„Chłop pod żadnym pozorem nie powinien widzieć baby bez makijażu ani u fryzjera. Jeszcze się przestraszy!”

Mężczyzna nie powinien mnie widzieć u fryzjera fot. Adobe Stock, Kobrinphoto
„Przecież salon fryzjerski to nie miejsce, gdzie kobiety chcą się pokazywać mężczyznom w całej okazałości! Siedzące z workami foliowymi na głowie, z poprzyczepianymi do włosów kawałkami folii aluminiowej albo z głową pełną wałków, nie wyglądają atrakcyjnie. Najchętniej zapadłby się wtedy człowiek pod ziemię, a nie wystawiał na widok mężczyzn”.
/ 14.04.2023 20:30
Mężczyzna nie powinien mnie widzieć u fryzjera fot. Adobe Stock, Kobrinphoto

Normalnie to bym się ucieszyła, że gapi się na mnie taki przystojniak. Ale nie tym razem. Jakie wrażenie mogłam zrobić w folii na głowie? Gdyby nie to, że pracowała tu moja pani Aneta, z miejsca zmieniłabym salon fryzjerski. Ale byłam jej klientką od lat, zawsze wychodziłam z od niej zadowolona, a każda kobieta wie, że sprawdzony fryzjer to skarb. Nie chciałam wypróbowywać nowego, poddawać eksperymentom moje włosy.

Na ich punkcie miałam obsesję

Wiedziałam od dziecka, że to mój atut. Dlatego tak kurczowo trzymałam się pani Anety. Chodziłam do niej raz w miesiącu na podcinanie, farbowanie, zabiegi pielęgnacyjne. Wiele bym dała, żeby pani Aneta zmieniła salon, zaczęła pracować gdzie indziej, ale ona nie dawała się przekonać.

– Tu jestem od lat, mam dwa kroki do domu, zżyłam się z koleżankami – powtarzała, gdy namawiałam ją, by poszukała pracy w bardziej prestiżowym lokalu.

Kilka lat temu i to miejsce było niczego sobie. Duży lokal, dwie osobne sale, odrobina intymności. W końcu salon fryzjerski to też miejsce, gdzie kobieta chce się zrelaksować. Teraz było to niemożliwe. Właścicielka postanowiła oszczędzać. Nie obniżając cen za usługi, obniżyła standard. Z dwóch sal zrobiła jedną. Ciasnota, że torebki nie ma gdzie położyć. Nie było już podziału na fryzjera damskiego i męskiego. Każdy każdego miał „na widelcu”. A przecież salon fryzjerski to nie miejsce, gdzie kobiety chcą się pokazywać mężczyznom w całej okazałości! Siedzące z workami foliowymi na głowie, z poprzyczepianymi do włosów kawałkami folii aluminiowej albo z głową pełną wałków, nie wyglądają atrakcyjnie. Najchętniej zapadłby się wtedy człowiek pod ziemię, a nie wystawiał na widok mężczyzn. Ci zawsze dziwnie spoglądają na kuriozalnie prezentujące się kobiety. Nie raz widziałam, że wymieniali z innymi facetami porozumiewawcze spojrzenia. No tak, w końcu my kobiety robimy te dziwaczne zabiegi po to, żeby się im podobać. Ale to efekt końcowy powinien być prezentowany. Wejście za kulisy nie sprzyja podkręcaniu naszej atrakcyjności. A już na pewno naraża nas na dyskomfort.

Tamtym razem nie było inaczej

Akurat padło na balejaż. Siedzieć dwie godziny z włosami nastroszonymi jakbym została podłączona do prądu, do tego z tymi paskami folii, to wątpliwa przyjemność. Czytałam kolorową gazetę i starałam się za wszelką cenę nie łapać kontaktu wzrokowego z nikim wokół. Co jakiś czas nerwowo spoglądałam na timer postawiony na stoliku.

„Jeszcze 40 minut, pół godziny, kwadrans…” – niecierpliwiłam się.

Chciałam jak najszybciej włożyć głowę pod kran i pozbyć się ośmieszającej charakteryzacji. W końcu timer zadzwonił! Ale mojej pani Anety nie było. Zaczęłam się nerwowo rozglądać i... wtedy go zobaczyłam. A raczej wpatrujące się we mnie lustrzane odbicie obłędnie przystojnego mężczyzny. Ironiczny uśmiech i wymalowane zdziwienie na twarzy. Patrzył na mnie jak na przybysza z obcej planety! Spuściłam wzrok i modliłam się w duchu, żeby jak najszybciej przyszła pani Aneta. Ale jej, jak na złość, nie było. Podniosłam oczy i zamurowało mnie. On nadal się bezczelnie gapił. Z tym samym głupim uśmieszkiem. To już robiło się niekulturalne.

„Kim ja jestem? Kobietą z brodą, dziwolągiem, atrakcją turystyczną?” – denerwowałam się.

Najgorsze, że ten facet był taki przystojny. Tym bardziej czułam się speszona. Już się podnosiłam, by poszukać pani Anety, gdy pojawiła się na horyzoncie. Czerwona po uszy podreptałam za nią do stanowiska z umywalką. Po kilkunastu minutach, gdy z ręcznikiem na głowie, wróciłam na fotel już go nie było. Odetchnęłam z ulgą, ale przyrzekłam sobie, że koniec tego dobrego.

„Nie będę się narażać na taki dyskomfort. Zmieniam salon. Najwyżej namówię panią Anetę na domowe wizyty” – planowałam w drodze powrotnej do domu.

Tamtego ranka nie usłyszałam budzika i obudziłam się o godzinę za późno. Wybiegłam z domu jak torpeda, już spóźniona do pracy. Jednym susem wskoczyłam do osiedlowego kiosku, żeby kupić bilet na autobus i zaaferowana krzyknęłam:

– Dwudziestominutowy normalny poproszę, mam odliczoną kwotę!

Przepraszam, ale jeszcze nie skończyłem – usłyszałam męski głos. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że ktoś stoi przy kasie i wyszło na to, że chciałam się wepchnąć bez kolejki.

– Ojej, przepraszam, bardzo się spieszę – próbowałam się usprawiedliwić, gdy klient się odwrócił i… omal nie padłam z wrażenia.

To był ten sam mężczyzna

Ten, który tydzień temu bezczelnie wgapiał się we mnie u fryzjera! Do tego w mgnieniu oka przylepił mu się do twarzy ten sam ironiczny uśmiech.

– O, my się chyba znamy – zaczął. – Ale poprzednim razem miała pani bardziej wyszukaną fryzurę – dodał już z szerokim uśmiechem.

– Bardzo zabawne – odburknęłam, zbita z tropu. – Pan za to chyba nie za bardzo zna się na manierach. Salon fryzjerski to nie zoo ani seans w kinie – zakończyłam.

Zabrałam szybko bilet i wybiegłam ze sklepu.

„Co za złośliwy typ” – wściekałam się w myślach. „Nie dość, że się nie znamy, to jeszcze będzie mnie publicznie wyśmiewał”.

Dwa dni później znów natknęłam się na tego faceta, tym razem w sklepie spożywczym w pobliżu mojego domu. Zaczęłam zastanawiać się, czy nie prześladuje mnie jakieś fatum.

– Dzień dobry pani – zagadał do mnie, gdy wychodziłam ze sklepu.

Znów miał przyklejoną tę minę ważniaka.

– Chyba coś nas jednak ciągnie ku sobie – uśmiechnął się.

– Czy pan mnie śledzi? – zapytałam chłodnym tonem.

– Skądże znowu – odparł. – Mieszkam w okolicy od niedawna i pewnie dlatego ostatnio na siebie wpadamy. Czy zechciałaby pani napić się ze mną kawy? – wypalił prosto z mostu.

Nie wiem dlaczego się zgodziłam. Może cały czas byłam pod wrażeniem jego urody? A może po prostu tak miała potoczyć się ta historia, bo Piotrek, od dwóch lat mój mąż, twierdził, że byliśmy sobie przeznaczeni od pierwszego wejrzenia we fryzjerskim lustrze. Podobno nie wyglądałam wtedy brzydko, ale „uroczo i zabawnie”, a on choć wiedział, że to nieeleganckie, nie mógł przestać wlepiać we mnie wzroku. Tak mu się spodobałam. Jestem z nim najszczęśliwsza na świecie. A salonu fryzjerskiego nie zmieniłam do dziś. I nie krępuje mnie już siedzenie z folią na głowie na fotelu u fryzjera.

Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”

Redakcja poleca

REKLAMA