„Moja żona to zazdrosna psychopatka. Niczego nie mogę zrobić, bo od razu podejrzewa mnie o zdradę”

moja żona była obsesyjnie zazdrosna fot. Adobe Stock
Justyna robiła mi awantury o wszystko! Publicznie wyzywała mnie i przypadkowe kobiety. Jej zdaniem szukałem okazji do zdrady nawet w aptece...
/ 25.01.2021 10:34
moja żona była obsesyjnie zazdrosna fot. Adobe Stock

Z pracy wracałem tramwajem. Samochód rozkraczył mi się kilka dni temu i na jakiś czas byłem zdany na komunikację miejską. Ścisk w piętnastce był wręcz szokujący, ale niewygody wynagrodził mi boski widok. Tuż przy mnie stała prześliczna, młoda blondynka. Pachniała wanilią, miała oczy koloru chabrów i kiedy tramwaj nagle zahamował, wpadła prosto w moje ramiona.

– Przepraszam najmocniej! – rzuciła speszona.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odstąpiłem jej miejsce i chwilę później zaczęliśmy rozmawiać.
Wysiadłem w świetnym humorze. Fajna dziewczyna i śliczna! – pomyślałem bez żadnych podtekstów.
Ale według mojej żony, Justyny, takich rzeczy nie powinienem dostrzegać. Najlepiej, gdybym przemykał po mieście ze wzrokiem wbitym w chodnik.

Moja żona była obsesyjnie zazdrosna. To choroba!

Chociaż pewnie i tak żona znalazłaby jakiś powód do tej swojej zazdrości. Bo Justyna, skądinąd urocza i inteligentna kobieta, posiada pewną dość uciążliwą wadę – jest o mnie wściekle, dziko i zupełnie bezpodstawnie zazdrosna! Wystarczy, że spojrzę na jakąś kobietę, a jej zapala się ostrzegawcza lampka. Czasem odruchowo, po prostu życzliwie uśmiechnę się do kelnerki albo będę miły dla jakiejś młodej sąsiadki, a żona natychmiast zaczyna aferę!

Zresztą nie dalej jak miesiąc temu było dokładnie tak, jak mówię. Jadłem służbowy lunch z jedną z naszych stałych klientek, panią Magdą. Fakt, przyznaję, że pani Magdzie urody mogłaby pozazdrościć nawet niejedna modelka, ale czy w związku z tym mam się zwolnić z pracy tylko po to, żeby nie spotykać się z nią służbowo?

Mieliśmy do omówienia strategię finansową na najbliższy kwartał i usiedliśmy w „Fantazji” – jednej z restauracji z ogródkiem. No, już nawet powołując się na zwykłą logikę – czy mając z kobietą romans, afiszowałbym się z nią w samym sercu miasta?

Ale moja żona logicznie nie myśli, zwłaszcza kiedy wpada w szał, więc na nasz widok dosłownie eksplodowała! Mieliśmy tego pecha, że moja ślubna akurat tamtędy przechodziła, wracając od swojego dentysty. Na nic zdały się tłumaczenia pani Magdy, że rozmawiamy służbowo, ani moje prośby, żeby ochłonęła i starała się uspokoić.

Niestety… Na oczach mojej klientki żona oblała mnie winem, nazwała – tutaj wolałbym nie przytaczać jak – i wybiegła z restauracyjnego ogródka z płaczem. Myślałem, że mnie trafi jasny szlag ze wstydu! Całe szczęście pani Magda wykazała duże zrozumienie dla tej całej sytuacji...

– Ja też kiedyś miałam wyjątkowo zazdrosnego narzeczonego! Nawet pan sobie nie wyobraża, co wtedy przeszłam! – powiedziała dodając, że moja żona powinna iść na jakąś terapię, zanim sytuacja całkowicie wymknie się spod kontroli. – Szkoda koszuli, plamy z czerwonego wina nie schodzą tak łatwo. Chyba że szybko pan to zapierze!

– Szybko to ja się wolę w domu nie pokazywać – mruknąłem, dodając, że jak na jeden dzień mam dosyć scen.
– Może kupi pan jakieś kwiatki, czekoladki, nawet perfumy? I żona zmięknie... – poradziła mi.

Posłuchałem, ale źle się to skończyło! Kiedy uzbrojony w gigantyczny bukiet czerwonych róż pojawiłem się w domu, Justyna cisnęła nieszczęsne kwiaty prosto do kosza, a na mnie rzuciła się z pięściami.

– Myślisz, że zamydlisz mi oczy tym chabaziem?! Że będziesz mnie zdradzał, oszukiwał, prowadzał się z jakąś flamą, a potem udawał oddanego mężusia?! Wynoś mi się z domu, nie chcę cię znać! – krzyczała.

Chwyciłem ją za nadgarstki, dobrze pamiętając, jak ostatnio rozkwasiła mi nos, później pchnąłem ją lekko na sofę.

– Mam się wynosić? Tak? Proszę bardzo! – powiedziałem i wyszedłem.

Pojechałem do brata. Szymek o nic nie pytał, tylko pościelił mi na kanapie

Byłem mu wdzięczny za takt i zrozumienie. Darował sobie na szczęście teksty w stylu „a nie mówiłem?”. Bo Szymek Justyny nigdy nie lubił, zresztą z wzajemnością… Wieczorem pogadaliśmy przy piwie, upichciliśmy sobie risotto i wcześnie poszliśmy spać. Szymon bladym świtem musiał służbowo jechać do Poznania, a ja byłem po prostu zmęczony.

Leżąc na kanapie brata, zastanawiałem się nad moim małżeństwem. Jasne, że wciąż kocham Justynę. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia – uśmiechnąłem się do wspomnień, przypominając sobie drobną szatynkę, którą wyprosiłem z własnego wykładu.

Z ramienia grodzkiego urzędu pracy prowadziłem wtedy kurs księgowości dla przyszłych przedsiębiorców, chcących założyć własną działalność. Justyna z jakąś rudą koleżanką, której już nigdy później nie spotkałem, siedziały z tyłu i stale mi przeszkadzały. Kiedy zachichotały po raz kolejny, rozpraszając uwagę większości słuchaczy, kazałem im wyjść. Jej koleżanka szybko się zmyła, ale Justyna w przerwie zaprosiła mnie na kawę, przepraszając.

Dałem się przeprosić, dałem się też zaprosić do kina i niecały rok później byliśmy już małżeństwem. Co prawda Justyna już w narzeczeństwie była o mnie zazdrosna, ale mówiłem sobie, że to z miłości.
Mój błąd! – pomyślałem, obracając się na drugi bok i niemal przy tym spadając z wąskiej kanapy.
Rano pojechałem do pracy strasznie zły i spóźniony. W tramwaju włączyłem komórkę, którą poprzedniego dnia wyciszyłem. Czekało na mnie aż siedemnaście nowych wiadomości. Wszystkie były od Justyny!

„Wracaj do domu, przepraszam” – przeczytałem pierwszego sms–a. – „Jesteś draniem i dziwkarzem!” – druga wiadomość była już w innym tonie i tak to szło na zmianę. Raz błagalne przeprosiny, zaraz potem obelgi. Nie odpisałem jej i ponownie wyłączyłem telefon.

W firmie zabrałem się do pracy, mając nadzieję na spokojne przedpołudnie. Niestety, nie było mi dane…
Jakoś tuż przed dwunastą żona zjawiła się w progu mojego gabinetu.

– Kochanie, przepraszam cię za wczoraj – zaczęła cicho.

Zamknąłem drzwi i poprosiłem, żeby usiadła. Wyglądała jak siedem nieszczęść! Głosik drżący, buźka w podkówkę, w błękitnych oczętach łzy… Jak tu się na nią gniewać? – pomyślałem i już chwilę później całowaliśmy się na zgodę jak szaleni.

– Obiecaj, że wrócisz dzisiaj do domu – upewniła się jeszcze, zanim wyszła.

Obiecałem i wróciłem do pracy, ale miałem mieszane uczucia. Dawniej kiedy się godziliśmy, czułem ulgę i radość, ale od pewnego czasu było jakoś inaczej. Właściwie teraz, po takiej akcji Justyny, byłem jedynie... kompletnie zrezygnowany.

Sielanka zawsze trwała krótko...

Wieczorem wróciłem jednak do domu. Justyna powitała mnie pyszną kolacją i opowieściami ze swojej firmy.
– Wiesz, ten nasz nowy menedżer jest naprawdę przystojny! – paplała, kręcąc się po kuchni.
– Uważaj, bo będę zazdrosny! – zażartowałem natychmiast.
– No coś ty! Poza tobą świata nie widzę! Niestety, ty jakoś tak nie potrafisz – żona znowu się naburmuszyła dodając, że nienawidzi, kiedy rozmawiam z innymi kobietami!
– Kochanie, pracuję w olbrzymiej korporacji! Oprócz tego, jak każdy człowiek, mam sąsiadki, dawne znajome, koleżanki... – mruknąłem przez zaciśnięte zęby czując, że znowu narasta we mnie poirytowanie.

Żona wyszła z kuchni, sycząc, że ma tego dość! Kiedy robiłem herbatę, zadzwoniła komórka.

– Cześć! Słuchaj, nie wyskoczyłbyś ze mną na piwko? Moja żona poszła na wieczorek panieński jednej ze swoich przyjaciółek i siedzę sam w chacie, pomyślałem o tobie! – usłyszałem w słuchawce głos Maćka, mojego starego przyjaciela. Zerknąłem na zegar. Było po siódmej…

Z jednej strony żona nienawidziła, kiedy wychodziłem wieczorem na męskie piwko, z drugiej jednak stałem się chyba ostatnio pantoflarzem i tchórzem. A z tym trzeba skończyć!

– Jasne, chętnie! – powiedziałem. – To co? Może za pół godziny w „Krawacie”? – zaproponowałem.
– Super, do szybkiego! – ucieszył się na to Maciek.

Wyszedłem z kuchni i pośpiesznie zakładając ulubioną marynarkę, ruszyłem w stronę drzwi. Żona pojawiła się jak spod ziemi, zagradzając mi drogę.

– Dokąd to, jeśli można wiedzieć?! – syknęła nieprzyjemnie.
– Idę do pubu, z Maćkiem! – wyjaśniłem, chociaż czułem, że podnosi mi się ciśnienie.
– Z tym, którego nie znoszę?!
– Z tym samym, kochanie. Pozdrowię go od ciebie, obiecuję! – zakpiłem, usiłując ją wyminąć.
Nastała chwila niezręcznej ciszy, w końcu moja żona oświadczyła, że jeśli teraz wyjdę, to mogę od razu zacząć myśleć o rozwodzie!

– No popatrz… A tak się składa, że Maciek jest adwokatem! – szczeknąłem,  dodając, żeby się odsunęła. – Zanim sam cię przesunę – fuknąłem.
– Proszę, pobij mnie! Tego jeszcze brakuje! Zdradzasz mnie, a teraz mi grozisz! – wrzasnęła.
Wkurzyłem się już na całego. Grożę jej?! Może jeszcze zacznie ze mnie robić damskiego boksera, chociaż nigdy nawet palcem jej nie tknąłem?!

Kiedy w końcu udało mi się wyjść, obiecałem sobie, że prędko nie wrócę.
– Tym razem przegięła! – mruknąłem.

Wyjście z chłopakami poprawiło mi humor

Wieczór był udany. Humor początkowo miałem fatalny, ale kiedy do mnie i do Maćka dołączyło jeszcze dwóch innych kumpli, zacząłem się dobrze bawić. Wdałem się nawet w dość odważny flirt z jedną z barmanek, wyobrażając sobie, jaką minę miałaby Justyna, gdyby mogła mnie teraz zobaczyć.

Prosto z pubu wróciłem do mieszkania brata. Od jakiegoś czasu miałem zapasowe klucze, więc cieszyłem się, że mogę w ciszy i spokoju przespać noc. Gdybym wrócił do własnego domu, Justyna pewnie zaczęłaby przeszukiwać mi kieszenie, wąchać, czy za dużo nie wypiłem i szukać na mojej koszuli śladów szminki oraz zapachu perfum.

Słowo daję, chyba zacznę wierzyć w coś takiego, jak reinkarnacja, bo w poprzednim wcieleniu żona z całą pewnością była... psem policyjnym! – zarechotałem na samą myśl o Justynie w skórze niemieckiego owczarka.

Obudził mnie ból głowy i suchość w ustach. Wstałem, rozmasowując sobie zesztywniały kark, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Pomyślałem, że nie będę otwierał, w końcu to mieszkanie brata, ale kiedy ten ktoś zaczął walić w drzwi pięściami, wiedziałem już, kim jest ten niemiły gość!

– Możesz się uspokoić? – zasugerowałem żonie, stając w progu.
– Bo co? Głowa cię boli po przepiciu, a może chowasz w środku jakąś wywłokę?! – Justyna ruszyła na mnie, wpadając do mieszkania Szymka. – Kiedy zamierzałeś łaskawie wrócić do domu?! – syknęła, kiedy już przeleciała przez wszystkie pokoje.

Oparłem się o szafkę, patrząc na ściągniętą gniewem twarz żony. Mówi się, że złość piękności szkodzi i w przypadku Justyny była to stuprocentowa prawda! Nagle zdałem sobie sprawę, że to już jest nie tylko żałosne, ale zwyczajnie chore!

Podjąłem męską decyzję

– Justyna, musisz iść na terapię, masz problem z samooceną. Tak nie można żyć! – powiedziałem cicho, a ta jak na mnie nie skoczy.
– Wiesz, z czym ja mam problem?! Z mężem dziwkarzem! – wrzasnęła. – Nawet na naszym ślubie przyłapałam cię z druhną! – darła się.
– Nie no, tego już za wiele! – huknąłem. – Wynoś się stąd!
Wywlokłem ją na korytarz i zatrzasnąłem drzwi. Przyłapała mnie z druhną? Dobre! Przecież niczego zdrożnego nie robiliśmy! Zwyczajnie okazało się, że jedna z druhen mojej żony jest moją dawną koleżanką z podstawówki. Raz z nią zatańczyłem, a na krótko przed oczepinami spotkaliśmy się w altance. Ona wyszła na papierosa, ja chciałem się ochłodzić. Usiedliśmy na ławce, chwilę pogadaliśmy i tak nakryła nas Justyna. To był paskudny widok – moja ubrana w tiule, świeżo poślubiona żona bez żadnego powodu wymyślała swojej koleżance od dziwek!

Takiego wstydu w życiu się nie najadłem! Szybko się jednak okazało, że to dopiero początek, a małżeństwo z Justyną będzie jednym nie kończącym się... pasmem scen zazdrości! Żeby jeszcze miała powód, ale gdzie tam! W życiu, przenigdy jej nie zdradziłem!

Siedząc w kuchni brata, przypomniałem sobie jej wszystkie chore akcje

To, jak prawie mnie pobiła przed supermarketem dlatego, że kupując polopirynę, zamieniłem parę słów z farmaceutką. Albo kiedy zrobiła mi scenę na firmowym przyjęciu, bo zatańczyłem z żoną szefa, na marginesie babą brzydką jak noc!

Zabroniła mi jechać na szkolenie do Holandii, chociaż dzięki temu miałbym już dzisiaj w kieszeni stanowisko wicedyrektora, zakazała mi pójścia na klasowe spotkanie, nie pozwoliła podłączyć w domu Internetu – wiadomo, dopiero w sieci można sobie poużywać…

Nawet biegać mi nie pozwalała, uważając, że pewnie w parku jakieś laski zamierzam wyrywać!
Trochę się tego uzbierało… Ale miarka się przebrała! – pomyślałem, wybierając numer Maćka.

– Słuchaj, możesz mi załatwić jakiegoś dobrego prawnika od spraw rozwodowych? – zapytałem, kiedy odebrał.
– Z przyjemnością! – rzucił, a w jego głosie usłyszałem szczerą radość.
Cóż, on nigdy Justyny nie lubił, jak większość moich przyjaciół!

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Co za matka odrzuca własne dziecko? Siostra porzuciła Różę...
Kilka lat temu usłyszałam wyrok. Mam HIV. Ale czy to znaczy, że nie znajdę miłości?
Przyłapałam teściową na myszkowaniu w moim domu...
Od lat kocham męża mojej siostry. Ta miłość zniszczyła mi życie
Mąż odszedł od nas do innej. Gdy umarła na raka, wrócił

Redakcja poleca

REKLAMA