„Chłopak zabrał mnie na randkę do lasu. Wściekłam się, gdy wysyp grzybów okazał się ważniejszy ode mnie”

zła kobieta fot. iStock by Getty Images, Johner Images
„– Problem? Boże, Piotrek! Nie chodzi o grzyby! Chodzi o to, że przez cały dzień nie zauważyłeś mnie! Jestem tutaj, próbuję z tobą rozmawiać, a ty widzisz tylko te swoje podgrzybki i borowiki – wybuchłam, czując, jak moje słowa wyrywają się z frustracji i żalu”.
/ 25.09.2024 14:30
zła kobieta fot. iStock by Getty Images, Johner Images

Myślałam, że to będzie nasza najlepsza randka. W końcu, kto by nie chciał spędzić sobotniego popołudnia w lesie, w otoczeniu zieleni, zapachu drzew i... spokoju? Romantyczny spacer, trochę przygody, trochę flirtu, takie nasze leśne chwile.

Zresztą, Piotrek zawsze twierdził, że lubi naturę, a ja chciałam mu pokazać, że i ja potrafię się w tym odnaleźć. Liczyłam na to, że ten wypad do lasu będzie momentem, kiedy jeszcze bardziej się do siebie zbliżymy. Może nawet trochę zaszalejemy, kto wie. Jednak już po kilku minutach zorientowałam się, że mam z kimś innym konkurencję. I nie była to inna dziewczyna. To były... grzyby.

Ciągle patrzył pod nogi

Szliśmy przez las w ciszy, ale nie takiej, jakiej się spodziewałam. Cisza miała być romantyczna, a nie taka... pusta. Ja patrzyłam na drzewa, na słońce przebijające się przez liście, a on? On patrzył pod nogi. Każda jego uwaga, każdy komentarz, zamiast o nas, dotyczył tego, co wystawało z ziemi.

– Myślałam, że pochodzimy, porozmawiamy… A ty tylko te grzyby! – próbowałam zacząć rozmowę, ale jak zwykle, Piotrek nie był tam, gdzie chciałam.

– O, patrz! Co za piękny prawdziwek! Ale dorodny! – jego oczy błyszczały, jakby właśnie odkrył coś niesamowitego. Tyle że to nie ja byłam tym „niesamowitym odkryciem”.

Zatrzymałam się. Może gdybym była bardziej cierpliwa, zrozumiałabym, że to jego pasja, ale w tamtej chwili... Nie mogłam. W końcu, to miała być randka, prawda?

– Może siądziemy gdzieś, odpoczniemy? – zaproponowałam, próbując zapanować nad narastającą irytacją.

– Zaraz, zaraz. Tylko jeszcze sprawdzę za tym krzakiem... Tam może być prawdziwy wysyp! – odpowiedział, zupełnie mnie ignorując.

– Piotrek, to miała być randka, nie grzybobranie! – nie wytrzymałam. To przecież nie miało tak wyglądać. Miałam być ważniejsza niż jakieś cholerne grzyby.

Moja frustracja rosła

Zacisnęłam zęby i postanowiłam się uspokoić. Przecież nie będę robić dramatu o kilka grzybów, prawda? Może rzeczywiście to jego hobby i powinnam być bardziej wyrozumiała. Ale z każdym krokiem coraz trudniej było mi udawać, że dobrze się bawię. Piotrek pochylał się co chwila, co jakiś czas mruczał coś o borowikach, koźlakach czy innych gatunkach, których nazw nie byłam nawet w stanie zapamiętać.

Próbowałam znowu podjąć rozmowę:

– Wiesz, myślałam, że możemy porozmawiać o tym wyjeździe, który planowaliśmy. Może wybierzemy się nad morze za tydzień?

Ale Piotrek, nie odwracając nawet wzroku od ziemi, odpowiedział:

– Aha, jasne. Morze... – jakby mechanicznie, całkowicie nieobecny. Potem usłyszałam: – O, patrz, jaki mały podgrzybek!

To było jak policzek. Szłam obok niego, próbując normalnie rozmawiać, a on był w zupełnie innym świecie. Jeszcze kilka minut starałam się udawać, że wszystko jest w porządku, ale coś we mnie pękało.

Zrobiłam awanturę

W końcu zatrzymałam się.

– Naprawdę? To jest dla ciebie ważniejsze niż ja? Nie mogłeś się skupić na mnie chociaż na chwilę? – powiedziałam, starając się nie podnosić głosu, choć każde słowo wychodziło ze mnie z rosnącą frustracją.

Piotrek spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

– Ale przecież robię coś fajnego! Zbieranie grzybów to relaks. Myślałem, że ci się to spodoba – odpowiedział spokojnie, jakby zupełnie nie pojmując, dlaczego jestem wściekła.

Spojrzałam na niego, próbując zrozumieć, jak to możliwe, że nie widzi, co się dzieje.

– Relaks? Dla mnie to wygląda tak, jakbyś zapomniał, że ja tu w ogóle jestem. Chciałam spędzić czas z tobą, a nie patrzeć, jak grzebiesz w liściach! – moje słowa były już pełne żalu, a Piotrek tylko patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, skąd te emocje.

– Klaudia, nie przesadzaj, przecież jesteśmy razem, prawda? Chodzimy, rozmawiamy, no i zbieramy grzyby. To taki wspólny czas – powiedział spokojnie, nie domyślając się nawet, jak bardzo mnie ranił tymi słowami.

Nie widział problemu

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. "Wspólny czas"? Dla niego „razem” znaczyło coś zupełnie innego niż dla mnie. Wzięłam głęboki oddech, ale nie mogłam już tego powstrzymać.

– Serio? Wspólny czas? Ty na jednym końcu lasu, ja na drugim, a między nami tylko twoje grzyby! – rzuciłam, a Piotrek w końcu przestał się uśmiechać.

– Ale o co ci chodzi? Naprawdę robisz z tego problem? – zaczął się bronić, ale ja już byłam za daleko.

– Problem? Boże, Piotrek! Nie chodzi o grzyby! Chodzi o to, że przez cały dzień nie zauważyłeś mnie! Jestem tutaj, próbuję z tobą rozmawiać, a ty widzisz tylko te swoje podgrzybki i borowiki  – wybuchłam, czując, jak moje słowa wyrywają się z frustracji i żalu.

– Przecież to tylko spacer, nie przesadzaj – mruknął, jakby całe moje emocje były czymś bez znaczenia.

– Dla ciebie może to tylko spacer, ale ja już mam tego dosyć. Mam dosyć bycia niewidzialną! – wyrzuciłam i odwróciłam się, czując, że jeśli zostanę jeszcze chwilę, stracę nad sobą kontrolę.

Piotrek stał w miejscu, zdezorientowany, jakby nie mógł zrozumieć, dlaczego to wszystko tak się potoczyło.

Miałam dość

Szłam szybko przed siebie, nie oglądając się za nim. Piotrek stał jeszcze przez chwilę, a potem ruszył za mną.

– Klaudia, czekaj! – zawołał. – Naprawdę chcesz o to wszystko się kłócić? Przecież to tylko grzyby!

Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam. Cała moja wściekłość, żal i rozczarowanie wylały się na zewnątrz.

– To nie są „tylko grzyby”! Chodzi o to, że za każdym razem, kiedy liczę na ciebie, ty jesteś gdzieś indziej, zajęty czymś innym. Czy kiedykolwiek zrozumiesz, że to ja chciałam spędzić ten czas z tobą? Że to miała być randka, a nie grzybobranie! – wrzasnęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Piotrek spojrzał na mnie zaskoczony, może nawet lekko urażony, jakby to, co mówiłam, nie miało sensu.

– Ale przecież jesteśmy razem, no nie? – próbował się usprawiedliwiać, podchodząc bliżej. – Potem pójdziemy na kolację, zrelaksujemy się…

– Nie. Nie chodzi o kolację. Chodzi o ciebie. O to, że nigdy nie patrzysz na mnie. I mam już dość – powiedziałam cicho, ale stanowczo, odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia z lasu. Tym razem już się nie zatrzymałam.

Zostawiłam go w lesie

Kiedy wyszłam z lasu, czułam mieszankę ulgi i gniewu. Z jednej strony, cieszyłam się, że w końcu powiedziałam, co naprawdę myślę. Z drugiej, w głowie wciąż krążyło pytanie: czy nie przesadziłam? Ale im dalej od Piotrka, tym bardziej upewniałam się, że miałam rację.

Zawsze to ja dostosowywałam się do niego. Zawsze ja godziłam się na jego plany, jego pasje, jego sposób spędzania czasu. A kiedy przyszło do czegoś, co miało być „nasze”, znowu byłam tylko dodatkiem. Wracałam do domu z poczuciem, że może właśnie to był koniec. Koniec nas.

Mimo wszystko, gdzieś głęboko, pojawiła się iskra nadziei. Może w końcu zrozumie? Może te słowa coś w nim zmienią? Ale nawet jeśli nie...

– Może to lepiej – mruknęłam pod nosem, przecierając policzki z łez, które nie wiadomo kiedy zaczęły spływać. Nie wiedziałam, co dalej, ale wiedziałam jedno: więcej na bycie niewidzialną nie mogłam sobie pozwolić.

Klaudia, 25 lat

Czytaj także: „Teściowie dali nam 50 tysięcy na mieszkanie i czuli się współwłaścicielami. Ciągle wpadali na obiadki i noclegi”
„Rodzice wyciągnęli nas na grzybobranie. Zamiast na dorodnego prawdziwka w gąszczu trafiłam na przystojnego leśnika”
„Po stracie żony zaszyłem się w leśnej chacie. Z dala od ludzi chciałem na nowo ułożyć swoje życie”

Redakcja poleca

REKLAMA