokolwiek inny i wie więcej o życiu niż ksiądz-spowiednik. A moje życie od czterech godzin jest do dupy. Dlatego pan nalewa, ja wypijam i nie marudzę. Na to dolewanie. Na inne rzeczy bym pomarudził, ale już sam nie wiem, co powiedzieć, jak… – zrobiłem dłonią nieokreślony gest w powietrzu.

Barman podsunął radę.

– Może cytatem z filmu? Bo to zła kobieta była czy jakoś tak.

Smutno pokiwałem głową.

– A ja się właśnie miałem oświadczyć. Byłem pewien, że to ta jedna jedyna, najjedyniejsza… i co? I gówno! – walnąłem ręką w kontuar.

– Faktycznie, można się zdenerwować – skomentował z barmańskim spokojem.

– Ech, faceci… – usłyszałem zza pleców mocno zachrypnięty, ale bez wątpienia damski głos. – Wy narozrabiacie, ale to my zawsze jesteśmy wszystkiemu winne.

Obok mnie klapnęła dziewczyna

Zgadłem głównie po głosie i po biuście. No dobra, ciut przesadziłem, byłem wstawiony, ale za faceta bym jej nie wziął. Za to nigdy w życiu nie zwróciłbym na nią uwagi, nie mój typ. Lubię kobiece babeczki, a ona…

Połowa głowy ogolona na łyso, na czaszce tatuaż, reszta włosów, z drugiej strony głowy, spadająca falą aż za ucho, ufarbowana na rubinowy kolor. Kolczyków w uchu nie dałem rady policzyć, a miała je też w nosie, policzku i w wargach. Do tego blada cera, mroczny makijaż, czarna skórzana kurtka, dziurawe czarne dżinsy i glany, oczywiście czarne. Nie mój typ. Zupełnie.

Dlatego uznałem, że możemy sobie szczerze porozmawiać. Bo przed nią nie muszę udawać lepszego niż jestem. Ja jej opowiem, co i jak, a ona sobie wyrobi opinię.

– Chcesz to samo co ja? – zapytałem.

– O, jaki szybki podryw. Gdyby nie guma na włosach, musiałabym iść się na nowo uczesać – zaśmiała się.

– Nie ma mowy o podrywaniu. Bez obrazy, ale jesteś kompletnie nie w moim typie. Niemniej chętnie pogadam z kimś odmiennej płci. Napij się ze mną, a ja opowiem ci swoją historię…

Przysunęła się nieco i skinęła na barmana, który nalał jej i mnie.

– Ewa – przedstawiła się.

– Michał. No to słuchaj, Ewcia…

Nosiłem ją na rękach, spełniałem każde życzenie

Miała na imię Agata moja była, a raczej niedoszła narzeczona. Prześliczna blondynka, nauczycielka etyki w liceum, z dobrego domu i dobrze wychowana. Ja pracowałem jako grafik komputerowy w dużej agencji reklamowej, zarabiałem nieźle i byłem po uszy zakochany. Trwało to dwa lata.

Nosiłem ją na rękach, spełniałem każde życzenie, nawet nauczyłem się robić sushi, bo je uwielbiała. A to nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. Piłem zieloną herbatę, tak jak Agatka, chociaż smakowała jak siano, którym zajadała się moja klacz.

Zresztą klacz ostatnio coraz mniej miejsca zajmowała w moim życiu, bo całą uwagę oraz wolny czas poświęcałem Agacie. Kiedy wymykałem się w weekend do stajni, to tylko rano, raniutko, kiedy Agatka jeszcze spała; bo miałaby pretensje, że się nią nie zajmuję.

Lubiła science fiction, więc i ja czytałem powieści o przyszłości na tyle odległej, że zupełnie mnie nieinteresującej. Filmy były niezłe, jako grafik komputerowy mogłem to należycie ocenić i docenić. Fabuła niespecjalnie mnie zajmowała, chociaż starałem się uważać, by móc potem podyskutować z Agatką o zawiłych losach bohaterów.

Po pół roku wynajęliśmy mieszkanie. Płaciłem czynsz i koszty najmu, bo ona z pensji nauczycielki to mogła co najwyżej za gaz uiszczać. Przynajmniej raz w tygodniu zabierałem ją do jakiejś egzotycznej restauracji. Bywałem w klubach, gdzie muzyka grała tak głośno, aż uszy mi puchły, a w głowie huczało. Sam wolę nieco lżejsze klimaty i bardziej naturalne brzmienie, ale czego się nie robi dla ukochanej. Mogę nawet ogłuchnąć, a co mi tam.

W łóżku też nie mogła na mnie narzekać

Robiłem, co chciała, czego sobie życzyła, z godzinnymi masażami stópek włącznie, choć rzadko dochodziło do czegoś więcej, bo rozluźniona masażem, zasypiała. Ale miałem nadzieję, że po ślubie to się zmieni, wyrówna, bo podjąłem decyzję, że to ona jest moją drugą połówką pomarańczy. Kupiłem pierścionek, klęknąłem w restauracji pełnej ludzi i wygłosiłem płomienną mowę, za którą zebrałem burzę oklasków, choć nie od niej. Ona wstała i powiedziała:

– Pora skończyć tę znajomość.

Dokładnie tych słów użyła! Klęczałem jak zamurowany kretyn, na jednym kolanie, z wyciągniętym ku niej pierścionkiem. A ona wyszła. Zerwałem się i wybiegłem za nią. Dogoniłem ją i zażądałem grzecznie wyjaśnień.

– I wiesz, co mi powiedziała? – rzuciłem zaczepnie do Ewy.

– Pewnie. Że jesteś dzieciak, a ona szuka mężczyzny, że jej nie szanujesz, że poświęcasz jej za mało uwagi, że nie masz własnego zdania, jesteś pantofel i tak dalej – ciągnęła na jednym oddechu. – A potem mieszkała w wynajmowanym przez ciebie mieszkaniu jeszcze jakiś czas, a ty nadal się starałeś, bo miałeś nadzieję, że zmieni zdanie, ale ona po dwóch miesiącach wyprowadziła się do innego faceta. Tak mniej więcej.

Jak mnie odetkało, mruknąłem tylko:

– Po trzech miesiącach…

Westchnęła.

– A wiesz, co jest najgorsze? Że miała rację. Jesteś kawał chłopa, przystojny, dobrze zbudowany, nieźle zarabiasz, masz fajną pracę i hobby. Ale ona cię zdominowała, wykorzystała, ubezwłasnowolniła, stłamsiła i na koniec rzuciła, bo jak już cię ulepiła, jak chciała, to przestałeś się jej podobać.

Barman bez pytania napełnił nasze szklaneczki

Wypiliśmy w milczeniu. Gdy wysączyliśmy ostatnią kroplę, Ewa wstała, wzięła mnie za rękę i powiedziała:

– Chodź, pojedziemy do mnie. Może uda mi się ciebie czegoś nauczyć.

Nie protestowałem. U niej w mieszkaniu okazało się, że ma także kolczyk w pępku. Przyjrzałem mu się bardzo dokładnie. I na języku też. Tego nie widziałem, ale czułem. Wszędzie. Obudziłem się późno z ciężkim kacem i niejasnym wrażeniem, że zrobiłem coś złego. No, może nie złego, raczej niewłaściwego. Ewa leżała na boku, podpierała głowę ręką i przyglądała mi się badawczo.

– Wiesz co? Jesteś fascynujący…

– W jakim sensie? – spytałem, mając nadzieję na komplement.

– Masz trzydzieści lat i kompletnie nic nie wiesz o kobietach, ale to kompletnie – zaśmiała się.

A potem mnie pocałowała. Po dłuższej chwili podjęła temat.

– Chętnie zostanę twoją nauczycielką, chociaż wiem, że nie jestem w twoim typie. Ale potraktuj to jako formę, hm… zadośćuczynienia za całe zło, które spotkało cię ze strony twojej byłej i innych byłych, bo pewnie rzeczona Agatka, nawiasem mówiąc, głupia małpa, nie była pierwsza…

– Czwarta – przyznałem. – Z pozostałymi trzema było dość podobnie, chociaż żadnej z nich nie kupiłem pierścionka…

– Tak myślałam. Zatem plan jest taki: za godzinę zjemy śniadanie, a po śniadaniu pojedziemy do twojej klaczy w odwiedziny.

– A co będziemy robić przez tę godzinę? – zainteresowałem się.

– Domyśl się, geniuszu…

Powoli. To tylko moja nauczycielka

Piotrek, mój dobry znajomy i właściciel stadniny, na widok Ewy oniemiał.

– Michał – odciągnął mnie na bok – wiesz, że jesteś dla mnie jak syn, więc ci powiem, że wreszcie przyprowadziłeś jakąś do rzeczy dziewczynę. Nie paniusię, dziunię czy dziewczątko, ale dziewuchę jak rzepę. Podoba mi się. Taka nie powie, że w stajni śmierdzi koniem, jak ta twoja ostatnia. Mam nadzieję, że to coś poważnego.

Klepnąłem go w ramię.

– Powoli. To tylko moja nauczycielka.

– Ta, nauczycielka… Wolę nie zgadywać, czego ona cię uczy. Osiodłać jej jakąś kobyłkę? Chcecie się razem przejechać do lasu?

Ewa bardzo chciała, więc pojechaliśmy. Co rusz na mnie zerkała, choć ubrany byłem roboczo, ot, dżinsy, kowbojskie buty, flanelowa koszula i stary zamszowy kapelusz. Dla niej zaś córka Piotra wynalazła jakieś bryczesy i buty z cholewami plus kask, bo nie wiedzieliśmy, jak sobie poradzi w siodle. A radziła sobie nieźle, całkiem nieźle.

Była odważna i jak przyznała, jeździła w dzieciństwie, w nagrodę za pracę stajennej. Dziś też się takie układy sprawdzają. Piotr miał u siebie kilka młodych kowbojek, chętnych na obowiązki stajennych w zamian za jazdy. Kiedy wracaliśmy do miasta, Ewa rzuciła krótko i szczerze:

– Jestem głodna.

– A na co byś miała ochotę?

– Na to samo co ty.

Milczałem dłuższą chwilę.

– Halo, Michał, tu Ziemia – usłyszałem jej cichy głos. – No, naprawdę… nie wiesz, co byś chciał zjeść?

– Prawdę mówiąc, wiem. Zjadłbym burgera. Z podwójnym mięsem.

– No to jedziemy – klasnęła w dłonie.

Ona ma mnie uczyć, jak być facetem?

Kiedy siedzieliśmy nad resztkami frytek i papierkami po burgerach, zrobiła mi przyspieszony kurs.

– Jedno musisz zrozumieć w kwestiach damsko-męskich. My nie jesteśmy takie, jak myślisz. To znaczy większość z nas nie jest – poprawiła się szybko, ruszając przy tym brwiami tak zabawnie, że parsknąłem śmiechem. – Ale sprawa jest banalnie prosta. Kobieta chce od faceta tylko dwóch rzeczy.

– Dwóch? – zdumiałam się. – Myślałem, że ze dwustu co najmniej.

– Nie, tylko dwóch. Pierwsza, żeby ją kochał. A druga, żeby był facetem. Nie ideałem, nie jej służącym, nie podnóżkiem, nie lokajem, tylko facetem. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

– Chyba nie bardzo rozumiem…

– Wiem, i to jest właśnie twój największy problem. Nie wiesz, co to znaczy być facetem przy kobiecie, ech, niedojdo ty moja…

– Wypraszam sobie. Wiem, Ewka, że miałaś mnie uczyć, ale chyba nie jesteś w stanie nauczyć mnie, jak być facetem. Z całym szacunkiem…

– Ależ oczywiście, że jestem w stanie! – zaprotestowała. – I gwarantuję ci, że to bułka z masłem. Po prostu musisz być sobą. Bo przecież jesteś facetem, a przynajmniej ja tak cię widzę. Więc zachowuj się jak facet, czyli jak ty. Proste? Proste.

Czułem, że moje serce za nią szaleje

Zacząłem się zastanawiać. Ewa poszła po kawę, a ja myślałem i myślałem. Aż w końcu odważyłem się zapytać:

– Jestem ważny?

Aż się rozpromieniła.

– No, nareszcie dotarło! Bystrzak. Tak. Jesteś ważny. Twoja praca jest ważna. Twoja pasja jest ważna. Ważne jest to, co lubisz. Przynajmniej tak samo ważne, jak to, co lubi dziewczyna, z którą aktualnie jesteś. A nawet ciut ważniejsze, bo to twoje życie. Ale tylko odrobinę – zastrzegła. – Nie chodzi mi o to, że masz ją lekceważyć. Ale masz decydować. Kobieta od faceta wymaga głównie tego, żeby to on decydował za nich oboje. Uwierz mi, dla wielu z nas odpowiedź „nie wiem” to standard, a nasz największy problem to podejmowanie decyzji. Jak nie wiemy, nie jesteśmy pewne, wolimy, żeby facet zdecydował.

– A potem narzekacie, krytykujecie, czepiacie się i marudzicie…

Znów się zaśmiała.

– Tak. Czasami tak właśnie robimy. Ale to wynika z przekory. Zazwyczaj. Może też być wynikiem złej woli, much w nosie, toksycznego charakteru. Takich babek lepiej unikaj. Dobrze ci radzę.
Powoli pokiwałem głową.

– No to czegoś mnie właśnie nauczyłaś. Tylko nie wiem, czy jesteś gotowa na konsekwencje tych swoich korepetycji.

Uniosła brwi.

– Jutro jest niedziela – wyjaśniłem. – Jem obiad z rodzicami i chciałbym, żebyś wybrała się razem ze mną – wypaliłem.

– Oficjalnie zabrzmiało – mruknęła.

– I będzie tak wyglądało, ale… Czemu nie?

Nieco się obawiałem, jak zareagują rodzice na dziewczynę totalnie różną od moich poprzednich partnerek. Niepotrzebnie. Ojciec był oczarowany, mama zachwycona, a ja pękałem z dumy. Już po krótkiej wymianie zdań Ewa poczuła się w domu moich rodziców jak u siebie. A ja patrzyłem na nią z coraz większym zachwytem.

Nie była w moim typie? Bzdura!

Jak najbardziej była! Tylko do tej pory, póki jej nie poznałem, nie wiedziałem, jaki jest ten mój typ. A teraz nabierałem pewności, że właśnie taki jak Ewa. Otwarta, szczera, bez zahamowań, bez kaprysów. Dziewczyna i kumpel w jednym. A raczej nie kumpel, lecz przyjaciel.

Kiedy późnym wieczorem wychodziliśmy, czule żegnani przez moich staruszków, Ewa nagle spoważniała.

– Słuchaj, Misiek… czy ty… przypadkiem… nie zakochujesz się we mnie… właśnie w tej chwili?

– Odnosisz mylne wrażenie. Nie przypadkiem i nie w tej chwili, zakochałem się w tobie wcześniej.

– To dobrze. Bo mam tak samo.

– No to co teraz? – spytałem, bo chciałem, by mi podpowiedziała, ta moja nauczycielka miłości.

– Teraz jedziemy, no dalej, ruszaj. Do ciebie jedziemy, chcę zobaczyć, jak mieszkasz. I chcę wywalić wszystkie rzeczy, jakie sobie z głupiego sentymentu zostawiłeś po Agatce. Bo powinieneś o niej zapomnieć jak najszybciej.

– Zapomniałem już wczoraj rano – odparłem zgodnie z prawdą.

Czytaj także:
„Wino uderzyło mi do głowy i przespałam się z synem mojego partnera. To była zasadzka, teraz gówniarz mnie szantażuje”
„Ojciec zadał mi bolesny cios zza grobu. Nie dość, że ogołocił mnie ze spadku, to jeszcze przyznał się do obrzydliwej zdrady”
„Koleżanka nie rozumiała, że praca to nie kawiarnia. Ciągle płakała i opowiadała o problemach z facetami. Miałyśmy dosyć”

Redakcja poleca

REKLAMA