Na pewnym koncercie rockowym poznałam Huberta. Wybrałam się tam w pojedynkę, ponieważ kumpela, z którą byłyśmy umówione, rozchorowała się na jelitówkę. Ale w ogóle nie czułam się źle bez towarzystwa. Przecisnęłam się tuż pod scenę, podskakiwałam w rytm dźwięków i szalenie dobrze się bawiłam. A zrobiło się jeszcze przyjemniej, gdy do tańca porwał mnie atrakcyjny obcy chłopak. Od razu między nami coś kliknęło. Początkowo tańczyliśmy dość niewinnie, ale kiedy muzycy zaczęli grać spokojną piosenkę, zaczęliśmy czule się do siebie przytulać.
– Myślisz o tym, co ja? – wyszeptał, nachylając się w moją stronę.
– U mnie czy może u ciebie? – zapytałam kokieteryjnie.
Parsknął śmiechem pod nosem.
– Lepiej u ciebie.
Opuściliśmy koncert i wsiedliśmy do taksówki
Spacer zająłby zaledwie piętnaście minut, ale nie mieliśmy ochoty dłużej zwlekać. Nasze igraszki w pościeli były niezłe, aczkolwiek…
– I to by było na tyle? – skrzywiłam się z niezadowoleniem.
– Ależ skąd, to była zaledwie rozgrzewka. Daj mi momencik na dojście do siebie i kontynuujemy zabawę.
Został do rana. Uprawialiśmy miłość aż trzykrotnie. Kiedy zasnął, przytulał się do mnie przez sen. To było dla mnie bardzo poruszające. Przywykłam już do sytuacji, gdy mężczyźni po szybkim numerku znikali równie szybko. Nigdy nie zostawali do rana. Zasypiając, zastanawiałam się, czy może to przerodzić się w coś poważniejszego niż tylko przelotna znajomość.
Rankiem zjedliśmy śniadanie wciąż w pościeli, a potem przez długi czas rozmawialiśmy, popijając kolejne filiżanki kawy. Przystojniak Hubert okazał się nie tylko atrakcyjny, ale również błyskotliwy i inteligentny. Byłam nim totalnie oczarowana. Koło południa westchnął głęboko i powiedział:
– Wybacz, ale będę już leciał.
– Jasne, nie ma sprawy.
– Hej, a może zostawisz mi swój numer? Chciałbym się z tobą jeszcze zobaczyć.
– No dobra, jak tak bardzo chcesz…
Spotykaliśmy się od paru miesięcy
Już wtedy czułam, że jestem dla niego kimś więcej niż tylko koleżanką do łóżka. Aż chciałam skakać z radości, ale udało mi się ukryć te emocje. Życie nauczyło mnie, że mężczyźni zazwyczaj nie wiążą seksu z uczuciami i wolą podbijać niż być podbitymi. Postanowiłam zachować ostrożność. Hubert jednak dość szybko sforsował barierę, którą otoczyłam swoje serce. Naprawdę się starał, by mnie zdobyć – bez przerwy pisał, wydzwaniał, zapraszał na randki. Gdy coraz lepiej go poznawałam, przekonywałam się do niego coraz bardziej. I właśnie o to chodzi. Można przecież stracić dla kogoś głowę, a jednocześnie wcale nie darzyć go sympatią. Ale z Hubertem to mi nie groziło.
Dużo czytał i na wszystko miał wyrobioną opinię. Kochałam nasze rozmowy. Dawały mi niemal tyle samo radości, co przytulanie się do niego i zabawy w łóżku.
– Dlaczego nie dodasz mnie do znajomych na Facebooku? – spytałam go pewnego razu.
– Nie korzystam z tego. Ani z Instagrama. To tylko strata czasu.
Dość niezwykłe i zarazem godne podziwu, bo w dzisiejszych czasach niewiele osób może sobie pozwolić na luksus nieobecności w mediach społecznościowych. Hubert jednak taki był: wyjątkowy, niezależny, idący swoimi drogami niczym kot.
Po pól roku znajomości uważałam, że jestem jego dziewczyną, mimo że spotykaliśmy się raczej sporadycznie – raz na tydzień, czasem co półtora tygodnia, różnie to bywało. Twierdził, że ma mnóstwo roboty i brakuje mu czasu na życie prywatne. Od tamtego pierwszego razu już nie zostawał u mnie na noc. Co więcej, nigdy nie byłam u niego w mieszkaniu, nasze spotkania zawsze odbywały się u mnie. Wyjaśniał, że nie zaprasza mnie do siebie ze względu na nieokrzesanego współlokatora.
– Wiesz, wolałbym oszczędzić ci jego dowcipów. Romek ma dość… specyficzne podejście do humoru.
– Czyżbyś obawiał się, że zwrócę na niego uwagę? – przekomarzałam się z nim.
– Daj spokój… i tak by cię nie zdobył. Jesteś dla niego za wysokich lotów.
– Doprawdy? W takim razie co ja robię w twoim towarzystwie?
– Ach ty wredoto! – cisnął we mnie poduszką.
Z niewinnej potyczki wyniknęła zacięta walka, której gorący koniec dało się łatwo przewidzieć. Ale ten idylliczny romans urwał się gwałtownie i bez ostrzeżenia.
Pewnego razu, przeglądając Facebooka, natrafiłam na fotkę Huberta w proponowanych mi znajomościach pod hasłem „osoby, które możesz kojarzyć”. Faktycznie nazwisko było inne, ale twarz i imię się zgadzały. No proszę, więc jednak dał się w końcu złapać w sidła wirtualnej rzeczywistości, tyle że pod ksywką, zachichotałam w duchu. Nie namyślając się wiele, od razu zajrzałam na jego profil. I tam czekał mnie szok – zdjęcia Huberta z narzeczoną! Poczułam się tak, jakby grunt osunął mi się spod nóg.
Musiałam stawić czoła faktom
Kiedy zajrzałam głębiej, w szczegóły zamieszczone na jej i jego koncie, zdałam sobie sprawę, że zostałam potraktowana jak idiotka. Oświadczył się zaledwie miesiąc przed naszym pierwszym zbliżeniem! Facet, o którym marzyłam, okazał się podłym draniem. Okłamywał mnie. Co więcej, zdradzał swoją narzeczoną, z którą planował ślub. Nie mogłam w to uwierzyć. Może żyją w otwartej relacji? Może nie jest aż takim złym gościem? Rozpaczliwie szukałam dla niego jakichś wymówek, czegoś, co pozwoliłoby mi zachować resztki szacunku do niego.
Niestety koncepcja otwartej relacji zupełnie do mnie nie przemawiała. Nie wyraziłam na to zgody… Spędziłam długie godziny na płaczu. Wylewałam z siebie morze łez pełnych zawodu, żalu, wstydu, upokorzenia i złości. To jednak nie przyniosło mi ukojenia.
Musiałam się zastanowić nad dalszymi krokami. Co powinnam, a co muszę zrobić? Najchętniej całkowicie zerwałabym kontakty z Hubertem i wymazała go z mojego życia. Ale to nie było wcale proste, bo ciągle dręczyła mnie myśl: co z tą drugą dziewczyną? Czy powinnam ją uświadomić i powiedzieć prawdę? Miałam spore wątpliwości, bo nie czułam się do tego upoważniona, a moja szczerość mogłaby zostać odebrana jako zwykła zemsta.
Byłam rozdarta, ponieważ gdybym znalazła się w takiej sytuacji, to z pewnością wolałabym zostać poinformowana o tym, z jaką osobą łączę swoje życie. Przecież planowali ślub! Postanowiłam, że to zrobię i wyjawię jej prawdę. Ona zasługuje na to, żeby wiedzieć – musi poznać fakty, gdyż w przeciwnym razie poślubi zakłamanego, niewiernego drania. Nieszczęście już się dokonało.
Czułam się podle, mimo że nic złego nie zrobiłam
Sięgnęłam po telefon i ponownie odwiedziłam profil dziewczyny Huberta, z zamiarem wysłania jej prywatnej wiadomości. Wtedy dostrzegłam, że ostatnia fotka, którą zamieściła, to... zdjęcie testu ciążowego! Z dwoma kreskami. Opatrzyła je lakonicznym komentarzem: „Zostanę mamą. Jestem taka szczęśliwa”. Smartfon wysunął mi się z dłoni. Nie pofatygowałam się, by go podnieść. Szczerze mówiąc, miałam chrapkę, żeby go zdeptać, siarczyście przy tym klnąc.
Marzyłam o tym, by cofnąć czas. Chciałam wymazać z pamięci fakt, że byłam w związku z facetem, którego partnerka spodziewała się dziecka. A najlepiej to cofnąć się do momentu, zanim w ogóle poznałam Huberta. Niestety, to było niemożliwe, krzywda już została wyrządzona. Czułam się paskudnie, mimo że nie ponosiłam winy. A może jednak? Może powinnam była być bardziej czujna? Zainteresować się, dlaczego Hubert jest taki skryty? Jak to możliwe, że tak wspaniały mężczyzna był wolny, bez żony, narzeczonej czy dziewczyny? Może powinnam była mniej się zakochiwać, a więcej dociekać? Zapytać, czemu nie mamy wspólnych fotek? Czemu unika robienia zdjęć? O Boże, jak mogłam mu tak ślepo zaufać? Dlaczego byłam taka łatwowierna?
Zupełnie się posypałam. Stanęłam oko w oko z najtrudniejszym dylematem etycznym, jaki tylko można sobie wyobrazić: czy powinnam wyjawić jej prawdę? Czy w ten sposób uchronię ją przed popełnieniem kolosalnej pomyłki, czy może raczej zrujnuję jej życie? Czułam, że odpowiadam za jej przyszłość i było to dla mnie straszliwie przytłaczające. W kółko analizowałam wszystkie plusy i minusy. Z jednej strony pragnęłam być w porządku, wyznać absolutnie wszystko. Z drugiej jednak byłam na tyle dojrzała i obyta, by wiedzieć, że niekiedy lepiej tkwić w słodkiej niewiedzy.
Badania pokazują, że zdrada to powszechne zjawisko. Mimo to nie wszystkie małżeństwa kończą się rozwodem, więc albo oszukiwana druga połówka nie ma pojęcia o zdradzie, albo przebacza. Może tutaj byłoby podobnie? Po co mam się wtrącać i udawać, że jestem lepsza od innych? Czyż to nie jest obłudne? Kochanka, która „wybawia” oficjalną narzeczoną? Nie umiałam się zdecydować. Czas leciał, a ja nadal byłam zagubiona. Dopiero dźwięk mojego telefonu przywrócił mnie do rzeczywistości. Podniosłam go z podłogi i zerknęłam na ekran: Hubert. Nie odrzuciłam rozmowy, po prostu nie odebrałam. Gdy przestał wydzwaniać, wysłałam mu SMS-a: „Wybacz, teraz nie mogę rozmawiać”. Odpisał: „Zadzwonię później, kocham cię”.
Uświadomiłam sobie, że czasu jest niewiele
Hubert niedługo odkryje, że jestem świadoma prawdy. Wtedy to on zdecyduje, jak potoczą się dalsze losy. Zmyśli jakąś historyjkę dla swojej wybranki. „Słuchaj, jakaś wariatka się we mnie zadurzyła. Stwierdziła, że zrobi wszystko, by mnie zdobyć”. Coś w tym guście. Jeśli ona go kocha, zapewne da wiarę jego słowom. Uzna, że kłamię, by go jej odebrać. Dlatego musiałam działać pierwsza. Ponownie zalogowałam się na Facebooku i wystukałam wiadomość do tamtej kobiety. Pokrótce nakreśliłam w niej mój romans z Hubertem – pomijając zbędne detale. Nie miałam zamiaru zadawać jej więcej bólu, niż było to konieczne.
Aby udowodnić, że mówię prawdę, przesłałam jej fotkę Huberta tylko w bokserkach.
To była jedyna, jaką posiadałam. Akurat smażył nam jajka i nie zdawał sobie sprawy, że go fotografuję. Następnie wyjęłam kartę z telefonu i wrzuciłam ją do śmietnika. Zero gadania, zero smsów. Jak przyjdzie do mnie, to po prostu nie otworzę drzwi.
Upłynął cały tydzień, a ja nie otrzymałam od niej żadnego odzewu, mimo że widziałam, iż odczytała moją wiadomość. Hubert również się do mnie nie odzywał. Mam paskudny humor. Nadal nie jestem pewna, czy zrobiłam dobrze. Ale chyba czułabym się jeszcze bardziej do kitu, jakbym nic z tym nie zrobiła.
Izabela, 25 lat
Czytaj także:
„Flirtowałam z mężem siostry, bo czułam się samotna. Przecież to nic złego, bo wszystko zostaje w rodzinie”
„Skończyłem 34 lata i czułem, że przegrałem życie. Pewna kobieta uświadomiła mi, że da się żyć inaczej”
„Zamiast grzybów, w lesie znalazłam koniec mojego małżeństwa. Po 20 latach mąż stchórzył i uciekł do innej kobiety”