„Choć rodzice żyją, tak naprawdę ich nie mam. Nigdy nie wybaczę im tego, co zrobili. Wolałam się odciąć, bo to za bardzo bolało”

córka zazdrosna o rodziców fot. Adobe Stock, JackF
„Czułam się tak, jakby rodzice wymienili mnie na lepszy model. Agnieszka była mądrzejsza, zdolniejsza, ładniejsza, grzeczniejsza. Nieważne, że zaszła w nieplanowaną ciążę, to nic, zdarza się w najlepszych rodzinach. Wybaczą jej, jak się wybacza ukochanej córce…”.
/ 02.01.2023 08:14
córka zazdrosna o rodziców fot. Adobe Stock, JackF

Dobrze mieć przyjaciół. Choć jednego, takiego, co jest przy tobie w każdej sytuacji, dobrej i złej. Ja miałam przyjaciółkę. Poznałyśmy się w zerówce i od tamtej pory byłyśmy nierozłączne. Wylądowałyśmy w jednej klasie i ławce, a po lekcjach bawiłyśmy się razem na podwórku.

Nasi rodzice traktowali nas niemal jak rodzeństwo. Czas spędzałyśmy to w jednym, to w drugim domu. Agnieszka była świetną uczennicą, więc moi rodzice stawiali mi ją za wzór. Zawsze. Kiedy byłam mała, uważałam to za oczywiste. Agnieszka ładniej ode mnie pisała, szybciej liczyła, rysowała staranniej. Była też grzeczniejsza. To ja namawiałam ją do złego – to przeze mnie łaziła po drzewach, rozbijała kolana i spóźniała się na kolację.

Jej rodzice nie mieli o to do niej pretensji i nie mówili, że gdyby nie ja, ich córeczka uczyłaby się jeszcze lepiej i nie podarłby rajstop. Mama Agnieszki tylko się śmiała i powtarzała, że dwójka, uwaga w dzienniczku czy dziura w bluzce to nie koniec świata. Dla niej nic nie było końcem świata.

Odwrotnie myśleli moi rodzice

Dla nich byle głupstwo oznaczało armagedon. Moja dwója z biologii, spóźnienie na angielski, przywleczenie do domu psa z przetrąconą łapą, który przecież może mieć pchły, parchy i zarazki – wszystko prowokowało wzdychanie i kazania. Wiecznie słyszałam, że Agnieszka by tak nie postąpiła, nie pomyślała, nie zrobiła, że z nią nie byłoby takiego problemu…

Uwielbiałam Agnieszkę, nie wyobrażałam sobie bez niej życia, ale, dorastając, miałam dość tego ciągłego porównywania, w którym zawsze wypadałam źle. Miałam dość bycia tą gorszą. Starałam się wytrącić rodzicom argumenty z ręki. Uczyłam się więcej. Brałam się za kolejny język obcy. Przestałam się spóźniać, pyskować, wagarować, rozrabiać. Ale dla nich to było za mało. Ciągle byłam nie dość dobra, nie taka jak Agnieszka, wcielenie ideału.

W liceum naprawdę zaczęło mi to przeszkadzać. Burza hormonów, mnóstwo nauki – już to wystarczyłoby do buntu, ale ja zmagałam się jeszcze z zazdrością o przyjaciółkę i poczuciem odrzucenia przez rodziców. Niby wierzyłam, że na swój sposób mnie kochają, wiedziałam, że o mnie dbają, zarazem obawiałam się, że gdyby mieli wybór: ja albo ona, bez wahania wybraliby na swoją córkę Agnieszkę.

Do niej nie mogłam mieć żalu ani pretensji. Ona zawsze była lojalna wobec mnie. Po każdym dołującym tekście rodziców stawała po mojej stronie. Pocieszała mnie, mówiła, że nie powinnam ani słyszeć takich rzeczy, ani się nimi przejmować. Była przy mnie. A ja starałam się być przy niej, zwłaszcza że życie jej się posypało.

Rodzice Agi się rozstali, ojciec wyjechał za granicę i przestał kontaktować się nie tylko z żoną, ale i córką. Jej matka ledwie wiązała koniec z końcem, pracując na dwa etaty, żeby spłacić długi, których były małżonek narobił, zanim zniknął.

Wtedy wkroczyli moi rodzice, pomagając Agnieszce jak komuś z bliskiej rodziny, a nie obcej dziewczynie, którą przecież była. I nagle zauważyłam, że ich relacja idzie w dziwną stronę. Zabierali Agnieszkę do sklepów i kupowali jej ubrania, podrzucali jej rzeczy potrzebne do szkoły. Prosili o zrobienie zakupów, bo niby nie mają czasu, i mówili, że może sobie zatrzymać resztę.

Zajęła mój pokój i miejsce w ich sercu

Z początku się krygowała, próbowała odmawiać, ale potem korzystała z ich ofert i propozycji coraz chętniej i częściej. I dziękowała wylewnie, zapewniając, że tylko dzięki nim może się uczyć bez stresu. Pokazywała świadectwa z piątkami od góry do dołu, a ja znowu słyszałam, że mogłabym, mając dużo lepsze warunki niż Aga, dawać z siebie trochę więcej.

Nie dziwiłam się Agnieszce, że wykorzystuje sytuację. Dawali, to brała. Możliwe, że na jej miejscu zachowałabym się podobnie.

Mimo samych piątek na świadectwie maturalnym, nie zdecydowała się na studia. Wybrała szkołę policealną, która szybko miała dać jej zawód asystentki stomatologicznej. Za to ja dostałam się na moją wymarzoną Ochronę Środowiska i wyjechałam z miasta.

Nie byłam typowym „słoikiem”, który co weekend wraca do rodziców. Znalazłam pracę i wolny czas poświęcałam głównie na nią, w domu lądując tylko na święta. Natomiast niemal codziennie rozmawiałam z Agą. To były szybkie rozmowy – co tam nowego, jak zajęcia, jak praca, czy poznała kogoś, czy ja wciąż nie mam czasu na randki… Niewiele się u nas działo, więc i gadać nie było o czym.

Toteż przeżyłam szok, kiedy kilka miesięcy później zastałam Agnieszkę w moim rodzinnym domu, z ogromnym, ciążowym brzuchem. W dodatku mieszkającą w moim dawnym pokoju.

– Jak mogłaś rozmawiać ze mną tyle razy i nie wspomnieć słówkiem, że jesteś w ciąży?! – wyrzucałam jej, bo czułam się oszukana i wykluczona.

Wzruszyła ramionami.

– Jakoś tak wyszło – mruknęła. – To nie jest powód do dumy, nawet nie wiem, z kim dokładnie wpadłam. To miała być jednonocna przygoda, a nie początek nowego życia.

– I co, myślałaś, że nie zauważę dziecka, kiedy przyjadę? – ironizowałam. – I jak to się stało, że mieszkasz tutaj?

– Moja mama… chyba jest obrażona. Zupełnie jak ty – spojrzała na mnie nadąsana – że ośmieliłam się zajść w ciążę bez jej pozwolenia. Każe mi szukać tego gościa, stawia jakieś warunki… A twoi rodzice powiedzieli, że mnie przygarną i nie muszę się o nic martwić. Przecież ty i tak rzadko przyjeżdżasz, twój pokój stoi pusty, więc mogę spokojnie tu mieszkać i dokończyć naukę, a jak znajdę pracę, to się wyprowadzę.

– Dobrze, że moi rodzice ci pomogli... – powiedziałam z wahaniem. – Ale może warto byłoby dać też szansę swojej mamie i tamtemu facetowi, może pozytywnie by cię zaskoczyli… Tak czy siak, nie rozumiem, dlaczego to przede mną ukrywaliście.

Nie dostałam żadnej odpowiedzi.

Może problem tkwi we mnie?

Moi rodzice jak zwykle nie widzieli niczego niewłaściwego w swoim postępowaniu. Nie byłam zazdrosna, wyrosłam z tego… Nieprawda, nie wyrosłam! Wreszcie musiałam to sobie jasno powiedzieć. Byłam zazdrosna o to, że moi rodzice traktowali Agnieszkę lepiej niż mnie, choć przecież nie była sierotą, miała matkę i ojca.

Czułam się tak, jakby rodzice wreszcie jawnie wymienili mnie na lepszy model. Wróciło wszystko to, co słyszałam od dzieciństwa. Agnieszka była mądrzejsza, zdolniejsza, ładniejsza, grzeczniejsza. Nieważne, że zaszła w nieplanowaną ciążę, to nic, zdarza się w najlepszych rodzinach. Wybaczą jej, jak się wybacza ukochanej córce…

Gdy Aga z nimi zamieszkała, widziałam to jak na dłoni. Kochali ją, jak mnie nigdy nie umieli albo nie chcieli. Moja matka nigdy nie skakała wokół mnie tak jak wokół mojej przyjaciółki. Bo Agusia nie może się przemęczać. Ciąża to nie choroba, ale księżniczka Agnieszka nie mogła nawet sama przynieść sobie wody z kuchni. Patrzyłam na to i czułam się zbędna. Mieli mnie z głowy – dorosłam, wyjechałam, utrzymywałam się sama, więc mogli wreszcie przestać udawać, że jestem kimś ważnym.

Kiedyś wierzyłam, że mimo wszystko mnie kochają, po swojemu, teraz straciłam tę wiarę. Wiecznie porównywali mnie z Agą, narzekając, że się do niej nie umywam, ale jak przyszło co do czego, okazało się, że potrafią być wyrozumiali i wspaniałomyślni, a świat się nie skończył, niebo się nie zawaliło, gdy „córka” wróciła z brzuchem, i nawet nie wie, kto jest ojcem. Czyli problem tkwił we mnie.

Nieważne, że na studiach szło mi świetnie, że w pracy byłam chwalona. To się nie liczyło. Nigdy nie byłam i nie będę Agnieszką – na tym zasadzał się problem. Z jakiegoś powodu moi rodzice woleli ją ode mnie. Nie wiem czemu. Zresztą czy to ważne? Byłam ich dzieckiem, powinni mnie kochać, i to na zasadzie odruchu, instynktu, a nie obowiązku, powinni stawiać moje dobro ponad wszystko inne, ale tego nie robili. Przyglądałam się, jak tworzą z ciężarną Agnieszką szczęśliwą rodzinkę oczekującą wspólnego dziecka, i nic nie mogłam zrobić. Kompletnie nic.

Nikt nie obiecywał, że będzie lekko

Wytrzymałam cztery dni urlopu, cztery dni bycia ignorowaną i pomijaną. Po czterech dniach spakowałam się i wróciłam do akademika. Tam przynajmniej wiedziałam, że jestem zdana wyłącznie na siebie i nikt nie udawał mojej rodziny… Nawet nie zadzwonili, żeby zapytać, czy dojechałam bezpiecznie. Żadne z nich.

W kolejnych tygodniach mogłam oglądać na Facebooku zdjęcia Agnieszki z dzidziusiem w objęciach. Nadal mieszkała w moim pokoju i chętnie umieszczała fotki swojego dziecka z „najlepszymi dziadkami na świecie”, jak nazywała moich rodziców. To przesądziło. Postanowiłam się wycofać. Zacząć tworzyć swoje życie – bez nich – z którego będę dumna, w którym będą sobą, a nie kimś innym. I wreszcie nie będę z nikim porównywana.

Nie dzwonię, nie piszę, nie przyjeżdżam. Ani do Agi, ani do rodziców. Nie pytają, czemu się odcięłam, więc za mną nie tęsknią, może nawet nie zauważyli, że się usunęłam. Czyli dobrze postąpiłam. Nadal mnie to boli, ale nikt nie obiecywał, że w dorosłym życiu będzie lekko i przyjemnie, prawda?

Czytaj także:
„Byliśmy bliźniakami, a różniliśmy się jak niebo i ziemia. Mnie uważali za gorszą kopię brata, a jemu bardzo to pasowało”
„Po śmierci ojca, mamie sięgnęła dna. Z miłej starszej pani, matki, babci i teściowej zmieniła się w... kochanicę bandziora”
„Wdałam się w romans ze swoim idolem. Myślałam, że to miłość jak z kart powieści, a on... zrobił ze mnie stalkerkę”

Redakcja poleca

REKLAMA