Pamiętam to jak dziś – był początek maja, a moja przyjaciółka z uczelni, Gośka, wyskoczyła z pomysłem, żebym wpadła do niej na wieś i razem z nią świętowała jej urodziny. W planach było ognisko z pieczonymi kiełbaskami i masa fajnej zabawy. No i faktycznie, wszystko to się wydarzyło. Ale poza tym całym szaleństwem, był tam jeszcze jeden dodatkowy element – Bartek, który mieszkał po sąsiedzku z rodzicami Gośki.
Facet kompletnie nie pasował do wizerunku gospodarza, który orze na trzydziestu hektarach. Przebijał wszystkich wyglądem, wiedzą i intelektem. Był inny, niż większość moich znajomych. Do tego jeszcze dochodził urok osobisty, który działał na każdą dziewczynę. No i na mnie też podziałał...
Od razu wiedziałam, że to był błąd
Wieczorem, podczas ogniska, wypiłam pewnie odrobinę za dużo drinków, ale z drugiej strony chyba każdy tam sporo pił. Do tego wcale nie czułam się pijana, po prostu lekko wstawiona. Rozmawialiśmy sobie, postanowiliśmy się przejść, aż tu nagle zaczęliśmy się obściskiwać. Mój chłopak nigdy nie powodował u mnie aż takiej burzy motyli w brzuchu ani tak miękkich nóg jak Bartek. No i potem już kompletnie nie potrafiłam się powstrzymać – nie tylko przed nim, ale i przed sobą. Dopiero jak się obudziłam rano, to mnie oświeciło, co tak naprawdę się stało.
Boże, co ja najlepszego zrobiłam? Obserwowałam przerażonym wzrokiem nieznajomego faceta, który smacznie spał tuż obok. Ostrożnie wymknęłam się spod kołdry i w panice zaczęłam pośpiesznie zbierać części garderoby porozrzucane po całym pokoju. Liczyłam, że uda mi się ubrać i czmychnąć, nim Bartek otworzy oczy. Udało się.
– Strasznie się o ciebie zamartwiałam! – Małgosia obdarzyła mnie karcącym spojrzeniem. – Gdzieś ty się podziewała, co? Podobno zniknęłaś z imprezy z moim sąsiadem Bartoszem… – świdrując mnie wzrokiem, w którym kryła się nie tylko ciekawość, ale też troska, zaniepokojenie, a nawet chyba cień zazdrości.
– Muszę wracać do Warszawy – wymamrotałam bez entuzjazmu, nie odpowiadając na to, o co pytała.
– Zwariowałaś? Przecież miałaś zostać do jutra.
– Wiem, ale muszę być w Warszawie jeszcze dziś – upierałam się przy swoim.
Stres sparaliżował mnie do tego stopnia, że w tamtej chwili nie byłam w stanie zmyślić nawet najmniejszego kłamstewka na poczekaniu. W głębi duszy modliłam się tylko, aby Bartek nie puścił pary z ust na temat tego, co razem przeżyliśmy tamtej nocy. Nie chciałam, by ktokolwiek dowiedział się o tym, jak straszny błąd popełniłam. Tak, to była właśnie wielka pomyłka z mojej strony. Przecież miałam u boku Grzesia, faceta, którego naprawdę kochałam. Niestety, już kolejnego dnia Małgosia zjawiła się u nas i znała ze szczegółami całą historię tego, co zaszło.
– Czemu tak nagle wyjechałaś? – spytała, po czym od razu kontynuowała: – Bartek to świetny facet.
– Daj już spokój, popełniłam błąd.
– Może dla ciebie, ale nie dla niego. Bartek stracił dla ciebie głowę.
– Tak od pierwszego wejrzenia? Poza tym jestem z Grześkiem.
– Jesteś z Grześkiem, tak? W takim razie czemu go zdradziłaś z Bartoszem, skoro podobno tak mocno go kochasz?
– Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak do tego doszło – powiedziałam zgodnie z prawdą. – Gośka, bardzo cię proszę, niech to zostanie między nami, nie wspominaj nic Grześkowi – błagałam.
– Ja nikomu nie pisnę ani słówka, ale nie zdziwiłabym się, gdyby Bartek wpadł tu z wizytą, gdyby chciał porozmawiać – te słowa mnie dobiły.
Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam, było pojawienie się tu Bartosza, bo wtedy cała sprawa mogłaby wyjść na jaw. Marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej wyrzucić z pamięci to niefortunne zdarzenie.
Po kilku tygodniach zaczęłam mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie spodziewam się dziecka. Nie wiedziałam tylko, kto mógłby być ojcem – Grzesiek czy Bartek. Tak bardzo bałam się zrobić test ciążowy, że zwlekałam z tym w nieskończoność.
W końcu Gosia zaczęła coś podejrzewać
Bartek na całe szczęście mnie nie szukał i do mnie nie przyjechał, ale i tak sytuacja mocno się skomplikowała. To, co się wydarzyło, było jeszcze trudniejsze do udźwignięcia i gorsze w skutkach.
– Słuchaj, a to dziecko nie jest przypadkiem Bartka? – wypaliła pewnego wieczoru.
– O czym ty gadasz?! Jakie dziecko? – syknęłam wściekle.
– Daj spokój, nie rób ze mnie idiotki. Wymiotujesz non stop i straciłaś na wadze. Ta twoja niestrawność to chyba już trochę za długo trwa, nie sądzisz? – zakpiła złośliwie. – Okej, lecę po test ciążowy.
No to teraz wiem już na pewno – będę mamą! Zrobiłam trzy testy ciążowe, jeden za drugim, a potem po prostu usiadłam na sofie i się poryczałam. Gośka chodziła naburmuszona, chyba była zazdrosna, bo kręciła z Bartkiem. Ale co mnie to obchodzi? Jak jej się podoba, to droga wolna!
– Powiedz o tym Grześkowi – mówiła w kółko.
– A co niby mam mu przekazać? Przecież sama dobrze wiesz, że nawet nie jestem pewna, kto jest ojcem tego dziecka! – zdenerwowałam się.
– No to idź na badania i wszystko będzie jasne. W końcu nie żyjemy w średniowieczu. Bartek też powinien o wszystkim wiedzieć.
Rzuciłam jej, że nie mam takiego zamiaru, a ona na to, że jak ja mu nie powiem, to sama wszystko wygada. No i się pożarłyśmy, bo jej wypomniałam, że jest zabujana w Bartoszu, zazdrości mi i tylko nie chce się do tego przyznać, bo on wcale jej nie chce.
– Ale z ciebie idiotka – padło z jej ust. – Znam Bartka od małego, to mój kumpel, sąsiad, a przede wszystkim porządny gość. Nie dam ci go skrzywdzić. Jak to jego dzieciak, to ma pełne prawo o tym wiedzieć.
Gdyby nie moja przyjaciółka, to raczej na pewno skłamałabym Grzegorzowi, że spodziewam się jego dziecka. Pewnie wzięlibyśmy ślub i jakoś bym żyła z tym kłamstwem, a on w niewiedzy. Taką drogę bym obrała, gdyby nie stanowcza postawa Gośki. Postawiła mi ultimatum – jeżeli nie powiem prawdy, to sama osobiście wtajemniczy obu panów w całą sytuację.
Grzesiek nie zamierzał dać mi dojść do słowa, ignorował moje błagania i kajanie się. Oświadczył mi, że to koniec naszej znajomości, a jeśli okaże się ojcem dziecka, będzie łożył na jego utrzymanie, ale od tej pory każde z nas pójdzie własną drogą. Za to Bartek skakał z radości. Wyznał, że stracił dla mnie głowę od pierwszego spotkania i mocno trzyma kciuki, aby to on został tatą. Dodał jednak, że nawet jeśli biologicznym ojcem zostanie Grzesiek, on i tak poprowadzi mnie do ołtarza, a malucha będzie traktował jak swojego. Bo jest zakochany w jego mamie po uszy.
Ja żoną rolnika? Nigdy w życiu!
Podczas naszej dyskusji o wspólnych planach na nadchodzące lata, mój ukochany wyjawił mi swoją wizję. Łaskawie przyzwoli, abym ukończyła studia medyczne, a następnie podjęła pracę w wiejskiej przychodni zdrowia. Zapewniał, że jego gospodarstwo przynosi na tyle wysokie zyski, że będziemy opływać w dostatki – ja i nasze dzieci. Wypowiadał się o nich tak, jakby było ich co najmniej kilkoro, mimo że do tej pory nie doczekaliśmy się jeszcze żadnego potomka.
Trudności pojawiły się wtedy, gdy zdałam sobie sprawę, że ślub z nim i życie na wsi, to nie jest coś, czego pragnęłam. Nie chciałam być wiejską lekarką. Nie potrafiłam sobie tego wszystkiego nawet wyobrazić. Moje plany na przyszłość wyglądały zupełnie inaczej, wizja mojego życia była całkowicie odmienna. Wpadłam w pułapkę i nie widziałam już szans na zmianę obranej ścieżki.
Grzegorz nie był w stanie mi wybaczyć, że go zdradziłam i nie chciał ze mną być. Z drugiej strony Bartek pragnął ślubu, jednak ja nie byłam nim zainteresowana. I tak oto znalazłam się w sytuacji, gdzie jestem w ciąży, samotna i w dodatku nie mam pojęcia, kto jest tatą dziecka. Jakby tego było mało, musiałam poszukać nowego lokum, bo Gosia się na mnie obraziła, twierdząc, że zraniłam jej kumpla, który cierpi, bo nie dość, że nie mam ochoty wyjść za niego, to jeszcze zamierzam odebrać mu dziecko. Wcale nie miałam takiego zamiaru, po prostu nie widziałam siebie w roli żony rolnika i gospodyni na wsi.
Z przeprowadzonych badań jasno wynika, że jestem w ciąży z Bartoszem. Grzesiek kompletnie się mną nie interesował, podczas gdy Bartek kolejny raz mi się oświadczył. Po raz kolejny powiedziałam „nie”. Moje uczucia do niego dawno wygasły, bo byłam nim zainteresowana tylko przelotnie i nie mam zamiaru wiązać się z nim na stałe. Cóż, poradzę sobie z wychowywaniem dziecka sama, ewentualnie z drobną pomocą ze strony tatusia, który ciągle mi powtarza, że pragnie aktywnie uczestniczyć w życiu malucha. No i non stop gada, że może w końcu zmienię zdanie, rozmyślę się i zostanę jego małżonką. Nie ma mowy, stanowczo wolę samodzielnie wychowywać dziecko niż żyć na wsi i być żoną rolnika.
Sylwia, 26 lat
Czytaj także:
„Z mężem czułam się jakbym żyła w grobie. Nie ruszała go nawet kusząca bielizna, więc wymieniłam go na żwawego kochanka”
„Moja narzeczona to niechluj i łamaga, a teściowa wygląda jak milion dolarów. To z nią powinienem się ożenić”
„Mąż dał kochance moją biżuterią. Byłam zielona z wściekłości, kiedy zobaczyłam swoją bransoletkę na ręce tej dziuni”