„Chodziłam jak koń w kieracie: praca, dom, dzieci. Chciałam miłości, ale samotna matka nie jest >>gorącą partią<<”

Samotna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Byłam samotna tyle lat, że straciłam już rachubę. Zero przyjemności, a na horyzoncie żadnego sensownego faceta, który byłby zainteresowany. Poza tym nie chciałam dzieciom fundować przypadkowych >>wujków<<. Z tej samotności moje serce zamieniło się w lód”.
/ 18.05.2022 08:40
Samotna kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
– Mamo, jesteśmy już prawie dorośli – mówiła osiemnastoletnia córka. – Pójdziemy na studia, wyjedziemy stąd, a ty co? Zostaniesz sama?
 

– Znalazłabyś sobie kogoś – dodawał siedemnastoletni Marek. – W końcu nie jesteś taka najgorsza…

Prychałam zniecierpliwiona.

– Mam pracę. A jak wyjedziecie, to wreszcie będę miała chwilę wolnego. Wypocznę sobie za wszystkie czasy.

– Jasne, jasne... – Kaśka przyglądała mi się uważnie. – Nie chciałabyś się zakochać? Iść z kimś na spacer, do kina?

– Do kochania mam was, na spacer mogę iść z psem, a filmy wolę oglądać sama, bez niczyich komentarzy.

– Oj, matka, matka… – mruczał syn. – Z ciebie to już chyba ludzi nie będzie.

– No – przytakiwała mu siostra.

Od chwili gdy oboje zaczęli się umawiać na randki, uznali, że i ja powinnam kogoś mieć. Z jednej strony to miłe, bo często dzieci są przeciwne nowym związkom swoich rodziców, ale z drugiej w kółko o tym gadali, co mnie trochę krępowało.

Rzeczywistość była bowiem, jaka była. Skoro przez tyle lat nie znalazłam nikogo, kto poruszyłby moje serce, komu zaufałabym na tyle, by wprowadzić go do mojego życia i domu, to czemu teraz miałoby się to zdarzyć? Nie miałam już dwudziestu lat. Mężczyźni wolą młode, zgrabne dziewczyny, a nie panie po czterdziestce.

– Mamo, to może przynajmniej załóż sobie konto na jakimś portalu randkowym? – Kaśka niestrudzenie podsuwała kolejne pomysły. Dla świętego spokoju zapisałam się na pierwszy z brzegu portal.

– Już, załatwione – oznajmiłam.

– No to teraz wypełnij profil i daj swoje zdjęcie – instruowała mnie córka.

– A nie wystarczy, że się zapisałam? Nie mam fajnych zdjęć, nie wiem, co tam napisać – próbowałam się wykręcić. – Miałam się zapisać, to się zapisałam. I na tym koniec.

Moje dzieci jednak nie ustępowały

Syn mniej naciskał, ale Kaśka była nieugięta. Kiedy kolejnego dnia przypominała mi o uzupełnieniu profilu, nie wytrzymałam.

– A ty co? Nie masz co robić, tylko marudzić mi nad głową? Idź ze swoim chłopakiem do kina, na basen czy gdziekolwiek. Zajmij się sobą!

– No super… – Kaśka wydęła usta. – Własna matka na mnie wrzeszczy. A ten profil to kiedy uzupełnisz?

– Jak do tego dorosnę – burknęłam.

Kaśka prychnęła obrażona i wyszła z kuchni. No i dobrze. Miałam dosyć jej uwag, ponagleń i marudzenia. Randki... dobre sobie. W moim wieku człowiek powinien trzymać nogi w doniczce i przyzwyczajać się do ziemi, myślałam w przypływie czarnego humoru.

– To jak, dorosłaś już? – męczyła mnie córka kilka dni później.

– Won mi z kuchni! – wrzasnęłam. – Bo kolacji nie będzie.

– Może nie być, zjem sobie pizzę – Kaśka wsadziła głowę przez drzwi. – Dorosłaś?

Zgrzytnęłam zębami. Koniec końców zmusiła mnie, żebym uzupełniła ten nieszczęsny profil. Nawet zrobiła mi zdjęcia, które dodałam.

– Gotowe, a teraz daj mi spokój.

– No co ty, matka, to dopiero początek – wtrącił Marek. – Teraz musisz przejrzeć profile i zobaczyć, czy ktoś ci się podoba.

Gdybym umiała zabijać wzrokiem, mój syn leżałby martwy na podłodze.

– Nie patrz tak na mnie – mruknął. – Przeglądaj i czytaj, co tam napisali inni.

I stali nade mną jak kaci nad dobrą duszą

– Może ten? – Kaśka zaglądała mi przez ramię.

– Tamten chyba lepszy, przynajmniej ma jakieś zainteresowania – rzucił Marek.

– Na tego to nawet nie patrz – mruknęła moja córka. – Straszne błędy robi. Mistrz ortografii, jednego słowa nie umie napisać poprawnie.

Nie wiem, co mnie podkusiło, ale otworzyłam profil owego „mistrza ortografii”. Po czym w kilku dobitych zdaniach wyjaśniłam, że dorosły człowiek powinien znać przynajmniej podstawy pisowni swojego ojczystego języka, a nie sadzić byka za bykiem, bo tylko wstyd sobie przynosi. Kliknęłam „wyślij” i poszło.

– Mamo, co ty zrobiłaś? – moje dzieci patrzyły na mnie podejrzliwie. – Ochrzaniłaś właśnie jakiegoś obcego faceta za to, że nie umie poprawnie pisać…?

– A was zaraz ochrzanię za wtrącanie się w moje życie! – podniosłam głos, zirytowana do granic. Wstałam od biurka i o mało nie zatrzasnęłam z hukiem klapy laptopa. – Dajcie mi wreszcie spokój! Jestem waszą matką, a nie koleżanką!

– Już, już, spokojnie – mitygował syn.

– Ty do odkurzania – wskazałam palcem na Marka. – A ty do zmywania – spojrzałam na córkę. – Sobota jest, trzeba porządki porobić, jak chcecie wieczorem lecieć na te wasze randki.

– Idziemy, idziemy…

Na portal zajrzałam tydzień później. Dzieci gdzieś wybyły, a ja nudziłam się przed telewizorem  jak mops.

– Mogliby przynajmniej w sobotę puścić coś wesołego, a nie... same dramaty – marudziłam pod nosem.

Tak więc z nudów zalogowałam się na portal i zobaczyłam, że dostałam nowe wiadomości. „Proszę o wybaczenie. Niestety, jeśli chodzi o ortografię, nigdy nie potrafiłem pojąć jej zasad” – odczytałam pierwszą z nich. Ku mojemu zaskoczeniu odezwał się pan, któremu zwróciłam uwagę. Tym razem jednak w jego wypowiedzi nie dostrzegłam żadnego błędu.

„Mam nadzieję, że pani nie uraziłem” – druga wiadomość została nadana kilka dni później. Zastanawiałam się, co zrobić. Zrobiło mi się głupio, że ochrzaniłam Bogu ducha winnego człowieka. W końcu nie moja sprawa, czy robi byki. Wreszcie zdecydowałam się odpisać: „Przepraszam. Nie powinnam tak na pana naskakiwać. Byłam zdenerwowana”.

Nie spodziewałam się odpowiedzi i gdy przyszła niemalże natychmiast, byłam mile zaskoczona. Uznałam, że wypada równie szybko odpisać. I tak od wiadomości do wiadomości wieczór upłynął mi na korespondencji z Jerzym. Bo tak miał na imię „mistrz ortografii”.

Muszę przyznać, że zrobił na mnie duże wrażenie. Kulturą wypowiedzi, spokojem. Ujęło mnie też to, że starał się poprawiać, jeśli zrobił jakiś błąd. W końcu nie ma ludzi idealnych. Moje dzieci, przed którymi się nieopatrznie wygadałam, wyraziły swoją opinię.

– Ktoś może ładnie pisać, a potem, gdy przychodzi co do czego, okazuje się dupkiem – oświecił mnie Marek.

– Dlatego nie ufaj jego słowom, mamo, tylko czynom. Umów się z nim, spotkaj. 

– My zabezpieczymy tyły, na wypadek gdyby okazał się mordercą.

Nie miałam większej chęci na spotkanie

Byłam pewna, że gdy Jerzy mnie zobaczy, uzna, że jestem za niska, za gruba, za brzydka. Wymyślałam sobie mnóstwo pretekstów, żeby tylko nie iść na randkę. Jednak dzieci znowu były nieustępliwe i nie dawały mi spokoju. Groziły, że same mnie umówią, jeśli ja tego nie zrobię.

– Dobra, pójdę! – zgodziłam się wreszcie.

– No, matka, może jeszcze będą z ciebie ludzie – Marek uśmiechnął się łobuzersko.

W końcu poszłam na randkę z Jerzym. Dzieci wlokły się za mną z tyłu, udając, że się nie znamy. Chciały koniecznie zobaczyć, co to za jeden. 

Spotkanie z Jerzym było wielkim zaskoczeniem. Po pierwsze, naprawdę był taki, jak pisał. Szczery, nieśmiały. Po drugie, był bardzo szarmancki. Po trzecie, spodobał mi się od razu. Ja chyba również przypadłam mu do gustu, bo najpierw wypiliśmy kawę, a potem poszliśmy na długi spacer. Do domu wróciłam z wypiekami na twarzy. Ja, stara baba!

– Bierz go, mamo, bierz! – zapiszczała Kaśka. – On jest świetny. Przypomina tego aktora, no, tego...

– Tobie wszyscy przypominają aktorów – mruknął Marek. – Facet po prostu wyglądał na porządnego.

– A dajcie wy mi spokój! – prychnęłam.

– Zajmijcie się sobą.

No cóż... chciałam pobyć sama i powspominać pierwszą randkę.

– A co, serduszko w końcu drgnęło? – powiedział domyślnie Marek i zdążył się uchylić, zanim trafił w niego rzucony przeze mnie kapeć.

Moja znajomość z Jurkiem rozwija się niespiesznie, ale obiecująco. Moje serce chyba faktycznie drgnęło. Może przez tyle lat było uśpione, bo nie trafiłam dotąd na odpowiedniego mężczyznę? Dopiero Jurek je obudził. Pożyjemy, zobaczymy…

Czytaj także:
„Chcieliśmy zeswatać syna z córką mojej przyjaciółki. Dziewczyna szybko zaszła w ciążę, ale ojcem okazał się... mój mąż”
„Wygrałam drogi samochód. Rodzina, zamiast gratulować, targowała się, kto go dostanie. Mam dość bycia ich skarbonką”
„Całe życie dusiłam w sobie ból i tańczyłam, jak mi zagra rodzina. Przeszłam na emeryturę i tama pełna goryczy pękła”

Redakcja poleca

REKLAMA