Jadałbym śniadania w domu, gdyby mój współlokator Leszek zwracał uwagę na to, co bierze z lodówki. Jego półki świeciły pustkami, więc dobierał się do moich, a że wstawał wcześniej, nigdy nie mogłem go na tym przyłapać. Pozbyć się go nie mogłem, podpisaliśmy umowę na rok, kupowałem więc śniadanie w drodze do pracy. To nie było złe rozwiązanie, nasz sklep był doskonale zaopatrzony, a obsługa przemiła.
Na dziewczynę zwróciłem uwagę, kiedy spytała, czy paszteciki są świeże. Nie mnie pytała, ale ja odpowiedziałem. Zawsze staram się być dżentelmenem, szczególnie jeśli pyta ktoś taki jak ona.
– Wyglądają zachęcająco, brałbym w ciemno – zlustrowałem ciemny loczek wystający spod czapki i piękne niebieskie oczy. – Też jadasz śniadania w pracy?
– Zdarza mi się – odpowiedziała.
Jej uśmiech też mi się spodobał, poczekałem na nią przy kasie.
– Idziesz na przystanek? – spytałem.
Skinęła głową.
– Ja też – odparłem, czekając na jej reakcję.
– Śpieszę się, już jestem spóźniona – chyba lekko się spłoszyła.
– No to jest nas dwoje – powiedziałem z uśmiechem.
Dziewczyna podobała mi się coraz bardziej.
Efekt moich starań był taki, że musiałem ją gonić, takie tempo rozwinęła. Nadjechał autobus, jak na złość nie mój, wsiadła i tyle ją widziałem. Ale los bywa łaskawy, dał więc drugą szansę.
Następnego dnia znów spotkałem dziewczynę w sklepie. Tym razem byłem ostrożniejszy, nie narzucałem się. Pozwoliłem jej wyjść ze sklepu samej, gonitw nie urządzałem, bo widziałem, że stoi na przystanku. Dołączyłem do niej i wyszło to tak naturalnie, że aż sobie pogratulowałem.
– Często cię widuję, mieszkasz w okolicy? – zagaiłem.
– Chwilowo koczuję u koleżanki, wyprowadzę się, jak tylko zwolni się pokój – zmartwiła mnie.
Nie mogłem pozwolić jej odejść
Dowiedziałem się, że ma na imię Basia, chwilowo pracuje w usługach, ale ma nadzieję dostać się na weterynarię. Pytałbym dalej, lecz nadjechał jej autobus i randka na przystanku dobiegła końca.
Nie mogłem doczekać się następnego poranka. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co nie pozwalało mi przestać o niej myśleć. Dziwne, bo na dobrą sprawę nawet nie wiedziałem, jak wyglądała. Okutana w długi płaszcz, w czapce nasuniętej na oczy i szaliku zasłaniającym pół twarzy wyglądała jak wszyscy na zimnej i wietrznej ulicy, ale mnie wydawała się wyjątkowa.
Co dzień spotykaliśmy się rano w sklepie, zacząłem nawet wcześniej wstawać, żeby jej nie przegapić. Dzięki temu udało mi się dorwać Leszka na złodziejstwie, ale darowałem chłopakowi, pod warunkiem że odkupi to, co zeżarł. Zresztą średnio mnie to już wtedy obchodziło. Myślałem tylko o tym, czy dziś również spotkam Basię.
Problem był taki, że nie udawało mi się z nią umówić. Proponowałem to i owo, ale a to pracowała do późna, a to jechała do rodziców. Nabrałem podejrzeń, że mnie spławia, czemu przeczyło jej zachowanie. Wydawało mi się, że mnie lubi, raz przepuściła nawet swój autobus, żeby być dłużej ze mną, innym razem nadłożyła trasy, przejeżdżając kawałek moją linią.
Nie mogłem rozgryźć tej dziewczyny, nie wiedziałem, czy jej się podobam. Numer telefonu dała mi dopiero po kilku dniach, pewnie dlatego, że po pierwszej odmowie więcej nie prosiłem. I tak spotykaliśmy się codziennie. Namawiać na randkę lepiej bezpośrednio, ale jak nie wychodzi, można wzmocnić siłę przekazu. W tym celu zadzwoniłem wieczorem. Długo nie odbierała, w końcu się doczekałem.
– Tak? – wydawała się trochę zdyszana i jakby nieobecna.
– Basiu, to ja, Adrian. Sprawdzam, he, he, czy nie ściemniłaś z numerem, dziewczyny miewają takie zagrania.
Nie wiem, co mnie napadło, żeby wstawić taką gadkę. Basia nie odezwała się od razu, za to w tle usłyszałem szczęk naczyń. Była na imprezie?
– Zaczekaj chwilę – powiedziała.
Usłyszałem, jak ktoś mówi „dwie latte poproszę”, potem szczęk kasy i uprzejmą odpowiedź Basi. Wtedy zrozumiałem, że to nie żadna impreza, po prostu Basia pracowała w sieciowej kawiarni. Uzbroiłem się w cierpliwość i czekałem.
– Teraz nie mogę rozmawiać – powiedziała szybko i cicho. Zanim przerwała połączenie, zaproponowałem, że po nią przyjadę, tylko niech poda namiar.
– To daleko, spotkajmy się pod naszym sklepem – zaproponowała.
Naprawdę się ucieszyłem. Miejsce tak samo dobre jak każde inne, a Basia wykazała inicjatywę, co znaczyło, że jej się podobam. Czekając na zimnie, uświadomiłem sobie, że jeszcze żadna dziewczyna tak wolno nie reagowała na zachęty do bliższego kontaktu, musiałem bardziej się postarać. Basia była inna, warto było dla niej trochę pomarznąć.
Rozgrzałem się, kiedy ją zobaczyłem. Długo chodziliśmy po osiedlu. Ona nie mogła zaprosić mnie do koleżanki, ja nie chciałem pokazywać jej porozwalanych po całym mieszkaniu rzeczy Leszka i moich, ale spacer był udany, zakończony pocałunkiem. Ta dziewczyna naprawdę miała coś w sobie, zaczęło mi na niej zależeć. Spotkaliśmy się jeszcze dwa razy, a właściwie cztery, rano w sklepie i wieczorami, kiedy kończyła pracę. Potem Basia zapadła się pod ziemię.
Współlokator powiedział mi o ogłoszeniu
Nie odbierała telefonu, nie dawała znaku życia. Porzuciła mnie po tak obiecującym początku znajomości? Jakoś nie mogłem w to uwierzyć. Uświadomiłem sobie, jak bardzo nic o niej nie wiem. Odprowadzałem ją pod blok, ale był to dziesięciopiętrowy wieżowiec, a ja nie wiedziałem, gdzie mieszka koleżanka, u której się zatrzymała.
Pozostawało czekać, aż Basia sama się odezwie albo pojawi w sklepie, a że cierpliwy nie jestem, o mało szlag mnie nie trafił. Tęskniłem za nią. Znaliśmy się krótko, ale czasem człowiek od razu wie, że trafił na właściwą dziewczynę. Gdybym chociaż wiedział, gdzie pracuje!
– Rzuciła cię? – odgadł Leszek, patrząc, jak snuję się po mieszkaniu. – Znajdziesz inną, dziewczyn jest na pęczki.
Chciałem go udusić, ale spojrzał na mnie i zwiał do swojego pokoju.
Dni mijały, a Basia się nie odzywała. No cóż, chyba wystawiła mnie do wiatru…
– Nie czytasz ogłoszeń, chłopie? – spytał pewnego dnia Leszek. – Pełno tego na latarniach. Jakaś laska szuka Adriana, do którego straciła kontakt, bo ukradli jej telefon w autobusie. Dodatkowo ona już tu nie mieszka. Jeśli Adrian ma ochotę, niech przyjdzie do kawiarni. Podaje nawet adres. Czy to czasem nie o ciebie chodzi?
Narzuciłem kurtkę i wybiegłem zobaczyć, czy mnie nie wkręca. Wyjątkowo mówił prawdę, Basia okleiła całą okolicę karteczkami z wiadomością dla mnie. Od razu pojechałem do kawiarni. Stała za ladą, obsługując klientów. Stanąłem w kolejce, miała tyle pracy, że mnie nie zauważyła.
– Poproszę nie kawę, tylko nowy numer do Basi. Wyjątkowo mi na nim zależy – powiedziałem, kiedy przyszła kolej na mnie.
Jej twarz tak się rozjaśniła, że pozbyłem się wszelkich wątpliwości. Też jej na mnie zależało. Teraz śniadania jadam w domu, razem z Basią. Rano chodzę po bułki, a po drodze czytam ogłoszenia naklejone na latarniach.
Czytaj także:
„Z chciwości uwiodłam siostrze narzeczonego, a teraz od niej zależy moje życie. Wolę umrzeć, niż prosić ją o pomoc”
„Zainspirowałam się stylem koleżanki z pracy. Zamiast się cieszyć, zaczęła mnie unikać. To na pewno zazdrość”
„Po śmierci Tomka szybko wyszłam ponownie za mąż. Rodzina mnie potępia, bo wdowa powinna cierpieć po wsze czasy”